banner

W czasach nowożytnych formacja kapitalistyczna wykreowała właściwy sobie model człowieka - homo oeconomicus (podporządkowanego prawom ekonomii i rynku, bogacącego się za wszelką cenę i ukierunkowanego na coraz większą konsumpcję), który zapoczątkował „epokę kapitału” (capitalocene).
W dalszym rozwoju, a zwłaszcza w XX wieku, pojawiło się wiele innych modeli, które były albo różnymi wersjami „człowieka ekonomicznego”, albo jego postaciami bardziej rozwiniętymi. Pod koniec ubiegłego stulecia pojawił się „człowiek wirtualny” (homo virtualis), który z pomocą komputerów stworzył specyficzny, nieznany wcześniej świat, zwany wirtualnym. Odtąd nastała „epoka świata wirtualnego”.

sztumski nowyW skład świata wirtualnego wchodzą różne tzw. byty wirtualne: awatary, ikony, emotikony, e-sklepy, e-pieniądze, e-książki, e-czasopisma, e-portmonetki, radiotelewizja internetowa, portale publicystyczne i społecznościowe (facebook, linkedin, twitter itp.), serwisy internetowe, komunikatory itd. Ten nowy świat, który rozwija się w zawrotnym tempie, coraz bardziej zastępuje ludziom świat realny. Świata wirtualnego można doświadczać cieleśnie, intelektualnie i duchowo (poznawać go i badać). Można aktywnie uczestniczyć w jego funkcjonowaniu i komunikować się w jego obrębie z innymi ludźmi-użytkownikami komputerów.

Fikcje i złudzenia

Obcowanie ze światem wirtualnym pociąga za sobą przynajmniej dwa skutki negatywne:

1) Redukuje bezpośredni kontakt człowieka ze światem realnym, z „żywymi ludźmi” i rzeczywistymi sytuacjami. (Im więcej czasu spędza się z komputerem, tym mniej doświadcza się środowiska naturalnego.)

2) Intensywny i ciągły kontakt ze światem wirtualnym skutkuje rozmyciem granicy między realnością a fikcją zawierającą się w wirtualności. Skutkiem tego nie wie się (szczególnie dotyczy to dzieci), co naturalne, a co sztuczne, co faktyczne, a co tylko wymyślone. W rezultacie przypisuje się walor realności postaciom, zjawiskom i sytuacjom wirtualnym, a to, co realne, traktuje się jak fikcję i na odwrót. Dlatego zachowuje się w realnym świecie oraz w realnych sytuacjach tak, jakby się było w świecie wirtualnym, co nieraz pociąga za sobą rozczarowania i fatalne skutki.

Fikcje i złudzenia tworzono zawsze w wyniku myślenia mitycznego i magicznego, wierzeń religijnych, tworzenia koncepcji ideologicznych i filozoficznych oraz literatury science fiction i bajkopisarstwa. Wymyślano rozmaite fikcje i chętnie wierzono, że one realnie istnieją i posiadają realną moc sprawczą. Jednak oddziaływanie fikcji na świadomość było nieporównywalnie mniejsze niż obecnie, głównie za sprawą masowego korzystania z komputerów i Internetu, twórczości telewizyjnej i reklamowej. Dzisiaj, dzięki łatwym programom komputerowym (grafiki komputerowej) tworzy się nieporównywalnie więcej fikcji, które upowszechnia się na skalę masową. Duża częstotliwość i powtarzalność pokazywania ich w postaci obrazów charakteryzujących się ogromną ekspresją przyczynia się do coraz silniejszego odciskania piętna świata wirtualnego na psychice, świadomości i podświadomości ludzi.

Wszystko smart

W wyniku postępu w dziedzinie technologii komputerowej pojawił się niedawno „świat cyfrowy” jako nowa forma świata wirtualnego. Jego komponentami są (w najprostszym przypadku) cyfrowe reprezentacje matematyczne realnych przedmiotów, procesów i zjawisk. Wszystko co można, przedstawia się teraz w postaci cyfr. Zdigitalizowane składniki świata realnego ukazują się na czytnikach powszechnie dostępnych urządzeń elektronicznych, przede wszystkim na przenośnych - laptopach, tabletach, telefonach komórkowych, „inteligentnych zegarkach” (smart watches) i innych „inteligentnych” urządzeniach i gadżetach. Cyfryzacja wciska się coraz bardziej w życie codzienne dzięki modnemu „Internetowi inteligentnych rzeczy”.

Ma to dobre i złe strony. Jak wszelkie „mądre” urządzenia techniczne, ułatwia różne czynności praktyczne, a życie ludzi czyni ciekawszym i bardziej komfortowym. Ale przyczynia się też do redukcji sfery prywatności wszędzie tam, gdzie dociera Internet, gdyż upowszechnia dane osobiste i intymne. Nawet tradycyjne domy, które przekształca się w „inteligentne”, są kontrolowane i podglądane przez inteligentne urządzenia internetowe, które przekazują informacje o ich mieszkańcach między innymi w celu szpiegowania i kradzieży danych: „Czy są w domu?”, „Co robią?”, „Jak odpoczywają?”, „Czy są chorzy?” itd.

Realizacja idei Ubiquitous Computing (przetwarzanie informacji dotyczących wszystkich sfer życia społecznego, wspomagane komputerowo i bez granic) umożliwia koncernom IT (Information Technology), prywatnym programistom i hobbystom wszczepianie ludziom mikroskopowych urządzeń elektronicznych (chipów) i ucyfrowienie wszystkiego w ich otoczeniu. A dzięki wearables (galanterii elektronicznej) i „inteligentnym implantom” technologia informatyczna może przekraczać granice ludzkiego ciała. Wszystkie te urządzenia są w stanie komunikować się wzajemnie oraz z ludźmi poprzez różne sieci łączności.

Media społecznościowe, w szczególności twitter i facebook, zrewolucjonizowały sposób przesyłania i obiegu informacji, co ma również złe strony, ponieważ m. in. otwarły bezprecedensowe możliwości dla manipulantów społecznych. Różne urządzenia elektroniczne zbierają i gromadzą dane o człowieku i oferują ich użytkownikom więcej informacji o nim, aniżeli on sam wie o sobie. Instytucje i koncerny wykorzystują je rzekomo dla naszego dobra, ale faktycznie do innych celów: śledzenia, kontroli, reklamy i marketingu. Obiecuje się ludziom dobrodziejstwa ze społeczeństwa informatycznego, w którym np. ma postępować produktywność i lepsza jakość życia, chociaż nie ma pewności, że będą one rosnąć nieograniczenie i okażą się tak dobre, jak się przypuszcza.

Utrata wolności

Natomiast pewne jest to, że postępująca rewolucja cyfrowa* implikuje zagrożenie dla wolności i prywatności jednostek. Oprócz tego, automatyzacja społeczeństwa za pomocą algorytmów grozi drążeniem demokracji przez nowe struktury totalitarne (np. rządy monopartyjne), albo - w najgorszym wypadku - za pomocą sterowania obywatelami przez sztuczne inteligencje. Zaczyna się od programowania komputerów, a kończy na programowaniu ludzi. Świadczą o tym przykłady Singapuru i Chin. Wszyscy władcy i dyktatorzy wiedzą o tym, że prywatność jest największą przeszkodą na drodze do uzyskania pełnego panowania nad obywatelami. Dopóki ludzie zachowują jeszcze coś dla siebie, w co nikt inny, a tym bardziej państwo, nie jest w stanie ingerować, dopóty nie mogą być całkowicie zniewoleni. Jak stwierdził Günther Anders: „W każdej dyktaturze ‘Ja’ jest obszarem, który jako pierwszy trzeba okupować”.

Świat cyfrowy wyobcowuje się i stopniowo wymyka się spod kontroli człowieka. W związku z tym staje się wciąż bardziej nieprzewidywalny i stanowi coraz większe zagrożenie dla ludzi. Dlatego dziewięciu wybitnych ekspertów europejskich z zakresu Big Data, socjologii, filozofii i ekonomii zwraca uwagę na zagrożenie związane z automatyzacją społeczeństwa za pomocą algorytmów oraz sztucznej inteligencji i ostrzega przed „dyktaturą danych”.
W świecie cyfrowym kształtuje się nowa postać człowieka wirtualnego - Homo digitalis (człowiek cyfrowy, który może oznaczać albo człowieka sztucznego - imitację człowieka naturalnego, albo człowieka w pewnym sensie zredukowanego do systemu zero-jedynkowego, bo funkcjonującego w cyfrowym świecie pełnym „inteligentnych” urządzeń przenośnych). Jego integralną częścią są cyfrowe wspomagacze i ulepszacze, dzięki czemu powinien być „cyfrowo mądry”, tzn. umieć dobierać odpowiednie narzędzia do wspierania wrodzonych umiejętności i używać ich w celu ułatwienia sobie życia i podejmowania coraz lepszych decyzji. Jednak decyzja (lub wybór) może mieć miejsce tylko w systemach słabo zdeterminowanych, a więc tam, gdzie jest wolność. A tymczasem w pełnym wymiarze człowiek cyfrowy jest faktycznie robotem rządzonym przez algorytmy. A więc funkcjonuje w środowisku silnie zdeterminowanym i dlatego jest zniewolony w najwyższym stopniu. Podejmuje decyzje lub dokonuje wyborów, które dyktuje program (algorytm) narzucony mu z zewnątrz, czyli takie, które bezapelacyjnie musi podjąć w danej sytuacji. Jego decyzje nie zależą od tego, czy myśli, ani co myśli w trakcie ich podejmowania.

Ewolucja człowieka

Człowiek cyfrowy jest efektem ewolucji człowieka podobnego do maszyny, zapoczątkowanej przez pierwszą rewolucję przemysłową w XVIII wieku, prawdopodobnie najwyżej rozwiniętą jego postacią. Proces kształtowania się człowieka cyfrowego postępuje coraz szybciej. Coraz bardziej ulegają digitalizacji funkcje cielesne i umysłowe, psychika, osobowość i duchowość oraz zachowania, postawy, emocje i relacje międzyludzkie. Transformacja homo naturalis w homo digitalis (człowieka naturalnego w cyfrowego) implikuje co najmniej kilka skutków negatywnych:

- Ludzie w obłąkańczym pędzie do robienia kariery, osiągania zysku i bogacenia się, narzucają mordercze tempo swojemu życiu i pracy. Robią to również w obawie przed wykluczeniem społecznym, ekonomicznym i informatycznym. Nie wolno przecież odstawać od średniego standardu zamożności, ani zostawać w tyle za innymi ze względu na umiejętność korzystania z najnowszych technologii informatycznych. Stad bierze się ten pościg za najszybszymi urządzeniami technicznymi bez względu na zgubne tego skutki.

- Biologiczna degradacja gatunku ludzkiego postępuje w wyniku budowania maszyn coraz bardziej podobnych do ludzi. (Najnowszym osiągnięciem w tej dziedzinie jest humanoid „Sofia” zbudowany w 2016 r. przez Davida Hansona, właściciela znanej amerykańskiej firmy „Hanson Robotics”, który nie tylko wygląda, ale także zachowuje się jak człowiek.) Im więcej istotnych cech i funkcji traci człowiek, tym mniej zostaje w nim tego, co ludzkie, tym mniej jest człowiekiem.

- Maszynopodobny człowiek zachowuje się bezmyślnie i bezrefleksyjnie, jak maszyna:

- Odnosi się indyferentnie i bezdusznie do innych osób, ale za to z pełnym wyrachowaniem.

- Kieruje się racjonalnością zredukowaną zazwyczaj do zimnej kalkulacji.

- Posługuje się sztampowymi algorytmami i stereotypami w myśleniu. Wskutek tego degraduje swoją sferę duchową i emocjonalną. Nie tylko zakłóca równowagę między sferą fizyczną, psychiczną i duchową, ale wywołuje znane psychologom zjawiska negatywne, które przyczyniają się do degradacji osobowości.

- Technomorfizacja człowieka odbija się niekorzystnie na podejmowaniu decyzji. Człowiek działający, jak maszyna, przeważnie automatycznie podejmuje decyzje, nie licząc się z przyszłymi konsekwencjami. A w ogóle, chętnie powierza maszynom podejmowanie decyzji za siebie.

- Człowiek maszynopodobny pomniejsza sferę własnej woli i wolności. Wskutek tego staje się mniej aktywny, coraz bierniejszy i podatniejszy na manipulację i zniewalanie.

- W czasach big data każdy człowiek działający w cyberprzestrzeni pozostawia po sobie cyfrowe ślady (cienie), ponieważ generuje dane (również personalne), które trafiają do baz danych i chmur internetowych. W ten sposób tworzy swój image i swoją tożsamość cyfrową (e-tożsamość). Staje się ona swoistym towarem (raczej łupem), chętnie nabywanym przez oszustów, albo różne organizacje zajmujące się szpiegowaniem.

Cyfrowy obóz koncentracyjny

Ludzie cyfrowi, na co dzień obcując z rozmaitymi urządzeniami elektronicznymi, wplątują się coraz bardziej w wielorakie sieci internetowe, z których trudno się im wyzwolić, bo uzależniają się od nich, jak od używek lub narkotyków. W konsekwencji poddają się ich władzy, stają się ich zakładnikami i niewolnikami. Dlatego słusznie twierdzi Aleksandr Nikiszin (Cifrovoje rabstvo v cifrovoj civilizacii), że „najnowsze technologie inteligentne, sprawując kontrolę nad ludźmi, grożą transformacją społeczeństwa w cyfrowy obóz koncentracyjny”. Tak więc, w digitalnej cywilizacji krzewi się digitalne niewolnictwo, które jest najnowszą i najdotkliwszą formą neoniewolnictwa w neoliberalizmie.

Ostatnio media doniosły, że w dniu 13 listopada 2017 r. rozpoczęła się rewolucyjna zmiana świata w konsekwencji zezwolenia na stosowanie w USA pierwszej w świecie „pigułki digitalnej”. Na razie wprowadzono do niej mikroskopijny sensor, który powiadamia lekarza o czasie jej zażycia. Później będzie umieszczać się w niej więcej sensorów badających parametry i stany organizmu. Pociągnie to za sobą digitalizację pomiarów różnych parametrów ciała oraz diagnostyki lekarskiej za pomocą sztucznej inteligencji, a potem digitalizację terapii i drastyczną zmianę pojmowania zdrowia.

Przenikanie digitalizacji do wnętrza człowieka jest zarówno czymś bardzo obiecującym jak i przerażającym. Jest mieszaniną fascynacji i lęku przed tym, że człowiek stanie się cyborgiem - hybrydą człowieka i maszyny - istotą przekraczającą własne ograniczenia cielesne, egzotyczną i niespotykaną. O ile w latach 60-tych ub. wieku mówiło się o poszerzaniu granic człowieka na zewnątrz (extension of man) w wyniku robotyzacji, to teraz mówi się o przekraczaniu ich wewnątrz organizmu ludzkiego (intrusion of man) dzięki nanorobotom (wielkości rzędu 10-9 m) i dalszej postępującej digitalizacji. Technika najpierw atakowała z całą mocą powierzchnię ciała lidzkiego, a teraz przenika do niego coraz głębiej.

Przewiduje się, że za około dziesięć lat większość bogatych ludzi w krajach uprzemysłowionych będzie obcować z cyborgami, albo stanie się nimi. A umieszczanie nanobotów wewnątrz ciała będzie czymś tak normalnym, jak przeszczepy. Poszczególne nanoboty w człowieku będą połączone ze sobą i z nanobotami innych ludzi za pomocą sieci komputerowych (Internetu). Wskutek tego nastąpi ucieleśnienie usieciowienia i digitalizacji.

Ray Kurzweil (słynny amerykański wynalazca, dyrektor ds. technicznych w Google) dokładnie przepowiada, że już w latach 30-tych bieżącego wieku komputery zmierzą się ludzką inteligencją i pokonają ją, a ludzie będą nosić w mózgach nanoboty wielkości komórek biologicznych połączone z globalnym Internetem. To pozwoli im pobierać umiejętności (w stylu Matrixa) i edytować geny w celach terapeutycznych. Z początku będzie to dostępne dla bogatych, a wkrótce także dla mas, tak jak to było w przypadku telefonów komórkowych.
Nanoboty w naszych mózgach wytworzą też nowe sposoby odbierania bodźców, inne niż znane wrażenia zmysłowe. Optymistycznie twierdzi się, że takie nanoboty nie zagrożą prywatności, ponieważ każdy człowiek będzie mógł je szyfrować indywidualnie, a szyfrowanie zawsze jest wcześniejsze od deszyfrażu. Ale czas między szyfrowaniem i rozszyfrowaniem zmniejsza się. Wobec tego prywatność będzie trwać coraz krócej.
Poza tym, przyspieszona digitalizacja ciała kryje w sobie wiele konsekwencji trudnych do przewidzenia i opanowania na podstawie dzisiejszej wiedzy. Nie wiadomo, jakie możliwości dla manipulacji myślami, zachowaniami, postawami i uczuciami ludzi stworzy połączenie ich mózgów w jedną sieć globalną i jakie problemy teoretyczne i praktyczne wynikną z nadania robotom praw człowieka i z traktowania ich jak „osoby elektroniczne”. Możliwe, że digitalizacja ludzi jest wstępem i warunkiem koniecznym do zaprowadzenia centralistycznego rządu światowego.
Wiesław Sztumski

* Tylko w 2015 r. pojawiło się tyle danych, ile w całej historii ludzkości do 2014 r. co minutę wysyła się setki tysięcy zapytań do Google’a i tyle samo zamieszcza się postów na facebookach. One zdradzają nasze myśli i uczucia. Szacuje się, że w ciągu dziesięciu lat będzie w ramach „Internetu przedmiotów” około 150 mld usieciowionych czujników pomiarowych, tj. dwadzieścia razy więcej niż liczy dzisiejsza populacja świata. Potem co 12 godzin będzie podwajać się liczba danych. Już dzisiaj wiele organizacji usiłuje te Big Data zamienić na Big Money.