banner


Z profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, sinologiem i politologiem, Bogdanem Góralczykiem rozmawia Anna Leszkowska.


- Panie Profesorze, przyzwyczailiśmy się do postrzegania Chin jako państwa o gospodarce odtwórczej, mało innowacyjnej. Tymczasem osiągnięcia tego państwa w takich branżach jak IT czy kosmiczna pokazują, że Chiny umiały przestawić się na gospodarkę innowacyjną, co np. nam się ciągle nie udaje. W czym tkwi sekret chińskiej zmiany?


Goralczyk- Po pierwsze, trzeba podkreślić, że nawet w latach rewolucji kulturalnej – największego zamieszania w Chinach – program kosmiczny wyłączono całkowicie spod wpływów Czerwonej Gwardii czyli hunwejbinów. Pokazuje to, że Chińczycy potrafią zgodzić się na wyłączenie spod jakiejkolwiek ideologii dziedzin o nadrzędnym znaczeniu dla państwa.

Po drugie, chińskie elity mają świadomość, że ich cywilizacja była kiedyś kwitnąca i innowacyjna i przyniosła tak epokowe wynalazki jak np. proch, papier, kompas, porcelanę czy jedwab. Widać z tego, że Chińczycy mają wolę polityczną oraz poczucie tożsamości i historii.

Jednak chiński system kształcenia – także i obecny – nie sprzyja innowacyjności, polega bowiem na pamięciowym przyswajaniu formuł. Ale Chiny od grudnia 1978 roku rozpoczęły bezprecedensowy proces transformacji – głównie ekonomicznej, a później i innych dziedzin.
Ten proces miał różne fazy, ale pod koniec XX wieku stało się jasne, że Chiny odradzają się jako mocarstwo, że stały się drugą gospodarką świata.

W latach 2012-2013 doszła do władzy obecna, tzw. piąta generacja z prezydentem Xi Jinpingiem, która zmienia azymuty i już nie buduje jak poprzednie elity chińskiego mocarstwa po cichu, ale wychodzi z bardzo śmiałymi wizjami tego, co Chiny chcą i do czego zmierzają.
Przybrało to nazwę dwóch nowych celów: na stulecie Komunistycznej Partii Chin (1.07.2021) i stulecie Chińskiej Republiki Ludowej (1.10.2049).

Pierwszy cel polega na wprowadzeniu nowego modelu rozwojowego opartego nie na eksporcie, ale na kwitnącym rynku wewnętrznym i klasie średniej, którą trzeba zbudować, a tym samym przejść najtrudniejszy egzamin, jaki się przechodzi w okresie zmian, czyli od ilości do jakości. Już nie można się opierać na podróbkach, trzeba tworzyć własne rozwiązania. Drugi cel - na stulecie ChRL – to wielki renesans Chin, które zamierzają być najbardziej kwitnącą cywilizacją na globie. A tego nie da się osiągnąć bez pokojowego zjednoczenia z Tajwanem.

Te cele sformułował Xi Jinping pod koniec 2014 roku, natomiast na ostatnim XIX Zjeździe KPCh, w październiku 2017 roku, dodał jeszcze jedną datę – 2035 rok, kiedy to Chiny mają się stać społeczeństwem innowacyjnym. Ale żeby tak się stało, Chiny w 2015 roku przyjęły 10-letni program Made in China 2015-2025, wzorowany na niemieckim programie Industrie 4.0. Chodzi więc o to, żeby już nie kraść, nie podrabiać, nie importować, ale tworzyć coś nowego.

W tym kontekście trzeba dodać jeszcze jeden ważny element: kiedy Chiny pod koniec 1978 roku ruszały do reform, to ówczesny wizjoner Deng Xiaoping, który cały ten program wymyślił i uruchomił, zaproponował, aby wysyłać studentów i doktorantów na najlepsze uczelnie świata, do USA, Wielkiej Brytanii, Japonii, Niemiec. Początkowo wysyłano najzdolniejszych, ale po 2-3 latach program stypendialny zmodyfikowano tak, aby wykształcić elity na potrzeby modernizacji państwa, czyli głównie w naukach ścisłych, inżynieryjnych, biotechnologii. Dzięki temu przez ostatnie 40 lat wykształcono na Zachodzie ponad 3,5 miliona Chińczyków władających biegle obcymi językami. Wyniki tego już widać w najwyżej punktowanych czasopismach naukowych, w których Chińczycy publikują swoje prace.

Czyli mamy tu program świadomego kształtowania elit i program kształtowania polityki przemysłowej i modernizacji państwa (program Chiny 2015-2025). Ponadto Chiny już obecnie wydają na B+R ok. 2% PKB (u nas jest to od lat poniżej 0,5%PKB), a chcą dogonić tych, którzy wydają najwięcej – Koreę Południową i Japonię, które wydają powyżej 3,5% PKB. To jest program rządowy, w którym zapisano stały wzrost nakładów na B+R, a równocześnie położono nacisk na własną wynalazczość.

I jeszcze sprawa, o której się na świecie nie mówi - a to błąd – że ważną rolę w tej modernizacji państwa odgrywają surowce w postaci pierwiastków ziem rzadkich, bez których nie jest możliwy postęp naukowo-techniczny. Chiny w tym obszarze mają monopol – i na produkcję, i na ich eksport (ponad 90%). Obecna wojna handlowa między USA a Chinami jest także wojną właśnie o technologie. Chiny już są dla nas wyzwaniem w wymiarze gospodarczym i handlowym, a chcą być też w wymiarze technologicznym, dlatego mamy szum wokół firmy Huawei.

- Możliwe, że nie mniejsze wyzwania niż w branży IT Chiny rzucą reszcie świata w technologiach kosmicznych…

- Chiński program kosmiczny jest od początku – z konieczności - autonomiczny, niezależny od rosyjskiego i amerykańskiego (w przeciwieństwie do programu atomowego). Chińczycy w konstruowaniu programu kosmicznego nie mogli korzystać z wcześniejszych osiągnięć Rosjan i Amerykanów, a mimo to, ich program uważany jest za trzeci w świecie pod względem rangi (po rosyjskim i amerykańskim). Jednak co ciekawsze – Chińczycy konkurują tu nie z USA czy Rosją, ale z Hindusami o to, kto pierwszy wyśle misję – może i załogową - na Marsa.

- Ale mają i takie programy jak stworzenie sztucznego słońca czy księżyca do oświetlania miast…

- Mam co do takich pomysłów mieszane uczucia, bo moim zdaniem, tego rodzaju inżynieria idzie tam zbyt daleko. Podam dwa, najbardziej spektakularne przykłady: wykopany ponad tysiąckilometrowy tunel do transportu wody z tybetańskich lodowców na pustynię do Xinjiangu (Sinciangu) oraz wykorzystywanie jodku srebra do sterowania pogodą, wywoływania sztucznych opadów – także nad Tybetem. To są ryzykowne działania, a mimo to – za zgodą władz – wprowadza się je w życie.
Ale znam jeden niebywały projekt, prof. Hu Anganga – jednego z najważniejszych chińskich strategów i ekonomistów, który jako pierwszy wyszedł z koncepcją zielonej gospodarki, opisując ją w książce Chiny. Innowacyjny zielony rozwój. Ten cel, budowy zielonej gospodarki, już teraz program rządowy, to jeszcze jedna sprawa, na którą winniśmy zwracać uwagę, skoro mówimy o innowacyjności. Chiny bowiem już wyprzedziły UE, jeśli idzie o alternatywne źródła energii. W ramach strategii przechodzenia na zieloną gospodarkę, jak sugeruje Hu Angang, powinno się jedną z prowincji - Quinghai – zrobić płucami Chin, nie wpuszczać tam przemysłu i ją zalesiać.

- Zmiana w podejściu do innowacyjności w Chinach była w jakimś stopniu uwarunkowana ustrojem i zarządzaniem?

- Dotychczas ustrój pozwalał umiejętnie sterować gospodarką i planować. W Chinach nic się nie dzieje na żywioł, tam jest wymieszanie rynku z interwencjonizmem państwowym. Chińczycy mają przemyślaną wizję państwa i staranną, świadomą strategię jej implementacji do gospodarki. Ale ok. 1,5 roku temu obecny przywódca Chin odszedł od strategii Denga Xiaopinga, czyli kolektywnego cesarza. Takim kolektywnym cesarzem w Chinach jest siedmioosobowy Stały Komitet Biura Politycznego KC KPCh. Xi Jinping idzie w stronę jedynowładztwa, systemu autorytarnego, który może być skuteczny, ale na krótką metę. Jest więc pytanie, czy da się pogodzić ów skrajnie autorytarny system (Chiny autorytarne były zawsze) z innowacyjnością, która wymaga ducha przedsiębiorczości i otwartych umysłów.
W tym kontekście warto obserwować, co się będzie działo z systemem edukacji w Chinach, który jest sztywny, pamięciowy, odgórnie narzucany i sterowany. Chińczycy bowiem uruchomili bezpośrednie połączenie między Pekinem a Helsinkami i minimum raz w tygodniu liczna delegacja chińska leci do Finlandii, żeby poznawać fiński system szkolnictwa, uchodzący za najlepszy w świecie. Chińczycy zebrane tam doświadczenia już implementują punktowo u siebie.

- A czy ten ustrój pozwala sprawnie zarządzać rozwojem naukowym?

- Pomaga. Do 2010-2012 roku system polityczno-gospodarczy opierał się na ekspansji i eksporcie, czego efektem był dwucyfrowy wzrost PKB. Ten obecny jest skierowany już na innowacyjne społeczeństwo, zieloną gospodarkę, a nawet bezwęglową. Bo Chiny, podobnie jak Polska, też mają energię głównie z węgla, choć jest to tylko 69% a nie 90% jak u nas. Zakłada się, że do 2030-2032 roku energia z węgla będzie stanowić tylko 50%, pozostałe 50% będzie pochodzić z OZE.
Jedynym wąskim gardłem jest brak dobrze wykształconej klasy średniej, zwłaszcza inżynierów, co utrudnia realizację wielkich projektów infrastrukturalnych, jakie Chiny realizują: jedwabnych szlaków, czy szybkich kolei. Pojawiają się głosy, aby ich importować ze świata, tyle że w Chinach nie ma zwyczaju przyjmowania obcych pracowników, bo zawsze był to najludniejszy kraj globu, z którego eksportowało się siłę roboczą, nie odwrotnie. Kłopot z kadrą inżynierską próbują więc rozwiązać tworzeniem technicznych szkół zawodowych na różnym poziomie.

- Czy technologie zachodnie są jeszcze dla Chin atrakcyjne?

- Świat jest zglobalizowany i choć Chiny może są największą wyspą na tym świecie, to jednak i one są włączone w światowe systemy. Przez trzy dekady, a na pewno po 1992 roku – wbrew traumie Tiananmen – do Chin przyszedł wielki kapitał, bo Chiny po rozpadzie ZSRR otworzyły mu szeroko wrota. Wykorzystywanie obcego kapitału – bez względu na sposób jego pozyskania - było zresztą jednym z podstawowych źródeł rozwoju Chin. Natomiast w latach 2014-2015 w Chinach dokonał się przełom kopernikański – po raz pierwszy Chiny stały się eksporterem kapitału i zgodnie z celami wyznaczonymi na 100-lecie partii i ChRL chcą być eksporterem największym na świecie. Patrząc na chińskie patenty, rozwiązania techniczne i technologiczne w wielu dziedzinach, widać że Chiny mają co dawać światu.

- Z przewrotu kopernikańskiego w Chinach moglibyśmy wyciągnąć jakieś wnioski dla siebie?

- Po raz pierwszy w chińskich dziejach, czyli od ok. 5 tys. lat, w interesie Chin jest wejście do Polski. To widać choćby z przebiegu dwóch jedwabnych szlaków, spośród których ten lądowy wytyczono przez nasze terytorium. Powinniśmy z tego skorzystać, bo Chińczycy mają pieniądze, wolę i strategię, z tym że mają inne interesy niż my. Ale wiedząc o tym, powinniśmy to mądrze rozegrać, na co się jednak nie zanosi, gdyż Huawei nie jest kompatybilny z Fort Trump. Bo jeśli stawiamy na Amerykanów, to automatycznie wykluczamy Chińczyków.
Dlaczego tak jest? Świat zachodni, głównie USA, ale i Niemcy, stawiały na Chiny przez blisko cztery dekady, inwestowały tam uważając, że im się to opłaci. Ale w 2018 roku nastąpiła wyraźna zmiana: zamiast zaangażowania Zachodu w Chinach zaczęła się strategiczna konkurencja z nimi, która nie wiadomo do czego doprowadzi, bo już mamy wojnę handlową, wojny celne – oby tylko nie było wojny prawdziwej, która kolejny raz potwierdziłaby prawdziwość pułapki Tukidydesa, czyli zderzenia interesów dotychczasowego hegemona (USA) z pretendentem (Chiny). Znaleźliśmy się bowiem w bardzo niebezpiecznym momencie dla świata, kiedy jedno mocarstwo szybko rośnie, a dotychczasowy hegemon – relatywnie słabnie.
Dziękuję za rozmowę.