banner

 

Konwencję należy widzieć w dwojakiej perspektywie: globalnej i lokalnej. W sensie globalnym jest niewątpliwe, że przemiany kulturowe, poniekąd nieuchronne, usuwają, choć w różnym tempie, dawne, np. plemienne sposoby komunikacji (języki), znaczne pokłady kultury „długiego trwania", tj. głębokiej, symbolicznej, które montowały w ciągu wieków czy nawet tysiącleci „łańcuchy istnień", nie eksponujących nadmiernie roli świadomości jednostkowej.


Konwencja wydaje się być adresowana, czy została stworzona przez przedstawicieli krajów, które podlegają silnym wpływom industrializacji, urbanizacji itd., budząc świadomość sensu ochrony określonych swoistości kulturowych, etnicznych, narodowych, regionalnych, łącznie z tradycjami artystycznymi i nie wykluczając struktur wierzeniowych. Swoistości te często ułatwiają grupom społecznym funkcjonowanie, korzystnie wpływając na więź społeczną.


Nie można się łudzić co do zatrzymania globalnych przemian kulturowych „na siłę", lecz można i należy tworzyć szerokie i wspólne płaszczyzny uzasadnień dla ochrony środowiska ludzkiego, tak jak to się dzieje od przełomu XIX i XX w. z ochroną środowiska naturalnego, przyrodniczego.


U podłoża ruchu obronno-ochronnego leży przekonanie, że różnorodność kulturowa (podobnie jak bioróżnorodność) jest bardziej twórcza, wymagająca i perspektywiczna dla ludzkości niż standaryzacja, homogenizacja i totalna komercjalizacja.


Przechodząc do konkretów, warto podkreślić, że „kultura niematerialna" w naukach humanistycznych jest neutralnym i praktycznym „workiem" dla wszystkiego, co nie jest związane bezpośrednio z codziennym wymiarem życia, produkcją i wymianą dóbr. Jest też wyrazem sceptycyzmu poznawczego, zamiennikiem istoty zagadnienia - kultury duchowej. Etnologicznie ujął ją w okresie międzywojennym Kazimierz Moszyński w Kulturze ludowej Słowian. Antropologicznie uchodzi jako kultura symboliczna, dopuszczając, że to symbole kreują lub ponawiają rzeczywistość (zwłaszcza tradycyjnych kulturach pozaeuropejskich), a nie na odwrót.


Co do realiów polskich, to należy uznać, że konwencja powinna asystować z jednej strony samym przejawom kultury społecznej uznanym przez środowiska lokalne za godne trwania, jak i wspierać te indywidualne lub stowarzyszeniowe przedsięwzięcia, które chronią swoiste dziedzictwo kulturowe.


Konkretna lista zjawisk kulturowych godnych ochrony jest sprawą analiz i uzgodnień wszystkich zainteresowanych.
Ze swego etnologiczno-muzykologicznego doświadczenia, wśród tych pierwszych wymieniłbym np. teatr wiejski a głównie nurt rekonstrukcji etnograficznej oraz jedyny tego rodzaju w Europie malowniczy zwyczaj grania na rogach drewnianych (ligawkach) w okresie adwentu, zwyczaj utrzymujący się w wielu rodzinach na Mazowszu i Podlasiu, wspierany przez ośrodki kultury i muzea od kilkudziesięciu już lat.


Wśród tych drugich wymieniłbym stowarzyszenia działające na pograniczach kulturowych i podnoszące humanistyczną rangę wielości tradycji, w tym różnorodności etnicznej i wyznaniowej, dla ponawiania świata trwałych wartości.


Trzeba jednak pamiętać, że konwencja powinna mieć zastosowania dośrodkowe, podnosić morale środowisk lokalnych, w przeciwnym razie zamieni się w aukcję atrakcji dla przemysłu turystycznego.

 

Wypowiedź prof. Lecha Sokoła, historyka dramatu i teatru z Instytutu Sztuki PAN
oraz Akademii Teatralnej w Warszawie:

To, co wyróżnia kulturę polską na tle Europy to sięgający czasów najdawniejszych, pogańskich, a niezwykle silnie wciąż obecny kult zmarłych. Przestrzeń kulturowa, jaką jest cmentarz, to najważniejsza przestrzeń kulturowa świadomości polskiej. Wystarczy przywołać Dzień Zmarłych, rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, obchodzone przez wierzących i niewierzących.


Inne ważne tradycje i całe polskie przeżywanie jest w wielkim stopniu poddane, podporządkowane temu potężnemu i żywemu kultowi. Dodatek osobisty i, co bardzo charakterystyczne, całkowicie banalny: byłem wychowany w kulcie zmarłych i cmentarza. Jako dziecko wojenne, przyjmowałem to za coś naturalnego. Do dzisiaj wszędzie, dokąd jadę, zwiedzam cmentarze, w Polsce i za granicą. W czasie mojego pierwszego pobytu we Francji przed wielu laty jechałem bez pieniędzy autostopem kilkaset kilometrów, by odwiedzić cmentarz i grób mojego uwielbianego wówczas poety Paula Valery. W Polsce mamy przecież Mickiewiczowskie Dziady, najwybitniejszy dramat romantycznej Europy.
Jest to fakt nieobojętny i nie przypadkowy.


Zatem polski kult zmarłych, tradycje i przedmioty z nim związane, cmentarze polskie w kraju i na całym świecie są w moim przekonaniu najważniejszym dobrem kultury niematerialnej, jakim dysponujemy.
 

 

Wypowiedź Stefana Sutkowskiego, dyrektora Warszawskiej Opery Kameralnej oraz Wydawnictwa Sutkowski Edition Warsaw.


Na pewno należałoby wpisać Bogurodzicę - najdawniejszą pieśń religijną, w dużej mierze oryginalnie polską. Ale chronić powinniśmy też dramaty liturgiczne. Ta tradycja jest ciągle u nas żywa - podtrzymywał ją Kazimierz Dejmek w swoim teatrze staropolskim, np. w spektaklu Dialogus de passione, albo żałosna tragedyja o Męce Jezusa, który wystawiał także w WOK. Z siedmiu części, z jakich składało się to przedstawienie, cztery były czysto polskie. Są również utwory średniowieczne - sekwencje (prozy) o św. Wojciechu (Hac festa die tota (Tego dnia świątecznego ) i św. Stanisławie (pierwowzór hymnu Gaude, mater Polonia) - też warte szczególnej ochrony, choćby dlatego, że dotyczą dziejów chrześcijaństwa w Polsce, całej Europie.


Jest jeszcze jedna rzecz, o której należy pamiętać: kultura dworów szlacheckich i zamków. To są duże tradycje, istotne dla rozwoju całej kultury narodowej. W zamkach, pałacach przez setki lat tworzyły się zespoły muzyczne, teatralne, biblioteki, biblioteki muzyczne.


W Polsce o liście takich arcydzieł należy myśleć nieco inaczej z uwagi na naszą historię. Jest np. wiele dzieł, o których wiemy, że istniały, ale po których nie zachowała się ani jedna nuta! Taki los spotkał zbiór muzykaliów liczących ponad 500 utworów kapeli Karmelitów Trzewiczkowych w Krakowie „Na Piasku".


W naszym wydawnictwie jest bardzo wiele odnalezionych i uratowanych utworów, bardzo wiele informacji, np. o operze w XVII w. , która zaczęła się już za Zygmunta III Wazy, a rozkwitła za Władysława IV. Była to czwarta, najwyżej piąta, opera w Europie, czyli na świecie. I to opera na znakomitym poziomie. Poszukujemy jednak nut tych utworów od kilkudziesięciu lat - niestety, bezskutecznie. A były tam utwory na poziomie Monteverdiego. Nuty jednej z nich ocalały w jednym egzemplarzu w Bibliotece Pruskiej (tzw. Berlince), której zbiory, na szczęście, posiadamy. Bo przecież wszystkie nasze biblioteki w Warszawie zostały spalone. Niemcy doskonale wiedzieli, gdzie, w której bibliotece, znajdują się nuty naszych narodowych dzieł muzycznych - wszystkie je zagrabiono i wywieziono - do dzisiaj ich szukamy. I o tym nikt nie mówi.


Czyli musimy myśleć o tradycji inaczej - trzeba chronić to, co jest, wspierać poszukiwania - to jest obowiązkiem konstytucyjnym i państwa, i samorządów, wszystkich. Jak chronić to, co bardzo mało uchwytne materialnie, skoro w Polsce okazuje się, że nawet te materialne są nieuchwytne? Nie ma należytej opieki nad dawnymi utworami muzycznymi, które WOK stara się uchronić od zapomnienia - nasz dział - jedyny w Polsce Ośrodek Dokumentacji i Badań Dawnej Muzyki Polskiej - nie otrzymuje żadnego wsparcia finansowego. Nikt się nie poczuwa do jego utrzymania. A mamy w nim setki utworów w różnych formach: mikrofilmach, nut na papierze, opracowań utworów. I ten ośrodek powinien być szczególnie hołubiony przez władze państwa.

Np. cała twórczość
Mikołaja Zieleńskiego i Mikołaja z Krakowa powinny być chronione. Ich twórczość bowiem ma znaczenie ogólnoświatowe, o czym decydenci na ogół nic nie wiedzą. Wiedzą tylko muzykolodzy. Mikołaj Zieleński pozostawił ogromny zbiór - ok. 60 utworów na wszystkie święta kościelne, który na szczęście był drukowany w Wenecji. Zbiór ten ocalał tylko w jednym egzemplarzu i to może już nie zginie, bo zostały zrobione reprinty.


Nie wiem, kto szykuje ten spis zabytków kultury niematerialnej - mam obawy o to, czego w nim zabraknie. Bo dzieła współczesne, o których teraz nie mówimy, też trzeba chronić, wpisywać na listy ochrony, acz one mają większe szanse na przetrwanie, znajdują się w bibliotekach, zostaną uchronione przez zapomnieniem. Ale im dalej sięgamy wstecz, tym większe niebezpieczeństwo, że utracimy nasz dorobek, że dzieła poginą.


Mamy Jarzębskiego, Mielczewskiego, Szarzyńskiego - świetnych. Z nich powstała wielka muzyka europejska, światowa. Ich dzieła wykonujemy do dzisiaj i na instrumentach z epoki. Dlatego należy chronić je wszystkie. Dlaczego np. Monteverdi ma być chroniony, a Zieleński nie?

To jest tradycja muzyki polskiej i europejskiej, od średniowiecza poczynając. Mamy też przecież podtrzymaną - dzięki wykonanej dla WOK kopii fortepianu Pleyela, na którym grał Chopin - tradycję muzyki romantycznej. Nas, Polaków, musi interesować zachowanie wielu rzeczy, dzieł, tradycji, które mogą całkowicie zaginać, jeśli w porę ich nie obejmiemy ochroną.


W XIX w. zaginęło przecież wiele utworów muzyki polskiego baroku - i nie tylko polskiego - z Tabulatury pelplińskiej, odnalezionej (przypadkiem, podczas prac porządkowych) dopiero po wojnie, w 1957 r. w katedrze pelpińskiej . A to druga co do wielkości tabulatura na świecie - i tam jest wiele utworów włoskich, których nigdzie nie ma. Czy to nie jest ważne? Trzeba chronić wszystko.

 

oem software