banner

„Autonomia uczelni i środowiska akademickiego – odpowiedzialność i etos akademicki”– tak zatytułowano konferencję zorganizowaną przez Komisję Komunikacji i Odpowiedzialności Społecznej KRASP, Instytut Problemów Współczesnej Cywilizacji im. Marka Dietricha oraz Politechnikę Warszawską, która odbyła się 10.05.17 na Politechnice Warszawskiej.

Termin konferencji ani jej tytuł nie były przypadkowe – wpisuje się ona bowiem w ogólnopolskie konsultacje środowiskowe prowadzone przez kierownictwo ministerstwa nauki przed wprowadzeniem nowej ustawy o szkolnictwie wyższym, co ma nastąpić w 2018 roku.


Organizatorzy konferencji uważają, iż środowisko akademickie traktuje autonomię uczelni jako niezbędny czynnik warunkujący wolność akademicką, umożliwiającą wypełnianie misji uczelni poprzez jej pracowników. Jest też świadome, że problemu autonomii uczelni nie można oddzielać od odpowiedzialności środowiska i dbałości o wysoki etos akademicki.

Jednak problem autonomii uczelni i jej zakres jest nieraz kwestionowany- głównie przez środowiska pozauczelniane – zauważają organizatorzy konferencji. Można domyślać się, że stawiają sobie one następujące pytania:

- Czy rzeczywiście wolność akademicka, gwarantowana przez autonomię uczelni, jest niezbędnym warunkiem twórczości, czy też jest wyrazem roszczeń środowiska, które domaga się nieuzasadnionego przywileju?

- Czy przywiązywanie znaczenia do autonomii uczelni akademickich jest tylko wyrazem konserwatyzmu tego środowiska, przyzwyczajonego do tradycji?


Uczestnicy konferencji ustosunkowywali się do tych pytań zarówno w swoich referatach, jak i wystąpieniach w ramach panelu dyskusyjnego.

Prof. Andrzej Eliasz (KRASP) zauważył, iż w ostatnim 25-leciu biznes zmienił się totalnie, natomiast uczelnie – w ogóle. Gdyby analizować przyczyny zmian biznesu i ekstrapolować te zjawiska na szkolnictwo wyższe, można byłoby dojść do wniosku, że tylko zmiany zewnętrzne mogą je zmienić. Z drugiej strony, warunkiem pracy twórczej jest spokojne, stabilne środowisko pracy oraz autonomia uczelni. Wniosek zatem nasuwa się jeden: zmiany winni przeprowadzać sami zainteresowani – środowisko naukowe uczelni. A do tego niezbędna jest autonomia – im będzie ona większa, tym większa odpowiedzialność będzie ciążyć na nauczycielach akademickich.

Obecny na konferencji wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego, prof. Aleksander Bobko zauważył, iż z uwagi na specyfikę czasów, w jakich żyjemy, autonomię uczelni trzeba zdefiniować na nowo. Wynika to bowiem z presji biznesu na naukę, konieczności wdrożeń, transferu wiedzy, itd. Nie uciekniemy od związku nauki z gospodarką, zastosowaniami, co przez wiele wieków nie było oczywiste. Kiedyś badania prowadzono z czystej ciekawości poznawczej uczonych, dzisiaj uczelnie coraz częściej zaczynają przypominać korporacje.

W duchu ściślejszych związków nauki z gospodarką wypowiadał się też w swoim referacie prof. Andrzej Szostek (KUL), apelując o większe zainteresowanie naukowców tym, czym żyje społeczeństwo. Skoro elity intelektualne pełnią rolę wiodącą w społeczeństwie, winny brać odpowiedzialność za to, co robią.

Z kolei prof. Piotr Sztompka (UJ), zarysowując linie podziałów miedzy różnymi kulturami: akademicką, polityczną, korporacyjną, biznesową, życia codziennego, zauważył, iż powodem naruszania autonomii akademickiej są inwazje innych kultur. Np. obowiązująca obecnie kultura polityczna czy biznesowa za cel nadrzędny stawia sobie wartość pieniądza, tymczasem dla kultury akademickiej ważna jest wolność badań i organizacji.
Z jednej strony, autonomia uczelni tę wolność wyboru badań zapewnia, jednak z drugiej – władze, poprzez określone finansowanie , narzucają tematy badawcze oraz czas ich przeprowadzenia. To powoduje niemożność zaplanowania twórczości naukowej.
Autonomia wiąże się jednak nie tylko z wolnością badań, ale i ich jakością, tymczasem we współczesnej nauce trudno określić kryteria jakości, co powoduje niekiedy patologię w postaci np. powielania wiedzy przestarzałej.

Celem uniwersytetu Humboldtowskiego były idee, dziś zasady te są naruszane poprzez kształcenie studentów w określonym zawodzie. Tymczasem uniwersytet potrzebuje fanatyków nauki. Niestety, dziś dominuje w nim oportunizm i formalizm. Potrzeba też przywrócenia relacji mistrz – uczeń, a mamy zapowiedź obniżenia poprzeczki jakościowej, jeśli sądzić po wprowadzeniu doktoratów wdrożeniowych, nacisku na sprawozdawczość (która miała być uproszczona), powoływanie rad powierniczych, itp.
Uniwersytet musi oprzeć się pokusie służebności wobec społeczeństwa, a autonomia uczelni musi skutkować pozostawieniem polityki poza murami uczelni. Autonomia uniwersytetu bowiem - gwarantowana konstytucją – tworzy wspólnotę i więzi moralne, takie jak zaufanie, szacunek, sprawiedliwość, a to przekłada się na kapitał społeczny. Kultura akademicka jest więc priorytetowa wobec innych kultur, stąd trzeba ją chronić. Jeśli nastąpi kryzys uniwersytetu, tym samym mamy kryzys kultury akademickiej.

Prof. Zbigniew Marciniak (UW, RG) zwrócił jednak uwagę, iż zaburzenia w kulturze akademickiej wynikają nie tylko z czynników zewnętrznych, ale i wewnętrznych. Część środowiska chętnie oddałaby autonomię uczelni i badań za zapewnienie mniejszej odpowiedzialności wynikającej z szerszych regulacji prawnych odnośnie uniwersytetu. Ale jeśli wszystko będzie się regulować przepisami, wówczas zniknie etos kultury akademickiej.
Istnieje jeszcze jeden trend niszczący etos akademicki: na uczelniach kurczy się wymiar wykładanych przedmiotów podstawowych, bo liczy się tylko pieniądz, którego nie dają – przynajmniej wprost - matematyka, filozofia, biologia czy geografia.
Czynnikami wewnętrznymi niszczenia etosu nauki są także takie zjawiska jak ustalanie sądowe wartości prac naukowych. To wynik braku zaufania do środowiska naukowego i jego sprawiedliwych osądów. Jednak rozwiązaniem tych problemów nie może zająć się jakąś siła zewnętrzna, regulatorzy prawni – to samo środowisko akademickie, naukowe, musi sobie z nimi poradzić, a to jest możliwe tylko przy istnieniu autonomii uczelni.

Innym dyskutowanym zagadnieniem było, czy autonomia, odpowiedzialność społeczna środowiska i etos akademicki mogą nabierać specyficznego znaczenia w uczelniach różniących się profilem?

Prof. Ewa Chmielecka (SGH) zwracała uwagę na to, iż fundamentem istnienia wspólnoty jest etos określany przez prawdę, dobrą pracę, odpowiedzialność (też obywatelską), pomnażanie wiedzy wartościowej poznawczo. On właśnie różni wspólnotę od grupy działania. Ale jak uzyskać etos wspólnoty i dobrą instytucję, w której ona działa? Sytuacji nie poprawiają liczne kodeksy dobrych obyczajów - widać tu siłę wpływów ideologicznych, zewnętrznych, wielkich polityk społecznych jak np. proces boloński.

O wpływach zewnętrznych na kulturę i niezależność akademicką mówił też prof. Roman Morawski (PW), zwracając uwagę na akademicki kapitalizm, wykluczający bezinteresowność. Pokazał też na przykładach rozwiązań, jakie wprowadzono w Polsce w 1990 r. w nauce (KBN i rozdział środków na badania poprzez konkursy) ich błędność, skutkujących dzisiaj rozdrobnieniem badań i tzw. grantozą i punktozą. O negatywach takiego rozwiązania skopiowanego z USA, wiedziano już w latach 80. XX w. i w tym upatruje się źródła dyskryminacji nauki. Są one wyrazem konfliktu między wartościami a procedurami.

Konferencja – pierwsza z kilku zaplanowanych przez organizatorów w sprawie autonomii uczelni – pokazała stary spór, jaki toczył się przez cały wiek XX i zapewne będzie jeszcze się toczyć jakiś czas. Dotyczy on relacji między nauką a gospodarką, naukowcami a politykami, społeczeństwem.
W czasach, kiedy badania naukowe nie wymagały dużych nakładów, a naukowcy prowadzili je na własny koszt,(ew. koszt sponsora), problem ten nie był istotny. Wraz z rozwojem nauki i skomplikowaniem badań naukowych, ich rosnącymi kosztami, globalizacją świata i rywalizacją państw, regionów, stary model uprawiania nauki, a także funkcjonowania uniwersytetów i społeczności akademickich jest nie do utrzymania. Rozumieją to sami naukowcy, niemniej próbują ocalić z niego piękne idee, m.in. autonomię uniwersytetu, gwarantującą istnienie społeczności, które łączą szlachetne cele, a nie pieniądz.
Anna Leszkowska