banner

Z Wiesławem Ochmanem rozmawia Anna Leszkowska


Boże Narodzenie, sylwester - jaki to czas dla artysty? Prywatny, wypełniony pracą?


Prywatnie jest to bardzo piękny czas, ale zawodowo - pełen nęcących propozycji, aby wystąpić w sylwestrowych spektaklach, koncertach, bądź je poprowadzić, czy wystąpić z recitalem kolęd. I tutaj zawsze są rozterki: przyjąć propozycję, czy odrzucić. Z jednej strony artysta powinien przyjmować takie zaproszenia, bo przecież jego rolą jest występowanie dla publiczności, ale z drugiej strony i on chciałby - chociaż od czasu do czasu pobyć normalnym człowiekiem. Usiąść, poczytać książkę, odpocząć.

Tak się jakoś składa, że od dłuższego czasu sam układam program sylwestrowy - także prowadzę i śpiewam koncerty razem z zapraszanymi przeze mnie artystami - zwykle w szczególnych miejscach. W tym roku będzie to Opera Śląska, gdzie prowadziłem taki koncert dwa lata temu. Propozycja, abym powtórnie przyjął zaproszenie do Bytomia wynikała z tego, że tamten koncert sylwestrowy bardzo się publiczności spodobał - jak wiec można odrzucić takie zaproszenie?

Natomiast święta Bożego Narodzenia spędzę oczywiście rodzinnie, bo to taki czas, który powinno się spędzać ze swoimi najbliższymi. Poza tym ja nie lubię jeździć, podróżować, choć robię to całe życie, bo podróże są nieodłącznie związane z moim zawodem. Oczywiście, nie narzekam, bo - dzięki studiom technicznym - umiem to sobie logicznie ułożyć, mam do tego realistyczne podejście.


Studia techniczne a twórczość artystyczna to chyba jednak dalekie powinowactwo...


Studia techniczne dla artysty są niezwykle ważne. Mnie na początku pozwoliły bardzo swobodnie pracować w teatrze operowym. Nie martwiłem się tym, że jeśli mi się coś nie uda, nie będę miał co robić. Miałem solidny zawód - magister inżynier ceramik mógł zawsze wrócić do przemysłu lub na uczelnię - AGH. Wysoko cenię ten swój pierwszy zawód, który nauczył mnie myśleć racjonalnie i nie podchodzić emocjonalnie do problemów.


Wyżej niż śpiew i malarstwo?


Malarstwo jest moją pasją, a śpiew to moje życie. One się w jakimś stopniu uzupełniają, ale niewątpliwie o śpiewie częściej myślę i częściej jestem z nim związany. Niemniej to są dwie różne dziedziny. Malarstwo jest bardziej osobistą twórczością, gdyż malarz od początku decyduje o wyborze płótna, techniki, o kolorystyce, formie, o temacie, o tym, gdzie położy podpis, a nawet o ramie. Natomiast w śpiewie operowym jestem uzależniony nie tylko od dyrygenta, ale od tempa, kostiumu, świateł, reakcji publiczności, warunków atmosferycznych - bo głos jest na nie bardzo czuły. Także od scenografii, podłogi na scenie, etc. Wszystko może pomagać lub przeszkadzać.


Czy zdarzyło się, że musiał Pan pod rząd przez kilka lat występować w sylwestra, czy w okresie świątecznym?


Raz śpiewałem „Nieszpory sycylijskie” Verdiego w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia w Paryżu. I wigilia była właściwie „hotelowa” - w niczym nie przypominała naszej. Zupełnie inną atmosferę ma też wówczas Paryż, choć Francuzi przecież też cenią te święta. Ale nie ma tam tej nuty romantyzmu, która pojawia się w Polsce.

Natomiast w sylwestra zdarzyło mi się, że występowałem w ten wieczór dwa lata pod rząd. Oczywiście propozycje były co roku, ale nie wszystkie należały do tych, które mnie interesowały. Poza tym ja nie bardzo lubię chodzić na bale. Wolę posiedzieć w domu, poczytać. A to, że np. nadchodzi 2000 rok, niczego nie zmienia. Co za różnica, czy to 2001, 2004? Nikt przecież nie wie, który on jest - to trzeba traktować jako pewien symbol. Nie wiadomo, dlaczego w tym roku wszyscy nagle dostają takiego przyspieszenia, amoku, że wejście w następny rok to musi być coś nieprawdopodobnego, wybuchowego. Myślę, że nie powinno być wybuchowe, winno być normalne. Trzeba zwyczajnie przejść nad tym do porządku dziennego - to jest po prostu nowy rok. Życie toczy się dalej.


I nie zaplanował Pan żadnych szczególnych atrakcji w programie tegorocznego sylwestra?


Chciałem zaplanować przekrój melodii stulecia, ale jest ich tak dużo, że koncert musiałby trwać parę godzin. A poza tym nie wszyscy są zgodni, co do tego, które melodie są najpiękniejsze i najistotniejsze dla kultury powszechnej. Wobec tego skupiłem się na bardziej znanych polskich melodiach, które zyskały popularność już przed wojną oraz na pieśniach powojennych. Koncert zacznie się od melodii „Co nam zostało z tych lat”, a zakończy „Nie kochać w taka noc to grzech”.


A co Panu jest najbliższe z tego repertuaru?


Mnie urzekały od dzieciństwa „Chryzantemy złociste”, które śpiewałem mając cztery lata. Było to na Pradze w czasie wojny. Zauważyłem wówczas, że sąsiadki słuchając mnie płakały i doszedłem do wniosku, że śpiew to jakaś ważna sprawa.


Był Pan dumny, że ma taką moc nad słuchaczami?


W tym wieku myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej zejść ze stołka, na którym stałem dając te koncerty. To podobnie jak ze śpiewaniem w bazylice na Pradze, gdzie chodziłem jako mały chłopiec. Wsłuchiwałem się w grę organów, śpiewy i ksiądz, widząc moje zainteresowanie muzyką zapytał, czy znam jakąś pieśń. Odparłem, że znam. A wówczas, podczas okupacji wszyscy śpiewali pieśń: „Wygnańcy Ewy do ciebie wołamy, zlituj się, zlituj, niech się nie tułamy”. Ja natomiast nie słyszałem dobrze tego zakończenia i zaśpiewałem księdzu: „Wygnańcy Ewy do ciebie wołamy, zlituj się, zlituj nad tymi wołami”. Ksiądz skwitował to, że woły też boże stworzenia i też trzeba się nad nimi litować. Tak skończył się mój pierwszy poważniejszy występ.


Czym się różnią przedstawienia świąteczne od innych, rutynowych?


Nie lubię przedstawień, koncertów rutynowych, takich które nie mają jakiegoś piętna, charakteru specjalnego i zwykle odmawiam w nich udziału. Te świąteczne różnią się od innych zasadniczo: od początku do końca koncerty sylwestrowe choć poważne artystycznie są pogodne w odbiorze. Wszyscy są nastawieni radośnie, ja sam opowiadam anegdoty, poza tym melodia goni melodię tak, że chce się słuchać. Ludzie przez cały rok muszą rozwiązywać problemy związane z codziennością, więc w ten jeden wieczór chciałbym, aby zapomnieli o wszystkim, aby te melodie wciągnęły ich w inny świat. Dlatego główne przesłanie takich koncertów to miłość.


Zawsze?


Najważniejsza jest miłość - papież też tak mówi.

Dziękuję za rozmowę.

99-11-21