banner


Otwarcie zasobów wiedzy jest ideą, która budzi liczne kontrowersje. Są gorący zwolennicy i są przeciwnicy takiego rozwiązania, co więcej jedni i drudzy mają liczne rzeczowe argumenty na poparcie swojego stanowiska.


 tadeusiewiczNie będę tu polemizował z opiniami i argumentami przeciwników otwartemu dostępowi do wyników badań naukowych, bo ich argumenty nie są pozbawione racji. W związku z tym, także z niektórymi ich tezami należy się zgodzić, jeśli nie chce się utracić rzeczowego charakteru toczonej debaty. Niemniej argumentom przeciwników warto przeciwstawić argumenty zwolenników

Pierwszy argument ma charakter moralny i ekonomiczny. Ekonomia rzadko idzie w parze z moralnością, tu jednak tak właśnie jest. Otóż aspekt ekonomiczny związany jest z faktem, że obecnie na całym świecie większość badań naukowych prowadzona jest w instytucjach utrzymywanych z finansów publicznych. Trywializując nieco to zagadnienie można powiedzieć, że zarówno aparat naukowy, przy pomocy którego dokonano odkrycia naukowego, jak i biurko przy którym uczony opisał odkrycie produkując określoną publikację zakupiono za pieniądze podatników. Z tego samego źródła płacona jest pensja naukowca i rachunek za prąd zużywany przez jego komputer. Skoro tak, to płatnicy tych wszystkich rachunków mają prawo do wyników badań naukowych prowadzonych za ich pieniądze, tak jak w dawnych czasach król utrzymujący nadwornego alchemika miał prawo do wyników jego odkryć – by wspomnieć tylko o znanej historii odkrycia technologii wyrobu porcelany która wzbogaciła saski dwór królewski.

Jeśli jednak sponsorem badań naukowych nie jest pojedyncza osoba, ale całe społeczeństwo płacące podatki to jedynym sposobem spłacenia długu zaciągniętego przez naukę wobec tego społeczeństwa jest udostępnienie wyników badań do dyspozycji całego tego społeczeństwa (oczywiście w stopniu zależnym od indywidualnych kwalifikacji umożliwiających wykorzystanie osiągnięć nauki). Najdoskonalszym sposobem realizacji postulatu powszechnego dostępu do wyników badań naukowych jest właśnie tworzenie i udostępnianie otwartych zasobów wiedzy. Patrząc na tę sprawę z punktu widzenia ekonomii można to podsumować stwierdzeniem: „Oni (społeczeństwo) mają do tego prawo, bo oni za to zapłacili”.

Wątek moralny sygnalizowany jako paralelny z wątkiem ekonomicznym jest następujący:

Na wyniki badań naukowych, czyli na zasoby wiedzy, patrzeć trzeba jako na czynnik dynamizujący rozwój cywilizacji. Zakładając, że rozwój cywilizacji jest dobrem, do którego dąży cała ludzkość, trzeba stwierdzić, że otwarcie zasobów wiedzy jest bardzo istotnym czynnikiem, który osiąganie tego dobra ułatwia.

Dobro społeczeństwa (w szerokim tego słowa znaczeniu) wymaga, żeby każde odkrycie naukowe możliwie szeroko przekładało się na poziom życia jednostek i całych grup społecznych. Odkrycie, do którego dostęp zostaje ograniczony na skutek jego reglamentowanej dystrybucji, spełnia tę funkcję napędu cywilizacyjnego rozwoju w znacznie mniejszym stopniu, dlatego ograniczony dostęp do wiedzy należy postrzegać jako hamulec rozwoju cywilizacji.

O ile więc zgadzamy się (na ogół), że generowanie rozwoju cywilizacyjnego jest dobrem, to hamowanie tego rozwoju jest złem. Z tego powodu można sformułować tezę, że otwarcie zasobów wiedzy jest czynnością moralną, podczas gdy działanie przeciwne można traktować jako moralnie złe.

I na koniec, wzgląd dotyczący wewnętrznej spójności nauki i pewności tez naukowych.

Jak wiadomo, wyniki badań naukowych dlatego tak skutecznie wzbogacają wiedzę ludzkości i przyczyniają się do rozwoju cywilizacji, bo stale poddawane są krytycznej ocenie i dokładnej weryfikacji w łonie samej nauki. Fakt, że jeden badacz coś zaobserwował, odkrył, przemyślał czy opisał nie ma tak naprawdę żadnej wartości ani znaczenia, dopóki inni badacze tego nie zweryfikują i krytycznie nie ocenią.

To nakłada określone wymagania na obieg informacji w obrębie systemu, jaki stanowi światowa nauka. Każde doświadczenie naukowe musi być tak opisane, żeby w innym laboratorium można je było powtórzyć, sprawdzając prawdziwość wyników. Każde rozumowanie musi być tak przedstawione, by inny specjalista mógł je prześledzić krok po kroku – szukając ewentualnych błędów, luk, albo możliwości sformułowania dodatkowych wniosków. Każdy ważny wynik naukowy musi być opublikowany, bo tylko wtedy jest dostępny krytycznym ocenom innych badaczy.

Opublikowany to znaczy udostępniony wszystkim, którzy mogą być tym wynikiem zainteresowani. Jedynie otwarcie zasobów wiedzy zapewnia realizację postulatu udostępnienia wyników badań naukowych w sposób najpełniejszy i najdoskonalszy.

Co dzięki temu uzyskujemy? Jeśli opublikowany wynik naukowy jest ważny, a kontrola wykonana przez innych uczonych potwierdzi wnioski, jakie sformułował odkrywca wówczas sława odkrywcy zostaje ustokrotniona. Kolejne powstające prace zwierają (a przynajmniej powinny zawierać) odnośniki do jego pierwszej publikacji. Dobra idea naukowa działa jak śnieżna kula im dalej się toczy, tym większa rośnie i tym większego nabiera znaczenia.

Naszkicowany wyżej model jest jednak trochę wyidealizowany.

Obowiązująca przez całe wieki zasada, że wynik naukowego badania powinien być opublikowany, zaczyna być kwestionowana w zderzeniu z uwarunkowaniami gospodarki opartej na wiedzy. Żyjemy w świecie, w którym informacja (zwłaszcza naukowa) jest między innymi nośnikiem określonych wartości ekonomicznej natury. Dotyczy to głównie nauk technicznych, ale także takich dziedzin nauk przyrodniczych, jak farmakologia albo genetyka. Czy w takich dziedzinach publikowanie uzyskanego wyniku naukowego jest racjonalne? Niestety, nie!

Opublikowany wynik naukowy staje się własnością wszystkich. Każdy może z nim zrobić wszystko, co chce z jednym wyjątkiem: Nikt nie może twierdzić, że jest twórcą wyniku naukowego, jeśli w istocie dowiedział się o nim od prawdziwego odkrywcy. Naruszenie tej fundamentalnej zasady określane jest jako plagiat i jest najgorszym występkiem, jakiego może się dopuścić ktoś zajmujący się nauką. Jednak opublikowany wynik naukowy daje nieograniczone możliwości na przykład producentom, którzy na podstawie odkrycia naukowego mogą wytworzyć nowy produkt, a później sprzedawać go z zyskiem. Jednak wtedy nawet najmniejsza część zysku nie trafi do naukowca, który swoim odkryciem utorował drogę do tej atrakcyjnej nowości. Twórca opublikowanego odkrycia, a także ci, którzy finansowali jego badania zostają pozbawieni tych wszystkich korzyści, do których mieliby prawo, gdyby zamiast publikacji wybrali patent.

Dlatego w coraz liczniejszych dziedzinach odkryć naukowych się nie publikuje, ale się je patentuje, dając badaczowi i sponsorom badań możliwość uzyskania udziału w korzyściach finansowych, których źródłem jest odkrycie naukowe.

Patentowanie wyników badań ma jednak dwojakiego rodzaju negatywne skutki:

Po pierwsze, dostępność do dobrodziejstw, jakie niesie odkrycie, zostaje drastycznie ograniczona. Korzystać mogą tylko ci, którzy odpowiednio za to zapłacą. Jeśli opatentowanym odkryciem jest na przykład nowy lek, to zamiast udostępniać możliwość uzdrowienia wszystkim potrzebującym, firma posiadająca patent dyktuje takie jego ceny, które pozwalają na leczenie tylko osobom zamożnym (lub obywatelom bogatych krajów, które mogą udostępnić lek w ramach systemu ubezpieczeń).

Nas tutaj interesuje jednak drugi aspekt tej sprawy.

Odkrycie opatentowane a nie opublikowane w mniejszym stopniu staje się przedmiotem badań kontrolnych ze strony innych naukowców. Po co bowiem prowadzić badania, skoro z góry wiadomo, że każdy wynik badania jedynie wzbogaci właściciela patentu? W rezultacie wynik opatentowanego badania jest w sensie naukowym mniej pewny. Szkoda tylko, że często połykamy go w formie tabletki, nie wiedząc do końca, ile jest wart poza ceną, jaką musieliśmy zapłacić w aptece…


Ryszard Tadeusiewicz