banner

Nie niżej Nobla

Autor: Stanisław Bąkowicz 2008-05-04

Od momentu przystąpienia Polski do Europejskiej Organizacji Patentowej, tj. od 1 marca 2004 do końca minionego roku, nasze placówki naukowo-badawcze przesłały do Europejskiego Urzędu Patentowego 21 zgłoszeń patentowych. Ze względów proceduralnych wycofano osiem. Z pozostałych trzynastu dziesięć jest jeszcze w fazie postępowania sprawdzającego, a trzy wynalazki – wszystkie z Politechniki Łódzkiej – otrzymały już patenty europejskie.

Zakres wiedzy merytorycznej zawarty w bazach patentowych, krajowych i zagranicznych, absolutnie nie jest dostrzegany przez środowisko naukowe w Polsce. Wszyscy zamykają się trochę w kręgu poszukiwań o charakterze podstawowym, również naukowcy z zespołów badawczych, w których uczestniczę. Tymczasem z aplikacją badań jest dziś niezwykle trudno. Uważam nawet, że w tej dziedzinie sytuacja jest krytyczna. I to zarówno jeśli chodzi o naukę, jak i polską gospodarkę. Jednocześnie często wyrażany jest pogląd, ze „skazani” jesteśmy na licencje uznanych w świecie koncernów. Nie zdajemy sobie przy tym sprawy, iż w większości nabywamy licencje co prawda już sprawdzone w praktyce, ale takie, które narodziły się w głowach ich twórców wiele, wiele lat temu. Z oczywistych więc względów, już w momencie zakupu, nie są one najnowszym krzykiem techniki. W takim postępowaniu nie ma w ogóle jakiegokolwiek myślenia proinnowacyjnego – mówi prof. Piotr Kula z Instytutu Inżynierii Materiałowej Politechniki Łódzkiej, współautor dwóch rozwiązań, które uzyskały patenty europejskie spośród trzech przyznanych PŁ.
Tymczasem – zdaniem naszego rozmówcy – istnieje przede wszystkim potrzeba permanentnego poprawiania własnych rozwiązań. Nie ma takiego rozwiązania, które wraz z upływem czasu nie dezaktualizuje się i tym samym powinno być usprawnione. Najlepszym przykładem jest tu Japonia, gdzie liczba zgłoszeń patentowych przekracza o rząd wielkości zgłoszenia patentowe w Stanach Zjednoczonych, również w Europie. Tam po prostu wypracowano mechanizmy, które chronią lub przynajmniej stanowią próbę ochrony tego wszystkiego, co narodzi się w głowie innowatora. Trzeba mieć bowiem świadomość, że przedwczesne upowszechnienie dobrego nawet pomysłu, praktycznie eliminuje możliwość jego opatentowania, bo zawsze może znaleźć się ktoś, kto nas uprzedzi.
– Patenty są więc głównie narzędziem ochrony własności intelektualnej. Nie należy jednak zapominać, co już zasygnalizowałem, że zawierają one również potężny zasób bardzo taniej wiedzy, która przez badaczy zainteresowanych sferą aplikacji, choć nie tylko, powinna być penetrowana z takim samym zaangażowaniem, jak specjalistyczna literatura. Brak rozeznania w bazach patentowych sprawia, iż często śmiałe nawet rozwiązania okazują się wyłącznie duplikatami. Nie można wobec tego przystępować do realizacji swoich pomysłów przed sprawdzeniem, czy ktoś wcześniej już tego samego nie zrobił. Drugim ważnym elementem skutecznego patentowania jest{mospagebreak}

współpraca z przemysłem.

Ludzie w nim zatrudnieni zdecydowanie lepiej od badaczy znają rynek, wiedzą jaki produkt da się sprzedać nie tylko „jutro”, ale również w perspektywie przynajmniej kilku lat – twierdzi prof. Kula.
Wspomniane wcześniej dwa europejskie patenty udzielone Politechnice Łódzkiej powstały we współpracy z partnerem przemysłowym. Chronią one nową technologię uszlachetniania warstw wierzchnich elementów urządzeń mechanicznych, wykorzystywaną głównie dla potrzeb motoryzacji, a szerzej – inżynierii mechanicznej, stanowiącej wielki rynek światowy. Chodzi tu m.in. o elementy ruchome silników, przekładnie, układy wtryskowe, hamulcowe (ABS).
– Wyrosłem w szkole prof. Zdzisława Hasia z PŁ. Opatentowane rozwiązania są z rodziny technologii, nad którymi pracuję wspólnie z moim mistrzem od ponad trzydziestu trzech lat. Wraz ze swoim zespołem otrzymałem za nie Nagrodę Gospodarczą Wojewody Łódzkiego w kategorii Wynalazek w dziedzinie produktu lub technologii – podkreśla prof. Kula i dodaje: – Kilkanaście lat temu podjęliśmy współpracę z firmą SECO/WARWICK ze Świebodzina, która zgłosiła naszą technologię do Urzędu Patentowego RP. Brak doświadczenia sprawił, że przegapiliśmy terminy dalszych procedur i krajowego patentu nie otrzymaliśmy. A pierwszym krokiem do patentu europejskiego czy amerykańskiego jest jednak zgłoszenie wynalazku w krajowym urzędzie patentowym. W każdym bądź razie od tego należy zacząć. I albo w odpowiednim terminie, bodajże osiemnastu miesięcy, decydujemy się na procedurę polską - która w moim przekonaniu w globalnym, otwartym świecie nie ma żadnego znaczenia, bo rynek krajowy jest rynkiem prowincjonalnym - albo aspirujemy do patentu europejskiego, amerykańskiego czy jeszcze innego. Przy tej okazji mogę podać jako ciekawostkę, że jedno z naszych zgłoszeń patentowych, zarejestrowane w Urzędzie Patentowym RP siedem lat temu, jeszcze nie zostało rozpatrzone, a zgłoszone później do Europejskiego Urzędu Patentowego już dawno, bo po trzech latach, patent europejski uzyskało. Procedura związana z drugim rozwiązaniem zgłoszonym do EUP trwała jeszcze krócej,
bowiem było co do niego znacznie mniej zastrzeżeń.

Burzą stereotypy

-Niezależnie od korzyści materialnych, patentowanie daje ogromną satysfakcję i znakomicie sprzyja tworzeniu zespołów badawczych, które burzą stereotypy mówiące o tym, iż wokół prac o charakterze aplikacyjnym nie można realizować własnego, szybkiego rozwoju kadry naukowej. Nie chodzi tu rzecz oczywista o negowanie badań podstawowych, bez których nie może być przecież sukcesów w badaniach stosowanych, lecz o zachowanie zdrowego rozsądku i właściwych proporcji w uprawianiu nauki. Na własnym przykładzie mogę podać, że udało mi się stworzyć szkołę naukową, która narodziła się w wyniku kontynuowania tematyki i rozwiązań uwieńczonych dwoma patentami europejskimi. Zaczynałem z zespołem badawczym skupiającym wyłącznie doktorantów. Obecnie dziewięciu z nich ma już doktorat, a niebawem będzie ponad dziesięciu. W większości zbliżają się lub są już bardzo blisko habilitacji. Inaczej mówiąc, każdemu z tych młodych ludzi dałem realną szansę na rozwój własnej kadry naukowej w obszarze badań stosowanych podejmowanych pod moim kierunkiem – dzieli się z nami kolejnymi spostrzeżeniami prof. Kula.{mospagebreak}

Jak uniknąć błędów

Opatentowane technologie to metoda podciśnieniowego nawęglania wyrobów stalowych oraz mieszanina węglowodorów służąca do tego samego celu. Partnerami przemysłowymi prof. Piotra Kuli, współpracującymi nad tymi rozwiązaniami, są: główny inżynier świebodzińskiej firmy, Józef Olejnik oraz inż. Paul Heimann z niemieckiej firmy reprezentującej także branżę urządzeń technologicznych do obróbki cieplnej. Profesor szczególnie podkreśla, że dzięki partnerowi zza Odry uniknięto m.in. popełnienia ewentualnego błędu „kopiowania” wynalazków na europejskim rynku. Niemiecki inżynier dysponuje bowiem dużą wiedzą i praktyczną znajomością problematyki wiążącej się z opatentowanymi technologiami.
– Niezwykle ważne jest patentowanie profesjonalne. Niestety, moja ocena co do stanu ochrony patentowej, funkcjonowania biur patentowych czy rzeczników patentowych oraz ich przygotowania do międzynarodowych procedur patentowych jest w Polsce wysoce niezadowalająca. Zarówno pod względem merytorycznym, jak i znajomości języków obcych. Przekonałem się o tym sam, gdy na pewnym etapie przygotowywania dokumentacji dwóch wspomnianych wcześniej patentów europejskich musieliśmy zmienić biuro patentowe. Są oczywiście wyjątki i można spotkać sprawnie i fachowo funkcjonujące biura. I tylko z takimi warto współpracować – mówi prof. Kula. Wskazuje też, że te same dwie technologie, które otrzymały patenty europejskie zgłoszone zostały do opatentowania na rynku amerykańskim. Podobnie, jak i jeszcze jedno rozwiązanie, które rok temu zgłoszone zostało do ochrony równocześnie w Europejskim Urzędzie Patentowym i USA, ale szczegółów na razie nie chce ujawniać, gdyż byłoby to przedwczesne. Amerykanie działają jednak bardzo szybko i już dotarła do kraju wiadomość, że po wstępnych procedurach Urząd Patentowy w USA przychylił się do udzielenia ochrony patentowej wynalazkowi powstałemu w Politechnice Łódzkiej. Po roku oczekiwania!

Cena profesjonalizmu

Zdaniem prof. Kuli, system ochrony własności intelektualnej w Stanach Zjednoczonych jest najlepszy w świecie i dlatego warto tam patentować. Przede wszystkim jest perfekcyjnie zorganizowany i obowiązują w nim bardzo skuteczne metody egzekwowania jego zasad. Patentowanie poza granicami Polski jednak kosztuje. I to sporo. W granicach 50 tys. dolarów. Nic też dziwnego, że prawo do wynalazku ma ten, kto płaci za jego ochronę. Najczęściej partner ośrodka naukowo-badawczego z przemysłu, którego na to stać.
I jeszcze jedna ważna konstatacja naukowca z PŁ: otóż zdarzają się co jakiś czas wynalazki o rewolucyjnym wręcz charakterze, jednakże olbrzymią masę wynalazków – co potwierdza japoński rynek patentowy – tworzy się przede wszystkim poprzez doskonalenie istniejących już rozwiązań. I tego nie można zaniedbywać. Natomiast u nas wynalazcy chcieliby od razu aspirować prawie że do Nagrody Nobla.
Na zakończenie dodajmy, że trzecim rozwiązaniem z PŁ, któremu przyznano patent europejski, jest metoda modyfikacji włókien celulozowych opracowana przez zespół naukowców z Politechniki Łódzkiej oraz Instytutu Włókien Naturalnych w Poznaniu, kierowany przez prof. Bogumiła Łaszkiewicza z PŁ.
A tak na marginesie: w niedawno opublikowanym na łamach „SN” tekście pt. „Patent na antypodach” pisałem m.in., iż jednej tylko międzynarodowej firmie badawczo-rozwojowej z centralą w Australii w okresie minionych dziesięciu lat udzielono ok. 400 patentów, a dalszych 350 jest w fazie rozpatrywania. Rocznie patentuje ona więc ponad 60 wynalazków, głównie poza granicami kraju. Przypomnijmy raz jeszcze, że u nas w okresie od marca 2004 do końca 2007 r. zgłoszono do Europejskiego Urzędu Patentowego z obszaru polskiej nauki 21 wynalazków, z których do dalszego postępowania zakwalifikowano 13. Lepiej wstydu oszczędzić i nie wyliczać, ile to wyniesie rocznie...