Recenzje (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 736
Nakładem wydawnictwa Księży Młyn ukazały się dwa tomy pasjonujących wspomnień Piotra Zaremby (1910-1993) – pierwszego po wojnie prezydenta Szczecina.
Tom pierwszy – obejmujący rok 1945 - jest wydawany już po raz trzeci, natomiast tom kolejny, to wydanie pierwsze, obejmujące kolejne dwa lata (1946-1947) urzędowania Piotra Zaremby na tym stanowisku, które piastował przez pięć lat, do czasu zmiany ustawy o samorządzie w 1950 r.
Obie książki (z wzbogacającą je przedmową Eryka Krasuckiego) to fascynująca lektura, ale tom pierwszy to lektura szczególna, pokazująca nie tylko dzieje miasta i jego odbudowy po zakończeniu wojny, ale także historię Polski opowiedzianą przez osobę, która będąc na szczycie władzy samorządowej i pośrednio rządowej uczestniczyła w jej tworzeniu. To opowieść o tym, z jakimi problemami zetknęli się pierwsi osadnicy na tym terenie i jakie musieli podejmować decyzje (na szczeblu krajowym i międzynarodowym), aby Szczecin – historyczna stolica księstwa Pomorskiego, gród książąt słowiańskich, Gryfitów - po kilkuset latach panowania w nim Szwedów, Prusów i Niemców, znów stał się miastem słowiańskim, polskim.
Piotr Zaremba – także pierwszy kronikarz Szczecina, inżynier, urbanista, poliglota – podjął się z dnia na dzień wykonania zadania z dzisiejszej perspektywy niemożliwego - odbudowy miasta i jego społeczności bez środków finansowych, ludzkich, technicznych. Do Szczecina przyjechał dwa dni po jego wyzwoleniu (26.04.45) przez Rosjan, kiedy wojna jeszcze trwała, a szczecińscy Niemcy nie byli przekonani o swojej klęsce. Jadąc z Poznania (Piotr Zaremba był poznaniakiem) nie znał nawet drogi – pomocą był jedynie plan wydarty ze starej niemieckiej encyklopedii. Jak wspomina: „byliśmy zupełnie sami – ani jeden pojazd nie jechał w naszym kierunku, nie spotkał nas ani jeden mieszkaniec”. Jazda odbywała się przez całkowicie opustoszałe miasto, zrujnowane w 60% przez aliantów i Niemców, w dużej mierze zaminowane. Tak zaczęła się kadencja pierwszego polskiego prezydenta Szczecina 28 kwietnia 1945 roku o godzinie 14.15…
Trudno dziś sobie wyobrazić tamte czasy: od strony politycznej – ciągle niepewne: czy Szczecin aby na pewno będzie nasz? Wiedzieliśmy to dopiero 5 lipca 1945 (o wytyczeniu granicy zdecydował Stalin) – do tego czasu nasze władze państwowo-samorządowe musiały (wskutek interwencji brytyjskiej) dwukrotnie opuszczać miasto. Ponadto, w jakich ono będzie granicach? Jak daleko na zachód od Szczecina będzie granica państwa? Co z terenami na północ od Szczecina, zwłaszcza Świnoujściem, ważnym dla szczecińskiego portu?
Te ustalenia z Wielką Trójką trwały kilka miesięcy. W tym czasie Niemcy masowo napływali do Szczecina, tworząc „fakty dokonane” – próbując przekonać przywódców zwycięskich armii, że Szczecin jest jednak niemiecki. (W kwietniu 1945 w Szczecinie było 2,5 tys. Polaków i 6 tysięcy Niemców, ale już w czerwcu, kiedy polska administracja na wniosek Brytyjczyków musiała opuścić Szczecin, do miasta napłynęło 60 tys. Niemców, a zostało 2,3 tys. Polaków).
Od strony administrowania łamigłówek było jeszcze więcej, choć nie tak wielkiej wagi jak związane z walką o terytorium państwa. Właściwie prezydent musiał jednocześnie rozwiązywać kilka problemów: czy najpierw zadbać o napływ mieszkańców, zwłaszcza fachowców od budownictwa, transportu, łączności, energetyki? Czy może poprawić bezpieczeństwo w mieście, w którym mieszkało kilkadziesiąt tysięcy Niemców zaangażowanych w działania dywersyjne, ale i buszowało wiele grup szabrowniczych, ogołacając miasto z czego tylko się dało? A może najpierw zabrać się za aprowizację, gdyż Szczecin początkowo po prostu głodował. Co ważniejsze: głód, brak prądu, wody, dróg, mostów i dojazdu do miasta, czy pieniędzy? A może najpierw zająć się odgruzowywaniem (w mieście było 9,5 mln m3 gruzu)?
Wszystko musiało być naprawiane jednocześnie i początkowo – dopóki się nie ukonstytuowały pierwsze urzędy – prawie o wszystkim musiał prezydent decydować sam. A do tego – przekonywać władze państwa, że odbudowa Szczecina – oraz jego portu - winna być dla Polski sprawą priorytetową – ze względów politycznych i gospodarczych. (Niestety, Szczecin do dzisiaj nie jest dla Polski ukochaną Ziemią Odzyskaną, nie zyskał też miana Miasta Morskiego, o co zabiegał prezydent Zaremba).
Wiele w tych wspomnieniach faktów, o których mało kto dziś wie: że do odbudowy Szczecina przyczynił się najbardziej Poznań, ale i Gdynia, że walka o przejęcie zrujnowanego wówczas portu przez władze samorządowe od władz strefy okupacyjnej ciągnęła się do 1946 roku, że przez dłuższy czas w Szczecinie funkcjonowały dwie administracje: polska i niemiecka, że przez Szczecin przejeżdżały pociągi z osadnikami żydowskimi, którzy później nielegalnie przekraczali słabo strzeżoną granicę, by wyjeżdżać do Palestyny, że w pierwszym okresie po wyzwoleniu Szczecina nikt nie używał pieniędzy, bo ich po prostu nie było, że od pierwszych dni po objęciu władzy przez Polaków, prezydent-urbanista już pracował nad planami nowej zabudowy miasta, zachowaniem i powiększeniem jego terenów zielonych, ale i włączeniem Szczecina do portowych miast Europy. Także o utworzenie w Szczecinie wyższych uczelni, tworzących przyszłe elity miasta. (Pierwszą uczelnią była filia poznańskiej Akademii Handlowej. W inauguracji roku akademickiego 20.11.46 uczestniczyło ok. 2 tysięcy osób!).
Wspomnienia prezydenta Zaremby to szczególna epopeja: pokazująca czas początku polskiego XX-wiecznego Szczecina i Pomorza, hołd złożony miastu i regionowi, ludziom, którzy szczególnie przysłużyli się odbudowie tego, co zniszczono podczas wojny. To epopeja tworzona metodycznie, codziennie, jak na pozytywistę i państwowca przystało, no i poznaniaka, gdzie „porzundek musi być”.
Wydane dwa tomy wspomnień z lat 1945, i 1946-7 to tylko fragment wspomnień Piotra Zaremby, które liczą 15 tomów (zdeponowanych w archiwach, m.in. PAN-owskim, gdyż prof. Piotr Zaremba był członkiem rzeczywistym Akademii). Czyta się je jednym tchem, podziwiając optymizm, racjonalność, umiejętności i pracowitość autora, ale przede wszystkim wielkość jego dzieła jakim jest dzisiejszy Szczecin, nasz Szczecin.
Anna Leszkowska
Wspomnienia Prezydenta Szczecina, Pierwszy szczeciński rok 1945, Piotr Zaremba, Wyd. Księży Młyn, Łódź 2016, wyd. III, s. 370
Wspomnienia Prezydenta Szczecina, lata 1946-1947, Piotr Zaremba, Wyd. Księży Młyn, Łódź 2020, wyd. I, s. 267
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 330
Dyskusja o eutanazji nie jest dyskusją nową, niemniej co jakiś czas budzi większe społeczne emocje, zwłaszcza jeśli rozpatrywana jest na szczeblach rządowych.
Z reguły o eutanazji jest mowa w przypadku nieuleczalnych chorób, powodujących niezwykle ciężkie cierpienia człowieka. Niektóre rządy przychyliły się w takich przypadkach do oczekiwań części społeczeństwa i zgodziły się na eutanazję w takich przypadkach, nazywając ją eufemistycznie „czynną pomocą w umieraniu”.
Na możliwość takiego zakończenia życia zdecydowały się społeczeństwa Kanady (najbardziej liberalne prawo), Nowej Zelandii, Hiszpanii, Belgii, Luksemburga czy Holandii. W kwietniu tego roku sprawa ta została przedstawiona także rządowi Francji, co wywołało publiczną burzliwą dyskusję, czy aby nie mamy tu do czynienia z odchodzeniem od zasad cywilizacji chrześcijańskiej i rozmywania zasad moralnych.
Ale możliwość eutanazji jest kusząca także dla tych, których ideologią jest zmniejszenie liczby ludzkości do tzw. złotego miliarda oraz wszystkich tych „elit” rządzących państwami, które nie radzą sobie z problemem starzenia się społeczeństwa i konieczności zapewnienia starszym ludziom możliwie dobrych warunków bytowania w tym końcowym okresie życia.
O tym mówi najnowszy film „Plan 75” jednej z najzdolniejszych japońskich reżyserek, Chie Hayakawa.
To poruszająca i mroczna wizja zapewne niedalekiej przyszłości, pokazująca dystopijną przyszłość japońskiego (a pewnie nie tylko) społeczeństwa.
Japonia to kraj słynący z rozwiniętej technologii oraz doskonałej opieki medycznej, które przekładają się na wysoką średnią życia jej obywateli. W połączeniu z niskim współczynnikiem dzietności stanowi to jednak dla rządu sygnał alarmowy. Starzejące się społeczeństwo jest zapowiedzią rychłego kryzysu ekonomicznego oraz zaburzenia równowagi państwa.
Rozwiązaniem ma być rządowy program kryjący się pod nazwą Plan 75. Zachęca on do eutanazji osoby, które ukończyły siedemdziesiąty piąty rok życia. Obecne na każdym kroku reklamy, adresowane do zdezorientowanych seniorów, zachwalają wszelkie korzyści, jakie płyną z rewolucyjnego programu.
Jednym z argumentów do podpisania umowy na dobrowolną śmierć w określonym terminie ma być wynagrodzenie, które balansującym na granicy ubóstwa uczestnikom Planu pozwoli zrealizować ostatnie marzenie. Starsza kobieta, której środki do życia znikają w błyskawicznym tempie, pragmatyczny sprzedawca programu oraz filipiński robotnik staną tym samym przed najważniejszymi wyborami.
„Plan 75”, będący japońskim kandydatem do Oscara w 2023 roku, łączy w sobie liryczne elementy z ostrym społecznym komentarzem. Poza samotnością starzejących się i starych ludzi przedstawia relacje międzypokoleniowe i problemy wynikające z atomizacji społeczeństwa, a także opieki nad starymi ludźmi.
Odhumanizowany w swej istocie „plan 75”, „skrojony” pod kulturę zdyscyplinowanego japońskiego społeczeństwa, pokazuje dylematy moralne związane z ową „czynną pomocą w umieraniu” oraz sferę patologii wywołanej takim rozwiązaniem. To nie jest tylko film o wyrzucaniu starych ludzi na śmietnik (dosłownie i w przenośni), ale także o wartości przyjaźni, miłości, które pojawiają się w niespodziewanych okolicznościach. Także o sile kultury i tradycji, ale i o kręgosłupach moralnych ludzi.
To również film o młodzieży, która musi się zmierzyć z konfliktem między dotychczas obowiązującymi normami etycznymi i moralnymi a bezdusznymi normami społecznymi, z koniecznością wyboru między obowiązkami a uczuciami. W warstwie metaforycznej często pojawiającym się obrazem jest szlaban, sugerujący widzowi bariery, jakich ludzie nie powinni przekraczać, jeśli chcą zachować swoje człowieczeństwo. Do takiej refleksji skłania także ostatnia scena filmu, o iście Kantowskiej wymowie: niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie.(al.)
O filmie:
Gatunek: Dramat
Produkcja: Japonia/Filipiny/Francja
Dystrybucja: Aurora Films
Czas trwania: 112 min
Film dostał 4 nagrody i 3 nominacje
- Autor: al
- Odsłon: 2598
Katarzyna Tarmas jest autorką książki Łzy czyste, rzęsiste. Płacz polskich polityków wydanej przez Wydawnictwo Trio.
Autorka analizuje w niej sześć przypadków płaczu czołowych polskich polityków – Renaty Beger, Beaty Sawickiej, Beaty Kempy, Andrzeja Leppera, Radosława Sikorskiego oraz Michała Boniego. Sprawdza, czy płacz może być skutecznym środkiem retorycznym w walce o wyborców.
Czy łzy przystoją mężczyźnie, kobiecie, politykowi? Z książki dowiadujemy się, jakie okoliczności skłoniły polityków do płaczu oraz jak wyglądały ich łzy. Jak mogła zareagować na to opinia publiczna? Jaki komunikat parlamentarzyści w ten sposób przekazywali odbiorcom? Czy płacz polityków mógł być autentycznym wyrazem uczuć, czy był raczej cyniczną grą na emocjach? Może publiczny płacz to kolejny chwyt marketingowy służący budowie wizerunku?
„Tematem książki jest retoryczna rola płaczu polskich polityków – pisze autorka. - Do tej pory nie zanalizowano tego, czy łzy mogą być efektywnym narzędziem w porozumiewaniu się polityków z opinią publiczną. Nie zbadano również, jak płacz polityków wpływa na reakcje społeczeństwa.
Publikacja ma w założeniu charakter empiryczny. Składa się z dwóch części: teoretycznej i analitycznej.
Wstęp teoretyczny jest istotny, ponieważ płacz, choć jest zjawiskiem powszechnym, jest mało zbadany. Nie do końca wiadomo, jak powstają łzy, do czego służą ludziom, jakie mają znaczenie społeczno-kulturowe. /.../ W oparciu o wiedzę z rozdziału pierwszego powstała autorska analiza łez wybranych polityków./.../
Najważniejszym celem książki jest wyjaśnienie, jaką rolę odgrywa płacz polityków w komunikowaniu się z wyborcami”.
Niestety, polscy naukowcy nie interesują się dostatecznie fenomenem płaczu – stwierdza autorka. Aby więc opisać teoretyczne wątki związane z tym zjawiskiem, posłużyła się przede wszystkim pracami zagranicznych badaczy, wykorzystała też publikacje dotyczące komunikacji międzyludzkiej, nauk społecznych, manipulacji.
Badania naukowe na temat łez zaczęto przeprowadzać stosunkowo niedawno, a ich wyniki nie są jednoznaczne. Ciągle bez odpowiedzi pozostają pytania: jak ludzie reagują na płacz, jak kontekst sytuacyjny wpływa na wylewanie łez, czemu część osób woli ukrywać swój płacz, a niektórzy wprost przeciwnie? Praca Katarzyny Tarmas jest zatem kolejną cegiełką służącą budowaniu tej ciekawej wiedzy.(al)
Łzy czyste, rzęsiste. Płacz polskich polityków, Katarzyna Tarmas, Wydawnictwo Trio, Warszawa 2013, s.220, cena 34 zł.