banner

Reforma tak, ale jaka i kiedy?

Autor: Krystyna Hanyga 2008-02-08

O tym, że szkolnictwo wyższe trzeba zreformować i unowocześnić – przekonani są wszyscy. Różne są natomiast oczekiwania i koncepcje zmian. Inne uczelni dużych i z tradycjami, inne małych, nowych, w niewielkich ośrodkach. Inne szkół publicznych i niepublicznych.

Podczas konferencji „Nowe finansowanie. Większa dostępność. Lepsza jakość”, zorganizowanej przez ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego (Warszawa, 24-25.01.08), która zgromadziła przedstawicieli bardzo różnych środowisk akademickich – mówiono raczej o rzeczach znanych i już wielokrotnie dyskutowanych, czasem o sprawach bardzo szczegółowych i lokalnych. Czy konferencja pomogła w identyfikacji najważniejszych problemów i wytyczeniu kierunków reform?
Kierunek zmian w szkolnictwie wyższym wyznacza Proces Boloński, który ma dostosować kształcenie do zróżnicowanych i szybko zmieniających się potrzeb gospodarki i społeczeństwa, a także doprowadzić do utworzenia zharmonizowanej Europejskiej Przestrzeni Szkolnictwa Wyższego. Z przejściem od jednolitych studiów magisterskich do dwustopniowych polskie uczelnie jakoś sobie radzą, dokonując jednak zwykle dość mechanicznego podziału, bez nowych programów i koncepcji takiego kształcenia. Trzeci stopień, studia doktoranckie, wymagają rozbudowy i zupełnie nowych rozwiązań, odpowiadających ich nowej funkcji.

Największym problemem jest obecnie jakość kształcenia.

Od początku lat 90. liczba studiujących wzrosła 4,5-krotnie, kadry dydaktycznej tylko o 60%. Część tej kadry dorabia jeszcze poza macierzystą uczelnią. Tylko duże szkoły wyższe mogły sobie pozwolić na większe inwestycje, rozbudowę infrastruktury, nowoczesne wyposażenie laboratoriów. Tylko część z nich jest w stanie realizować ważne dla nauki badania.
Wskaźnik skolaryzacji w Polsce przekracza obecnie 50% i jest i tak niższy niż średnia krajów zachodniej Europy. Do końca tej dekady powinien wzrosnąć do 65%. Dotąd szkolnictwo wyższe rozwijało się głównie ilościowo, z wyrozumiałością przyjmowano wyrastające jak grzyby po deszczu, często bez programu i zaplecza kadrowego, małe uczelnie, niepubliczne, które jednak dobrze trafiały w zapotrzebowanie lokalnego rynku pracy, wypełniając luki pozostawione przez mało elastyczne szkoły publiczne. Teraz, w perspektywie niżu demograficznego, zostaną zweryfikowane przez rynek, pewnie wiele z nich upadnie, ale warto z ich doświadczeń wyciągnąć wnioski. Uczelnie niepubliczne domagają się zrównania praw w zakresie finansowania budżetowego, ale musi to dotyczyć również wymogów naukowych, poziomu kształcenia.
Profesorowie wyższych uczelni wzywają do rewolucji jakościowej. Tymczasem

system kształcenia jest wciąż zbyt akademicki.

Tradycyjne schematy myślenia i działania, standardy nauczania, które przetrwały z dawnych czasów, blokują innowacyjne myślenie, nijak nie przystają do epoki globalizacji, konkurencji, skoku technologicznego, nie sprzyjają radykalnym zmianom, a kosmetycznymi nie warto już się zajmować. Zbyt odstajemy od średniej europejskiej. Zarówno Komisja Europejska, jak i OECD w swoich raportach zarzuciły Polsce brak strategii rozwoju szkolnictwa wyższego, krytycznie oceniły system finansowania i zarządzania.
Min. Barbara Kudrycka obiecywała na konferencji wypracowanie w ciągu 3 miesięcy założeń reformy i podjęcie prac nad strategią rozwoju nauki i szkolnictwa wyższego. Powstaną zespoły ekspertów, rady… Miejmy nadzieję, że tym razem nie skończy się na kolejnych projektach, niedopracowanych, niechcianych, odrzuconych lub zaakceptowanych, a nie wiadomo dlaczego zaniechanych.
Trzeba zacząć od tego, że bez zmiany polityki i poziomu finansowania nauki i szkolnictwa wyższego, zainwestowania w przeprowadzenie zmian, nie powiodą się żadne reformy. Powraca postulat ustalenia strategii państwa w zakresie finansowania budżetowego w relacji do PKB. Byłby to system bardziej stabilny i przewidywalny. Obecnie sytuacja jest o tyle dobra dla nauki, że korzystamy z funduszy unijnych, później trzeba będzie walczyć o środki w konkursach międzynarodowych i do tego trzeba się już dziś przygotować. Inne źródła finansowania wciąż stanowią margines, współpraca z gospodarką kuleje.

W polskim systemie szkolnictwa wyższego musi dojść do konsolidacji uczelni,

by powstały silne jednostki, bez powielania słabych kierunków studiów i badań, nowoczesne, otwarte na świat – „okręty flagowe”. Propagator radykalnej reformy szkolnictwa wyższego, prof. Jerzy Woźnicki uważa, że taka konsolidacja instytucjonalna jest nieunikniona, jeżeli Polska chce cokolwiek znaczyć w owej „europejskiej przestrzeni”. Tą drogą idą także inne kraje. Dania, Rosja, Chiny tworzą superuniwersytety łączące kilka czy kilkanaście uczelni i instytutów. Takie „uniwersytety badawcze” mogłyby prowadzić badania w dużej skali i w różnych dziedzinach nauki, rozwinąć infrastrukturę badawczą, kształcić na wysokim poziomie, być placówkami międzynarodowymi, rozpoznawalnymi w świecie i obecnymi na dobrych pozycjach w światowych rankingach. No, ale w budowanie takich organizmów trzeba sporo zainwestować.
Na razie trudno jednak liczyć, by nakłady w przeliczeniu na 1 studenta osiągnęły poziom porównywalny z rozwiniętymi krajami europejskimi. Wspomniane raporty Komisji Europejskiej i OECD zarzucają Polsce nierówność dostępu do studiów, a nawet dyskryminację, jeśli chodzi o tzw. bezpłatne studia. Większość młodzieży, prawie 70%, płaci za naukę. Sprawa powszechnego czesnego – czy współfinansowania, czy „sprawiedliwych opłat” - to bardzo delikatny temat i poruszanie go nie przysparza popularności. Dopóki wyższe studia były raczej elitarne, można było je finansować z publicznych pieniędzy, teraz, gdy ponad połowa populacji kształci się, państwa na to nie stać. Jednak jako społeczeństwo nie jesteśmy jeszcze gotowi, ani mentalnie, ani materialnie, by całkiem zrezygnować z bezpłatnych studiów. Na zbudowanie sprawiedliwego i skutecznego systemu pomocy materialnej, różnego typu stypendiów i preferencyjnych kredytów dla studentów, by nikomu nie zamykać możliwości kształcenia, potrzeba czasu i… pieniędzy. O tym muszą pamiętać zwolennicy powszechnego czesnego, a przeciwnicy, że tak dalej się nie da i że obecny system wcale nie jest demokratyczny.