banner

Czarnecki-do zajawkiKlimat intelektualnej debaty, atmosferę linczu medialnego,  jaką wytworzono - zarówno podczas rozpadu Jugosławii (zwłaszcza starć w Bośni i Chorwacji), jak i secesji Kosowa (obwiniając Serbów o wszelkie zbrodnie i uznając ich za sprawców tych krwawych zajść) - dziś jest także obecny w opisie wydarzeń na Ukrainie (wcześniej – na Krymie).


Oferowanie odbiorcom prostych paradygmatów, opartych najczęściej na Wańkowiczowskim chciejstwie, ignorancji i elementarnej niewiedzy z dziedzin takich jak: kulturoznawstwo, religioznawstwo i dzieje religii, historia, antropologia, etnologia itd.,  to prosta droga do propagandowego zamieszania, pospolitych kłamstw i politycznej głupoty.
Wszystko to – podawane przez gros polskich mediów – sprawia wrażenie, iż nastaje Armagedon, że siły ciemności mają się już, już zetrzeć z mocami dobra, że szatan realnie istnieje i przybrał postać Prezydenta Rosji (a może całej Federacji Rosyjskiej).
A świadczy to tylko o tym, iż rusofobia kwitnie i przybiera realne kształty. Utwierdza się i realizuje w praktyce.

Retoryka temu wszystkiemu towarzysząca jest jak zawsze pompatyczna, bombastyczna, a jej „tragizm” bardziej przypomina farsę i komedię. Wszystko jest podlane sosem wolności, demokracji, swobód, kulawego (bo niepełnego i skierowanego przeciwko Innemu) braterstwa, ślepego wyzwolenia (czyli przyjęcia naszej wiary).

Totalne zakłamanie 
 

Polski mainstream nagradza tytułem „Człowiek Roku”   Michaiła Chodorkowskiego, uznawanego za więźnia sumienia Władimira Putina. To jawny afront wobec osoby rosyjskiego Prezydenta. Dopuszczalny w politycznym krajobrazie pluralistycznego świata idei. Jednak drugi wymiar tej nominacji, wymiar moralno-etyczny, wyraźnie skrzeczy nieszczerością, faryzejstwem, cynizmem, intelektualną korupcją i obłudą.
Nikt nie zaprzecza – ale o tym fałszywie i zarazem wstydliwie w Warszawie się nie wspomina – że Człowiek Roku 2014  jednak jest malwersantem, do majątku doszedł w sposób nieuczciwy (jak lwia część oligarchów na terenie byłego Związku Radzieckiego), a przede wszystkim – jest oszustem podatkowym. Te fakty nie podlegają żadnej dyskusji czy negacji (dyskutować można nad standardami jurydycznymi, w jakich przebiegał jego proces oraz nad wymiarem wyroku).
Czy taka jednostka może być Człowiekiem Roku 2014? Czy stanowić winna wzór do naśladowania, mieć powód do chodzenia w glorii sławy i do admiracji?  Czy jest godna peanów na swoją cześć?
 

***
 

Po ucieczce Prezydenta Wiktora Janukowycza do Rosji polskie media pokazywały jego posiadłość. Klimat wokół majątku, do jakiego on doszedł (i jego rodzina) i przepychu, jakim się otaczał stworzony przez polski mainstream był wyjątkowo pejoratywny (i słusznie). Kleptokracja, a w ogóle złodziejstwo w każdym wymiarze, to rzecz wysoce naganna. Czy zatem uznanie Chodorkowskiego za więźnia sumienia może stanowić o jakimkolwiek wyróżnieniu (nie mówiąc o tym, jakim go obdarował polski mainstream) i zacierać niemoralność defraudacji potężnych sum pieniężnych?     

Ale czy kraj tolerujący tajne więzienia obcego mocarstwa na swym terytorium – gdyż prawo owego imperium, uchodzącego za krynicę tzw. praw człowieka nie pozwala nikogo więzić bez sądu, bez adwokata, a nade wszystko torturować – ma jakiekolwiek moralne i polityczne prawo, aby komukolwiek wypominać brak poszanowania tych zasad jako uniwersalnych i nadrzędnych w cywilizowanym świecie? Czy ma prawo kreować się na  promotora wartości Oświecenia, Zachodu, wartości, jakimi są postęp, wolność i demokracja?
Zwłaszcza, że cała elita polityczna tego kraju – od lewicy do prawicy – jest „umoczona” w proceder umożliwiania obcemu mocarstwu dokonywania takich niecnych czynów na swoim terenie i tuszowanie tych faktów przed opinią międzynarodową. Superhipokryzja, totalne zakłamanie, megaoszustwo.

Ten kraj to Polska, zwana III RP. Użyczenie obiektów na terytorium tego kraju Amerykanom do torturowania i więzienia (bez sądu) ludzi posądzonych może i o najcięższe zbrodnie, wyklucza całą elitę tego państwa z jakichkolwiek dysput (o krytyce innych podmiotów prawa międzynarodowego nie wspominając) w przedmiocie praw człowieka, przestrzegania wolności obywatelskich, demokracji czy moralności. W tych wymiarach ten akt poddania imperium jest równoznaczny z wymiarem etycznym uczestniczenia PRL w radzieckiej inwazji na Czechosłowację (podobnie ma się rzecz z interwencją, czytaj - najazdem na Irak).  Oba fakty są moralnie i etycznie nie do zaakceptowania i tak samo podlegać muszą druzgocącej krytyce z płaszczyzny prawa międzynarodowego.  
 

Kilka pytań          
 

Na koniec za brytyjskim publicystą  Guardiana, Neilem Clarkiem*, znawcą Wschodu Europy, pragnę postawiać jeszcze  kilka pytań,  przywołując dylematy, jakie trawić muszą każdego inteligentnego i samodzielnie myślącego Europejczyka (www.darkmoon.me) w kontekście konfliktu na Ukrainie i jego prezentacji w mediach. (w Polsce te pytania muszą brzmieć szczególnie ostro i budzić krytycyzm wobec tzw. IV władzy).


Gdy k
ilka tygodni temu przejmowano budynki administracji rządowej czy samorządowej na Ukrainie – pyta Clark - było to rzeczą dobrą. Zachodni (i polscy) liderzy polityczni i komentatorzy medialni mówili, że jego sprawcy „demonstrowali za demokracją”, a amerykański rząd ostrzegł władze ukraińskie przeciwko użyciu siły wobec  tych „prodemokratycznych demonstrantów”, mimo iż jak pokazywały zdjęcia, niektórzy z nich byli neonazistami, rzucali koktajlami Mołotowa (i czym popadło) w policję, rozbijali pomniki i podpalali budynki. Teraz, kilka tygodni później, mówi się, że ludzie zajmujący budynki rządowe na Ukrainie nie są „prodemokratycznymi”,„terrorystami”, albo „bojówkarzami”.

Dlaczego przejmowanie budynków rządowych na Ukrainie było dobre w styczniu, a jest złe w kwietniu i maju? Dlaczego w styczniu nie do przyjęcia było używanie przez władze siły przeciwko demonstrantom, a dziś jest to do przyjęcia?

 

***

Demonstrantów antyrządowych na Ukrainie w czasie zimy odwiedziło kilku prominentnych polityków zachodnich, łącznie z amerykańskim senatorem Johnem McCainem i Victorią Nuland z Departamentu Stanu, która rozdawała tam ciastka. Ale gdy w ostatnich tygodniach odbyły się ogromne demonstracje antyrządowe w wielu krajach Europy Zachodniej, nie dostały takiego wsparcia - ani ze strony takich postaci, ani elitarnych komentatorów zachodnich mediów. Ci demonstranci nie dostali też żadnych ciastek od oficjeli z amerykańskiego Departamentu Stanu. Postrzeganie procesów społecznych w opcji zero-jedynkowej to kompromitacja polityka. Każdego.

 

***

Kilka tygodni temu można było obejrzeć wywiad z amerykańskim sekretarzem stanu Johnem Kerry, który powiedział: „Nie najeżdża się na inny kraj pod fałszywym pretekstem, by upomnieć się o swoje interesy”. Ale przypominam sobie, że Ameryka zrobiła to właśnie więcej niż raz w ciągu ostatnich 20 lat.

 

***

Czy źle zapamiętałem opinię, że „Irak ma broń masowego rażenia”? Czy w 2002 roku i na początku 2003 śniło mi się, kiedy politycy i sługusy neokonów codziennie występowali w TV, by powiedzieć nam, plebsowi, że musimy iść na wojnę z Irakiem, bo zagrażał nam śmiertelny arsenał Saddama?
Dlaczego demokratyczne głosowanie na Krymie o tym, czy dołączyć do Rosji, określa się gorszym niż brutalna, mordercza inwazja na Irak – inwazja która doprowadziła do śmierci około 1 000 000 ludzi?

 

***

Bardzo poważnie wyglądający zachodni politycy i „eksperci” medialni mówili nam również, że referendum krymskie było nieważne, bo odbyło się pod „okupacją militarną”. Ale oglądałem pokazywane nam wybory w Afganistanie, pod okupacją militarną, które wiodący liderzy zachodni, tacy jak szef NATO Anders Fogh Rasmussen, chwalili jako „historyczny moment dla Afganistanu” i  wielki sukces „demokracji”. Dlaczego odrzucono krymskie głosowanie, a świętowano afgańskie?

 

***

Kłopot mam też z Syrią. Mówiło się i nadal mówi, że radykalne islamskie grupy terrorystyczne stanowią największe zagrożenie dla naszego pokoju, bezpieczeństwa i naszego „sposobu życia” na Zachodzie. A Al-Kaidę i inne takie grupy trzeba zniszczyć: że musieliśmy toczyć z nimi nieustanną  „wojnę z terrorem”. Ale w Syrii nasi liderzy stanęli po stronie takich radykalnych grup w wojnie ze świeckim rządem, który respektuje prawa mniejszości religijnych, łącznie z chrześcijanami.

Kiedy bomby Al-Kaidy i ich sojuszników wybuchają w Syrii i giną niewinni ludzie, nie ma żadnego potępienia ze strony naszych liderów: ich jedyne potępienie odnosiło się do świeckiego rządu syryjskiego, który zwalcza radykalnych islamistów, a który nasi liderzy i komentatorzy elitarnych mediów rozpaczliwie chcą obalić.
 

***

Są jeszcze prawa gejów. Mówi się nam, że Rosja jest bardzo złym i zacofanym krajem, bo uchwaliła prawo przeciwko promowaniu homoseksualizmu wśród nieletnich. A nasi liderzy, którzy zbojkotowali Zimową Olimpiadę w Soczi z powodu tego prawa, odwiedzają kraje w Zatoce Perskiej, gdzie homoseksualistów można wsadzać do więzienia, a nawet skazywać na karę śmierci i czule obejmują ich władców, nie wspominając nawet tam o prawach gejów.

Z pewnością więzienie czy egzekucja gejów są dużo gorsze, niż prawo zakazujące promowania homoseksualizmu wśród nieletnich? Dlaczego, skoro naprawdę niepokoją ich prawa gejów, nasi liderzy atakują Rosję, a nie kraje wsadzające do więzienia czy dokonujące egzekucji gejów?

***

Artykuły w wielu dziennikach mówią nam, że węgierska ultra nacjonalistyczna partia Jobbik jest bardzo zła i że jej rosnące znaczenie jest niepokojace, mimo że nawet nie ma jej w rządzie. Ale neonaziści i ultra nacjonaliści zajmują stanowiska w nowym rządzie ukraińskim, który nasi liderzy na Zachodzie entuzjastycznie wspierają, a neonaziści i skrajna prawica odegrały kluczową rolę w obaleniu w lutym demokratycznie wybranego ukraińskiego rządu, „rewolucji” dopingowanej przez Zachód.

Dlaczego ultra nacjonaliści i grupy skrajnie prawicowe na Węgrzech są nieakceptowane, a bardzo akceptowalne na Ukrainie?

 

***
 

Mówi się nam, że Rosja jest agresywną, imperialistyczną potęgą, i że niepokój NATO to sprzeciw wobec rosyjskiego „zagrożenia”. Ale któregoś dnia spojrzałem na mapę i choć zobaczyłem wiele krajów położonych blisko Rosji (i graniczących z nią) - członków kierowanego przez Amerykę NATO (którego członkowie w ostatnich 15 latach zaatakowali i zbombardowali wiele krajów), to nie widziałem żadnych krajów leżących blisko Ameryki, które są członkami rosyjskiego sojuszu militarnego, ani żadnych rosyjskich baz wojskowych, czy rakiet ulokowanych w obcych krajach blisko Ameryki. Ale mówi się nam, że to Rosja jest „agresywna”.

Rosję, zagrożoną przez zwiększającą się liczbę baz amerykańskich i NATO, oskarża się o „agresywność”, ale jak czułaby się Ameryka, gdyby otaczały ją rosyjskie i chińskie bazy?

 

Fałszywa szczęśliwość, czyli kto tu jest uczciwszy?
 

Tytan wizerunku amerykańskiej demokracji, Abraham Lincoln, miał powiedzieć na temat istoty polityki: „Jeśli złapałeś słonia za tylną nogę, a on próbuje się wyrwać, lepiej mu na to pozwolić”. Pragmatyzm to makiawelizm czy po prostu realizm?
Ale polskie elity, wmawiając społeczeństwu po raz któryś w historii, że najważniejsze są idealistyczne, irracjonalne, podbudowane mitycznym pojmowaniem honoru i narodu tzw. wartości, znów prowadzić chcą je na manowce. A wiadomo od zawsze – nie tylko z powiedzenia Szwejka – iż zwycięzcą moralnym zawsze jest ten, komu przeciwnik przetrąci nogę…

Powie ktoś: jaki ten człowiek, prezentujący takie poglądy na węzłowy problem europejski, musi być nieszczęśliwy, jaki samotny, jak wyalienowany ze wspólnoty, ze społeczeństwa, z otoczenia. Bo gdy wszyscy w koło mówią, śpiewają, krzyczą, piszą, przekonują w tonacji innej, niźli jego myśli, niźli jego świadomość, aniżeli jego mentalność i wyznawane wartości, samotność musi doskwierać szczególnie boleśnie.

To jest chyba właśnie poczucie getta, jakiego doświadczali przez wieki Żydzi w chrześcijańskiej Europie. To jest klasyczny przykład symbolicznej przemocy zbiorowej. Zwłaszcza, kiedy w przedmiocie polityki, spraw społecznych, religijności (jako takiej), historii i jej interpretacji różnice między tą jednostką, a resztą mainstreamowo zarysowanej wspólnoty (a chyba też i resztą faktycznego, realnego społeczeństwa znad Wisły, Bugu i Odry) dzieli kolosalna przepaść.

Ale (za Aldousem Huxleyem) warto powiedzieć i zająć postawę, z której wynika iż lepiej „być nieszczęśliwym, niż pozostawać w stanie fałszywej szczęśliwości, w jakiej tu się żyje”.

I co to są w takim razie tzw. wartości, i kto jest w tym wszystkim uczciwszy?

Radosław S. Czarnecki

 

*http://www.darkmoon.me/2014/who-are-the-puppet-masters-by-neil-clark/

polskie tłumaczeniehttp://www.geopolityka.org/komentarze/neil-clark-kto-porusza-marionetkami