Odsłon: 621


HiroszimaAkcja książki zaczyna się 12 kwietnia 1945 roku, a dokładniej w 88. dniu wiceprezydentury Harry’ego Trumana. Do wszystkich amerykańskich obywateli dociera wiadomość o śmierci 63-letniego prezydenta Delano Roosevelta, który zmarł z powodu wylewu krwi do mózgu przed końcem swojej czwartej kadencji. W Białym Domu na prezydenta zostaje zaprzysiężony Truman. Jeszcze nie zdaje sobie wówczas do końca sprawy z tego, z jak ogromnymi obowiązkami będzie musiał się zmierzyć.

Do trudnych kwestii natury politycznej, czy gospodarczej doszła jeszcze jedna, która zaskoczyła go chyba najbardziej. Wyjawił mu ją 77-letni sekretarz wojny Henry Stimson. Chodziło o pewne znane tylko nielicznym wtajemniczonym, wybranym ludziom władzy w USA, przedsięwzięcie mające na celu stworzenie nowego materiału wybuchowego o niewiarygodnej sile niszczenia. Truman powie po latach, że tego dnia poczuł, że na głowę zwalił mu się cały świat.

Prace nad superbombą, o których wiedział od samego początku Roosevelt rozpoczęły się w USA już trzy lata wcześniej (jak wyliczono o wiele później, przy pracach nad nią pracowało w różnym charakterze ponad 100 tysięcy osób; na badania wydano 2 miliardy dolarów). Badania i eksperymenty miały ściśle tajny charakter i toczyły się ze zmiennym szczęściem. Nadszedł więc czas, by podjąć ostateczną decyzję. Rozważano różne warianty, ale ostatecznie chodziło albo o rezygnację z dalszych badań (co wiązało się jednocześnie z intensyfikacją amerykańskich wysiłków wojskowych w toczącej się wojnie z Japonią), albo znaczne przyspieszenie prac nad nową bronią i ukończenie ich w najszybszym możliwym terminie. Jak i dlaczego wybrano to drugie rozwiązanie dokumentuje książka Chrisa Wallace’a i Mitcha Weissa Hiroszima 1945.

Książka napisana jest bardzo wartkim językiem. Podczas lektury ma się wrażenie, że czas nieustannie przyspiesza, fakty się mnożą, a chwile zwątpienia, jakie mają czasem zarówno naukowcy, wojskowi czy politycy, przeplatają się z chwilami euforii, gdy udaje się im dokonać nawet małego postępu. Dochodzi do tego prosty styl, gra wydarzeń, mnogość szczegółów, które nie męczą, ale przykuwają uwagę. Narrację wspiera zastosowana w opowieści reguła odliczania. Każdy rozdział – a jest ich ponad 30 – zapowiada już w tytule, ile zostało jeszcze dni, które dzielą akcję od ostatecznego celu, jakim jest zdetonowanie nad Japonią bomby atomowej.

Z badań wynikało, że bomba – jeśli nie zdarzy się nic niespodziewanego – będzie miała ogromną siłę. Przypuszczenia opierały się na testach, obliczeniach, symulacjach, szacunkach i równaniach. Rzeczywistość okazała się dramatyczniejsza niż sądzono. W jednym tylko wybuchu nad Hiroszimą zginęło 70 tysięcy ludzi, a ponad 90% budynków zostało zrównanych z ziemią. 9 sierpnia eksplozja drugiej bomby (plutonowej) nad Nagasaki o sile o 50% większej sprawiła, że 40 tysięcy ludzi zginęło natychmiast, a kolejne 70 tysięcy zmarło wskutek obrażeń popromiennych.

Trumana pytano po wojnie wielokrotnie, dlaczego wydał decyzję zdetonowania bomb nad Hiroszimą (6.08.45) i Nagasaki (9.08.45). Autorzy książki przypominają, że 25 października 1945 roku prezydent spotkał się pierwszy i ostatni raz z szefem naukowym projektu Manhattan Robertem Oppenheimerem (zwano go potocznie Oppim), najgenialniejszym fizykiem tamtych czasów, swego rodzaju ojcem bomby. Prezydent szukał wtedy poparcia swego rozmówcy dla ustawodawstwa, które dawałoby rządowi kontrolę nad energią atomową. Oppi był temu przeciwny i powiedział, że wobec tego co się stało w Japonii, czuje jakby miał krew na rękach. Relacjonując to spotkanie swojemu sekretarzowi stanu, stwierdził: „powiedziałem mu, że ta krew jest na moich rękach i żeby pozostawił te zmartwienia mnie” i dodał: „nigdy więcej nie chcę widzieć tego sukinsyna w moim biurze”.

Trzy lata później w liście do swojej siostry Truman napisał: „To był straszny wybór. Zrobiłem to jednak, aby uratować 250 tysięcy amerykańskich chłopców i w podobnych okolicznościach zrobiłbym to ponownie. Zakończyło to wojnę z Japonią”.
Hiroszima 1945 jest dziełem dwóch utytułowanych, doświadczonych i umiejących pasjonująco opowiadać dziennikarzy: Chrisa Wallace’a, dobrze znanego Amerykanom od prawie dwudziestu lat reportera telewizji Fox News, laureata licznych dziennikarskich nagród oraz dziennikarza śledczego Mitcha Weissa, zdobywcy nagrody Pulitzera i jednocześnie autora książkowych bestsellerów takich gazet jak „New York Times”, czy „Wall Street Journal”.

Im bliżej końca książki, tym napięcie związane z „odliczaniem” dni w poszczególnych rozdziałach, które dotyczą kolejnych faz badań, testów i dyskusji ludzi z otoczenia prezydenta Trumana na temat celowości użycia, skuteczności działania i korzyści z posiadania przez USA nadzwyczajnej bomby coraz bardziej rośnie. Dla piszącego te słowa osiąga ono apogeum w kilku miejscach, a szczególnie np. wtedy, gdy Truman długo się waha, w którym momencie ma na konferencji Wielkiej Trójki obwieścić Churchillowi i Stalinowi, że USA właśnie przeprowadziły udany test bomby atomowej. Ciekawe i mało znane – ośmielę się sądzić – fakty na temat rodzącej się nowej epoki atomowej zawiera także kilkunastostronicowy Epilog. Nawet rok po zdetonowaniu bomb nad Japonią Amerykanom w kraju nie wspominano nawet o potwornych skutkach eksplozji, jakie ona spowodowała wśród mieszkańców Hiroszimy i Nagasaki. „Przemilczenie – jak dowodzą na przykładach autorzy książki – nie było przypadkowe”.
Waldemar Pławski

Hiroszima 1945. Historia atomowego ataku, który zmienił świat, Chris Wallace, Mitch Weiss, Wydawnictwo Znak Horyzont, wyd. I, Kraków 2021, 400 s., cena 64,99 zł