banner


Przedstawiamy obszerne fragmenty wykładu prof. Tadeusza Tołłoczki -  „Etos służby wartościom a rzeczywistość”, inaugurującego rok akademicki 2014/15 w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Autor porusza w nim istotne sprawy nie tylko dla społeczności akademickiej, ale i dla każdego człowieka.(red.)

 

 

 

Spoglądając wokół siebie dostrzegamy spłaszczanie się świata. Wszyscy w kontaktach stawiają sobie nawzajem bezwzględnie twarde warunki, a dla podkreślenia ich wagi wyrażane są one prostackimi słowami, okraszanymi przekleństwami. Czy w takiej rzeczywistości jest miejsce na uczciwość, moralność, etos i wewnętrzną elegancję?


Wymieniony w tytule „Etos” odnoszę do rzeczywistości.  A co powinno być istotą każdej rzeczywistości? Powinien być sens i dbałość o jego realizację. My wszyscy oczekujemy sensu w słowach i czynach. Sztuka życia polega na nadawaniu sensu swemu życiu. Do tego potrzebna jest mądrość, której istotną cechą jest samodzielne myślenie. A tak mało ludzi rozumie tego wartość i sens. Bez samodzielnego myślenia my nawet nie wyobrażamy sobie co z naszą mentalnością potrafiłaby zrobić telewizja.


W jakimś wywiadzie padło stwierdzenie, że „tylko życie towarzyskie ma sens”. Jest to wyrazem zagubionego sensu życia spowodowanego kultem pieniądza, zysku i komfortu. Natychmiast skojarzyłem sobie osobę tego dyskutanta jako typowego przedstawiciela towarzystwa opisanego przez Mickiewicza w III części „Dziadów” w scenie „Salon warszawski” i „Bal u senatora” ( Nowosilcowa), gdzie „Bohaterstwo, honor, miłość Ojczyzny dla nich to nieznane wyrazy”.

Zreasumuję ten akapit krótko: „Życie bez sensu nie ma sensu”.

Trochę abstrakcji

Czy jest miejsce, w którym nic nie ma sensu? Proszę się zastanowić. Jest.  To jest piekło. Jego istota polega na zupełnym braku sensu, a ogień to drobny dodatek. Znane jest nam pojecie tzw. polskiego piekła, czy „piekła na ziemi”.


A jak my rozumiemy sens naszego zbiorowego życia? Czy życie zbiorowe,  bez poczucia wspólnoty i dobra wspólnego może mieć jakikolwiek sens?

Czy dzielenie wspólnoty na swoich i wrogów  ma jakikolwiek sens? To na tym polega diabelskie działanie, bo w piekle w ramach bezsensu wszyscy są sobie wrogami. Dlaczego Rodacy mają, czy nawet muszą być wobec siebie wrogami?

 

Kłopoty z rzeczywistością


Mówi się o rzeczywistości obiektywnej, subiektywnej i wirtualnej. Dla mnie obiektywna rzeczywistość to jest to, co pozostaje, gdy odpadną marzenia, złudzenia, nadzieja i wiara w obietnice. Ponieważ ja przeżyłem śmierć swoich ideałów to widzę nagą rzeczywistość. A więc się jej przypatruję.


Dla beneficjentów rzeczywistość jest piękna, bo stan ekonomiczny społeczeństwa wyceniają oni na podstawie własnych dochodów i o to tylko dbają. A naga rzeczywistość jest bardzo bogata w skutki narastającego rozwarstwienia społecznego: głodne dzieci, oczekujący w kolejce na leczenie, pomimo postępu choroby, oszczędzający, bo nie kupujący drożejących leków, a których mnoży strukturalne bezrobocie, któremu przecież nie są winni.


Uzyskane osiągnięcia są w pełni uzasadnionym powodem do dumy i radości, ale i tym bardziej do większego zobowiązania wobec obywateli cierpiących biedę, o których nawet w przemówieniach nikt się nie troszczy. Rutynowo zbywani są oni zdawkowymi stwierdzeniami,  że „wprawdzie mamy jeszcze pewne niedostatki, kłopoty……no, ale my mamy się dobrze, bo mamy demokrację”.  Jeśli ktoś w publicznym przemówieniu wspomni o głodnych dzieciach, emigracji i bezrobociu natychmiast napiętnowany jest mianem oszołoma czy populisty.  To czyste kpiny z cudzej troski i biedy.

 

Kiedyś podczas biesiadnej rozmowy z nieżyjącym już moim przyjacielem H.K. – profesorem prawa rzymskiego i antycznego na UW powiedziałem żartobliwie, że chciałbym żyć za czasów rzymskich.  Bo wiesz… słońce, wino, huryski… - No tak, tak, ale pod warunkiem, że byłbyś patrycjuszem – padła odpowiedź. Pod tym względem nic się nie zmieniło, ale ja zrozumiałem, że mnie dziś też wystarczyłoby być tylko patrycjuszem.                       

Naga prawda

A nasze media chronią społeczeństwo przed widokiem nagiej prawdy, choć zgodnie z etosem prawdy powinny przedstawiać realną rzeczywistość, a nie kreować sztuczną, wypolerowaną.  Dlatego więdnie i zamiera etos prawdy w informacji, a my przyzwyczajamy się traktować to jako normalność. A przecież życie społeczne jest bogate w problemy i kłamstwem jest sprowadzanie ich tylko do personalnych rozgrywek politycznych i wypadków komunikacyjnych nawet w Bangladeszu, o czym jesteśmy szczegółowo informowani dla odwrócenia uwagi od trudnych, ale istotnych problemów dla kraju i społeczeństwa.

 

Media zapominają, że nie ma wolności bez prawdy. Tak więc wolność polega na tym, że obywatel nie może być ani zmuszany do kłamstwa, ani też nie może być okłamywany. A metod kłamstwa jest wiele. Tak więc urzędowe czy publicznie wyrażone kłamstwo, jeśli nie zostanie jawnie odwołane, napiętnowane i ukarane dowodzi, że społeczność, do której zostało skierowane jest zniewolona.

 

Umarł etos

 

W III części „Dziadów” A. Mickiewicza jest scena, w której Konrad na ścianie swej celi pisze: Gustavus obiit. Hic natus est Conradus. (Gustaw –zrozpaczony kochanek - umarł. Tu urodził się Konrad - bojownik sprawy narodowej). Cytat ten kojarzy mi się ze zwrotem: „Umarł etos". A co narodziło się w zamian? W postmodernizmie narodził się chaos i anomia. I od tej pory etyka zaliczana jest do nauk teoretycznych niestosowanych.


Etos demokracji



Osoby zdrowe nie dostrzegają chorobowych zagrożeń. Podobnie jest w odniesieniu do demokracji i wolności. A tymczasem demokracja - ten wspaniały grecki wynalazek  - budzi jednak wiele zastrzeżeń. Przecież od początku ta prześwietna idea tolerowała niewolnictwo. A nie ma demokracji bez wolności. Tak więc,  pojęcie „równi i równiejsi” w systemie demokratycznym nie jest naszym rodzimym, czy Orwella, wymysłem. Ponadto pamiętajmy, że demokratyczne prawa obejmowały tylko 10% mieszkańców Aten.

 

Wiemy, że tzw. demokratyczne wybory mogą być metodą zdobywania dyktatorskiej władzy.  A z kolei idąc na wybory bez kajdanek wcale nie oznacza, że wybory są wolne i uczciwe. Znane sprzed lat jest powiedzenie, że „to nie są wybory, tylko głosowanie”. Wszelkie dyktatury partyjne zawsze twierdziły i zmuszały obywateli do wierzenia i głoszenia,  że żyją w ustroju demokratycznym.


Gajus Juliusz Cezar  a potem Oktawian, pomimo, że mieli pełnię władzy wojskowej, cywilnej i religijnej, jawnie podporządkowali sobie nie tylko struktury państwa, ale i naród, to jednak utrzymywali pozory republikańskiego ustroju państwa. A Kaligula wprost zadrwił sobie z Senatu, mianując swego konia senatorem i urządził mu rytualne zaślubiny z jego „końską narzeczoną” Penelopą.  Tak więc pozory są od dawna metodą sprawowania władzy.

 

A dziś my, współcześni rynkowi demokraci, powinniśmy sobie zdawać sprawę, że dla rządzącego nami systemu rynkowego demokracja do niczego nie jest potrzebna i raczej może tylko przeszkadzać, bo więcej osób trzeba w specyficzny sposób „przekonać” do podjęcia „właściwych” decyzji. Rynek nie potrzebuje obywateli z przysługującymi im prawami, tylko klientów.    
 

Ginący etos demokracji
 


Na proces działania demokratyzacji życia znamiennie duży wpływ  wywierają jednak i prawo, i natura ludzka. Oba te czynniki potrafią zniweczyć wszelkie idee, a w tym i demokracji, bowiem odnośnie prawa -  są prawa pisane i zwyczajowe. To samo jest z bezprawiem – w dodatku legalnym.

Ponadto i media, i my zapominamy, że społeczeństwu nie chodzi o prawa, ale o sprawiedliwość. To ona, a nie prawo jest ostoją Rzeczypospolitej. To sprawiedliwość determinuje jakość demokracji.

 

Natomiast ułomność natury ludzkiej wyraża łacińskie powiedzenie: Video meliora proboque deteriora sequor – widzę i pochwalam co lepsze, ale idę za tym co gorsze. Tą łacińską sentencję przetłumaczyłbym na współczesny język polski: „Jestem przeciwnikiem korupcji, albo za zwiększonym w niej udziałem”. Co jest tego przyczyną?  Bezideowa pustka i liberalna nadtolerancja.

Z ułomności natury człowieka zdawali sobie sprawę już starożytni Grecy. To Diogenes w biały dzień chodził po ulicach Aten z zapaloną świecą, wołając: „Szukam człowieka!”.

 

Następny kłopot związany z demokracją  wynika z faktu, że w demokracji decyduje większość, a nie prawda, czy dobro.  A większość głosującą wbrew własnemu sumieniu nawet bez moralnych rozterek nie jest trudno zorganizować. To tylko problem techniczny i finansowy.

Tak więc nie należy mylić prawdy z opinią większości. Wniosek z całego wywodu: „Demokracja bez moralności to potencjalne wielkie zagrożenie”.

 

Inteligencki etos  

 

Podstawowym etosem dawnej inteligencji był etos służby społecznej, etos narodowej i kulturowej tożsamości, intelektualnego, duchowego i patriotycznego zwierzchnictwa, ale i przewodnictwa. Celem było utrzymanie polskości i uzyskanie niepodległości.

Dlatego w  wyniku uwiądu tych ideałów pozostało samo wykształcenie. I tak pojawiły się „wykształciuchy” i „inteligenci  budżetowi",  a inteligencki etos pozbawiony społecznej misji przemienił się w etos profesjonalisty, speca, technokraty, eksperta. Nie borykają się oni z intelektualnym czy moralnym niepokojem. Są bogaci w wiedzę praktyczną. I to ich w pełni satysfakcjonuje i im wystarcza.

 

Kto ma więc dzisiaj przekazywać całemu społeczeństwu myśli i idee prawdy i dobra, obywatelskiego współżycia i odpowiedzialności? Kto ma ukierunkowywać myślenie i działanie społeczeństwa?

Funkcję tą przejął wolny rynek  i skomercjalizowane media oraz politycy. Ustalają oni zgodnie z własnym interesem kryteria moralności, przyzwoitości, uczciwości, sprawiedliwości. Dlatego współcześnie  za człowieka uczciwego uznaje się również takiego, którego dowody przestępstwa zostały utajnione, lub po prostu nie ujawnione.

 

Zapytano mnie kiedyś: Nad czym pan teraz pracuje? -  Na Światowy Zjazd Polonii Medycznej przygotowuję problem klauzuli sumienia. Co?– nie szkoda panu czasu? Przecież i tak zgodnie z zasadami demokracji przegłosowane zostają takie zasady moralne, jakie przyniosą polityczną korzyść, a nie etyczną prawdę.

 

Etos wartości  słowa - Verbum  nobile


Pozwolę sobie na osobiste wspomnienie. W 1938 roku w Eysymontach Wielkich, w grodzieńskiej nadniemeńskiej ziemi, mój Dziadek zajmował się m. in. hodowlą koni. W dniu targowym było wielu zainteresowanych kupnem. Z jednym umowa słowna została zawarta. Kupujący miał się po kilku dniach zjawić z pieniędzmi i odebrać konie. Wieczorem zgłosił się jeszcze jeden kupiec i zaoferował większą sumę. Dziadek odpowiedział: „Panie dobrodzieju - nie mogę, jestem po słowie”. Taka była normalność.

Na tym polegało pojęcie słowa „umowa”. Dziś jakże często ludzie posługują się słowami nie po to, by się porozumiewać, ale oszukiwać. A ja w życiu wielokrotnie boleśnie odczułem skutki Dziadkowego etosu wartości słowa. Ale w końcu się wyleczyłem.

 

Etos nauki  


Etos nauki to służba człowiekowi. Nie może stanowić zagrożenia.

Współcześnie stajemy przed problemem zgody na niczym niepohamowany, nawet moralnością, autonomiczny rozwój nauki dla samego tylko rozwoju. I to przypomina brak kreacyjnego sensu niepohamowanego rozwoju komórek rakowych, które bez celu się rozmnażają,  by w końcu zniszczyć życie i gospodarza, i swoje. Pojawia się tu pytanie, czy nie lepiej jest czasami postawić znak „Wstęp wzbroniony”, niż potem natknąć się na znak „Wyjścia nie ma”.

 

E. Brunner powiedział: Science knows what it is. It does not know what it ought to be. (Nauka wie, czym jest, ale nie wie, czym być powinna). Przecież to Einstein dopiero po wybuchu bomby atomowej powiedział:  If I knew, I would not participate -   ograniczone są bowiem możliwości rozumu. Ja sam ograniczoność naszego rozumu i nauki uzmysławiam sobie,  stawiając pytanie jak sobie wytłumaczyć, że nasza świadomość i myśl powstają z materii.

 

Stan nauki jest taki, jakim jest stan umysłów. Toteż talent, a nawet geniusz bez mądrości, a więc i bez moralności, może być bardzo niebezpieczny.

Czy nauka posiada ograniczenia?  Spośród wielu znanych ograniczeń nauki do najgroźniejszych zaliczam pozory, finanse, brak wyobraźni, brak ciekawości, ingerencje władzy.
Pozory przynoszą więcej szkód niż kłamstwa i plagiaty. Dlatego mamy dużo więcej wyników niż wartości. Ale pozorowane prace także dają kołacze. To wyjaśnia wiele zjawisk.  

Wyobraźnia natomiast bez wiedzy może tworzyć rzeczy piękne, ale jak powiedział Einstein - „wiedza bez wyobraźni tworzy rzeczy najwyżej doskonałe”.

 

Byłem niezwykle poruszony czytając sentencje Seneki: Postquam docti prodierung boni desunt. („Po przybyciu uczonych zabrakło szlachetnych”). Zaskoczony byłem tak surową oceną wybitnego intelektualisty swego własnego środowiska. Podziwiam jego odwagę. Rozważyłem wiele możliwych przyczyn tak surowej oceny. Za najbardziej prawdopodobne uznałem dwie możliwości. Pierwsza – to intelektualny konformizm. Doszedłem też do wniosku, że ci rzymscy docti zapewne stosowali zasadę: „Ja wcale nie chcę być lepszym od ciebie, ale zrobię wszystko, abyś był gorszy ode mnie”.

 

Etos myśli


Nawiązując do ograniczeń finansowych, wspomnę, że starożytni Rzymianie mawiali  Mens agitat molem („To myśl porusza ogrom świata”). Liza Minnelli śpiewała natomiast:  Money makes the world go round. Ja jestem przekonany, że to nie myśl, nie pieniądze poruszają ogrom świata, ale myśl o pieniądzach.

 

Etos dydaktyki

 

Verba docent exempla trahunt – słowa uczą, przykłady pociągają. Przed 62 laty, podczas egzaminu z neurologii, po jednym z pytań zaciąłem się i szukając w pamięci odpowiedzi, pocierając czoło powtarzałem: Zaraz sobie przypomnę. A na to ówczesna pani docent Irena Hausmanowa powiedziała: Niech pan sobie nie przypomina, niech pan pomyśli. I podała jakiś szczegół, dzięki któremu rozwiązałem cały problem i w sumie dostałem bardzo dobrą ocenę.

W tej krótkiej wypowiedzi zawarta jest niezwykła mądrość i istota uniwersyteckiego kształcenia. Jest to metoda wprowadzająca kształcących się na drogę możliwości uzyskania Nagrody Nobla. Student nie jest dyskietką do nagrywania i odtwarzania informacji. On jest po to, by nauczyć go myśleć.

 

Lekarski etos


Medycyna to nauka, wiedza, sztuka, pielęgnacja i przesądy. Chwilkę zatrzymam się na przesądach. Dlaczego tzw. alternatywna medycyna cieszy się tak wielkim powodzeniem?  Bo po takim leczeniu ludzie zdrowi czują się lepiej  i to tym lepiej, im więcej zapłacą.  - Mistrzu - zapytano Einsteina – to pan wierzy, że podkowa przynosi szczęście? - Ależ skąd,  nigdy w to nie wierzyłem, ale wie Pan, jak się nie wierzy, to też działa.

Przez wieki misja i etyka lekarska oparte były na etosie „ewangelicznego samarytanina”. Samarytanin, oprócz miłosierdzia, miał pieniądze. Był więc skuteczny. To tylko jeden z dowodów, że nie ma etosu bez pieniędzy.


Mój związek ze służbą zdrowia datuje się od czasu Powstania Warszawskiego 1944 r., jako sanitariusza. To wtedy postanowiłem zostać chirurgiem. Ale te 70 lat od chwili zakończenia wojny to jednak dla służby zdrowia  były niezmiennie ciężkie czasy. Wprawdzie mówiono nam, że cierpimy niedostatek, bo pracujemy na dobrobyt naszych dzieci, ale dziś okazuje się, że to my żyjemy na ich koszt.

Wiele korzyści wniosła gospodarka rynkowa. W krańcowym jednak przypadku to rynek rzuca choremu wyzwanie: „pieniądze, albo życie!”. Wbrew pozorom,  biedny chory nie ma problemu jak odpowiedzieć na takie wezwanie, bo nie ma wyboru – nie ma pieniędzy.


Wobec niskich standardów – również moralnych - oraz niskiego poczucia wspólnoty, zniszczonego solidarnościowego poczucia więzi, zniknęło pojecie „ solidarności w zdrowiu”. A co pojawiło się w zamian? Zdrowie stało się „wartością klasową”.

Ale nie ma też etosu zdrowia bez sprawiedliwości. Ani społeczeństwo, ani chorzy wcale nie chcą, żeby politycy i kapitaliści byli biedni i akceptują nierówności,  jeśli są sprawiedliwe. Ale czy pojęcie sprawiedliwych nierówności było kiedykolwiek przedmiotem społecznych rozważań?  

 

A czego oczekują chorzy? Sprawiedliwości, co najmniej w odniesieniu do najcenniejszej wartości dla każdego człowieka - zdrowia. Toteż przyszłość naszej ochrony zdrowia zależy i od naszej ekonomii, i od jej etycznego oblicza. Obecnie to, kto ma żyć i kto ma umrzeć w coraz mniejszym stopniu zależy od lekarzy, a w coraz większym od polityków i ekonomistów.

 

Etos sztuki w zrozumieniu profana 

 

Powołam się na Jana Parandowskiego:  „Wynaleziono pług, aby zaspokoić głód chleba, / Wynaleziono sztuki piękne, aby zaspokoić głód piękna".  Toteż czy sztuki piękne mogą nie wyrażać piękna? Sama nazwa uczelni daje odpowiedź na to pytanie. Piękno powinno przekraczać granice sztuki jako element estetyzacji życia.

 

Ale dla mnie jako profana sztuka łączy się nieodłącznie z triadą platońskich wartości, a więc z prawdą, pięknem i dobrem. A zauważmy, że to są przecież równocześnie wartości etyczne. Piękno jest natomiast jedną z zasadniczych wartości życia ludzkiego.

Tak więc medytacja nad sztuką może inicjować moralną refleksję. Brak którejkolwiek z tych trzech idei Platona oznaczać może, że i życie, i sztuka stracą sens.

 

Oczywiście nie wolno mieszać prawdy i fałszu. Prowadzi to bowiem nieuchronnie do metody: „małe prawdy, duże kłamstwa”. Współcześnie sztuka staje się dziedziną wysokich, stale rosnących, kompetencji, toteż pomimo, że nie znam tajemnic ani sztuki, ani artystycznego warsztatu, to uważam, że sztuka powinna szukać zagubionego prawdziwego sensu życia, a nie sztucznych emocji i ekscytacji na płaszczyźnie zbyt liberalnej i permisywnej moralności. Bowiem przekazywane kłamstwo, brutalność, przemoc, stają się dla bezrefleksyjnego odbiorcy normalnością.

 

Na zakończenie 


Pomimo wymienionych uwag jestem optymistą, a więc zapewne człowiekiem niedoinformowanym, choć wiem też, że optymizm zamiast rozumu nie jest dobrą alternatywą. Sądzę jednak, że zaczyna działać mechanizm wahadła, który widoczny już jest w gospodarce. Po maksymalnym wychyleniu w kierunku prymitywnej bezwartościowości zaczynamy cenić wartości nieprzemijające.

 

Dziś młodzież zaczyna szukać innego, kreatywnego, a nie konsumpcyjnego wymiaru życia. Pojawia się fascynacja wartościami wewnętrznymi. Chcą się pozytywnie wyróżnić z anonimowego, rozkrzyczanego tłumu. Nie krzykiem, nie prymitywną demonstracją bogactwa, czy nagością swojego ciała.

 

Współczesna młodzież zaczyna chcieć być sobą. Odmawia chodzenia na skróty. Zaczyna wyczuwać fałsz koniunkturalizmu, oportunizmu i niszczycielską skuteczność pozorów.

Jest to postawa, która wymaga wyrzeczeń.  I tu, Droga Młodzieży, chcę Wam dać radę. Zróbcie sobie taki etyczny kosztorys czy biznesplan. W wyniku Waszego myślenia i działania koszt bycia człowiekiem uczciwym, człowiekiem z klasą, w miarę upływu czasu będzie maleć, a rosnąć zaczną niewidoczne na początku zyski. Prawda, sens i dobro zaczną się opłacać! Trzeba jednak pozbyć się mentalności szlachetnego kibica, czy nawet tylko gapia. Trzeba działać jak człowiek samodzielnie myślący, a myśleć jak człowiek czynu.
Tadeusz Tołłoczko

 

Od redakcji: całość wykładu dostępna jest w broszurze „Wykłady inaugurujące rok akademicki 2014/2015” Instytutu Problemów Współczesnej Cywilizacji im. Marka Dietricha.