Odsłon: 966


  Polityka wschodnia polskich rządów zwących się „niepodległościowymi”, ostatecznie służyła i służy interesom niemieckim.


ModzelewskiSchemat polityki wschodniej polskich rządów, które w tradycyjnej historiografii nazywamy „niepodległościowymi”, jest od ponad dwustu lat prawie ten sam:

• rządzący deklarują „wyzwolenie się z zależności” od Rosji (Związku Radzieckiego) i przyjmują antyrosyjską, albo antykomunistyczną retorykę;

• wyzwolenie to nazywane jest „niepodległością”, którą tym samym „odzyskano”;

• następuje seria wrogich działań wobec nowego przeciwnika, również bardzo kosztownych ekonomicznie dla polskiej strony, bo w obronie niepodległości, która jest „bezcenna”, jesteśmy gotowi zapłacić każdą cenę;

• strategicznym celem tej polityki jest „wypchnięcie Rosji z Europy”, odłączenie od jej terytoriów możliwie największej liczby „niepodległych państw”: czym bardziej są sztucznym tworem, tym lepiej, bo są słabsze i mają z nami „wspólnego wroga”.

Jawnym lub niejawnym patronem tejże polityki były początkowo Prusy, a następnie zjednoczone Niemcy, będące prawdopodobnie twórcą tej koncepcji.
Taktycznym celem tej polityki są możliwie najgorsze stosunki polsko-rosyjskie, w płaszczyźnie zarówno politycznej, jak i gospodarczej, likwidacja wszelkich wzajemnych kontaktów, bo każdy z nich jest oczywistą „zdradą”.

Strategiczny cel jest znany i kilkukrotnie skutecznie osiągnięty: Berlin ponad Polską podaje rękę Rosji i dystansuje się do naszej „bezzasadnej” wrogości, przez co zyskuje w Petersburgu (Moskwie) wdzięcznego sojusznika, z którym wspólnie rozwiązuje trudne problemy, a przede wszystkim „problem Polski”.

Obecnie scenariusz ten jest na etapie trzecim, czyli narastającej wrogości obu stron. My oczywiście mamy ku temu również nasze powody, bo tragedia smoleńska ma bezprecedensowy charakter i nie mieści się w dotychczasowych scenariuszach. Od 2010 roku urosła do rangi nierozwiązywalnego problemu, także z naszej, polskiej winy, bo całość śledztwa związanego z wyjaśnieniem przyczyn tej katastrofy (zamachu?) powinna być od początku w polskich rękach, względnie należało powołać też międzynarodową komisję nadzorującą te działania. Teraz już nie cofnie się straconych lat i żadna ze stron sporu nie ma racjonalnego i wiarygodnego wyjścia z powstałej sytuacji.

Drugim nie mieszczącym się w powyższym scenariuszu faktem jest obecnie chęć wyzwolenia się obecnego rządu polskiego z zależności od Berlina, co jest całkowicie sprzeczne z poprawnością III RP. Mamy więc teraz „dwóch wrogów”, czyli jest powtórka sytuacji z lat międzywojnia, gdy wywodzący się z proniemieckiej orientacji politycy sanacyjni chcieli również uniezależnić się od poprzednich protektorów.

Bezceremonialna sugestia, że Berlin może dziś doprowadzić do odbudowy swoich wpływów w Warszawie i zorganizuje powrót byłego szefa rządu „na białym koniu”, była kolejnym sygnałem o wyjątkowym znaczeniu. Na reakcję Warszawy nie trzeba było długo czekać – podniesiono sprawę reparacji wojennych, która na wiele lat stanie się osią stosunków polsko-niemieckich. Nikt, kto będzie chciał zdobyć władzę w Warszawie lub u tej władzy się utrzymać, nie odstąpi od tych żądań.

Nie po raz pierwszy berlińscy politycy, tak jak w 1917 roku, udowadniają swoją tępotę lub całkowity brak wyobraźni, a historycznych analogii jest wiele. Gdyby Ludendorff z Hindenburgiem nie wymyślili bolszewickiej dywersji w Rosji, nie byłoby robotniczej rewolty w Niemczech w 1918 roku i w konsekwencji upadku (rok od przewrotu bolszewickiego) monarchicznych Niemiec, których tak nieudolnie bronili w tej wojnie.

Polskie żądania reparacyjne przyspieszą jednak prorosyjskie działania Berlina, o czym już niedawno mówił Christian Lindner, szef FDP (partii liberalnej), bo wobec polskiej wrogości do obu sąsiadów trzeba przejść do etapu czwartego, czyli „rozwiązania problemu polskiego”.
Rosyjsko-niemieckie zbliżenie utrudnia aneksja Krymu oraz krwawy konflikt we wschodniej Ukrainie, bo Berlin od stu lat wspiera antyrosyjską wersję „samostijnej” Ukrainy. Jaki z tego wniosek? Chyba jest oczywisty: to abecadło polityki.
Witold Modzelewski