Odsłon: 2475

Z chwilą podpisania kapitulacji w dniu 28 września 1939 roku przez generałów Johannesa Blaskowitza i Tadeusza Kutrzebę rozpoczął się nowy okres w życiu stolicy Polski.

We wcześniejszych rozmowach kapitulacyjnych uczestniczył także Prezydent Komisaryczny Warszawy Stefan Starzyński i wydawało się, że będzie sprawował nadal swoją funkcję, o ile Niemcy zgodzą się na jakąkolwiek formę polskiego samorządu.
27 października 1939 dotychczasowy prezydent został jednak aresztowany i jego miejsce jako Komisaryczny Burmistrz Warszawy, wyznaczony przez okupanta, zajął jego dotychczasowy zastępca Julian Kulski.

Ustrój Warszawy

W tym miejscu należy przypomnieć, że już przed wojną w całym kraju panował dualizm samorządowy. Rząd reprezentował Komisariat Rządu dla miasta stołecznego Warszawy oraz cztery starostwa grodzkie. Instytucje te były odpowiedzialne za sprawy porządku publicznego, bezpieczeństwa, mobilizację czy tzw. administrację ogólną. Obejmowała ona nadawanie obywatelstwa, wydawanie paszportów, zezwoleń na broń, kontrolę publikacji i widowisk, a więc cenzurę, a także rejestrację rozmaitych związków i stowarzyszeń twórczych i naukowych oraz nadzór nad ich ewentualną likwidacją, jak miało to miejsce w przypadku lóż masońskich zlikwidowanych dekretem prezydenta Ignacego Mościckiego w 1938 roku. Z tego powodu Komisariatowi podlegała Policja Państwowa.

Komisarz Rządu, którym w chwili wybuchu wojny był Włodzimierz Jaroszewicz, podlegał bezpośrednio ministrowi spraw wewnętrznych. Godność tę piastował akurat ówczesny premier Felicjan Sławoj- Składkowski.

Zarząd Miejski był natomiast wyłoniony przez Radę Miejską pochodzącą z wyborów powszechnych i przed nią jedynie ponosił odpowiedzialność za swoje decyzje. Podlegał jednak nadzorowi MSW, co niejako dawało władzy centralnej pewną przewagę nad samorządem, choć nie ingerowała ona w budżet czy sprawy gospodarcze.

Pieczy Zarządu z kolei podlegała ewidencja ludności, w tym rejestracja poborowych (choć sam pobór był przeprowadzany przez Wojskowe Komendy Uzupełnień), nadzór budowlany, służba zdrowia wraz ze szpitalami publicznymi, które w Warszawie posiadały 5 tysięcy łóżek, transport publiczny (spółki Autobusy i Tramwaje Miejskie), teatry i inne instytucje kulturalne, szkolnictwo, Straż Ogniowa, Muzeum Narodowe, Biblioteka Publiczna przy ul. Koszykowej, Zakład Oczyszczania Miasta, Rzeźnia Miejska, Zakłady Opałowe, gazownia i elektrownia miejska, Dom Składowy, w którym gromadzono zapasy żywności oraz Ogród Zoologiczny. Zarządowi podlegały wydziały odpowiedzialne za poszczególne segmenty gospodarcze miasta oraz miejskie spółki.

W chwili ustanowienia Generalnego Gubernatorstwa administracja rządowa uległa likwidacji, a jej urzędników zastąpili niemieccy nominaci. Zresztą większość administracji rządowej, w tym komisarz Jaroszewicz opuściła Warszawę wraz z najwyższymi władzami państwa 6 września 1939 roku.

Niemcy utrzymali dualistyczny system zarządzania stolicą. Na czele Warszawy oficjalnie stał prezydent (Stadtpräsident). Tę funkcję sprawowali kolejno Helmut Otto, Oskar Dengel i Ludwig Leist, który od października 1941 roku nosił tytuł starosty miejskiego. Ten ostatni uchodził za dość przyzwoitego człowieka, który przedkładał wygodne życie i spokój ponad gorliwość w wykonywaniu poleceń Berlina. I pewnie dlatego, po wojnie, w procesie, w którym gubernatora dystryktu warszawskiego Ludwiga Fischera skazano na śmierć, otrzymał zaledwie ośmioletni wyrok.

Obok cywilnego aparatu nadzoru nad polskim samorządem w mieście działały władze wojskowe i policyjne. Komendantem Miasta Warszawy był generał Friedrich von Cochenhausen, zaś wyższymi dowódcami SS i policji byli m.in. Ludwig Hahn, Jürgen Stropp, Franz Kutschera i Paul Otto Geibel. Byli dobrze wykształceni, ale zarazem niezwykle okrutni. To na nich spoczęła odpowiedzialność za masowe egzekucje i przetrzymywanie zakładników, często mordowanych w ramach akcji odwetowych. Mieli ponadto wpływ na decyzje zarówno niemieckiej jak i polskiej administracji cywilnej, nadzorowali pracę policji granatowej oraz żydowskiej służby porządkowej w getcie.
Na żądanie niemieckiej policji usuwano polskich urzędników, a często Gestapo (Tajna Policja Państwowa) zsyłało ich do obozów koncentracyjnych. Taki los spotkał m.in. zastępcę Kulskiego Henryka Pawłowicza, dyrektora Wydziału Personalnego Bolesława Strześniewskiego czy mecenasa Mieczysława Orlańskiego, radcę prawnego samorządu, a przed wojną prezesa Zrzeszenia Pracowników Samorządowych RP.

Trudna współpraca

Zarząd Miasta Warszawy od samego początku okupacji znalazł się w bardzo trudnym położeniu. Z jednej strony podlegał najeźdźcy i nawet odmowa podjęcia urzędniczych obowiązków mogła skutkować wywózką do obozu lub nawet karą śmierci. Z drugiej strony warszawscy samorządowcy rozumieli konieczność realizacji polityki Rządu RP na Uchodźstwie w takim zakresie jaki był tylko możliwy.

Niemcy bacznie przyglądali się polityce kadrowej samorządu, a także brutalnie ingerowali w finanse i gospodarkę miasta, co było konsekwencją zmiennej sytuacji na froncie. Bez zatwierdzenia budżetu przez niemieckiego szefa finansów (Stadthauptmanna) ani jedna złotówka nie mogła być wydana na jakikolwiek cel.
Najlepiej układała się współpraca z Karlem Laschtoviczką, Niemcem który przez wiele lat przed wojną mieszkał w Warszawie, doskonale mówił po polsku i był jednym z dyrektorów Banku Dyskontowego. Wprawdzie władze sanacyjne zafundowały mu krótki pobyt w Berezie Kartuskiej, jednak nie odgrywał się z tego powodu na Polakach.
Inni „nadzorcy polityki monetarnej” samorządu nie byli tak przychylni, ale jako ekonomiści pilnowali dyscypliny finansowej, gdyż i oni mogli popaść w niełaską i znaleźć się na froncie wschodnim za braki w kasie czy bałagan w dokumentacji. Doświadczył tego inżynier Suppinger, radca do spraw budowlanych w siedzibie Stadtpräsidenta, który dopuścił do zniknięcia teczki z dokumentacją ważnych robót fortyfikacyjnych wraz …z zaufaną sekretarką.

Sytuację finansową komplikowała wymiana pieniędzy zainicjowana w 1940 roku. W kwietniu tegoż roku władze okupacyjne powołały do życia Bank Emisyjny pod kierownictwem Emila Młynarskiego, który rozpoczął emisję nowych banknotów. Ponadto zmianie uległy priorytety budżetowe. Przed wojną koncentrowano się na inwestycjach, teraz do głównych zadań należała odbudowa, utrzymanie służby zdrowia, okrojonego do szkół powszechnych i zawodowych szkolnictwa i infrastruktury - wodociągów, kanalizacji (choć znaczna część miasta korzystała z szamb) oraz sieci elektrycznej i gazowej.

Wcześniej okupant zgodził się na funkcjonowanie przedwojennej waluty polskiej, choć nakazał konfiskatę najwyższych nominałów. Teraz drukowano banknoty o znacznie niższej sile nabywczej, tak więc automatycznie obniżeniu uległy wszystkie pensje. Ponadto funkcjonowała marka niemiecka, a w powszechnym, choć nielegalnym obrocie były twarde (złote monety) i miękkie (banknoty dolarowe, rzadziej funtowe i innych walut).

Wiele artykułów spożywczych i gospodarczych objęto reglamentacją. System kartkowy sprzyjał zatem spekulacji, którą trudniła się znaczna część społeczeństwa. Wprawdzie dopuszczono bazarowy handel warzywami czy owocami, ale za nielegalny ubój i sprzedaż mięsa przewidziane były surowe kary. W miarę napływu towarów na takie bazary jak Kercelak czy bazar Różyckiego oraz bujnego rozkwitu pokątnego handlu władze niemieckie usiłowały odgórnie uregulować „wolny rynek”. Usiłowały wprowadzić koncesje, które miałyby obejmować posiadaczy budek i stoisk. Na nic się zdały represje, obławy i rewizje. Handel kwitł w najlepsze, a na targowiskach można było nabyć deficytowe towary z niemieckich magazynów, a nawet broń i amunicję po cichu zbywane przez… niemieckich żołnierzy.

Przeciągające się działania wojenne stały się przyczyną masowej wywózki Polaków do Niemiec na przymusowe roboty. Początkowo okupant podjął akcję propagandową, zachęcającą ochotników do wyjazdu do Rzeszy, jednak jej nikły oddźwięk spowodował, że urzędy pracy (Arbeitsamt) wymusiły na władzach odpowiednie zarządzenia, pozwalające na „rekrutację” przymusowych robotników. Źródłem siły roboczej były imienne listy, łapanki, a nawet naloty w lokalach gastronomicznych. Warszawscy samorządowcy, zwłaszcza z Wydziału Ewidencji Ludności, usiłowali zmniejszyć skutki tak bestialsko prowadzonej akcji, ale wiele zależało od ich osobistych relacji z przedstawicielami okupanta.
Czasami pomagały dobre kontakty z Leistem, a czasem pozycja w oczach władz niemieckich. Wiele pomógł profesor metalurgii Jan Czochralski, który przed wojną studiował i pracował w Niemczech, posiadał paszport tego kraju, a w czasie okupacji traktowany był przez władze jak rodowity Niemiec.

Kłopot sprawiali również polscy samorządowcy, którzy podpisali volkslistę. Większość z nich zachowywała się z umiarem wobec polskich kolegów, ale zdarzały się niechlubne wyjątki, jak Otto Holfeier, przedwojenny naczelnik wydziału w Tramwajach Miejskich. Był dobrym znajomym byłego ministra komunikacji Alfonsa Kühna, który wziął go pod swoje skrzydła w warszawskiej elektrowni. Bardzo szybko dawny podwładny zajął jego miejsce…

Największe straty poniosła nauka i kultura. Niemcy nie byli zainteresowani kształceniem Polaków. Potrzebowali jednak fachowej siły roboczej toteż zezwolili na działalność szkół podstawowych i zawodowych, rzecz jasna z obowiązkową nauką języka niemieckiego. Programy nauczania były opracowywane przez Niemców, zaś polski samorząd miał jedynie zajmować się sprawami administracyjno- gospodarczymi. Nawet tak uszczuplone zadania niełatwo było wykonać. Brakowało pieniędzy na opał, renowacje budynków, a nawet pensje nauczycieli, których statut od początku okupacji był bardzo niepewny. Co więcej, zarządzenie dotyczyło szkół państwowych, tak więc wiele prywatnych ośrodków nauczania starało się o przejęcie przez gminę, aby ocalić swoje istnienie.

Ciekawym przykładem okupacyjnej „symbiozy” była szkoła handlowa Zielińskiego, która po upaństwowieniu pod czujnym okiem okupanta kontynuowała program przedwojennej Wyższej Szkoły Handlowej.

Oczywiście istniała Tajna Organizacja Nauczycielska (TON) kierowana przez Czesława Wycecha, która organizowała tajne komplety i podziemne wyższe uczelnie, ale nie mgła ona zrekompensować braku legalnej edukacji.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności „nadzorcą oświatowym” niemal przez cały okres wojenny był dawny nauczyciel, doskonale znający język polski i stosunki panujące w środowisku edukacyjnym dr Hans Fuhr. Nie był zbyt dociekliwy, jeśli chodzi o zgodność nauczania z niemieckim programem, dlatego w wielu budynkach szkolnych odbywały się „zajęcia pozalekcyjne” mające zgoła inne priorytety.
Niemcom nie udało się także do końca ograbić muzeów i bibliotek, gdyż znaczną część eksponatów i książek udało się zabezpieczyć dzięki ofiarności taki ludzi jak profesor Stanisław Lorenz, długoletni dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie.

Samorząd, a Polskie Państwo Podziemne

Od samego początku Zarząd Miejski starał się wypracować jakiś kompromis ze strukturami konspiracji.
W pierwszej kolejności należało tak „uporządkować” dane ewidencyjne ludności, aby w ręce niemieckie nie wpadły akta byłych oficerów, wyższych urzędników czy osób, które mogłyby zostać uznane za niebezpieczne dla Rzeszy jak członkowie Związku Zachodniego. Udało się więc, dzięki tytanicznej pracy magistra Romana Orłowskiego i jego zespołu, usunąć z kartoteki wielotysięczną grupę oficerów i oficerów rezerwy, a także zdekompletować dane personalne poborowych.
Osobiście zastępca burmistrza Pawłowicz z dyrektorem Wydziału Ewidencji Ludności Janem Delingowskim zainicjowali akcję fałszowania dowodów osobistych, wydawanych na oryginalnych blankietach, opatrzonych prawdziwymi pieczęciami, tyle że ze zmienionymi danymi personalnymi. Dzięki temu udało się ukryć niearyjskie pochodzenie wielu obywateli miasta, jak również utajnić personalia działaczy podziemia.

Wydział Personalny, odpowiedzialny za zatrudnianie w urzędach podległych samorządowi, spreparował mnóstwo legend i dokumentów tożsamości dla osób szczególnie narażonych na represje. Dzięki tym zabiegom przyszły Komendant Główny ZWZ-AK Stefan Rowecki podjął pracę jako statystyk o nazwisku Jan Sokołowski.
Obok niego zatrudnienie w rozmaitych urzędach i przybudówkach „ratusza” znaleźli całkowicie ideowo obcy sobie ludzie: Delegat Rządu na Kraj Jan Stanisław Jankowski, adwokat Stanisław Dubois, przyszły marszałek Marian Spychalski czy późniejszy prezydent Bolesław Bierut. Na szczęście ze strony niemieckiej nadzorował pracę wydziału Hans Tkotsch, człowiek dbający jedynie o porządek w papierach.

Co ciekawe, Spychalski już przed wojną jako architekt współpracował z prezydentem miasta Starzyńskim, a w 1937 roku otrzymał złoty medal za swoją koncepcję urbanistyczną na wystawie w Paryżu.

Wydział Ewidencji Ludności fałszował również personalia osób zagrożonych wysłaniem na roboty, a także wskazywał najbardziej zagorzałych polakożerców wśród personelu niemieckiego urzędu pracy. W ramach zniechęcenia ich do nadgorliwości w ramach Akcji Główka komórka likwidacyjna AK zlikwidowała szczególnie zajadłych urzędników Williego Luberta i Eugena Bollondino.

Zarząd Miasta utrzymywał także kontakty z więźniami za pośrednictwem polskiego personelu więziennego, lekarzy i pielęgniarek. Dzięki temu znał dokładnie personalia katów z Pawiaka czy Gęsiówki i przekazywał je odpowiedni komórkom AK, o ile jej wywiad sam nie dokonał wcześniej rozpoznania. Owocem tej współpracy była likwidacja najbardziej zawziętych funkcjonariuszy jak zastępcy komendanta Pawiaka Franza Bürkla czy zastępcy komendanta Gęsiówki Augusta Kretschmanna.
Julian Kulski zrezygnował ze swojej funkcji kilka dni po wybuchu powstania warszawskiego. Władzę w mieście przejął Delegat Rządu na miasto stołeczne Warszawę Marceli Porowski. Także na Pradze zajętej jesienią przez Armię Czerwoną zaczęły być tworzone nowe władze, a pierwszym powojennym prezydentem został wspomniany wcześniej Marian Spychalski.
Leszek Stundis