banner

Prof. Janusz Rachoń, rektor Politechniki Gdańskiej

Naukowcy nie tylko mogą, ale muszą zreformować naukę. Status quo nie leży w naszym interesie z tej prostej przyczyny, że nakłady na naukę w naszym kraju są na skandalicznie niskim poziomie, na przestrzeni ostatnich szesnastu lat coraz niższym i co roku spadają.
Zmiany w obszarze nauki to jednak bardzo złożona i trudna kwestia.
Przypomnę, że to świat nauki a nie politycy, nie rząd, zaproponował nowy sposób parametrycznej oceny placówek naukowo-badawczych. Nowe zasady oceny zdecydowanie podniosły rangę komercjalizacji wyników badań naukowych, transferu technologii, innymi słowy preferują badania stosowane i wdrożenia.
W środowisku akademickim wciąż dyskutowany jest problem finansowania nauki. W tej mierze nauce bardzo potrzebne jest światłe wsparcie polityków. Politycy, a nade wszystko parlamentarzyści, powinni dbać o porządek legislacyjny. Nie można szybko uchwalać prawa, a później, jeśli nie jest zgodne z Konstytucją, liczyć na Trybunał Konstytucyjny. To fuszerka.
Niech wspomnę niespójność pomiędzy Ustawą o szkolnictwie wyższym a Ustawą o finansach publicznych. Wyobraźmy sobie, że uczelnia techniczna, taka jak Politechnika Gdańska, dysponuje technologią. Zgłasza się do nas przedsiębiorca, który chce ją kupić, nie za gotówkę jednak, ale za udziały w swojej firmie. Obopólna korzyść, prawda? Nie będziemy mogli jednak oddać technologii w zamian za akcje, bowiem nie pozwala nam na to Ustawa o finansach publicznych.
Wszyscy musimy sobie uświadomić, że dzisiaj opowiedzenie się po stronie gospodarki wiedzy nie jest już kwestią wyboru, ale koniecznością. W gospodarce XXI wieku to wiedza jest bowiem najcenniejszym zasobem, który decyduje o rozwoju gospodarki. To nowe produkty, których głównym składnikiem jest wkład intelektualny, są dzisiaj najbardziej konkurencyjne na rynkach światowych. Ograniczeniu ulega znaczenie zasobów naturalnych i nisko wykwalifikowanej, taniej siły roboczej, rośnie zaś rola kapitału ludzkiego. Wysoko wykwalifikowani pracownicy, w tym pracownicy nauki, są najbardziej poszukiwani na rynku pracy. Przedsiębiorstwa, które inwestują w badania oraz efektywnie wykorzystują zewnętrzne źródła wiedzy, rozwijają się dynamicznie i tworzą największą wartość dodaną.
Sam lansuję koncepcję Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, które powinno być agendą rządową, podległą premierowi. Centrum musiałoby dysponować środkami na finansowanie takich strategicznych zadań naukowych, które kończyłyby się wdrożeniami.
Jeśli na przykład urodziłby się – autoryzowany decyzją rządu – pomysł, że powinniśmy w Polsce budować Nokię II, telefonię komórkową szóstej generacji, to wówczas agenda na drodze otwartego konkursu, opierając się na normalnych biznesowych zasadach, wybiera realizatora tego projektu. A potem rozlicza go z tego, jak wykorzystał publiczne pieniądze – dobrze czy źle.
Sytuacja polskiej nauki nie jest najlepsza. Okres realnego socjalizmu, czas transformacji politycznej i ekonomicznej, a przede wszystkim niedocenianie nauki i edukacji, a co za tym idzie skandalicznie niski poziom finansowania tych dziedzin w ostatnich szesnastu latach, to główne przyczyny stanu, w jakim znajdujemy się dzisiaj. Z drugiej zaś strony należy podkreślić, że wpisaliśmy się już na listę krajów, które doceniają wagę zagadnienia i potrafią o nim mówić w sposób rozsądny. W gospodarce XXI wieku wiedza, a nie stal czy węgiel, jest najcenniejszą zdobyczą gospodarki, decydującą o jej rozwoju. Dziś Europa goni w tej mierze Stany Zjednoczone, a Polska stara się dorównać Europie. Innego wyjścia nie mamy.

Prof. Andrzej Górski, wiceprezes PAN

Nowy prezes PAN, prof. Michał Kleiber jednoznacznie potwierdził konieczność przeprowadzenia reform w nauce, pod czym – rzecz jasna - ja też się podpisuję. Jak wiadomo, takie są również oczekiwania ze strony władz państwowych, środowiska naukowego i społeczeństwa. W PAN mamy tego absolutną świadomość.
Finansowanie nauki w Polsce jest tak niskie, że znaleźliśmy się na samym dole wszystkich europejskich wskaźników. Ale nie tylko to jest problemem. Prawdziwe zagrożenie dla polskiej nauki tkwi w ogromnym rozproszeniu tematyki badawczej. Z faktem tym wszyscy się zgadzają, niemniej jednak polityka Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego zmierzająca do zidentyfikowania strategicznych dla polskiej nauki tematów, jest bardzo trudnym zadaniem, ponieważ zwykle jest tak, że poszczególni uczeni uważają, że najważniejsze jest to, czym oni właśnie się zajmują. PAN, która grupuje elitę polskich uczonych, chce uczestniczyć w wyznaczaniu takich wiodących obszarów nauki w Polsce. Pochodzące z wyboru środowiska naukowego komitety PAN mogłyby pełnić rolę opiniotwórczą o wiele istotniejszą, niż to de facto się dzieje. Usunięcie nieuzasadnionych uprzedzeń wobec PAN leży w interesie publicznym.
Oczywiście mamy świadomość naszych słabości, tego, że powinniśmy się zreformować organizacyjnie. Dzisiaj np. istnieje ponad 100 komitetów PAN. Na pewno zbyt dużo, dlatego też potrzebna jest ich konsolidacja. Niektóre dziedziny nauki mogłyby być reprezentowane przez jeden „superkomitet”, który wtedy dysponowałby większymi środkami, i był bardziej reprezentatywny w kontaktach zewnętrznych.
Konieczna jest też pewna konsolidacja placówek naukowych PAN. Niektóre z 80 instytutów PAN można by połączyć w większe jednostki, poprawiając ich zarządzanie i efektywność badań. Spektakularnym przykładem tego, że - wbrew różnym oporom - połączenie słabych placówek może wyjść na dobre, jest to, co się ostatnio dokonało w Łodzi. Otóż z dwóch słabszych jednostek powstało tam Centrum Biologii Medycznej, które w dziale nauk medycznych wygrało najnowszy ranking placówek naukowych przeprowadzony przez MNiSW, zajmując w tym rankingu pierwsze miejsce.
Moim marzeniem jest, by w skali PAN udało się powtórzyć to, czego dokonaliśmy w Instytucie Immunologii i Terapii Doświadczalnej im. L. Hirszfelda, którym kierowałem przez dwie kadencje. Osiem lat temu Instytut prowadził ponad 50 programów badawczych i znajdował się w kategorii II. Jedną z moich pierwszych decyzji było takie zreformowanie systemu finansowania, żeby można było skupić się na kilku ważnych projektach. Postawiliśmy m.in. na fagi i z dzisiejszej perspektywy widać, że była to najlepsza decyzja. Dziś Instytut znalazł się w kategorii I, na szóstym miejscu wśród 61 ocenianych placówek reprezentujących nauki medyczne. Jest to przykład, że rozsądna, mądra konsolidacja, nie narzucona, ale wynegocjowana, (nawet jeśli nie wszyscy się z nią zgadzają), leży w szeroko pojętym interesie placówki naukowej.
Bardzo ważna jest także współpraca zewnętrzna z innymi pionami nauki. W tej sprawie wnioskujemy, żeby w wybranych tematach MNiSzW organizowało konkursy badawcze, które byłyby wspólnie realizowane przez jednostki z różnych pionów – wyższe uczelnie, instytuty PAN i jbr-y. Mam nadzieję, że takie przykłady quasi wymuszonej konsolidacji zostaną za jakiś czas zaakceptowane przez środowisko. Wiadomo, że wszystko, co nowe, rodzi się w bólach.
Jedno jest dla mnie pewne: o ile w przeszłości dużo było rozmów na temat reformy (co zresztą nie jest żadną krytyką, tylko stwierdzeniem faktu), to teraz konieczność czynów stała się zupełnie oczywista. I to w perspektywie najbliższych miesięcy, nie zaś lat.

Prof. Marek Sarna, dyrektor Centrum Astronomicznego im. Mikołaja Kopernika w Warszawie

Pytanie powinno raczej brzmieć: jak reformować naukę w Polsce i jaka powinna być w tym rola naukowców?
Bo czym zajmują się naukowcy? Naukowcy siłą rzeczy zajmują się problemami badawczymi, które wydają się im frapujące, fascynujące – po prostu "seksy’’ – są indywidualistami i konserwatystami. Czy może mówimy o ukierunkowaniu, wpłynięciu na indywidualne zainteresowania badawcze? Taka "reforma’’ jest działaniem skazanym na niepowodzenie. Może chodzi więc, o ustalenie przez naukowców sfer -tematów, które powinny być w większym zainteresowaniu niż inne. Takiej ekwilibrystyki dokonuje m.in. Unia Europejska, tworząc kolejne programy ramowe. Czy przynosi to spodziewane rezultaty? Czy Europa przegoniła USA? Być może dorównała w pewnych dziedzinach.
Na czym miałaby polegać reforma nauki dokonana przez samych naukowców i czy jest to działanie celowe? Od dziesięcioleci utarła się praktyka, że ministrem zdrowia jest lekarz, nauki były rektor, bądź dyrektor instytutu, kultury – artysta. Starania kolejnych ministrów - naukowców pokazują, że jest to droga donikąd, bo ich najlepsza wola nie ma przełożenia praktycznego. Kto więc powinien dokonywać reformy nauki? Czy naukowcy? Czy może menadżerowie, obeznani z zarządzaniem, ale jednocześnie zorientowani w problemach służby zdrowia, kultury, nauki?
Działania państw skandynawskich pokazują, że czynnikiem kluczowym przy ważnych reformach jest wola polityczna. Finlandia w latach 80. decyzją rządu ustaliła wydatki na naukę w wysokości 3% PKB, ustalając ścisłe zasady dystrybucji i rozliczania tych środków. Na efekty wzrostu dochodu narodowego trzeba było jednak czekać 10 lat. Ta sama sytuacja powtórzyła się w Szwecji i Norwegii. Cezura czasowa pomiędzy wzrostem poziomu finansowania badań naukowych (tych stosowanych i podstawowych), a wzrostem dochodu narodowego wynosiła dziesięciolecie! Można powiedzieć, że jest to stała uniwersalna. Trzeba zaznaczyć, że reformy tej dokonywały kraje bogate o stabilnym systemie politycznym!
Jaka jest sytuacja w Polsce? Obecnie tworzy się wykazy tematów priorytetowych - wiodących, spójnych z programami UE, nie patrząc na faktyczne możliwości badawcze polskich naukowców (potencjał intelektualny, ilościowy, baza badawcza). Wydaje się, że punktem wyjścia powinno być ustalenie, w jakich dziedzinach polskie grupy badawcze, ośrodki naukowe reprezentują poziom światowy, europejski. I tu widać ważne zadanie dla naukowców – określenie priorytetów. Następny krok to rozeznanie, jak się to ma do priorytetów UE. Jeśli te dwa zbiory są przystające - to świetnie. A jeśli nie, to czy powinna zapaść decyzja: wszystko co jest poza granicami kasujemy. Odpowiedź brzmi nie, bo są tematy bardzo ważne dla kraju np. badania nad językiem, historią, literaturą polską, badania nad obronnością czy badania kosmiczne itd. Te trzeba pielęgnować, konserwować i finansować. Równocześnie trzeba pomagać zespołom, grupom, które reprezentują światowy poziom badań. Stworzenie wartościowego zespołu badawczego trwa 20 - 30 lat. ``Wykształcenie’’ profesora trwa w każdych warunkach ok. 15—20 lat. Grupa badawcza, oprócz potencjału ludzkiego, potrzebuje również: pracowni, laboratoriów – bazy badawczej. Nie można więc odgórnie narzucić: prowadzimy badania nakierowane np. na hodowlę storczyków w warunkach polskiej zimy, bo nie przyniesie to żadnych spodziewanych efektów oprócz zmarnotrawionych pieniędzy.
Kto powinien zająć się reformą nauki? Myślę, że są dwie sfery działań: mikro i makro. Mikro to przodujące grupy badawcze, umiejscowione w wydziałach szkół wyższych, czy w instytutach. Opracowano wskaźniki scjentometryczne i inne oraz kryteria, które umożliwiają wyłonienie takich placówek. Po identyfikacji najlepszych, trzeba poświęcić im szczególną troskę, przejawiającą się w stabilnej, długofalowej polityce naukowej państwa. Nie może być tak, że każdego roku pojawia się niepokój co do ciągłości bytu naukowego placówki, bo prowizorium budżetowe trwa do listopada. Niezmiernie ważny jest również odpowiedni dobór osób kierujących placówkami badawczymi. Powinni być to menadżerowie nauki: osoby dynamiczne, młode (40-50 lat), obeznane z zasadami finansowania badań naukowych, jak również aktywni naukowcy.
Sfera druga, która bezpośrednio wpływa na sferę mikro, to podejście globalne, czyli nie tylko werbalne deklaracje rządzących, ale konsekwentna praktyka finansowania nauki, podobna do tej w krajach skandynawskich. Finansujmy badania, ale równie konsekwentnie rozliczajmy z wyników. W kilkunastoletniej działalności KBN a następnie ministerstwa nauki, było może kilka przypadków, gdy projekt badawczy (grant) nie zyskał rozliczony. A i to nie powodowało drastycznych konsekwencji finansowych i innych – nie przyznanie następnego grantu.
Reasumując: sprawą kluczową są praktyczne decyzje polityczno - finansowego wspierania wartościowych inicjatyw naukowych przez państwo, czy też programów żywotnych z punktu widzenia interesów kraju. Rozwijanie nowych dziedzin, winno dokonywać się z wielkim namysłem i starannością, przy rozpoznaniu, że jest osoba(/by), która może stać się liderem grupy. Praktyczne decyzje polityczno - finansowe powinny mieć horyzont wieloletni, a środki finansowe przeznaczane na naukę powinny być skrupulatnie rozliczane.
W moim przekonaniu odpowiedź na tytułowe pytanie brzmi: to nie naukowcy powinni dokonywać reformy sfery nauki. Zadaniem naukowców jest prowadzenie wartościowych badań naukowych. Naukę powinni reformować i zarządzać nią menadżerowie, którzy mogą wywodzić się ze środowisk naukowych, ale nie jest to warunek konieczny.