banner


sztumski-malpa1Podczas pobytu na Gibraltarze, małpa siedząca na balustradzie skały nad morzem i przyglądająca mi się w jakimś chyba zamyśleniu wprawiła mnie w głęboką kontemplację filozoficzną o naszym gatunku. Byłem pewny – na to wskazywała jej mina pełna zadumy – że chyba ona również na swój sposób o czymś filozofowała.


Niech poważni, dyplomowani filozofowie wybaczą mi tę ironiczną paralelę między jakoś tam na swój sposób rozmyślającą małpą a filozofującym człowiekiem. Tak naprawdę, nie rozmawialiśmy ze sobą, bo nie wydaliśmy ani jednego dźwięku. Tylko przez pewien czas patrzyliśmy sobie prosto w oczy, jakby jedno z nas chciało w milczeniu odczytać myśli drugiego. Wydawało mi się, że ona zastanawiała się nad światem, który się wokół niej roztaczał daleko aż po wybrzeża Afryki i nad ludźmi, którzy się jej przyglądali, i dziwiła się temu, co widzi - a przecież właśnie ze zdziwienia rodzi się filozofia.

Nie wiem, czy i w jakim stopniu zdołała odgadnąć moje myśli, ale ja miałem wrażenie, jakby jej wyraz twarzy zdawał się mówić: jestem szczęśliwa z tego powodu, że ewolucja, nie wiadomo dlaczego, pominęła mnie i nie uczyniła ze mnie człowieka, tak jak to było w twoim przypadku. I tak sobie pomyślałem, że mimo wszystko ona chyba miała rację. W każdym razie, nie było widać po niej, żeby mi zazdrościła człowieczeństwa, albo żeby była nieszczęśliwa z tego powodu, że nie jest człowiekiem. Prędzej ja powinienem żałować, a może nawet wstydzić się tego, że należę do gatunku nazywającego się buńczucznie homo sapiens. No, bo co mi z tego?


Ha, dziwne pytanie! Wszakże jesteśmy świadomi swojej przewagi nad małpami i innymi gatunkami istot żywych, a dziś już w dużej mierze nad całą przyrodą. W odróżnieniu od nich, umiemy myśleć logicznie i konstruować narzędzia, tworzyć wiedzę, technikę i ideologię, wymyślać bogów i systemy polityczne, stwarzać bogactwo i zaspokajać najbardziej wyrafinowane potrzeby. Tylko, niestety, to, co tworzymy, te elementy sztuczne - produkty świadomości i kultury - jakie wnosimy do środowiska naturalnego, w ostatecznym rachunku zwracają się przeciwko nam i przyrodzie.

I to, im bardziej wymyślne i doskonalsze są produkty naszych rąk, naszego umysłu oraz naszej kultury, tym większe stwarzają zagrożenia dla naszego środowiska życia i tym bardziej zmniejszają szansę na przeżycie poszczególnych jednostek ludzkich teraz, a całej ludzkości w nie wiadomo, jak jeszcze dalekiej przyszłości.


Zabójczy postęp


Produkty ludzkich rąk, przede wszystkim narzędzia, maszyny i różne urządzenia – to, co zwykle składa się na treść słowa „technika”, stwarza wiele zagrożeń, które na ogół są dobrze wszystkim znane. Wytwory umysłu ludzkiego – technologie i odkrycia naukowe – wykorzystywane są w coraz większym stopniu do niszczenia fizycznego jak i psychicznego ludzi, aniżeli w celu ułatwienia ludziom życia i wspomagania ich zdrowia.

Mam tu na myśli wszelkiego rodzaju broń oraz środki oddziaływania na mózg, świadomość i podświadomość, takie jak narkotyki, systemy naddźwiękowe, psychotropy, itp. (Według gen. R.H Scales’a, wieloletniego kierownika US War College w Carlisle, armia USA wydała w 2011 r. ponad 300 mln dolarów na badania neurobiologiczne mające na celu manipulację świadomością żołnierzy oraz zbudowania urządzenia napędzanego siłą umysłu. Jego zdaniem, w kolejnej wojnie światowej moc kognitywna będzie ważniejsza od energii kinetycznej. O ile w pierwszej wojnie światowej największy udział mieli chemicy (gazy trujące), a w drugiej - fizycy (broń atomowa), to o losach trzeciej zdecydują neurobiolodzy.)

Można zaryzykować tezę o powiększającej się wraz z postępem techniki przewadze jej szkodliwych skutków nad pożytecznymi. Wyraźnie widać pogłębiającą się asymetrię zysków i strat wynikających z postępu nauki i techniki. Wiedza i technika zmieniają swoją rolę w życiu ludzi i w ewolucji naszego gatunku.

Od niedawna, bo około półwiecza, przekształcają się ze środków służących do obrony i ekspansji gatunku ludzkiego w geobiosferze w środki jego degradacji. Wydaje się, jakby ludzie wysilali swoje mózgownice przede wszystkim po to, ażeby sobie szkodzić. Zapewne to zdanie brzmi paradoksalnie, ale jest prawdziwe.

Globalne ogłupianie

Co spowodowało taką metamorfozę funkcji wiedzy i techniki? Odpowiedź nie jest łatwa, ponieważ wiele czynników przyczyniło się do tego. Jednym z istotnych jest postępująca stupidyzacja ludzi na skalę globalną - jest to jedną z „zalet” globalizacji - dzięki bardzo szybko rosnącej roli różnego rodzaju ideologii w czasach współczesnych.

Ideologię rozumiem w szerokim sensie jako zbiór doktryn politycznych i ekonomicznych, mitów, wierzeń oraz poglądów, którymi kierują się ruchy społeczne, instytucje, klasy oraz duże grupy społeczne a także jednostki w swoim życiu. Każdy z tych składników ideologii może być użyty do ogłupiania ludzi.


Jednak największy udział w masowym i globalnym ogłupianiu ludzi mają te instytucje, organizacje, ruchy społeczne i poszczególne osoby - zwłaszcza autorytety - szerzące różnorakie mity związane z nauką, techniką, polityką i ekonomią oraz wiarę religijną, która również wyrosła na mitach, odwołuje się do nich i żywi się nimi.
Myślenie mityczne i religijne sprzyja wzrostowi irracjonalności, który wciąż postępuje za sprawą rozwoju nauki i techniki i to nawet w społeczeństwie wiedzy i informatyki, co jest kolejnym paradoksem w naszych czasach.


Prawdopodobnie tylko ludzie zostali obdarzeni wyobraźnią i dzięki temu jedynie oni zdolni są do tworzenia kultury duchowej. W jej ramach rozwijają między innymi sztukę, magię i religię. Sztuka powołuje do istnienia byty zmyślone, a mitologia i religia – byty nadprzyrodzone. Byty, czy raczej postacie zmyślone, powstają dzięki wyobraźni i twórczości mistrzów pióra, pędzla, dłuta i kamery. Nie wywierają one większego wpływu na ludzi; co najwyżej, fikcyjne straszydła wywołują szok lub krótkotrwały strach w czasie oglądania ich na jawie lub we śnie.

Inaczej ma się sprawa z istotami fikcyjnymi, tworzonymi w mitologii albo religii, takimi jak: bożek, bóstwo, anioł, diabeł, demiurg itp., którym na gruncie wiary przypisuje się cechy nadprzyrodzone. Wierzy się nie tylko w to, że nie podlegają one prawom natury (przyrody) i tym samym stoją jakby poza światem realnym, tzn. zmysłowo poznawalnym, albo materialnym, i są niezależne od niego, ale także i przede wszystkim w to, że mają one moc sprawczą – mogą tworzyć albo niweczyć świat i ludzi, kształtować ich oraz wpływać na ich losy według własnego planu i widzimisię.

Na gruncie takiej wiary ludzie zdają się na łaskę bóstw i stają się ich niewolnikami, ulegają ich mocy, a władzy bogów podporządkowują często władzę świecką. Z bogów czynią ludzie najwyższych sędziów ferujących nieodwołalne wyroki, zazwyczaj ponadczasowe (raj, czyściec, piekło) i zarazem wykonawców tych wyroków występujących czasami w rolach okrutnych katów (potop, plagi, ludobójstwo, zarazy wojny itp.).

W bóstwach skoncentrował człowiek swoje najlepsze cechy w maksymalnym, nieskończenie wielkim natężeniu, nieosiągalnym w warunkach naturalnych, by zrealizować swoje marzenie albo mit o absolutnej doskonałości. W ten chyba niezamierzony sposób dokonał deifikacji siebie samego w postaci bytu nie tylko najdoskonalszego i abstrakcyjnego, ale absolutnie fikcyjnego. Tak oto dokonał aktu stworzenia boga według własnego pomysłu i na swój wyidealizowany obraz.


Zwolnienie z odpowiedzialności


Atrybutem bogów jest wszechobecność, co umożliwia im pełnienie roli nieograniczonych kontrolerów i nadzorców ludzi. Słynne oko opatrzności sprawdza zachowania i uczynki, a nawet myśli i zamiary człowieka w każdej chwili i w każdym miejscu, również przed narodzeniem i po śmierci.

Żadnemu satrapie nie udało się jeszcze tak sprawdzać swoich poddanych. Poddanie się władzy ”wszechobecnego kontrolera” ma złą stronę - zwalnia człowieka z odpowiedzialności.
Na nic zda się mamienie mitem wolnej woli, który jest przede wszystkim wymysłem teologów, żeby za złe rzeczy, które mają miejsce w realnym świecie, zdjąć odpowiedzialność z bogów i obarczyć nią wyłącznie ludzi: co dobre, czyni bóg, co złe – człowiek albo szatan. Co ludzie – mam na myśli ogół ludzkości, a nie jednostki lub grupy - mają z tego, że wymyślili sobie bóstwa? Czy są szczęśliwsi z tego powodu, czy dzięki nim łatwiej i lepiej się żyje, czy są bardziej bezpieczni albo mniej narażeni na czyhające na nich zewsząd wciąż większe zagrożenia?

Nic z tego. W zamian za to żyją w ciągłej bojaźni przed wszechobecnie szpiegującym ich bogiem i karą za grzechy, poddawani są terrorowi psychicznemu i obyczajowemu, a w państwach wyznaniowych - również politycznemu, ze strony instytucji kościelnych oraz ich funkcjonariuszy, których na dodatek muszą opłacać.

Odpowiedź na pytanie, czy warto mieć wyobraźnię – jedną z istotnych cech gatunkowych ludzi – która powołuje do istnienia byty nadprzyrodzone, nasuwa się sama: nie.
Także nie warto jej mieć dlatego, że jest źródłem przesadnie wybujałych pozaegzystencjalnych potrzeb, których chęć zaspokajania wprowadza ludzi w coraz bardziej napinającą się sprężynę produkcji i konsumpcji, a w konsekwencji tego - w pułapkę przyspieszenia.

Nie warto również z tego powodu, że na gruncie wyobraźni tworzą się szkodliwe ideologie i pseudosztuka. Mówiąc o szkodliwej ideologii mam na myśli ideologie nazizmu, satanizmu, terroryzmu itp., które wykorzystywane są do szerzenia postaw nietolerancji i agresji, do wzniecania wojen, ludobójstwa i niszczenia środowiska życia ludzi. A pseudosztuka to taka, która uprawiana jest przez miernoty artystyczne wyłącznie w celach komercyjnych i popierania szkodliwych ideologii.


Można odnieść wrażenie, jakoby nasilające się ruchy religijne i nachalna ekspansja kościołów światowych sprzęgły się z elitami władzy światowej w walce o kompletne otumanienie ludzkości wykorzystując najnowsze osiągnięcia nauki i techniki oraz procesy globalizacyjne.

Nie bez przyczyny – przecież jedni drudzy realizują swoje patologiczne aspiracje do nieograniczonej władzy i nieustannego bogacenia się, żerując na głupocie ludzkiej.

Globalna i masowa stupidyzacja ludzkości jest warunkiem koniecznym do panowania nad światem. Wprawdzie w historii takie przypadki miały miejsce, ale obecnie głupiemu coraz trudniej jest rządzić mądrymi. A ludzie dążący za wszelką cenę do władzy są raczej – mówiąc kolokwialnie – mądrzy inaczej; w większym stopniu wyróżniają się przebiegłością aniżeli erudycją.

Od czasów starożytnych mędrcy nie byli dobrze widziani i tolerowani przez władców, chyba, że schlebiali im, albo uzasadniali ich nierozumne rządy. Dziś władcy jeszcze mniej liczą się z ich opiniami. Chyba bardziej potrzebują ekspertów, z których rad chętnie korzystają.

Ekspertów nie potrzeba zbyt wielu, a jeszcze mniej - mędrców. Dlatego sprzyja się elitarnemu kształceniu profesjonalistów, a nie masowej oświacie na wysokim poziomie. Masom wystarczą programy edukacyjne na poziomie minimum, ustanowione przez miłościwie panujące władze oświatowe, które zresztą i tak ciągle obniżają poziom kształcenia masowego – niech masy głupieją jeszcze bardziej! Zamiast dać im rzetelną wiedzę wystarczy dostarczać niezliczonej ilości różnych gadżetów i karmić je mitami, zaklęciami, zabobonami, modlitwami oraz marnymi, otumaniającymi i wrzaskliwymi igrzyskami - świeckimi i religijnymi.


Wspólczesne niewolnictwo (myślowe)

Jednym z produktów kultury są stereotypy. Dzięki nim jakby mechanicznie tworzy się uproszczony i standardowy obraz rzeczywistości zabarwiony zazwyczaj emocjonalnie i dokonuje się schematycznych ocen. Stereotypy są narzędziami myślenia mechanicznego, a w postaci zalgorytmizowanej wykorzystywane są do programowania robotów. Im większy jest udział stereotypów w myśleniu, tym mniej jest ono samodzielne, krytyczne i refleksyjne.

A o takie właśnie myślenie za pomocą standardowych schematów chodzi elicie władzy światowej, której przeszkadza samodzielne, indywidualistyczne, refleksyjne i racjonalne myślenie jednostek reprezentujących szerokie rzesze ludzi. Przecież myślenie pełne inwencji może prowadzić do buntu.

Lepiej jest więc, kiedy masy myślą za pomocą utartych schematów narzucanych im na różne sposoby. Wówczas da się te myśli łatwo kontrolować i poddawać manipulacji. Ma się tu do czynienia ze specyficznym rodzajem niewolnictwa współczesnego – ze zniewoleniem ludzi ze względu na sposób myślenia.

Robi się wszystko, żeby pod presją opinii publicznej wpajać ludziom takie stereotypy, jakich sobie życzy władza i które są jej przydatne. W istocie są one urabiane przez odpowiednie ośrodki opiniotwórcze, służalcze wobec władzy, a transmitowane do świadomości społeczeństwa i upowszechniane za pomocą środków przekazu masowego, które w końcu też są kontrolowane przez władzę.

Współczesna cywilizacja, komputeryzacja i internetyzacja jak najbardziej stwarzają szczególnie dogodne warunki dla zniewalania myślenia za pomocą stereotypów zawartych w symbolach wizualnych, które przekazuje się masom za pomocą nieprzebranych w formach ikon, ukazywanych na ekranach komputerów. Toteż, być może, dopiero w naszych czasach ziści się w pełni osiemnastowieczna idea człowieka-maszyny sterowanego zdalnie i kontrolowanego skutecznie przez odpowiednie centra władzy światowej.


Masowemu i tendencyjnemu ogłupianiu ludzi sprzyja atakowanie rozumu i rozsądku z różnych kierunków, a ich liczba powiększa się wraz z postępującą ekspansją ideologii wyznaniowych, konsumpcjonizmu i neoliberalizmu. W pewnych przypadkach atakowanie rozumu można usprawiedliwić, głównie wtedy, gdy jest ono skierowane na ekstremalny racjonalizm, który niewątpliwie jest szkodliwy, jak wiele innych skrajności.
Uzasadnione jest również wówczas, kiedy ma zapewnić irracjonalności należne jej miejsce i rolę w życiu ludzi. Człowiek jest bowiem faktycznie istotą racjo-irracjonalną, co szczególnie podkreślał Jan Legowicz.

W ścieraniu się tendencji racjonalistycznych z irracjonalistycznymi nie ma w zasadzie niczego złego, jak długo nie prowadzi ono do naruszenia naturalnej równowagi między nimi. Tymczasem, wspomniane ideologie naruszają wyraźnie tę równowagę, koncentrując się na jak największym osłabieniu czynników rozumowych w życiu ludzi w celu ich ogłupiania.


Ogłupianie – małpowanie

Konsekwencją ogłupiania jest bezmyślne naśladowanie, zwane pospolicie małpowaniem. Zwyczajem małp, nie tych, oczywiście, które żyją w stanie dzikim, jest naśladowanie ludzi, ich gestów i zachowań. Robią to wtedy, gdy mają jakiś interes w bezpośrednim kontakcie z ludźmi, a więc sporadycznie i w warunkach lokalnych. Natomiast ludzie małpują bezustannie, coraz bardziej i na skalę globalną, a w małpowaniu przechodzą wszelkie granice własnej głupoty.

Nie naśladują wprawdzie małp - może szkoda, bo nie byłoby to tak złe – lecz innych ludzi, przede wszystkim tych, których uznają za idoli.
Naśladownictwo samo w sobie nie jest złą cechą człowieka. Jest ono potrzebne do asymilacji, maskowania się oraz do manifestacji tożsamości z grupą, narodem lub społeczeństwem. Dzięki temu jednostki zapewniają sobie bezpieczeństwo i unikają wykluczenia społecznego.

Toteż zawsze jedni ludzie naśladowali drugich i z pewnością będą to dalej czynić. Małpują idoli, upodobniając się do nich w wyniku nakładania masek i przybierania ich póz, i w pewnym stopniu utożsamiają się z nimi, wierząc, że naprawdę uchodzą za takich w oczach innych ludzi. I dopóty nie ma w tym niczego złego, dopóki małpuje się zachowania, postawy, czyny i myślenie ludzi wartościowych: niekwestionowanych bohaterów, mężów stanu z prawdziwego zdarzenia, ludzi mądrych, kulturalnych, dobrych, godnych czy spolegliwych. Przecież nikomu nie szkodzi, a wręcz przeciwnie jest pożyteczne, powielanie dobra na szerszą skalę.

Ale w czasach współczesnych małpuje się przede wszystkim oraz w rozmiarze masowym różne miernoty, dewiantów, ludzi pozbawionych elementarnych zasad kultury - tej przez duże „k”, a nie jakichś kontrkultur czy subkultur - i wyzbytych wszelkich skrupułów obyczajowych, pseudoartystów, fanfaronów politycznych, pospolitych cwaniaków i dorobkiewiczów.

Dlaczego? Ponieważ do cna skomercjalizowane mass media promują ich i awansują do rangi gwiazd, bohaterów narodowych oraz wyroczni we wszelkich sprawach. Poza tym nagminne pokazywanie na ekranach telewizorów różnych zboczeńców, złodziei i mętów społecznych, po to, by zapewnić odpowiednio wysoki poziom oglądalności, samo przez się czyni ich ludźmi wartymi oglądania i słuchania.

W ten sposób - zapewne niezamierzony przez autorów audycji - podpowiada się, zwłaszcza młodym widzom, że trzeba być takim, jak ci negatywni bohaterowie, żeby stać się sławnym i podziwianym przez miliony telewidzów.

Zadziwiająca jest ogromna przewaga pokazywanych w telewizji bohaterów negatywnych nad pozytywnymi oraz ekshibicjonizm wszelkiego zła.

O ile naśladowanie ludzi przez małpy nie szkodzi ani małpom, ani ludziom, to małpowanie przez szerokie rzesze ludzi jednostek niegodnych i sztucznie wyniesionych na piedestały, głównie za sprawą mass mediów, jest wysoce szkodliwe.

Po pierwsze, powoduje zanik dobrych obyczajów i kultury osobistej, a także przestrzegania elementarnych reguł bon tonu. W szczególności kulturalnych telewidzów oburzają maniery niektórych znanych nawet redaktorów, dziennikarzy i prezenterów telewizyjnych, którzy na przykład wchodzą do studia z ręką w kieszeni, dając tym wyraz lekceważenia widowni zgromadzonej w studio i przed telewizorami, albo podając rękę na siedząco i przez stół szanowanej skądinąd i starszej od siebie osobie po zakończonym wywiadzie.

Po drugie, głównie za sprawą telewizji, narasta wypaczanie wrażliwości estetycznej oraz zanikanie dobrego gustu. Wystarczy, żeby jakiś dureń, który z pobudek komercyjnych chce szokować swoim wulgarnym językiem, albo pseudo-awangardowym wyglądem, bo nie ma czym innym zaimponować publiczności, pokazał się w niechlujnym, albo obszarpanym stroju, wytatuowany tam, gdzie trzeba i nie trzeba, w czapce z daszkiem do tyłu, albo z boku (wbrew podstawowej funkcji, jaką ma spełniać daszek u czapki), oblepiony koralikami, albo niby-kolczykami przypominającymi krosty na wargach lub smarki pod nosem i w inny jeszcze sposób zrobiony na paskudztwo (pomysłowość tych ludzi w tym względzie jest równie bezgraniczna, jak ich głupota) - żeby od razu znalazły się całe rzesze chętnych do małpowania jego słownictwa i wyglądu. A liczba małpujących jest proporcjonalna do stopnia bulwersacji otoczenia takim wyglądem lub słownictwem.

Skądinąd ciekawe jest, że chętniej małpuje się głupich aniżeli mądrych. Chyba dlatego, ponieważ małpowanie głupoty nie wymaga tak wielkiego wysiłku, jak mądrości, co najwyżej odwagi albo tupetu.

Naśladowanie wyglądu jest podyktowane przez mody, a te na użytek mas kreują tacy właśnie negatywni idole. W konsekwencji ulice roją się od „modnych” łachmaniarzy, nie tyle ekstrawagancko, co dziwacznie wystrojonych w dżinsowe stroje pastuchów amerykańskich (cowboys) i żołdaków (marines). Co gorsze, małpują ich nawet ludzie zaliczający się do inteligencji i osoby starsze nie zważając na to, że im tego po prostu nie wypada - przynajmniej nie w każdym miejscu i czasie - i że swym wyglądem wzbudzają odrazę albo politowanie. Oto, do jakiego stopnia degrengolady, znieczulicy na piękno, zwyrodnienia estetycznego oraz ignorancji elementarnych norm dobrego gustu doprowadził zmasowany atak głupoty na ludzi - nie trudno się domyśleć, przez kogo i w czyim interesie.


Co z tego że jest się człowiekiem?


Po przedstawionych dywagacjach pora wrócić do pytania postawionego na wstępie: „Co z tego że jest się człowiekiem?” Odpowiedź będzie różna w zależności od tego, czy kieruje się racjami subiektywnymi i irracjonalnymi, czy obiektywnymi i racjonalnymi. W pierwszym przypadku człowieczeństwo traktuje się jak coś wspaniałego i można chlubić się tym, że jest się człowiekiem. Przecież – jak pisał Maksym Gorki – „Człowiek - to brzmi dumnie”. Ale, czy aby na pewno?
Jeśli bowiem obiektywnie i uczciwie oceni się cechy charakterystyczne dla gatunku ludzkiego, które składają się na pojęcie człowieczeństwa oraz całokształt aktywności ludzi, skierowanej z konieczności na niszczenie przyrody ożywionej i nieożywionej, ponieważ jest to warunek niezbędny do życia, to chyba można mieć poważne wątpliwości co do tego, czy faktycznie powinno się być dumnym ze swojej przynależności do tego gatunku.

Wiesław Sztumski

8 sierpnia 2012