banner

Z powodu braku zainteresowania jutro się nie odbędzie
(graffiti w restauracji uniwersytetu Berkeley, za Czesławem MiłoszemWidzenie nad zatoką)



Czarnecki do zajawkiKultura dzisiejszego dnia - powszechna zabawa i infantylizm, w których jutro nie istnieje, więc łap szczęście dziś a jutrem się nie przejmuj, to efekt zarówno przekazu medialnego i propagowanych wzorców postępowania, jak i narastającego - wraz ze zwycięstwem turbokapitalizmu i neoliberalnej doktryny - braku poczucia bezpieczeństwa.

Skoro przyszłość nie istnieje, to co się dzieje teraz, nie zmierza do żadnej nowej jakości. Nasze działania nie służą już urzeczywistnieniu czegoś lepszego od tego, co jest obecnie. Świat, który zadowala się teraźniejszością pozbawiony jest utopijnych marzeń. Nie ma w nim miejsca na ideę poświęcenia dla czegoś lepszego - pisze Przemysław Wielgosz w Opium globalizacji. Poświęcać się można tylko dla klajstrowania istniejących niesprawiedliwości i nieszczęść w formie jałmużny czy działalności charytatywnej. No bo przecież „każdy musi nieść swój krzyż” tu i teraz.

Coraz więcej wolnego rynku, to coraz mniej wolne społeczeństwo. Te dwa pojęcia są ze sobą powiązane niczym Scylla i Charybda. Jeżeli rządzi dziś liberalna doktryna bazująca na zwulgaryzowanej teorii Adama Smitha i Jamesa S. Milla, mówiąca, iż pogoń za własnym interesem (co jest równoznaczne z osiąganiem sukcesu i szczęścia) musi doprowadzić do powszechnego dobra dzięki niewidzialnej ręce rynku (Ch. Handy, Głód ducha), to wspólnota, społeczeństwo, naród muszą ulegać destrukcji.
Teoria zwulgaryzowana, bo nawet ci apostołowie wolnego rynku nie zakładali – co czyni wielu współczesnych neoliberałów – iż działalność publiczna (więziennictwo, policja, sadownictwo, usługi komunalne, powszechna edukacja, ochrona zdrowia itd.) winna podlegać regułom gry rynkowej, czyli generować zyski.
Marion Dönhoff (znakomita publicystka niemiecka), opisując współczesny świat po upadku bipolarnego podziału, stwierdziła brutalnie: „Homo oeconomicus ma właściwie tylko jeden cel: z bezlitosną precyzją i kierując się niezawodnym rozsądkiem dążyć do osiągnięcia jak największych korzyści”. Korzyści osobistych i materialnych.

Po co państwo

Neoliberałowie ciągle mówią o wolności, zawężając to pojęcie wyłącznie do działalności gospodarczej człowieka i związanych z nią sukcesów materialnych. Ich zdaniem, wolność negatywna (od przymusu) winna być maksymalnie ograniczana, a wszystkie ludzkie zależności winien regulować rynek. Tym samym „wolność negatywną spaczono, mówiąc że wolność winna być jednakowa dla tygrysów i owiec, i że nawet jeśli tym pierwszym pozwoli się zjadać te drugie, nie da się tego uniknąć, jeśli się nie chce by państwo uciekało się do przemocy” – zauważa brytyjski filozof Isaiah Berlin (Conversation with Isaiah Berlin).
Państwo może jednak stosować przemoc - działa ono przecież dla dobra społeczeństwa, chroniąc własność prywatną, zwłaszcza właścicieli kapitału. Ale według neoliberałów nie powinno być niczym więcej jak „nocnym stróżem” (wyjąwszy oczywiście obowiązki czuwania nad stanem moralności i ochronę patriarchalnej rodzin). Ten nocny stróż ulega jednak dzisiaj dezintegracji za sprawą globalnego, niczym nieograniczonego przepływu kapitału.
Na dezintegrację państwa ma wpływ także geopolityka i interwencje zbrojne. Syria, Irak, Libia, Somalia, Demokratyczna Republika Kongo, Czad - wiele z tych dzisiaj upadłych państw zostało niejako skazanych na obecny los przez brytyjskich i francuskich kolonizatorów, którzy wytyczyli ich granice bez oglądania się na lokalne kultury i ich historię (p. S. Żiżek, „Norwegia nie istnieje”), a i dzisiaj walczą w tych regionach o swoje gospodarcze interesy.

Atak na modernizm

Powodem ataku na nowoczesność, przypisującemu modernizmowi a priori strukturalne zło wynikające z apologii postępu oraz gloryfikacji osoby człowieczej (dorobek Oświecenia i nowoczesnej humanistyki), jest głównie obawa przed utratą dotychczasowych dogmatów. Rację bytu straciłyby więc wszelakie konsekracje i hieratyczny bezruch. Te zaklęcia o niewidzialnej ręce rynku i jej błogosławionym wpływie również. To stąd też - oprócz zagrożenia dla podstaw tradycyjnej struktury własności i hierarchii wartości – biorą się ataki na marksizm jako znaczącą część tradycji oświeceniowej.

Krytyka Oświecenia była przede wszystkim politycznym atakiem środowisk konserwatywnych, tradycjonalistycznych i religianckich. Każda z tych grup miała tu inne cele, ale gdy chodziło o zatrzymanie, a nawet cofnięcie zmian wynikających z modernizmu, wolności obywatelskich i demokracji ich zamierzenia się zbiegły.
Uderzenie w Oświecenie to przede wszystkim próba ponownej sakralizacji (w wymiarze transcendentalnym) doczesnego świata, ubóstwienie władzy jako takiej. Władza w epokach przednowoczesnych była powierzona przez bogów wybrańcom, a podporę takiego systemu zawsze stanowił stan duchowny.

Oświecenie przeniosło władzę z niebios na Ziemię, ubóstwiło człowieka i dokonało sakralizacji społeczeństwa jako obywateli, ale w wymiarze realnym, doczesnym, ziemskim. Próba powrotu do czasów przedmodernistycznych to w zasadzie chęć uświęcenia polityki i włączenie do niej instytucji religijnych jako aktywnych podmiotów. To także przywrócenie znaczenia argumentacji, symboliki i retoryki religijnej w przestrzeni politycznej oraz publicznej. Oczywiście, wiąże się to bezpośrednio z zadekretowaniem określonej jednoznacznie prawdy religijnej obowiązującej jako kanon i dogmat także w wymiarze politycznym. Nie ma tu miejsca na pluralizm.
A w świecie, gdzie religijne wierzenia przeplatają się z polityką, ze sprawami społecznymi, z edukacją, z zarządzaniem, gdzie ich wpływ na codzienne życie publiczne jest więcej niż spory, teorie spiskowe, magiczne myślenie i różnego rodzaju mitologie krzewią się bujnie.

Przeciwnicy i krytycy zaatakowali Oświecenie – w sposób jawny bądź skryty – pod flagami i hasłami postmodernizmu za pomocą tzw. dekonstrukcji. Procesu będącego w zasadzie zaprzeczeniem tego, co rozumiemy pod terminami humanistyka i nauki społeczne, będących dorobkiem i kontynuacją Oświecenia.

Zabieg ów traktowany jest jako podstawowy sposób interpretowania świata i kluczowa metoda badań w naukach humanistycznych. Jest to negacja poszukiwań ostatecznego sensu, które były do tej pory centralną pozycją klasycznie pojmowanej filozofii Zachodu. Jeśli pozbawi się rzeczywistość ziemskiej utopii, wypędzając z niej iluzję, tym samym pozbawia się rzeczywistość obiektywnej realności (J. Baudrillard, Rozmowy przed końcem).
Łatwość, z jaką lewicowy ruch, jakim jawił się postmodernizm, został wprzęgnięty w maszynerię neoliberalnej propagandy, stając się częścią systemu wyzysku jest porażająca – pisze P. Wielgosz. Spowodował położenie głównego nacisku na ekologów, feministki, mniejszości seksualne, kulturowe, etniczne, na nierówności kulturowe kosztem różnic klasowych i niesprawiedliwości stąd wynikających.

Media w służbie religii

Nie można w tym pominąć roli mediów. Rozpoczęta przed 30-40 laty bezkrytyczna fascynacja charyzmatycznymi przywódcami religijnymi przez światowe media spowodowała wzrost zainteresowania tymi zagadnieniami. To była również promocja przekazu religijno-teologicznego skierowanego w przestrzeń życia społecznego, politycznego, kulturowego.
Taki przekaz – jeśli jest pozbawiony krytycyzmu, zawsze niesie sobą dużą dozę konserwatyzmu, tradycjonalizmu, hierarchiczności i emocji. Chodzi tu o ajatollaha Ruhollaha Chomejniego, Jana Pawła II i w mniejszym stopniu – dalajlamę. I taki był oto schemat tych prezentacji: absolutnie dobry Jan Paweł II, totalnie zły Chomejni, układny i pokorny Tenzin Gjaco (XIV Dalajlama).
Ale czy dyskurs np. o obecnym dalajlamie zahaczył kiedykolwiek o problemy życia społecznego w Tybecie przed aneksją tej teokracji przez ludowe Chiny? Jak głoszona pokora i układność, humanistyczna i proosobowa opcja (jak dziś prezentują media w odniesieniu do buddyzmu w wersji lamaistowskiej panującej w Tybecie) egzemplifikowała się w ówcześnie królujących stosunkach społecznych na Dachu Świata?
Ta fascynacja charyzmatycznymi przywódcami religijnymi często podyktowana była politycznymi afiliacjami i sympatiami, które nie uwzględniały z tego tytułu negatywnego przesłania niesionego w przeszłości przez religie monoteistyczne, bo ten problem dotyczy właśnie owych wierzeń mających wymiar światowy.
Media głównego nurtu mają tym samym swój udział w promocji symboli religijnych w życiu publicznym, mistyki, ezoteryki, transcendencji, millenaryzmu, kabał, tarotów, horoskopów etc. Czyli upadku, zaniku racjonalnego myślenia i przesuwania się mentalności w kierunku mistycyzmu, tajemniczości, fascynacji irrealnością.

Religia i polityka

Odpowiedzią na prezentowane zagrożenia wprzęgające religie w świat polityki oraz najszerzej rozumiane sprawy publiczne jest myśl jednego z twórców amerykańskiej Deklaracji Niepodległości, Thomasa Paine’a: „Tak jak w monarchii absolutnej król jest prawem, tak w kraju wolnym jedynie prawo powinno być królem, nikt i nic innego”.
Oczywiście, prawo w żaden sposób nie uzasadnione jakimikolwiek wierzeniami religijnymi, jedynie rozumem i poczuciem odpowiedzialności za wszystkich członków wspólnoty. Bo nie może być tak, iż za formalnym rządem wybranym z woli ludu zasiada na tronie niewidzialny, inny władca nie poczuwający się do żadnej lojalności wobec prawa stanowionego, a mający na celu jedynie swoje, partykularne, korporacyjne i wąsko-wspólnotowe względy.

Znanym powszechnie jest fakt, iż wprowadzenie do polityki emocji, często graniczących z fanatyzmem, wiedzie wprost do poczucia strachu i niepewności. Strach z kolei generuje wzrost zapotrzebowania na różnego rodzaju teorie spiskowe.
Teorie spiskowe - prawdopodobne i całkiem niedorzeczne - istniały zawsze, znajdując podatny grunt przede wszystkim tam, gdzie brak jest racjonalności, czyli krytycznej, rzeczowej autorefleksji. W takim widzeniu zawsze musi istnieć ten „zły”, wróg, sprawca naszego poniżenia, braku sukcesów.

Amerykański intelektualista, znany publicysta, a zarazem profesor Uniwersytetu Columbia, Richard Hofstadter ponad półwieku temu zauważył w kontekście popularności spiskowych teorii dziejów (i ich regularnych nawrotów w różnych społeczeństwach), iż „decydujące znaczenie ma nie to, że ich rzecznicy dostrzegają tu i ówdzie działania takich lub innych sprzysiężeń, lecz to, że uważają jakiś wielki, gigantyczny spisek za siłę napędową procesu historycznego.
Historia jest spiskiem zawiązanym przez jakieś demoniczne siły, wyposażone w omalże transcendentalną moc i aby odnieść nad nimi zwycięstwo nie wystarczą zwykłe metody pertraktacji politycznych, lecz potrzebna jest krucjata” (F. Hofstadter, The Paranoid Style in American Politics).
Tym samym otwiera się droga ku konserwatywnym wartościom, a w konsekwencji do tradycjonalistycznej wizji dziejów, zagadnień społecznych, kultury, polityki, ekonomii etc.
Sytuacja ekonomiczna i kultura (czyli pieniądze i idee) są demiurgiem takiego stanu rzeczy. Jeśli tylko dysponuje się kapitałem, można zawsze wykreować pożądane idee.

Nie jest więc fenomenem postępująca desekularyzacja, a nawet – lawinowa irracjonalizacja przestrzeni życiowej, nawet w krajach do tej pory uważanych za przykłady świeckości. Ale gdy rozum i jego chłodne racje są przedstawiane jako wartości wybitnie passe, podejrzane i etycznie niepewne, trudno się temu trendowi dziwić. Współgra on wydatnie z postmodernistycznym – tak charakterystycznym dla współczesności - chaosem pojęciowym, predylekcją do podważania wszystkich tez i prawd z jednoczesną deprecjacją nauki i poznawczych możliwości człowieka.
Ten chaos, intelektualna abnegacja oraz postępująca irracjonalizacja sprzyjają z kolei powstawaniu klimatu dla odradzania się wszelkiego rodzaju szamaństwa (w złym tego słowa znaczeniu), religianctwa czy fundamentalizmu religijnego. Niepewność i brak stabilizacji powodują ucieczkę właśnie ku religii i najszerzej pojmowanej transcendencji.
To jest również produkt bezwzględnej krytyki Oświecenia i osiągnięć (niezaprzeczalnych) Rewolucji Francuskiej, która jest absolutnie związana z tą epoką w dziejach historii i kultury Europy.

Religijne posługi

Krytykując Oświecenie i Rewolucję Francuską zapomina się jednak o falach niebywałej przemocy i ludobójstwa, jakie przyniosły Europie okresy poprzedzające te wydarzenia: reformacja, epoka wojen religijnych, a wcześniej – średniowiecze i krucjaty krzyżowe. Warto przypomnieć, że to Anglia wraz z reformą Henryka VIII została na dekady państwem w zasadzie teokratycznym, gdzie król stał się powieleniem papieża czy orientalnego satrapy skupiającego w swych rękach władzę świecką i duchową.
Mocarstwa europejskie walczące o dominację polityczną (i ekonomiczną) – Hiszpania, Francja, Szwecja czy Anglia, nawet I RP realizująca polski marsz na Wschód pod rzymskim krzyżem i chorągwiami z jezuitami u boku (kontrreformacja) - podpierały swe dążenia zawsze religią i instytucjami z nią związanymi.

Przemoc i zniszczenia, jakie towarzyszyły podbojom szwedzkim czy zagonom lisowczyków (od północnej Rosji aż po Węgry, Austrię i Mołdawię) czyniono zawsze w imię wiary religijnej. To owe dekady położyły podwaliny pod masakry czynione w czasach rewolucji: francuskiej i rosyjskiej. Ludobójstwo nowoczesnych czasów miało swe korzenie w wiekach minionych (bliskich i dalekich).
Mniemać można, że to właśnie chrześcijaństwo w koprodukcji z kulturą plemion barbarzyńskich które chrzciło, zaszczepiło w kulturze europejskiej wirusa agresji i zniszczenia uzasadnianych religijnie. Wszędzie religia chrześcijańska, nie tylko w przypomnianych wcześniej wydarzeniach, była wykorzystywana w politycznych i imperialnych celach, a narzędziem do ich osiągania była zawsze przemoc i prześladowania Innego.

Nie jest więc błędem stwierdzenie, iż okrucieństwa i przemoc czasów średniowiecza i reformacji - wojny religijne, wyprawy krzyżowe, prześladowania innowierców (wszystkich bez wyjątku, w zależności od tego, kto posiadał władzę: katolików rzymskich, zwolenników Lutra i Kalwina, zwinglian, anabaptystów czy menonitów etc.), a także ubóstwienie władzy i doktryny panującej jako najwyższego sacrum - legły u podstaw na wskroś świeckich XX-wiecznych ideologii, funkcjonujących jednak na kształt wierzeń religijnych. Dzisiejszy powrót do takiego rozumienia wiary religijnej, czynnie obecnej w politycznej, kulturowej, ekonomicznej sferze ludzkiej aktywności jest również generatorem nawrotu do tradycjonalizmu i siermiężnego rozumienia konserwatyzmu.
Radosław S. Czarnecki

Jest to druga część eseju „Źródła triumfu tradycjonalizmu”, którego pierwszą część – „Ku wiekom ciemnym” - opublikowaliśmy w SN 11/18