banner

Zapętliło sie w nauce

Autor: Anna Leszkowska 2008-03-06

Za jedną pracę można być dwukrotnie wynagrodzonym. A jeszcze jak się uda z tego wykroić ze dwa granty własne i jeszcze jakiś promotorski czy habilitacyjny - to można za to samo zadanie wziąć i cztery razy pieniądze.

Z prof. Andrzejem Szczepańskim, członkiem Rady Nauki, przewodniczącym Zespołu Roboczego Nauk Technicznych (ZR-5), rozmawia Anna Leszkowska

Na styczniowej konferencji dotyczącej nauki mówił pan o różnych sposobach obejścia zasad finansowania w nauce. Te przykłady są wyjątkiem czy regułą?

System finansowania zaczął kuleć w momencie, kiedy przekształcono Komitet Badań Naukowych w Radę Nauki. Ograniczono wówczas kompetencje zespołów merytorycznych (dawniej sekcje, obecnie zespoły robocze), praktycznie jedynie do oceniania projektów własnych, habilitacyjnych i promotorskich. Natomiast o kwalifikacji i ocenie pozostałych typów grantów: aparaturowych, celowych, zamawianych oraz obecnie wprowadzonych rozwojowych - praktycznie rozstrzygają powoływane doraźnie zespoły interdyscyplinarne. W ich składzie jest kilka - kilkanaście osób z różnych zespołów o bardzo różnych specjalnościach, powoływanych przez ministra, a właściwie wiceministra ds nauki, a ich zadaniem jest zrobienie rankingu zgłaszanych projektów. W związku z tym, ten sam projekt może być oceniany w różnych zespołach: raz może trafić do zespołu roboczego jako projekt własny, raz jako celowy, a innym razem - jako część projektu realizowanego w ramach sieci. W naukach technicznych jeden projekt ma wartość przeciętnie 200 - 300 tys. zł, celowy - tu ograniczeń w zasadzie nie ma (wszystko zależy od firmy wdrażającej) - trafiały się projekty warte i 3 mln zł. Projekty rozwojowe zaczynają się od 300 - 400 tys. zł, ale kiedy okazało się, że i tu nie ma limitów, to zaczęły pojawiać się granty na 2 - 3 mln zł. Poza tymi są jeszcze nieśmiertelne projekty zamawiane opiewające na kilka - kilkanaście mln zł. (bywają i kilkudziesięciomilionowe).
Wskutek tego, że każdy typ grantów jest oceniany przez inny zespół (to wszystko się ostatnio zapętliło, bo nie wiemy jeszcze jak zostanie rozwiązana sprawa z tzw. małymi projektami celowymi, jakie NOT przejął 4-5 lat temu), a informatyzacja w MNiSW jak wiadomo - kulała i kuleje, członkowie zespołów nie mają informacji o tym, w jakim zespole dany projekt już jest finansowany, jaką otrzymał ocenę, czy zawarto już jakieś umowy. Zupełnym nieporozumieniem są duże projekty zamawiane, w których zaangażowane są zespoły z całej Polski. Każdy z tych zespołów z wykonywanych przez siebie zadań może potencjalnie stworzyć nowy projekt rozwojowy, otrzyma na niego pieniądze budżetowe, czyli za jedną pracę może być dwukrotnie wynagrodzony. A jeszcze jak się uda z tego wykroić ze dwa granty własne i jeszcze jakiś promotorski czy habilitacyjny - to można za to samo zadanie wziąć i cztery razy pieniądze. I nie ma żadnej informacji o tym, kto i za co te pieniądze bierze! Tylko przypadek powoduje, że taki proceder zostaje odkryty. Może to odkryć uczciwy i długoletni urzędnik, który pamięta wszystkie projekty z określonej dziedziny. Młode urzędniczki - które w tej chwili stanowią większość w MNiSW - takiej wiedzy nie mają. Sam napotkałem takie projekty, które skierowałem do komisji etyki - że autor zmienił tylko pierwszą i ostatnią stronę oraz nieco tytuł. Reszta była dokładnie taka sama. A może przez lata wielokrotnie finansowana z budżetu.{mospagebreak}

Ale ten proceder kwitł prawie od początku istnienia KBN! Sama widziałam takie projekty w Zespole Nauk Medycznych, które były projektami finansowanymi w zlikwidowanych CPBR-ach. Uczciwy urzędnik nic na to wówczas nie mógł poradzić, bo wielka rolę grały powiązania towarzyskie oraz totalny bałagan w zarządzaniu i organizacji pracy urzędu. Przez lata to się nie zmieniło, nie wprowadzono informatyzacji urzędu, a kolejne zmiany w systemie oceny i finansowania grantów jeszcze bardziej tuszowały nieprawidłowości, które były tajemnicą poliszynela.

Poprzednio, w KBN wszystko rozgrywało się w sekcjach i tam wszyscy wiedzieli, co finansują. Tam też trafiały projekty jeszcze z CPBR-ów, ale wszystko dlatego, że nie było właściwie prowadzonego archiwum i pełnej dostępności do niego. Jestem już od 2000 r. w KBN, wszystkie te reformy struktury obserwuję z wewnątrz i mogę powiedzieć, że dawniej wszystkie informacje mieliśmy jednak w jednym ręku, pamiętaliśmy kto i co robi, jakie projekty realizuje. Sekretarz zespołu był z tym zespołem związany, czuwał nad projektami, wiedział wszystko o projektach i ludziach je wykonujących, a przy recenzowaniu mieliśmy tzw. tropy - przed każdym konkursem dostawałem z zespołu informację w formie wydruku, że np. pan X, który właśnie stara się o grant w kolejnym konkursie, wykonał już ileś projektów, w jakich konkursach i jak były one ocenione: i jako projekt, i jak została oceniona realizacja. Teraz nie wiemy nic na ten temat, a słaba ocena nie eliminuje z kolejnego konkursu.

Czy rozwiązaniem byłaby profesjonalna informatyzacja w MNiSW, dostęp do rzetelnej informacji dla wszystkich beneficjantów środków publicznych, czy rozwiązań należy szukać w innej organizacji i finansowaniu badań?

Małymi krokami poprawy się nie osiągnie. Zwłaszcza teraz, kiedy de facto zmniejsza się środki na naukę. Mamy do czynienia z sytuacją schizofreniczną; z jednej strony władze państwa deklarują, że pieniądze na naukę w pierwszym rzędzie powinny iść tam, gdzie mogą poprawić stan innowacyjności gospodarki, żeby nauka zaczęła pracować na siebie. A tu w 34 Konkursie realizuje się połowę rekomendowanych przez Zespół i Komisję projektów, wcześniej zresztą zmniejszając nakłady na ich realizację. I decyzja ta ogranicza wyłącznie realizację grantów z zakresu nauk technicznych (kosztowo i ilościowo). Nawet skreślono ok. 30% rekomendowanych projektów promotorskich (wartości rzędu 30 - 50 tys. zł). Na dodatek, ale zgodnie z obowiązującą ustawą, w nowo powoływanej Radzie Nauki na 28 osób, jakie zostaną do niej wybrane (dotąd było 60 - po 30 z nauk stosowanych i podstawowych) - tylko 3 będą reprezentować nauki techniczne! Całość nauk technicznych: informatykę, inżynierię materiałową, geologię, górnictwo, nanotechnologie, mechanikę, energetykę, elektronikę, inżynierię chemiczną, środowiska itd. - mają oceniać merytorycznie trzy osoby! To wynika z rozporządzenia wydanego przez ministra Kleibera, z czasów kiedy urząd KBN zamieniono na MNiI, i kiedy tamten rząd deklarował potrzebę nasilenia związków nauki z gospodarką!
A dla kontrastu jest 4 przedstawicieli nauk medycznych, wliczając w to weterynarię i rehabilitację. Ale najbardziej irytuje i boli sprawa sieci naukowych. To jest druga droga obejścia zasad finansowania badań, a mówiąc slangiem studenckim - łatwy sposób skoku na kasę. Sieci naukowe są tworzone zgodnie z ustawą, ale początkowo mogły je tworzyć tylko jednostki PAN i jbr-y - wyłączone z nich były jednostki szkolnictwa wyższego. (Po naszej interpelacji, poprzedni minister łaskawie się zgodził, żeby jednostki akademickie też mogły uczestniczyć w sieciach, ale bez dodatkowego finansowania). Pierwotnie było tak - i zapewniał o tym min. Kleiber - że sieci mogą tworzyć jednostki, które prowadzą badania w tej samej dyscyplinie lub kiedy ich zakresy tematyczne przenikają się, bądź uzupełniają. Ale pod warunkiem, że nie będą tworzyć nowych badań, a zajmą się tylko organizacją i koordynacją w ramach badań już realizowanych. Pomyślane było więc dobrze, ale obecnie oczekiwania uczestników tworzących sieć uległy zmianie. Aby zrobić projekt promotorski za 30 - 50 tys. zł, trzeba przygotować jego dokumentację na 10-12 stron i przedstawić recenzje od dwóch osób. Natomiast w projektach realizowanych przez sieć na 5-10 mln zł projekt można opisać na 3-4 kartkach i jest on oceniany jedynie przez zespół. Bez żadnych recenzji! Jak przyjrzeliśmy się ostatnio tym projektom, to są w nich elementy badań statutowych prowadzonych przez jednostki uczestniczące w danej sieci, zlepione w jeden. Wstępnie ustalono, że środki dla sieci nie będą większe jak 1% dotacji na działalność statutową jednostek tworzących sieć. Tymczasem są jednostki, które w tych sieciach aplikują o kilkadziesiąt procent swojej dotacji statutowej. Znamy takie, które występują o udział w 3-4 sieciach, zatem jeśli w każdej otrzymają o 30 - 40% dotacji statutowej, to z uczestnictwa w tych kilku sieciach mają dodatkową dotację rzędu 100-120%! Łatwy pieniądz. I tego nikt nie recenzuje. To trafia tylko na posiedzenie zespołu i on ma prawo zaakceptować takie projekty.{mospagebreak}

A założenie było takie, że sieci wygenerują dodatkowo jakieś wspólne duże projekty, których żaden z instytutów sam nie jest w stanie udźwignąć...Czego zatem zabrakło, żeby tak się działo?

Konsekwencji w narzuceniu reżimów i postawieniu ograniczeń. Właściwie nie postawiono przed sieciami nadrzędnego zadania, do czego one mają zmierzać. Skoro już minister rozporządzeniem stworzył takie sieci, to powinien także określić cele i zasady dochodzenia do pieniędzy na osiągnięcie tych celów. I tego zabrakło. Obecnie wystarczy, że paru dyrektorów jednostek umówi się na stworzenie sieci na kilka milionów. Żeby to poprawić, niezbędna jest zmiana ustawy, tu małe kroki już nic nie dadzą. Z moich kilkunastoletnich doświadczeń z urzędem ministerialnym ds nauki wynika, że trzeba byłoby wrócić do podobnej struktury, która już była i do której dojrzał też były minister, a obecny prezes PAN, prof. Kleiber. Na tejże konferencji przyznał, że najwyższy już czas, żeby uczeni mieli swoją reprezentację na kształt samorządu. A przecież KBN, który został za jego czasów sprawowania urzędu ministerialnego zlikwidowany, był takim samorządowym organem środowiska. I proponował, żeby takim organem stała się nie utworzona dotąd Agencja Badań Poznawczych podległa także ministrowi nauki - co już nie będzie w pełni samorządem. Podobną koncepcję przedłożył wcześniej szef Rady Nauki, prof. Szulczewski, który także proponuje tę agencję jako przedstawicielstwo samorządowe środowiska, zamiast Rady Nauki, która wydaje się fikcyjnym gronem doradczym.
Tutaj jest wiele sprzeczności. Nowa ustawa stworzyła możliwości odwoływania się od decyzji ministerstwa dotyczących finansowania projektów - w Zespole Odwoławczym jest bardzo dużo takich odwołań od decyzji ministra, opartych o rekomendacje zespołów. Ba, wiele spraw jest już w sądzie administracyjnym - jako ostatniej instancji, do której można się odwołać. To niezwykle przedłuża, biurokratyzuje sprawy, antagonizuje środowisko. W moim przekonaniu jest to zbędne, wnioski na ogłaszane konkursy, rozstrzygane przez zespoły specjalistów, można składać na podstawie recenzji. I to się na ogól sprawdzało.

Czy należałoby utrzymać kształt reformy organizacji nauki rozpoczęty przez PiS?

Zdaje się, że rozwój sytuacji, zmiany polityczne i różne wizje organizacji nauki zaprowadziły nas w ślepy zaułek. Mamy NCBR, które ma się zająć badaniami na rzecz gospodarki, mamy powołać Agencję Badań Poznawczych, która przez dwa lata nie mogła powstać, choć ponoć jest już jej projekt. I wybieramy - choć w okrojonym składzie - Radę Nauki. Czyli będą trzy organy. Jeśli nawet ABP miałaby kompetencje pośrednie między dawnym KBN a Radą Nauki, to po co w takim razie wybierać Radę Nauki, zwłaszcza w takim składzie? W moim przekonaniu, jedynym rozwiązaniem jest stworzenie nowej ustawy, nowej organizacji systemu dotowania nauki z pełną odpowiedzialnością za wyniki wykonywanych projektów. Należy zmodyfikować tryb postępowań konkursowych, finansować znaczące dla gospodarki i społeczeństwa projekty badawcze i właściwie oceniać ich rezultaty, także - określić kierunki finansowanych prac i na nie przeznacz cyc na nie maksymalna ilość środków. No i oczywista jest konieczność uszczelnienia systemu poprzez powrót do sprawdzonych rozwiązań strukturalno - organizacyjnych w resorcie. Bo na razie jesteśmy w matni, z której nie wiadomo, jak wybrnąć i każda próba naprawy tego skończy się w moim odczuciu jakąś porażką.

Dziękuję za rozmowę.