banner

Z prof. Stefanem Chwaszczewskim, sekretarzem naukowym, zastępcą dyrektora Instytutu Energii Atomowej w Świerku rozmawia Anna Leszkowska

W ministerstwie gospodarki powstał projekt połączenia trzech instytutów: IEA, IPJ oraz IChTJ w jeden, czyli powrotu do stanu sprzed 1981 r, kiedy w Świerku istniała jedna placówka - IBJ. Po ćwierćwieczu każdy z powstałych wówczas instytutów zajmuje się innymi problemami, choć działalność wszystkich pozostaje w obszarze fizyki jądrowej. Jaki jest pana pogląd na scalenie tego, co kiedyś zostało rozłączone?

Po pierwsze, Świerk jest wspólnym gospodarstwem dla nich wszystkich. Na tym małym osiedlu przemysłowym wszyscy mają wspólną infrastrukturę energetyczną, wodną i te sprawy powinny być zarządzane wspólnie. Z drugiej strony, przyszłość należy do silnych placówek naukowych, toteż utworzenie instytutu, który miałby swoje oddziały - nawet o dużej niezależności - byłoby bardzo celowe. Zresztą już od 1.01.07. do IEA został włączony Ośrodek Badawczy Izotopów "POLATOM". Wprawdzie te połączenia idą bardzo powoli, bo przez 25 lat wykształciły się w poszczególnych placówkach nowe zasady działania, powstały nowe relacje między nimi, niemniej wydaje mi się, że to prawidłowa droga. Powstałby w Świerku duży ośrodek, który zajmowałby się i zagadnieniami energetyki jądrowej, i wytwarzaniem izotopów, i produkcją akceleratorów, aparatury, i badaniami podstawowymi. Bo tutaj jest miejsce dla różnych zagadnień, nawet medycznych - budujemy przecież instalację do terapii borowo -neutronowej i warto byłoby tu zrobić centrum medyczne. Obecnie z wszystkich instytutów składane są propozycje co można byłoby w Świerku robić. Był już prawie zatwierdzony strategiczny program rządowy - "Izotopy i akceleratory", ale nie dostaliśmy żadnego finansowania na jego realizację. Teraz, w ramach programów operacyjnych, też zgłoszono wiele wniosków dotyczących realizacji projektów, które miały się kończyć konkretnymi wdrożeniami w Świerku - z tego został tylko dwa - wdrożenie technologii reaktorów wysokotemperaturowych w Polsce oraz akceleratory i detektory do wykrywania materiałów niebezpiecznych i odpadów toksycznych.

A co z IChTJ?

IChTJ jest odległy terytorialnie, obecnie nawiązaliśmy z nim współpracę w ramach projektu dotyczącego produkcji wysokotemperaturowych reaktorów oraz wytwarzania paliwa do nich.

Ale po pierwsze, chyba nie mamy armat - jak podają autorzy "Strategii rozwoju atomistyki" - nie mamy nawet kadry.

Twierdzę, że potrzeba nam dużych programów i dużych wyzwań. Te programy pozwoliłyby wykształcić kadrę o odpowiednich kwalifikacjach. Mamy bardzo dobrych absolwentów, którzy w zasadzie mogą stać się specjalistami w tej dziedzinie, ale muszą mieć duże programy i problemy do rozwiązania, aby stały się one wyzwaniem.

Ale skąd wziąć na to pieniądze? IEA wystąpiła wprawdzie w ub. r. do ministerstwa nauki i gospodarki o sześcioletni program "Wdrożenie technologii reaktorów wysokotemperaturowych" - ale to chyba nie rozwiąże sprawy?

Jestesmy już blisko sfinalizowania umowy dotyczącej powstania konsorcjum do realizacji tego programu i liczymy, że rozwiąże ono wiele z tych problemów. Ten program będzie finansowany w ramach programu operacyjnego "Innowacyjna gospodarka", finansowanego wspólnie przez UE i Polskę. Myślę, że zadania, jakie przed nim stoją, uda się wykonać. Na razie wszystko jest w trakcie prac formalnych, bo podobnie jak inne programy, i ten ma opóźnienie. Prawdopodobnie wszystko ruszy w styczniu przyszłego roku, z nowym rokiem budżetowym winny zacząć się prace. Dzięki niemu powinniśmy wykształcić kadrę znającą się nie tylko na reaktorach jądrowych, ale i na energetyce jądrowej. Po wtóre, instytut odżyje, bo będą budowane nowe obiekty, instalacje badawcze. Po trzecie, jako wynik tego - będziemy mogli w Polsce budować reaktory wysokotemperaturowe, które pozwolą nam z węgla produkować paliwa płynne i gazowe.

Mówi pan o reaktorach w liczbie mnogiej, jakby ich budowa nie sprawiała żadnych problemów, jakby miały to być nieduże urządzenia, małe przedsięwzięcia inwestycyjne...

Bo to rzeczywiście będą reaktory niewielkie, o mocy ok. 150-200 MW. Ich cechy bezpieczeństwa będą takie, że można je będzie ustawiać nawet w pobliżu dużych aglomeracji miejskich, bo mają one wewnętrzne mechanizmy bezpieczeństwa. Poza tym - z uwagi na ich wielkość - będzie je można produkować seryjnie, bardzo szybko, gdyż urządzenia będą dostarczane w całości z wytworni gotowych elementów. Wybudowanie takiego reaktora nie powinno trwać dłużej jak dwa lata.

Nie jest pan dużym marzycielem? Przecież jeszcze nie ma takich reaktorów na świecie...Były chyba dwa prototypy, potem zaniechano tych badań, a teraz się dopiero do nich wraca.

Tak, ale my chcemy wejść w ten nurt - powtarzać to, co ktoś już zrobił jest bez sensu. Trzeba robić nowe rzeczy. Europa będzie potrzebowała paliw płynnych i gazowych. Europa ma złoża węgla, które trzeba nowocześnie zagospodarować. I to jest nisza, w która możemy teraz wejść. Chcemy kupić wiedzę, przeszkolić ludzi za granicą, aby wystartować z pewnego poziomu - inaczej musielibyśmy zaczynać od zera, stracić 10 lat, aby znaleźć się w miejscu, w którym są kraje zajmujące się tymi reaktorami.

Ale podobno zaczynamy współpracę z Litwą w dziedzinie energetyki jądrowej - to jest przecież inny typ reaktora.

Rzeczywiście, inny. Na Litwie będzie budowany reaktor, który ma już opracowaną konstrukcję, jest wypróbowany, ma licencje. Problemem jest kadra - konstruktorów do budowy, otoczki związanej z biznesem, z finansowaniem tej inwestycji. Natomiast kadra związana z technologią reaktorów - zarówno tych energetycznych jak i wysokotemperaturowych, może być kształcona w Polsce, ale będziemy się też starać ją kształcić w zagranicznych ośrodkach z dużym doświadczeniem.

Podobno polscy fizycy jądrowi nie garną się do tworzenia dużych programów badawczych, eksperymentalnych czy nawet energetycznych - są zniechęceni doświadczeniami po Żarnowcu?

Przeprowadzałem analizę nakładów na prace naukowe w zagranicznych ośrodkach badawczych atomistyki Europy Zachodniej i w naszych. Nakłady na 1 zatrudnionego w Anglii, Francji, nawet Hiszpanii są rzędu od 150 tys. euro do 250 tys. euro rocznie a u nas - 17 tys. euro. Za te pieniądze możemy tylko utrzymać ludzi, komputery i wyniki prac w postaci papierowej. Na inne, ambitne programy, już nam nie starcza pieniędzy. Bo finansowanie, jakie w Polsce jest, nie obejmuje dużych programów badawczych, które postawiłyby bardzo ambitne cele i dały fundusze na ich realizacje.

Podobno w tym celu utworzono NCBR...

Wiem, że się tworzy, ale problem tkwi nie w organizacji, ale postawieniu zadań, celów i zapewnieniu ich finansowania. To sprawa decyzji społeczno - gospodarczych. Obecnie decydenci twierdzą, że jest za mało wdrożeń wyników prac jbr-ów w przemyśle, ale choć mamy na tym polu sukcesy, to moglibyśmy mieć ich więcej. Jednak do tego musi być wsparcie państwa. Inaczej nie staniemy się konkurencyjni na rynku. Proponujemy zresztą drogi realizacji takich zamierzeń.

Czy kierownictwa obu resortów; nauki i gospodarki robiły spotkania z naukowcami zajmującymi się fizyka jądrową i czy dyskutowano nad rozwojem tej gałęzi nauki i gospodarki?

Bardzo były liczne spotkania na temat programu wdrożenia technologii reaktorów wysokotemperaturowych - i w Ministerstwie Gospodarki i w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, nawet zdziwiłem się, że mamy tak liczne grono specjalistów od techniki reaktorowej w Polsce. Na spotkaniu na Politechnice Warszawskiej było obecnych ok. 50 profesorów i docentów.

Ale pojawiła się jakaś koncepcja rządowa w tym obszarze?

My mamy cały czas koncepcję, której się twardo trzymamy; mówimy otwarcie, że w Europie trzeba będzie wybudować kilkadziesiąt takich reaktorów, żeby stać się graczem na rynku paliw gazowych i płynnych. Żeby mieć 10-15% udziałów. Żeby Europa nie była całkowicie uzależniona od dostawców ropy spoza naszego kontynentu. I fakt, że program nasz został wprowadzony do programu operacyjnego, należy rozumieć, że jest to tym samym stanowisko rządu. Rząd się nie odwraca od energetyki jądrowej.

Dziekuję za rozmowę.