Odsłon: 4393

Heitzman Janusz M582 (2).jpg- Może zacznijmy od sytuacji prowadzących do depresji...

- Och, jest ich wiele. Każdy kryzys, w tym, oczywiście, i ekonomiczny, każda sytuacja nagła, utrata bliskiej osoby, choroba, słowem każda zmiana - także ta na lepsze, gdy np. człowiek awansował - może być krokiem ku depresji.

- Zmiana na lepsze? Powinna tylko cieszyć...

- Niekoniecznie. Cieszy, ale i wprowadza niepokój, bo człowiek się zastanawia czy podoła. Może być to sytuacja przerastająca go, ponad jego siły i możliwości intelektualne, psychiczne, fizyczne. Ale, naturalnie, znacznie częściej depresję powodują sytuacje niekorzystne, jakie zaistniały w naszym życiu. Szara rzeczywistość, która dobija teraz wielu ludzi związana jest przede wszystkim z kryzysem ekonomicznym, który odbija się fatalnie na poczuciu bezpieczeństwa pojedynczego człowieka. Poczucie bezpieczeństwa przede wszystkim jest związane ze stabilnością ekonomiczną i gdy ta pęka człowiek może znaleźć się w sytuacji, której w ogóle nie przewidywał i z którą nie potrafi sobie poradzić. Wszystkie jego plany, marzenia, dotychczasowe koncepcje własnego rozwoju osobowego, rozwoju swojej rodziny, swojej przedsiębiorczości nagle walą się w gruzy.

- W dodatku nie z jego winy...

- To potęguje dramatyzm takiej sytuacji. Powstaje sytuacja niezależna od człowieka, która rujnuje wszystko, co dotychczas zdobył czy zrealizował. Bierze kredyty i nagle nie może ich spłacać, bo w jego firmie nie ma produkcji czy nie ma zbytu na dotąd sprzedające się dobrze produkty. To wszystko z czym się liczył, zdobywając określoną pozycję w sensie wykształcenia, zdobywania umiejętności, jest nagle nic niewarte, bo jest do niczego nieprzydatne.

- Wybrał studia, które go interesują, kończy je i zamiast wspaniałych możliwości otwiera się przed nim pustka?

- Właśnie. Dla takiego młodego człowieka nagle powstaje sytuacja zupełnie niezrozumiała. Został po prostu oszukany. Na stronach internetowych każdej uczelni - publicznej i prywatnej - są opisane kwalifikacje, wiedza i umiejętności, jakie absolwent zdobędzie. I co? Ma dyplom w kieszeni i okazuje się, że ta wiedza i umiejętności są niewiele warte, a na rynku pracy często nic nie warte, a kwalifikacje - żadne.

- Na przykład licencjat, który w praktyce nie daje żadnych uprawnień, nawet tych czysto teoretycznych...

- Młodemu człowiekowi obiecuje się rozwój, podczas studiów informuje się go, jaki to on będzie mądry, jakim będzie specjalistą np. od marketingu i zarządzania. Nagle okazuje się, że ten młody człowiek nie ma czym ani kim zarządzać i jego znajomość teorii zarządzania i marketingu ma się nijak do tego, co niesie życie. Poczucie braku przydatności dotyka tych ludzi na samym starcie w życie. Z miejsca czuje się przegrany. Robi wiele kroków, które go często jeszcze bardziej pogrążają, bo stwierdza, że albo wybrał niewłaściwie, albo jest sam nie bardzo mądry, albo to wszystko, co się dzieje jest zupełnie od niego niezależne i żeby zdobyć pracę, to nie trzeba mieć takich czy innych kwalifikacji, tylko po prostu układy i znajomości. U młodego człowieka narasta więc głębokie przekonanie, że nie ma żadnego wpływu na życie, co więcej - nie ma żadnego wpływu na samego siebie. I to jest sytuacja, która rodzi poczucie braku perspektyw, smutek, przygnębienie, brak wiary w siebie, rodzi to, z czym my się stykamy jako psychiatrzy: zespoły depresyjne. Niekoniecznie te duże psychotyczne depresje, ale depresje sytuacyjne, kiedyś określane jako reaktywne, a w tej chwili prowadzące do epizodów depresyjnych o łagodnym przebiegu. Człowiek widząc swoją sytuację jako bez wyjścia, zamyka się w domu, zrywa kontakty towarzyskie, ponieważ czuje, że nie jest w stanie sprostać sytuacji, wstydzi się wyjść i rozmawiać z ludźmi o swojej klęsce czy przeżywanym poczuciu klęski. Ma poczucie przegranej. Mało tego: ma przekonanie, że zawiódł wszystkich dokoła, więc żyje w poczuciu winy. Zawiódł rodziców, bo oni oczekują, że po studiach pójdzie do pracy. Zawiódł sam siebie, bo wszystkie jego aspiracje, ambicje i dokonania okazują się jakimś wielkim nieporozumieniem, które doprowadziły do przegranej, zamiast stać się szansą na budowanie własnej przyszłości.

- A on zawieszony w próżni ze swoim fakultetem, a nierzadko i dwoma?

- Właśnie.

- Człowiek zaczyna żyć w przekonaniu, że jest nieudacznikiem, bo inni jakoś sobie poradzili, a on nie?

- Oczywiście. Widzi też, w jaki sposób sobie poradzili: jeden ma wujka w odpowiednim miejscu, drugi kumpla, trzeciemu się udało... Podobnie dramatycznie przeżywa swoje niepowodzenie człowiek, który był fachowcem, nagle został zredukowany i nie może znaleźć pracy. Ktoś, kto ma już za sobą tego typu doświadczenie i wybrnął, łatwiej sobie radzi, bo ma pewną odporność i pewną nadzieję, że skoro raz sobie poradził, to i teraz da sobie radę.

- Dodatkowo frustrujący jest rozdźwięk między marzeniami a życiem...

- Oczywiście, wielu ludzi ma aspiracje, marzenia, pragnienia, zdolności, zainteresowania, pasje i chce je w życiu realizować. I powinni móc je realizować. Liczba wyższych uczelni, jaka powstała w Polsce sprawia, że stały się one fabrykami kolejnych frustracji. Dyplom wyższej uczelni nie jest przepustką do lepszego życia ani większych szans i możliwości. Mamy tu do czynienia z rozbudzonymi aspiracjami i ambicjami, bo rynek pracy może wchłonąć tylko 20 - 30% absolwentów, zatem 70 - 80% kończących wyższe studia nie znajduje zatrudnienia w swoim zawodzie, ani w zawodzie zbliżonym. Często w końcu znajduje jakąkolwiek pracę i mając dyplom wyższej uczelni w kieszeni zajmuje się np. malowaniem mieszkań. I chociaż wmawia się nam i tym młodym ludziom, że to jest normalne, to normalne ani prawidłowe to nie jest. Wśród młodych ludzi nie ma optymizmu, narasta w nich lęk związany z zachwianym czy zaburzonym poczuciem bezpieczeństwa socjalnego, poczucie niepokoju, rozdrażnienia i pojawiają się objawy towarzyszące depresji. My, psychiatrzy, obserwujemy to z ogromnym niepokojem.

- U niektórych takie sytuacje wywołują agresję...

- Poczucie braku satysfakcji, zespół dezadaptacyjny daje nie tylko spowolnienie i reakcję: człowiek leży i patrzy w sufit, ale też drażliwość, napięcie, wybuchy złości i buntu, czego konsekwencją często są kolizje z prawem albo autodestrukcja polegająca na wpadnięciu w alkoholizm czy narkotyki i kłopoty rodzinne. W sytuacjach tzw. normalnych prowadzą do rozpadu małżeństw, pęknięcia więzów rodzinnych, ludzie konfliktują się z przyjaciółmi, wreszcie wcale nierzadko dochodzi do sytuacji, gdy u tych ludzi zaczynają pojawiać się myśli samobójcze.

- Decydenci, jak zwykle, nie mówią o problemie,udając że go nie ma. A co na to lekarze?

- Jestem w Komitecie Badań nad Zagrożeniami przy Prezydium PAN. Czy Pani myśli, że rząd, władza, w ciągu ostatnich dwóch lat zwróciła się do naszego Komitetu o opracowanie jakiegoś raportu? Że nasza wiedza jest komukolwiek do czegokolwiek potrzebna? Ministrom łatwiej i wygodniej jest powoływać organa doradcze spośród „swoich", gdyż oni przedstawiają im takie raporty, jakich oczekują i krojone nie na miarę potrzeb społecznych, lecz ich możliwości utrzymania się przy władzy.

- Bez komentarza! Liczba osób cierpiących na depresję rośnie w zatrważającym tempie - także w krajach dobrobytu. Mamy piękny, wspaniały świat?

- Właśnie. Nie można tego zjawiska bagatelizować. Według WHO do roku 2020 depresja będzie drugim na liście (zaraz po chorobach układu sercowo - naczyniowego) problemem zdrowotnym nękającym ludzi. Choroby układu krążenia i depresja to choroby, które bardzo ściśle współgrają ze sobą. Istnieje pewien mechanizm patogenetyczny, który odpowiada za nasilanie się chorób serca u osób z depresją. Koszty leczenia depresji, które ponosi społeczeństwo, są coraz wyższe. Często decydenci, a nawet osoby, które odpowiadają w naszym państwie za politykę zdrowotną i listy leków refundowanych długo nie chcą wpisać na nią leków antydepresyjnych nowej generacji. Lekceważą to, uważając, że cóż to za choroba ta depresja, wystarczy dać najtańszy lek. A ten najtańszy lek jest najczęściej nieskuteczny, daje niepożądane objawy uboczne i wydłuża okres wychodzenia z depresji. Dobry lek antydepresyjny jest drogi - taka kuracja to zwykle ok. 500 złotych miesięcznie.

- To znowu niedostrzeganie i zarazem niezrozumienie problemu. Przecież depresja leży u podstaw wielu chorób somatycznych, a przynajmniej nasila ich objawy...

- Człowiek w depresji łatwiej zapada na różne choroby, bo następuje ogólny, nie tylko psychiczny, dość drastyczny spadek jego kondycji. Depresja może także z choroby zagrażającej potencjalnie uczynić chorobę faktyczną, uaktywnić coś, ku czemu mamy predyspozycje. I jeżeli cierpimy na jakąś chorobę, zaostrzyć jej przebieg. Nie można jej lekceważyć nie tylko dlatego, że człowiek chory na depresję cierpi, ale i z powodów czysto ekonomicznych. Koszty społeczne depresji są wysokie. Ale kołdra jest krótka i jeżeli doda się trochę pieniędzy na diagnostykę i leczenie chorób nowotworowych, to brakuje na depresje itd. To wszystko wynika z faktu, iż generalnie nakłady na służbę zdrowia są za niskie. Także w stosunku do państw Unii Europejskiej. Skoro już się w tej Unii znaleźliśmy, to musimy też proporcjonalnie w stosunku do liczby naszych obywateli rozdzielić koszty obsługi zdrowotnej. Tego się nie da oszukać! Inaczej zawsze będziemy funkcjonować w Europie na zasadzie pariasa, gorszej nacji, która nie dość, że jest biedna, to jeszcze jest chora, depresyjna, przepracowana, niezadowolona, bez perspektyw. Która jak kończy pracę i od chodzi na emeryturę, to od razu umiera, bo nie ma perspektywy dla niej spokojnego życia na tej emeryturze. Polacy należą do narodów, które pracują najwięcej w Europie. Młodzi ludzie w Polsce mają świadomość, że dzieli ich pewien dystans cywilizacyjny od Europy Zachodniej i chcą to nadrobić. Chcą mieć to samo tu, co ich rówieśnicy mają tam. Ale mogą mieć to samo, pracując nie po 8 godzin dziennie i mając wolne soboty i niedziele, ale po 12, 16, 18 godzin i bez wolnych weekendów. To na kondycji zdrowotnej Polaków musi się odbić. I musi się odbić - co już widać - na obniżeniu przyrostu naturalnego, bo ci ludzie nie będą chcieli zakładać rodzin, gdyż nie będą mieli czasu dla rodziny. Będzie się to także odbijało na długości życia, co zobaczymy, gdy pokolenie obecnych 25 - 30 - latków dożyje 50 - 60 lat. Nie ma lekarstwa na to, by człowiek czuł się szczęśliwszy i zdrowszy pracując tyle, ile pracuje, żeby starczyło mu nie tylko na przysłowiową bułkę z masłem i czynsz, ale na zabezpieczenie dla dzieci, wyjazd, ciuch. Wszyscy politycy doskonale o tym wiedzą, ale udają, że lepiej o tym nie mówić i udawać niewiedzę. Pokolenie lat osiemdziesiątych i późniejsze chce żyć normalnie i to w realności, a nie w teorii. Jeżeli władze nadal będą mówić, że dzisiaj budujemy szczęśliwą przyszłość dla następnych pokoleń, to jest to zużyte hasło komunistyczne i do nikogo nie przemówi.

- Na pytanie, czym jest depresja, lekarze odpowiadają banalnie: zaburzeniem nastroju itd., co na pierwszy rzut oka sugeruje, że nie jest to nic specjalnie poważnego. To tak jakby powiedzieć, że rak to nieprawidłowy rozwój komórek...

- Ta tzw. duża depresja jest chorobą psychiczną. Zaburzenie nastroju nie jest tu najszczęśliwszym określeniem, w dodatku jest to tylko jeden z objawów depresji. Depresja psychotyczna dotyka ok. 3% populacji, a te lżejsze postacie depresji - 25%., z czego tylko 70%. szuka pomocy u lekarzy rodzinnych, a zaledwie 5% chorych trafia do specjalistów. Samobójstwo wśród przyczyn zgonu w grupie chorujących na depresję stanowi 15-20%. Depresja to choroba przewlekła, nawracająca. Może powodować niepełnosprawność, obniża jakość życia, zaburza normalne funkcjonowanie. Dlatego ważne jest, by jak najszybciej rozpocząć leczenie.

Pojawia się w sytuacji beznadziejności, braku możliwości poradzenia sobie z problemami, wymaga leczenia wtedy, kiedy mechanizmy radzenia sobie są całkowicie upośledzone i nieefektywne. Wtedy człowiekowi pozostaje świadomość, że już nikt mu nie pomoże, że sytuacja jest tak beznadziejna, że jedynym wybawieniem jest odebranie sobie życia, albo odizolowanie się całkowicie od świata. Człowiek nie chce wyjść z domu, spędza cały dzień w łóżku, patrzy w sufit, nie tyle śpi, ile odcina się od świata. Rozwija się u niego depresyjny sposób myślenia, „jestem najgorszy, nie potrafię sobie poradzić. Podkreślam: depresja jest ciężką, poważną chorobą, która bezwzględnie wymaga leczenia, pomocy lekarza, najlepiej psychiatry!

Wśród najcięższych postaci depresji, ok. 1,6% przypadków stanowi psychoza afektywna dwubiegunowa. Są to zaburzenia maniakalno - depresyjne, kiedyś określane jako psychoza maniakalno - depresyjna, cyklofrenia - przewlekła choroba psychiczna z naprzemiennymi powtarzającymi się cyklicznie fazami depresji i manii lub tylko depresji. Szacuje się, że u ok. 15% populacji, w ciągu trwania całego życia, istnieje ryzyko wystąpienia ciężkiej depresji.

Depresja może zawierać pierwiastek psychogenny, endogenny lub somatogenny. U podłoża depresji psychogennej leży bolesne doświadczenie czy przeżycie, endogennej - defekt metaboliczny, zaburzenia neuroprzekaźników, zmiany czynnościowe w mózgu. Depresja somatogenna może być następstwem faktycznych chorób różnych narządów. Istotne znaczenie mają też genetyczne predyspozycje do depresji. Sztywne podziały na depresje psychogenne i endogenne są dosyć sztuczne i nieprecyzyjne, gdyż postęp wiedzy pozwala coraz lepiej wykazać związek między urazem psychicznym a zaburzeniami w funkcjonowaniu mózgu w zakresie neuroprzekaźnikowym i neurohormonalnym.

- Dla człowieka cierpiącego na depresję nie ma znaczenia jej kwalifikacja czy nazwa - każda depresja niesie bezmiar cierpienia...

- Oczywiście. Tylko ten człowiek musi chcieć się zgłosić do lekarza.

- A nie chce?

- Problemów z leczeniem depresji jest wiele. Jedną z przyczyn jest lęk przed uznaniem za osobę chorą psychicznie. Poza tym... Depresja to także brak wiary w wyleczenie. Dla człowieka cierpiącego na depresję wszystko straciło sens, więc po co, z jakich powodów miałby podejmować leczenie? W dodatku uczuciem towarzyszącym depresji jest lęk, trwoga, że może być jeszcze gorzej. Depresja to utrata jakiejkolwiek nadziei, ale i poczucie winy. Zawiodłem wszystkich, w tym i siebie, bo jestem nieudacznikiem, bo czegoś nie umiem, bo mam pecha, bo... Powstaje kółko zamknięte. Jak w takiej sytuacji myśleć o leczeniu? Zwłaszcza, że racjonalne myślenie nie towarzyszy depresji. Wręcz przeciwnie.

- Czy można temu jakoś zaradzić?

- Sposób radzenia sobie z taką sytuacją, w której przecież każdy może się znaleźć, wynika z doświadczeń. Łatwiej sobie poradzić z trudnościami osobie już doświadczonej przez życie, która przeżyła już podobne sytuacje. Ten, kogo dotyka to po raz pierwszy jest w położeniu dość beznadziejnym, bo nie znajduje możliwości przystosowania się do nowych, trudnych okoliczności. Najważniejszy jest zawsze drugi człowiek. Mądry drugi człowiek. I wrażliwy. Nie szermujący hasełkami: jutro będzie lepiej, są gorsze problemy, weź się w garść itp. Potrzebny jest człowiek rozumiejący stan osoby pogrążonej w depresji i szczerze, autentycznie nim i jego problemami zainteresowany.

- Jakie są charakterystyczne objawy depresji?

- Jest ich sporo. Te najbardziej widoczne to:


- Wiele osób z depresją trafia do gabinetów lekarzy rodzinnych czy internistów, także specjalistów, ale nie - psychiatrów. I często ci lekarze tych objawów depresji u nich nie dostrzegają...

- To prawda. Lekarze rodzinni powinni być wyczuleni na te sprawy, bo wiele chorób somatycznych ma podłoże depresyjne. Pod maską depresji może ukrywać się szereg poważnych chorób somatycznych, ale i odwrotnie - pod maską somatycznych dolegliwości może istnieć depresja. Lepiej skierować pacjenta do psychiatry niepotrzebnie niż tę sprawę przeoczyć.

- Czy istnieje osobowość depresyjna?

- Nie. Można powiedzieć, że są pewne cechy osobowości, które predysponują do reagowania smutkiem, przygnębieniem i depresją na trudne sytuacje. Istnieje kilka teorii odpowiadających za pojawienie się objawów depresyjnych. Jedną z nich jest teoria predyspozycja stres - depresja. Dotyczy osób, które są szczególnie podatne na różnego rodzaju urazy i łatwiej zapadają na depresję. Gdyby mówić o cechach osobowości depresyjnej, posługując się tym określeniem, jest to człowiek, który nie jest w stanie sobie poradzić z przeciwnościami losu i ma obniżone zdolności przystosowawcze. Wynika to z pewnych predyspozycji genetycznych, umiejętności uczenia się na błędach, umiejętności obserwowania życia, nabywania odporności. Oczywiście, są urodzeni pesymiści i urodzeni optymiści i te cechy osobowości mają wpływ na ocenę zdarzeń i radzenie sobie z nimi.

To sprawa umiejętności radzenia sobie z problemem utraty. Stracić można wszystko: urodę, pieniądze, zdrowie, nadzieję, najbliższą osobę, czego się nikt nie spodziewał. Kogoś to dobija, kto inny sobie poradzi, bo wierzy - tu np. pomocna dla wielu ludzi jest religia - albo sobie poradzi, bo po prostu sobie poradzi. Nie wszyscy jednak mają siłę, żeby sobie z przeciwnościami losu poradzić. Często w takich sytuacjach do trudności, które gnębią danego człowieka dołączają się też objawy somatyczne i konkretne choroby.

- Czy stres i depresja to sprawy podobne?

- Stres to odpowiedź organizmu na działanie stresora, traumy, urazu tak psychicznego jak i fizycznego. To przede wszystkim reakcja biologiczna, której towarzyszy przeżywanie swoistego dyskomfortu i cierpienia. Na daną sytuację mózg i system neurohormonalny reagują wzmożoną aktywacją. Jeżeli szybko pojawią się mechanizmy obronne (adaptacja), pozwalające na przystosowanie się do zaistniałej sytuacji, stres mija. Jeżeli nie - przechodzi w stan przewlekły. I tu zmiany są podobne do zmian w depresji. Dotyczą osi przysadkowo - podwzgórzowo - nadnerczowej, powodując jej nadmierną aktywację. Depresja wiąże się z negatywnymi doświadczeniami, a te zazwyczaj uruchamiają reakcję stresu. Narażenie na czynniki wyzwalające stres w dzieciństwie powoduje większe skłonności do depresji w wieku dojrzałym.

- Nierzadko zdarza się, że człowiek chory na depresję popełnia samobójstwo. Czy obecnie liczba samobójstw wzrasta?

- Nie. Utrzymuje się od jakiegoś czasu na tym samym mniej więcej poziomie, czyli 4-5 tysięcy rocznie.

Dziękuję za rozmowę.


Samobójstwa 2008 (cyfry w nawiasach dotyczą mężczyzn)


W 2008 roku odnotowano 5.237 (4.207) zamachów samobójczych, z których

3.964 (3.333) zakończyło się zgonem.

Do zamachów samobójczych najczęściej dochodzi w mieszkaniu - 2.135

(1.538) oraz w pomieszczeniach zabudowań gospodarczych - 977 (885). Następne w kolejności miejsce to piwnice i strychy - 638 (540), a także obszar parku i lasu - 440 (401).

Sposób popełnienia samobójstwa:

otrucie gazem 24 (15)

zażycie trucizny 28 (16)

zażycie środków nasennych 190 (69)

uszkodzenie układu krwionośnego 160 (110)

inne samookaleczenie 184 (140)

rzucenie się z wysokości 361 (229)

utopienie się 91 (43)

powieszenie się 3.801 (3.322)

rzucenie się pod pojazd 82 (63)

zastrzelenie się 41 (40)

inny sposób 275 (160)

Nie zawsze można ustalić przyczynę samobójstwa - tak było w 2.396 (2.045)

zdarzeniach.

Ustalone przyczyny samobójstw:

(źródłem jednego zamachu może być więcej niż jedna przyczyna)

w 835 (553) - zamachach przyczyną była choroba psychiczna

w 671 (536) - nieporozumienia rodzinne

w 319 (249) - przewlekła choroba

w 371 (283) - zawód miłosny

w 256 (207) - warunki ekonomiczne

w 76 (68) - nagła utrata źródeł utrzymania

w 84 (54) - śmierć bliskiej osoby

w 53 (28) - problemy szkolne

w 22 (17) - trwałe kalectwo

w 6 (4) - chory na AIDS

w 5 (1) - niepożądana ciąża

Stan cywilny osób podejmujących zamachy samobójcze:

(dane o ofierze mogą występować w więcej niż jednej kategorii)

kawaler, panna - 1.703 (1.412)

żonaty, zamężna - 2.175 (1.794)

konkubinat - 208 (162)

wdowiec, wdowa - 310 (182)

rozwiedziony (a) - 344 (282)

separacja - 51 (45)

pozostałe zamachy - 446 (330)

Wykształcenie osób podejmujących zamachy samobójcze:

podstawowe niepełne - 84 (48)

podstawowe - 804 (636)

zasadnicze zawodowe - 735 (658)

średnie - 348 (250)

wyższe - 92 (60)

brak informacji o wykształceniu - 3.174 (2.555)

Stan świadomości:

(jeden zamach może być uwzględniony w kilku pozycjach)

605 (433) - trzeźwi

1.255 (1.093) - pod wpływem alkoholu

53 (32) - pod wpływem substancji psychotropowych

41 (21) - pod wpływem innych środków

3.310 (2.647) - nie ustalono

Źródło utrzymania osób podejmujących zamachy samobójcze:

praca - 1.266 (1.117)

na utrzymaniu innej osoby - 708 (461)

renta, emerytura alimenty - 1.008 (744)

zasiłek dla bezrobotnych - 49 (43)

bez stałego źródła utrzymania - 580 (545)

brak danych - 1.626 (1.297)


Wiek osób podejmujących zamachy samobójcze, w tym zakończone zgonem

 

Wiek (w latach)

Liczba samobójstw

Samobójstwo zakończone zgonem

9 i mniej

1

1

10 - 14

53

19

15 - 19

362

198

20 - 24

476

277

25 - 29

495

321

30 - 34

421

287

35 - 39

375

266

40 - 44

436

351

45 - 49

556

443

50 - 54

610

500

55 - 59

505

443

60 - 64

288

261

65 - 69

197

181

70 - 74

161

146

75 - 79

127

113

80 - 84

93

86

85 i więcej

50

46

Wiek nieustalony

31

25

 

Wszystkie dane pochodzą ze strony Komendy Głównej Policji.

 

 

 

oem software