banner

 

klimek.jpgJak twierdzą geolodzy, w ciągu minionych 600 milionów lat planeta nasza dotknięta została co najmniej 5 wielkimi kataklizmami, nie licząc kilku mniejszych katastrof. Świadczą o tym ślady odnajdywane w warstwach skalnych pochodzących z różnych okresów rozwoju ziemskiego globu. Efektem takich kataklizmów było między innymi gwałtowne wymieranie dziesiątków i setek gatunków żywych organizmów.

Skala tych gwałtownych zmian biologicznych była różna. Kataklizm permiański, który wydarzył się 248 mln lat temu, spowodował zagładę 90% wszystkich gatunków stworzeń morskich. Około 26 mln lat temu niespodziewanie wymarły numolity - żyjątka przypominające kształtem monety. Żyły one w morzach i oceanach przez wiele milionów lat i nagle, w krótkim czasie zniknęły. Inne grupy istot przeżyły ten okres bez wstrząsów. Przed 500 mln lat zniknęły liczne gatunki stawonogów morskich - trylobitów, które uprzednio dominowały we wszystkich wodach kuli ziemskiej. Do dziś nie udało się w pełni wyjaśnić zagadkowej zagłady dinozaurów przed 65 mln lat. W tym samym czasie wyginęły również inne liczne gatunki, między innymi mikroskopijne organizmy, których szczątki uformowały białe skały Albionu wokół Dover nad kanałem La Manche.

Dzieje naszej planety pełne są białych plam i chociaż niektóre z nich wypełnione zostały przez naukę w ostatnich czasach, dalecy jesteśmy od poznania całej drogi ewolucyjnej ziemskiego globu. Odnalezione przez geologów ślady świadczące o gwałtownym wymieraniu gatunków wzbudziły nowe dyskusje w świecie nauki. Biolodzy zastanawiają się, jaką rolę odegrały podobne katastrofy w procesie ewolucji świata żywego. Geolodzy zaś próbują znaleźć przyczyny tego rodzaju kataklizmów.

Najlepiej udokumentowana dotychczas teoria ewolucji zakłada ciągłe doskonalenie istot żyjących drogą doboru naturalnego i walki o byt. W brutalnym świecie przyrody gatunki lepiej przystosowane wypierają stopniowo gatunki słabsze, co w efekcie prowadzi do stałego doskonalenia organizmów. Znana jest również inna teoria - katastroficzna. Jej zwolennicy sądzą, że ewolucja świata żywego jest skutkiem wielkich kataklizmów, których efektem była zagłada życia a następnie jego odradzanie w innej formie.

Teoria katastroficzna, sformułowana jeszcze w początkach ubiegłego stulecia, na długo przed Darwinem, została w zasadzie odrzucona przez większość biologów. Ale ostatnie odkrycia każą podejść do sprawy nieco ostrożniej.

Kataklizmy w skali globalnej okazały się faktem niepodważalnym. I jest rzeczą oczywistą, iż każda katastrofa ekologiczna musi odegrać określoną rolę w procesie ewolucji. Po każdym kataklizmie powstaje luka w świecie żyjącym. Życie szybko nadrabia stracony czas, wypełnia tę lukę, liczba gatunków gwałtownie wzrasta, pojawiają się nowe formy roślin i zwierząt. Jeśli takie sytuacje powstawały wystarczająco często, ich wpływ na rozwój i doskonalenie świata żywego mógł być większy niż dobór naturalny i walka o byt. Inaczej mówiąc, nie jest wykluczone, że dinozaury wyginęły nie dlatego, że były za duże, za wolne, zbyt zimnokrwiste, miały zbyt małe mózgi i zostały wyparte przez ssaki, lecz ssaki powstały dzięki gwałtownemu wyginięciu dinozaurów w katastrofie planetarnej.

Od wielu lat geolodzy próbują znaleźć przyczyny poszczególnych znanych nam z wykopalisk kataklizmów. Mogły być one spowodowane wielkimi trzęsieniami ziemi, zmianami klimatycznymi, poziomu wód w oceanach, wybuchami wulkanów. Dziś, gdy wiemy, że skorupa ziemska zbudowana jest z płyt tektonicznych znajdujących się w ciągłym ruchu, nie dziwi nas zachodząca przez wieki zmiana ukształtowania kontynentów i łańcuchów górskich, granicy lądu i morza. Tym zmianom musiały oczywiście towarzyszyć trzęsienia ziemi o niezwykłej sile.

Erupcje wulkanów powodują wzrost zawartości dwutlenku węgla w atmosferze i tzw. efekt cieplarniany, czyli wzrost temperatury mórz i lądów. Natomiast unoszące się z kraterów wulkanicznych chmury pyłu pochłaniają część promieni słonecznych powodując ochłodzenie klimatu. Każde z tych zjawisk mogło mieć poważny wpływ na kształtowanie się świata żywego na naszej planecie. Ale czy skala tego rodzaju zjawisk jest wystarczającym wytłumaczeniem kataklizmów niszczących większość roślin i zwierząt żyjących na Ziemi?

Dziś nie ulega wątpliwości, że przynajmniej część tych kataklizmów spowodowana została czynnikami pozaziemskimi. Znaleziono wszak niepodważalne dowody, że wyginięcie dinozaurów poprzedziło zderzenie z Ziemią ogromnego asteroidu, który spadł pod koniec okresu kredowego.

Skutkiem tego uderzenia było między innymi uniesienie się potężnej chmury pyłowej, znaczne osłabienie promieniowania słonecznego i wyginięcie najpierw roślin i prostych organizmów morskich, później zwierząt lądowych ulokowanych wyżej w łańcuchu pokarmowym, wreszcie największych ówczesnych istot - dinozaurów. Później bogate w iryd cząstki krążące w atmosferze opadły w postaci czarnych deszczów i zachowały się do dziś w formie niezwykłej warstewki geologicznej.

A więc przynajmniej jeden z ziemskich kataklizmów został spowodowany katastrofą kosmiczną. A pozostałe? Czy jest możliwe, by przypadkowe kolizje w przestrzeni kosmicznej zachodziły tak często? Badania paleontologów wykazały bowiem, że globalnych kataklizmów planeta nasza przeżyła znacznie więcej, niż się do niedawna wydawało. Obliczono, że w okresie ostatnich 250 mln lat zagładzie uległo 3500 rodzajów i 250 tys. gatunków roślin i zwierząt. Co więcej, okresy wymieralności występują dość regularnie co 26 mln lat! Żadne zjawisko ziemskie nie może stanowić wytłumaczenia takiej regularności.

Wśród wielu hipotez tłumaczących cykliczne kataklizmy ziemskie najbardziej wiarygodne wydają się te, które zakładają istnienie w niedalekim sąsiedztwie słabo świecącego lecz masywnego ciała niebieskiego, krążącego wokół Słońca po bardzo wydłużonej orbicie. Może to być słabo świecąca gwiazda, duża planeta, czy też, jak chcą niektórzy, niewielka czarna dziura. Ten zagadkowy obiekt zbliża się w okolice naszego układu planetarnego co 26 mln lat powodując różnego rodzaju zakłócenia w ruchu planet, asteroidów, komet i meteorów.

Astronomowie opracowali kilka wariantów tej hipotezy. Być może Słońce, podobnie jak większość gwiazd, jest gwiazdą podwójną i okrąża je słabo świecący towarzysz. Gwiazda towarzysząca przechodzi co 26 mln lat przez tzw. chmurę Oorta, czyli przestrzeń otaczającą układ planetarny, wypełnioną materią, z której tworzą się komety. W czasie, gdy tajemnicza gwiazda przebywa w strefie Oorta, tworzy się tam szczególnie dużo komet wyruszających jedna po drugiej ku Słońcu i Ziemi. Gromady komet i roje ogromnych meteorów zaczynają buszować w strefie planet i coraz to któraś bryła materii zderza się z globem.

Hipotetyczną gwiazdę nazwano Nemezis, a mówi się o niej jako o Gwiździe Śmierci. Podobną rolę stymulatora komet może spełniać odpowiednio duża planeta przechodząca przez chmurę Oorta, przy czym okres obiegu planety wokół Słońca wynosiłby 56 mln lat. Istnienie takiej planety sugerują również obserwowane od lat zakłócenia w ruchu znanych ciał niebieskich.

Ostatni wielki kataklizm nawiedził ziemski glob 13 mln lat temu. Jeśli hipoteza Nemezis jest prawdziwa, to kolejna zagłada nastąpi za 13 mln lat. I dopiero wówczas zostanie przeprowadzony dowód prawdy. Na razie można tylko podjąć kolejne próby odnalezienia Gwiazdy Śmierci za pomocą urządzeń obserwacyjnych...

Andrzej Klimek


oem software