Odsłon: 2454

W 2015 roku Charles Lieber, chemik z Uniwersytetu Harvarda, próbował rozwiązać skomplikowany problem w nowej dziedzinie nazwanej neuromodulacją. Od kilku już dekad pracowano nad głębokimi stymulatorami mózgu zaprojektowanymi z myślą o pomocy osobom cierpiącym na chorobę Parkinsona. Pacjent pozostaje przytomny, w czaszce wierci się dziurę i wprowadza urządzenie, które wysyła sygnały elektryczne do części mózgu odpowiedzialnych za poruszanie się. Zabiegi tego typu stały się procedurą niemal rutynową. Wszczepiono już ponad 100 tysięcy takich urządzeń. W przypadku pacjentów, dla których inne metody okazały się nieskuteczne, głęboka stymulacja mózgu jest jedynym sposobem na poprawę kontroli motorycznej i ograniczenie drżenia ciała.

Niestety, ta metoda ma również skutki uboczne. Dziwne skutki uboczne. Najczęściej występującym problemem jest tendencja do popadania w uzależnienie od hazardu. Drugim jest to, że pracoholicy z dnia na dzień stają się fanami wygodnej kanapy przed telewizorem. Trzeci to przewlekła depresja. Przyczyna? Rozmiar.

Neurochirurdzy, gdyby mieli możliwość decydowania, woleliby oddziaływać na ludzki mózg na poziomie pojedynczych neuronów. Niestety, dzisiejsze stymulatory mózgu są zbyt duże, żeby zapewnić taką precyzję. Próba dotarcia do pojedynczych neuronów za pomocą obecnie produkowanych implantów przypomina – jak zauważyła podczas konferencji TED w 2015 roku Polina Anikeeva, profesorka MIT specjalizująca się w badaniach materiałowych i inżynierii – „próbę zagrania pierwszego koncertu fortepianowego Czajkowskiego palcami wielkości samochodu dostawczego”.

Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, bo urządzenia tego typu muszą zostać zainstalowane operacyjnie, a ponieważ są traktowane przez mózg jako ciała obce, wymagają później długiej medykacji. Problematyczna jest też kwestia ich budowy. Ciało ludzkie jest elastycznym środowiskiem 3D, a większość dzisiejszych implantów mózgu – czy będą to głębokie stymulatory mózgu, czy inne urządzenia – to sztywne przyrządy 2D, które mają znacznie więcej wspólnego z tradycyjnymi chipami krzemowymi niż czymś, co w sposób naturalny jest częścią ludzkiego ciała. Wnętrze mózgu jest gąbczaste, ciepłe i mokre, nic więc dziwnego, że występują przebicia pomiędzy sygnałami i pojawiają się efekty uboczne.

Charles Lieber przyjął natomiast zupełnie inne podejście. Lekarze zajmujący się regeneracją tkanki kostnej często wprowadzają w uszkodzony obszar biorusztowania stanowiące konstrukcję nośną, na której może rosnąć nowa tkanka. Około 5 lat temu Lieber postanowił zbudować mikroskopijne rusztowanie w technologii półprzewodnikowej. Korzystając z fotolitografii wykonał warstwa po warstwie czterowarstwowy próbnik, tworząc w ten sposób metalową siatkę w nanoskali i umieszczając w niej sensory zdolne do rejestrowania aktywności mózgu.

Następnie Lieber zwinął tę siatkę w wąski walec, zassał do strzykawki i wprowadził do hipokampu myszy. W ciągu godziny siatka rozwinęła się do pierwotnej postaci, nie powodując przy tym żadnych uszkodzeń tkanek. Rezultat: transmisja telewizyjna z mózgu myszy. Lieber był w stanie monitorować w czasie rzeczywistym aktywność mózgu żywej myszy. System immunologiczny myszy potraktował implant jak przyjaciela, nie jak wroga. Neurony nie zaatakowały siatki jako ciała obcego, wprost przeciwnie – ulokowały się na niej i zaczęły mnożyć.

W innym eksperymencie Lieber wprowadził zwiniętą siatkę do siatkówki oka, gdzie – jak poprzednio – rozwinęła się, nie powodując żadnych uszkodzeń gałki ocznej. W efekcie powstało urządzenie, które ani nie upośledza wzroku, ani nie blokuje światła, a mimo to jest w stanie rejestrować to, jak widzi mysz, na poziomie pojedynczych neuronów, w szesnastu kanałach równocześnie, przez wiele lat.

Neuronowa koronka

Badania prowadzone przez zespół Liebera zyskały najwyższe uznanie, a informacje na temat nowej techniki rozeszły się lotem błyskawicy. W Internecie dostępne są podręczniki szczegółowo opisujące ich osiągnięcia, a także filmy z Elonem Muskiem, na których wyjaśnia, że następnym krokiem w rozwoju tej koncepcji będzie stworzenie czegoś, co nazywa „neuronową koronką” – interfejsu mózg-komputer wprowadzanego do organizmu za pomocą strzykawki, „interfejsu o ultra wysokiej przepustowości, umożliwiającego połączenie ludzi i komputerów”.

Interfejs mózg-komputer (BCI, brain-computer interface) to zwieńczenie procesów konwergencji. Sytuuje się on w obszarze przecięcia niemal wszystkich tendencji omawianych w naszej książce, łącznie z biotechnologią, nanotechnologią i badaniami materiałowymi, które, o czym mówiliśmy, coraz bardziej zbliżają się do siebie, stając się jedną branżą. Są tu również komputery kwantowe, dzięki którym będziemy w stanie modelować złożone środowiska, takie jak ludzki mózg oraz sztuczna inteligencja, która pozwoli nam zinterpretować to, co wymodelowaliśmy. A także sieci o wysokiej przepustowości, które umożliwią wysyłanie sygnałów neurologicznych do chmury. Jak widać, w tym jednym osiągnięciu mieści się większość naszych osiągnięć cząstkowych.

Jeśli uważamy, że rozwój technologii wykładniczych to jeden z najbardziej wyrazistych przykładów tego, co może dokonać ludzka inteligencja, jej ukoronowaniem będzie interfejs mózg - komputer. Może być to również sposób na to, żeby nie paść ofiarą własnego sukcesu, skoro, w opinii wielu osób, żeby móc w pełni uczestniczyć w świecie zdominowanym przez sztuczną inteligencję, będziemy bardzo potrzebować tego interfejsu.
Głównymi zwolennikami tego poglądu są Elon Musk i Bryan Johnson. Chcąc przyspieszyć rozwój w tym obszarze, obydwaj założyli firmy, odpowiednio Neuralink i Kernel. W podobne działania angażuje się też wiele innych podmiotów, od Facebooka do Agencji DARPA.

Facebook potrzebuje neurotechnologii, która pozwoli komunikować się za pomocą myśli, a nie wstukiwania liter, i zastąpi klawiaturę, ustanawiając ludzki umysł docelowym interfejsem mediów społecznościowych.
DARPA traktuje interfejs mózg-komputer jako kolejną technologię przydatną na polu walki i potrzebuje taką wersję, która umożliwi równoczesny zapis aktywności 1000 000 neuronów i stymulowanie 100 000. Pojawia się w tym obszarze również sporo startupów o różnych specjalizacjach, od ochrony zdrowia i dbania o sprawność fizyczną po edukację i rozrywkę. Osiągnięto w tej dziedzinie spory postęp.

W ciągu ostatniej dekady badacze korzystający z interfejsu mózg-komputer opartego na elektroencefalografie – który nie wymaga interwencji chirurgicznej, ponieważ spoczywa na skroniach jak korona pełna elektrod – dokonali prawdziwych cudów. Osobom z porażeniem kończyn dolnych interfejs pozwolił znowu chodzić. Sparaliżowani od lat chorzy po wylewach odzyskali czucie w kończynach. Epileptyków udało się wyleczyć z ataków padaczki. Osoby z porażeniem czterokończynowym są teraz w stanie sterować kursorem komputera za pośrednictwem myśli.

Do listy dziecięcych fantazji, które przyoblekły się w realne kształty – Dracula, latające samochody, roboty do użytku osobistego – możemy dopisać też telepatię, która właśnie stała się możliwa.

W 2014 roku grupa naukowców z Uniwersytetu Harvarda przesłała słowa z umysłu do umysłu za pośrednictwem Internetu. W terminologii technicznej taki proces nazywamy „komunikacją mózg do mózgu”, a w tym przypadku mieliśmy do czynienia z wersją długodystansową – jeden z uczestników był we Francji, a drugi w Indiach. Badacze użyli bezprzewodowego, podłączonego do Internetu zestawu nagłownego EEG jako urządzenia nadawczo - odbiorczego i przezczaszkowego stymulatora magnetycznego, który wysyła słabe impulsy magnetyczne do mózgu – jako odbiornika. Uczestnicy nie przekazali sobie jednak myśli, lecz raczej poprawnie odczytali błyski światła, które stanowiły przesyłaną wiadomość.

Tak było wówczas. Jednak już w roku 2016 korzystaliśmy z zestawów nagłownych EEG, żeby telepatycznie grać w gry wideo, a w 2018 nauczyliśmy się pilotować drony za pośrednictwem myśli. Następnym krokiem jest wymyślenie sposobu na płynne połączenie naszych mózgów z Internetem za pośrednictwem chmury – to dlatego wstrzykiwalna siatka Liebera ma tak ogromne znaczenie.

Powszechna opinia jest taka, że wszystkie urządzenia neurotechnologiczne spoczywające na głowie nie będą w stanie odbierać sygnałów w użytecznej rozdzielczości, a urządzenia, których wprowadzenie do organizmu wymaga zabiegu chirurgicznego – niezależnie od tego, jak prosta staje się ta procedura – niosą zbyt duże ryzyko, by mogły się powszechnie przyjąć. Natomiast wstrzykiwalna koronka neuronowa, używając terminu wprowadzonego przez Muska, rozwiązuje wszystkie te problemy i kilka innych.

Umysł zbiorowy

To doprowadza nas do naszej ostatniej migracji – przeniesienia się z naszej jednostkowej świadomości kryjącej się w naszym mózgu do świadomości kolektywnej kryjącej się w chmurze, będącej zarówno umysłem zbiorowym, jak i przypomnieniem, że najważniejsze podróże odbywa się często do wewnątrz, w głąb naszej psyche, a nie na zewnątrz, wzwyż i ku gwiazdom. Za koniecznością takiej zmiany przemawiają, jak twierdzą Elon Musk i Bryan Johnson, uwarunkowania ekonomiczne. W świecie, gdzie ludzie konkurują ze sztuczną inteligencją, daje o sobie znać odwieczna motywacja płynąca z „konieczności zapłacenia rachunków”. Działają również inne motywatory.

Podłączenie naszych mózgów do chmury zapewni nam ogromny wzrost mocy obliczeniowej i pamięci, a także – przynajmniej teoretycznie – może dać dostęp do wszystkich innych umysłów online. Pomyślmy o tym w taki sposób. Komputery same w sobie są interesujące. Ale połączmy razem ich grupę, stwórzmy sieć i będziemy mieli początki Internetu. Teraz wyobraźmy sobie, co stanie się, jeśli zamiast komputerów połączymy w ten sposób mózgi, które już są najbardziej skomplikowanymi maszynami w znanym nam Wszechświecie. Wyobraźmy też sobie, że będziemy mogli przekazywać nie tylko myśli, ale i uczucia, doświadczenia i być może, na razie tylko być może, sens i znaczenie. Gdyby to było możliwe, czy zostalibyśmy na długo przy naszej indywidualnej tożsamości, czy raczej zaczęlibyśmy migrować do zbiorowego umysłu, który rozwija się w Internecie?


Zanim odpowiemy na to pytanie, warto uwzględnić jeszcze trzy rzeczy. Po pierwsze, my, ludzie, jesteśmy gatunkiem nadzwyczaj społecznym. Samotność, według wielu badań, jest jednym z największych śmiertelnych zagrożeń współczesności. Pragnienie kontaktu jest fundamentalną siłą pchającą nas do działania, naszą wewnętrzną motywacją, jak mówią psychologowie. Ale nie jedyną, która daje znać o sobie.


Ludzie najbardziej zbliżyli się do kolektywnej świadomości w doświadczeniu nazwanym „grupowym uskrzydleniem”, współdzieloną, zbiorową wersją stanu przepływu. Grupowe uskrzydlenie to praca zespołu na najwyższych obrotach: niesamowita burza mózgów, fantastyczne wyjście z podbramkowej sytuacji, pełen czadu koncert. Jest ono również uważane za najprzyjemniejszy stan, jaki można osiągnąć na Ziemi. Kiedy psychologowie proszą ludzi o dokonanie oceny ich ulubionych doświadczeń, grupowe uskrzydlenie zawsze trafia na samą górę listy. Szansa na przeżycie takiego doświadczenia w zasadzie na żądanie będzie kolejnym potężnym czynnikiem sprzyjającym migracji.

Nowy gatunek na Ziemi?

Na koniec zastanówmy się jeszcze nad ewolucją. Od kiedy na naszej planecie powstało życie, trajektoria jego ewolucji biegnie zawsze od tego, co indywidualne, do tego, co zbiorowe. Przekształciliśmy się z organizmów jednokomórkowych w wielokomórkowe, a potem w złożone organizmy dużych rozmiarów, czyli istoty ludzkie. W taki sposób popychała nasz rozwój selekcja naturalna, dlaczego zatem dzisiaj miałoby być inaczej?
Nie ma żadnych podstaw, żeby uważać, iż ludzkość osiągnęła już szczyt swojej inteligencji, rozwoju, możliwości; że reality show w telewizji i nasze megamiasta pełne poplątanej stali oraz niekończącego się asfaltu to najlepsze, co życie na Ziemi ma nam do zaoferowania. Raczej wciąż jesteśmy w drodze, w pewnym punkcie znacznie szerszego zakresu, przystanęliśmy przy strzałce z napisem „Jesteście tutaj”.
Wiele wskazuje na to, że w tym miejscu nie zostaniemy na długo. Neuralink ma plany bezprzewodowych połączeń o przepustowości 2 gigabitów między mózgiem a chmurą i do końca 2021 roku chce zacząć próby na ludziach.

W coraz większym stopniu – co pokazuje zarówno to, jak i wiele innych odkryć opisanych w tej książce – niegdyś powolny i pasywny proces naturalnej selekcji przekształca się w szybki i proaktywny – ewolucję pod kierunkiem ludzi. Oznacza to, że w ciągu najbliższych 100 lat akceleracja technologii może wywołać skutki znacznie poważniejsze niż tylko dysrupcja branż i instytucji – może ona również doprowadzić do przełomu w procesie kształtowania się inteligencji biologicznej na Ziemi. W jego wyniku powstanie nowy gatunek, rozwijający się w tempie wykładniczym, pojawią się zarówno masowe migracje, jak i metainteligencja, a także, na zakończenie naszej opowieści, kolejna przyczyna, dla której przyszłość jest bliżej, niż nam się wydaje.

Metainteligencja będzie potężnym akceleratorem innowacyjności. Jeśli działające indywidualnie umysły funkcjonujące w organizacjach zbiorowych – czyli w biznesie, kulturze i społeczeństwie – doprowadziły do konwergencji wykładniczych technologii – czyli powstania najmocniejszego akceleratora innowacji, jaki świat kiedykolwiek widział – wyobraźmy sobie, co świat będący zbiorowym umysłem – czyli lepszym i delikatniejszym Borgiem – będzie w stanie stworzyć. Mówiąc inaczej, o ile bliższa będzie nasza przyszłość, jeśli zaczniemy wspólnie myśleć?

Jeśli po wszystkich tych myślowych eksperymentach i emocjonujących rozważaniach jesteśmy nieco niespokojni, to i na to jest właściwe określenie – niechęć do straty. To jedno z naszych najpotężniejszych skrzywień poznawczych, które jest zaprogramowanym przez ewolucję przekonaniem, że jeśli coś zostanie nam zabrane dzisiaj, to czym będzie zastąpione jutro – bez względu na to, co to będzie – zostanie uznane za coś gorszego. To dlatego ludzie niekiedy wpadają w koleiny, z których nie mogą się wydostać, to również jedna z głównych przyczyn, dla których tak trudno wprowadza się innowacje w firmach, a zmiany kulturowe zachodzą tak piekielnie wolno.

Kto wie, może jednak nasz zbiorowy umysł pozwoli nam wyjść z tego martwego punktu. Dopóki jednak to nie nastąpi, odczuwane przez nas gigantyczne zawroty głowy wywołane połączeniem konwergencji wykładniczych technologii i pięciu wielkich migracji będą czymś jak najbardziej naturalnym. Podobnie jak obawy, podekscytowanie i uwolnienie wyobraźni. My też je odczuwamy. Jedyne, co w tej sytuacji można powiedzieć, to słowa, które często powtarzamy sobie: weźcie głęboki oddech i bądźcie czujni, ponieważ – gotowi czy nie – właśnie nadchodzi jutro.

Peter H. Diamandis, Steven Kotler

Jest to fragment książki Petera H. Diamandisa i Stevena KotleraPrzyszłość jest bliżej niż nam się wydaje wydanej przez wydawnictwo Poltext. Jej recenzję zamieszczamy w tym numerze SN.

Wyróżnienia i śródtytuły pochodzą od Redakcji.