banner

Wydanie: 2008 /11-12 - Jest o co walczyć
Paradoksalne społeczeństwo wiedzy

Autor: Wiesław Sztumski
Prof. Wiesław Sztumski:Rozwojowi społeczeństwa wiedzy towarzyszy pochód masowej głupoty.

Wbrew idei społeczeństwa wiedzy, jest ono w znacznie przeważającej części społeczeństwem ignorantów celowo ogłupianym przez elity rządzące (polityczne, finansowe, ideologiczne).

Rozwój wiedzy stale towarzyszy ewolucji człowieka. Bez niego nie moglibyśmy zwyciężać w walce o byt ani realizować postępu cywilizacyjnego. Dalsze doskonalenie wiedzy, zwłaszcza naukowej, jest warunkiem koniecznym do tego, by istnieć. Stanowi poważne wyzwanie dla przyszłych pokoleń.
Znaczne osiągnięcia w postępie wiedzy odnotowano w czasach nowożytnych dzięki wynalazkowi druku i rozwojowi nauk matematyczno-fizycznych. Szczególny przyrost wiedzy miał miejsce w dwudziestym wieku. (Ilość wiedzy podwajała się co 10 lat; w końcu tego stulecia była ponad tysiąc razy większa niż na początku.) Wiedza jest najpotężniejszym i najskuteczniejszym narzędziem w walce o byt i przetrwanie ludzkości. Toteż kraje, które przodują w postępie cywilizacyjnym i decydują o dalszym losie świata najwięcej inwestują w rozwój wiedzy. Wiedza stała się dobrem powszechnie pożądanym i usługą powszechnego użytku, której cena stale wzrasta. Za dostęp do wiedzy trzeba płacić coraz więcej. Nic dziwnego, że edukacja jest coraz droższa, a za zdobycie dobrego wykształcenia trzeba płacić proporcjonalnie do poziomu wykształcenia i renomy szkoły. Od pewnego czasu mówi się, że żyjemy w społeczeństwie wiedzy (knowledge based society), gdzie edukacja powinna być powszechnie dostępna, co nie znaczy, że bezpłatna. Jednak powszechna, masowa edukacja, nie sprzyja jakości kształcenia. Wręcz przeciwnie, poziom usług edukacyjnych jest odwrotnie proporcjonalny do liczby osób korzystających z nich. W związku z tym pojawia się

pierwszy paradoks:

paradoksalna jest sytuacja, kiedy świadomości o rosnącym znaczeniu wiedzy nie towarzyszy możliwość osiągania jej przez wszystkich. Uświadomienie sobie potrzeby posiadania wiedzy, wymuszone przede wszystkim przez rynek pracy (żeby znaleźć pracę, trzeba legitymować się odpowiednimi dyplomami, a żeby znaleźć dobrą pracę, trzeba mieć dyplom dobrej szkoły) wytworzyło popyt na masowe kształcenie nie tylko na poziomie podstawowym ani średnim, ale na wyższym. O ile jeszcze pięćdziesiąt lat temu matura gwarantowała wyższy status społeczny, dobrą pracę i była niejako biletem wstępu do elit i dobrobytu, to od pewnego czasu jest nim dyplom ukończenia szkoły wyższej. Aby zaspokoić popyt na widzę, trzeba zakładać wiele szkół i udostępniać je wszystkim chętnym. W Polsce rynek edukacyjny pojawił się w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i w ciągu dziesięciu lat powstało około 50 szkół wyższych oraz 3000 szkół pomaturalnych (głównie niepublicznych), a liczba studentów wzrosła pięciokrotnie. Wymagało to rozbudowy bazy lokalowej i zatrudnienia odpowiednio dużej liczby nauczycieli. Wobec trudności finansowych naszego państwa i niedoceniania roli wiedzy w nowoczesnym społeczeństwie przez kolejne ekipy rządzące (od 1945 r. mieliśmy rządy „antyinteligenckie” – najpierw władzę promującą proletariat, a później cwaniaków i oszustów) oświata była i nadal jest niedoinwestowania, a nauczyciele - byle jak opłacani. Szkoły nie stać na nowoczesne pomoce naukowe (znaczna ich większość nadaje się na eksponaty od muzeów techniki), na zakup książek i czasopism. A co gorsze, trzeba stale zwiększać liczebność klas szkolnych, grup wykładowych i seminaryjnych do takich rozmiarów, kiedy niemożliwy jest odpowiedni kontakt nauczyciela z uczniem. W rezultacie nauczanie staje się coraz mniej wydolne. Świadczą o tym liczne badania wyników nauczania, które stale pogarszają się, nie tylko zresztą u nas.

Globalny kryzys oświaty

System oświaty wstąpił w fazę kryzysu w skali globalnej. Reformy tego systemu zmierzają do tego, by wspomagać kapitałowo tylko nieliczne, wyselekcjonowane szkoły, które nazywa się wiodącymi albo „flagowymi”. W istocie zaś wiodącymi są te uczelnie, które obracają setkami milionów euro. (Np. w Niemczech są tylko dwie takie uczelnie, które dysponują kapitałem ok. 200 mln euro, porównywalnym z kapitałem renomowanych uczelni w USA.) Kapitał uczelni pochodzi między innymi z opłat czesnego. W związku z tym, żeby być wiodącą uczelnią, trzeba pobierać duże opłaty za studia, sięgające nawet 30 tys. dolarów za semestr. Ilu studentów stać na to? Oczywiście, tylko tych, którzy wywodzą się z elit finansowych. A zatem, kształcenie na wysokim poziomie w renomowanych szkołach ma charakter elitarny, a nie powszechny, co przeczy idei społeczeństwa wiedzy. Dla przeciętnie zamożnych ludzi pozostają szkoły świadczące usługi edukacyjne na miernym poziomie. Społeczeństwo wiedzy powinno składać się z ludzi wykształconych na możliwie najwyższym poziomie, czyli w najlepszych szkołach. W przeciwnym razie społeczeństwo wiedzy staje się pustosłowiem.

Kolejny paradoks

społeczeństwa wiedzy wynika stąd, że system edukacji, struktura instytucji oświatowych i metody kształcenia praktycznie nie zmieniają się od kilku wieków, mimo rewolucyjnego przełomu w technicznym wspomaganiu kształcenia i zdobywania wiedzy dzięki rozwojowi informatyki i komputeryzacji oraz znacznego postępu w dziedzinie edukologii. Wciąż jeszcze pokutuje w szkołach archaiczny system klasowo-lekcyjny ze standardowym, od lat niezmienianym odmierzaniem czasu lekcji i przerw za pomocą dzwonka; jednostki lekcyjne, wykłady i ćwiczenia trwają z reguły 45 minut, a nauka rozpoczyna się od ósmej godziny rano. Z punktu widzenia medycyny, fizjologii i ekologii czasu nie jest to wskazane. Eksperymenty w Niemczech i USA potwierdziły, że wydajność nauczania wzrasta, gdy czas rozpoczynania lekcji, długość lekcji i przerwy nauczyciel dostosowuje do aktualnych możliwości psychofizycznych uczniów. System edukacji znalazł się w impasie również z powodu niezwykłego tempa przyrostu wiedzy, jaki mamy obecnie. Ilość informacji rośnie wykładniczo w czasie i już nie tylko każde nowe pokolenie, ale każdy nowy rocznik uczniów lub studentów musi opanować coraz szerszy zakres wiedzy z wszystkich przedmiotów nauczania. Tylko ilość godzin lekcyjnych, wykładów, ćwiczeń i seminariów nie zwiększa się. Wręcz przeciwnie, Redukuje się ją do niezbędnego minimum wymaganego przez programy i standardy nauczania przede wszystkim z konieczności ograniczania kosztów ponoszonych przez szkoły, samorządy lub państwo. W rezultacie, uczeń lub student chcąc opanować coraz więcej wiedzy w coraz krótszym czasie musi uczyć się coraz bardziej wydajnie. Ale wydajność pracy intelektualnej (a uczenie się jest wysiłkiem intelektualnym) nie może wzrastać nieograniczenie, nawet, jeśli wspomaga się ją komputerowo i korzysta z najnowocześniejszych technik pracy umysłowej. Barierę wzrostu efektywności nauczania wyznacza struktura psychosomatyczna ucznia lub studenta, a ta nie zmienia się proporcjonalnie do tempa przyrostu wiedzy; praktycznie pozostaje stała.

W impasie

Sytuacja staje się nie do zniesienia: występuje znaczny i pogłębiający się z czasem rozziew między przyrostem wiedzy i wymaganiami nauczycieli a możliwościami sprostania im przez uczniów. To wywołuje co najmniej dwa negatywne skutki: u tych uczniów, którzy za wszelką cenę chcą osiągać bardzo dobre wyniki, narasta stres i choroby związane z nadmiernym obciążeniem pracą umysłową (z siedzącego trybu życia) oraz konieczność pobierania korepetycji. U innych - niechęć do wysiłku umysłowego i awersja do szkoły i nauczycieli. Przy zachowaniu tradycyjnego systemu oświaty możliwym wyjściem z tego impasu jest albo zmniejszanie wymagań w stosunku do uczniów, co skutkuje obniżaniem poziomu nauczania (wprowadzenie oceny miernej), albo przerzucenie obowiązku nauczania ze szkoły na dom, czyli cedowanie obowiązku nauczycieli na rodziców. Takie rozwiązania są już powszechnie praktykowane. Ale to wyjście jest iluzoryczne, ponieważ znaczna większość rodziców albo nie zna się na nauczaniu i nie ma wystarczającej wiedzy szkolnej, albo po prostu nie ma na to czasu ani ochoty. W związku z tym postępuje ciągły spadek jakości nauczania. Świadczą o tym różne badania prowadzone we wszystkich typach szkół, a pedagodzy biją na alarm. Na obniżanie poziomu nauczania wpływają też coraz powszechniej stosowane sprawdziany lub egzaminy testowe. Zmuszają one do pamięciowego opanowania wiedzy zawartej w jakimś dowolnie wybranym, nie zawsze najlepszym podręczniku, ale nie dają możliwości wykazania się uczniowi myśleniem refleksyjnym ani kreatywnym. Sprawdziany testowe są wygodne dla nauczycieli, bo mogą często sprawdzać wiedzę wielu uczniów w bardzo krótkim czasie. Ich zaletą jest też sprawiedliwość (obiektywność) oceny, wynikająca z minimalizacji wpływu czynnika subiektywnego. Tyle tylko, że te zalety przeradzają się w wady, gdyż w ostatecznym rachunku przyczyniają się do ogłupiania uczniów zmuszanych do bezrefleksyjnego myślenia za pomocą prostych algorytmów wyuczonych na pamięć.

Kształcenie robotów

Obecnie, masowe kształcenie ma na celu nie tyle czynienia z uczniów ludzi mądrych, ile przygotowanie ich do wykonywania zawodu za pomocą zautomatyzowanych urządzeń technicznych i wytrenowanych czynności. Do tego wystarczy nauczyć się zwykłych operacji myślowych (stosowania odpowiednich algorytmów i kalkulacji) i prostych czynności manualnych. To w pełni wystarcza pracodawcom i pracobiorcom. Z tym wiąże się kolejny paradoks społeczeństwa wiedzy: rozwojowi społeczeństwa wiedzy towarzyszy pochód masowej głupoty. Nie zmienia tego fakt, że wielki postęp nauki i odkrycia naukowe są udziałem garstki elit pochodzących z najlepszych ośrodków badawczych, ponieważ masy społeczne pozostają niedouczone. Stale powiększa się rozziew między niewielką liczbą ludzi wykształconych na poziomie maksimum a miliardami ludzi kształconych na poziomie minimum programowego. A zatem, wbrew idei społeczeństwa wiedzy, jest ono w znacznie przeważającej części społeczeństwem ignorantów celowo ogłupianym przez elity rządzące (polityczne, finansowe, ideologiczne). Wymieniłem tylko dwa paradoksy społeczeństwa wiedzy, ale można wskazać ich więcej.
Sposobu wyjścia z kryzysu współczesnego systemu oświaty upatruję w radykalnej, „rewolucyjnej” zmianie tego systemu, jego podstawowych założeń mieszczących się w tzw. filozofii oświaty, w zmianie struktury i metod pracy. To musi być iście kopernikański przewrót w sferze oświaty. Reformy dokonane w epoce Oświecenia niewiele zmieniły średniowieczny system edukacji. Jeśli naprawdę chcemy kształtować społeczeństwo wiedzy, to najwyższa pora, aby wreszcie odejść od wciąż jeszcze panującego średniowiecznego stereotypu i systemu oświaty oraz szkolnictwa, wywodzącego się z czasów, kiedy jedynymi placówkami oświatowymi były klasztory.

oem software