Odsłon: 3932


Instytucje edukacyjne są traktowane jak supermarkety, w których wiedzę się nabywa się w kawałkach, w atrakcyjnym opakowaniu, i tylko bezpośrednio użyteczną.

 




Można wyróżnić dwa podejścia do rozwoju edukacji. Jedno opiera się na postulatach, nadziejach, a nawet utopiach. Drugie – na analizie trendów, realizmie oraz proaktywności. Wiele czynników i okoliczności skłania do krytycyzmu wobec wybujałych postulatów i nadziei. I tak, dość zautonomizowana i społecznie wyalienowana technika (zwłaszcza technologie infokomunikacyjne i biotechnologie) generują coraz to nowe ryzyka (trudno przewidywalne i długofalowe). Coraz bardziej odczuwana jest złożoność i chaotyczność procesów rozwojowych. Niesłychany zalew informacji nie ułatwia, ale utrudnia racjonalne wybory (jednostek, organizacji, rządów itp.), a decyzjami rządzą nierzadko emocje, irracjonalność, głupota.

W cyberprzestrzeni jako nowej przestrzeni społecznej kwitnie kult amatora, populizm (Web 2.0), nie mówiąc o ekshibicjonizmie i narcyzmie (blogi). Zaczyna dominować popkultura wypierająca z mediów kulturę wysoką. W społeczeństwie rynkowym edukacja przybiera postać usług edukacyjnych. Instytucje edukacyjne są traktowane jak supermarkety, w których wiedzę się nabywa w kawałkach, w atrakcyjnym opakowaniu, tylko bezpośrednio użyteczną. Nie można jednak kupić wychowania, stąd jego deficyt. Komercjalizacja wszystkiego zdaje się jednak nie mieć granic.

Obecne społeczeństwa, zwłaszcza zaawansowane i wzorcotwórcze, ulegają makdonaldyzacji (McŚwiat wytwarza McUniwersytety i McEdukację). Upowszechniają to i globalizują współczesne media (TV, Internet, komórka, odtwarzacze itp.). Czy społeczeństwo oparte na wiedzy jest perspektywą czy mitem? Czy społeczeństwo mądrości to utopia? A może oba typy społeczeństw zakładają naprawdę daleko – jak nigdy – posunięty elitaryzm? Powstaje pytanie i praktyczny problem – jak pozytywnie przeobrazić obecne społeczeństwa rozrywkowo-konsumpcyjne? Czy jest to w ogóle jeszcze możliwe – w warunkach kultury doznań i cywilizacji niecierpliwości?
Czy w edukacji nie zadziała prawo spadających przychodów w związku z jej demokratyzacją (oznaczającą w skali społeczeństw i ludzkości napływ ludzi z nizin społecznych, co wzmocni jeszcze - i to radykalnie - imigracja z biednych krajów)? Czy rosnąca wielokulturowość nie doprowadzi do zderzeń aksjologicznych w edukacji? Czy kolejne generacje e-społeczeństw (i e-wykluczonych) nie będą powielać uśrednienia i miernoty?

Przyszłość nieprzejrzysta

Z punktu widzenia edukacji potrzeba permanentnej identyfikacji i rozpoznawania nowych zjawisk, kontekstów i problemów. Nie jest to łatwe, bowiem z jednej strony powinien to ułatwiać wzrost wiedzy i możliwości badawczych, z drugiej jednak owe nowe konteksty i problemy samej edukacji i jej otoczenia (gdzie makdonaldyzacja i tandetyzacja się dokonuje) mogą stępiać naszą wrażliwość, nie mówiąc o tym, iż ekonomizacja i demokratyzacja edukacji będzie ciągnąć w dół tę ostatnią.

Oczywiście, stałym problemem jest nadmiar treści edukacyjnych, niemożliwość racjonalnej selekcji, określenia tego, co zbędne czy też co konieczne, np. w związku z globalizacją, która wymaga otwarcia na świat i na globalny strumień informacji i wiedzy. Nie ma zatem pewności, ani automatyzmu, że sobie poradzimy i to na czas. Jak będziemy łączyć wymóg podtrzymywania narodowej pamięci, dziedzictwa kulturowego z koniecznością przyswajania ogromnej – dotyczącej ludzkości i świata – wiedzy?

Sytuacja będzie niezwykle złożona – rozszerza się terytorialność naszej wiedzy (ergo i edukacji), jej zasięg problemowy, a również postępy wiedzy generują nowe podejścia i instrumenty poznawcze. Co więcej, mamy niejako drugi, dodatkowy świat – cyberprzestrzeń – z nowymi właściwościami, cechami i możliwościami. Jaki będzie rezultat „zatopienia” ludzi – w tym edukatorów – w tym nowym otoczeniu? Jak będzie się stopniować wiedzę dla różnych stopni nauczania i czy w ogóle to ostatnie będzie przypominać obecne systemy?
Być może relacje między informacją, wiedzą, pamięcią, uczeniem się, samouczeniem, inteligencją zbiorową, zdolnościami współpracy z rozmaitymi maszynami inteligentnymi, funkcjonowaniem w przestrzeni wirtualnej, z umiejętnościami praktycznego życia (nie tylko w Sieci) będą głównym problemem do rozstrzygnięcia i jakiegoś ułożenia.

Przyszłość zatem wydaje się dość nieprzejrzysta (by sparafrazować Habermasa). Chyba najlepiej dostrzegają to postmoderniści (jak np. Lyotard, Baudrillard, Bauman), choć dobrych recept ulepszenia nie dają. Dodajmy, że to zróżnicowanie problemów i możliwości ich rozwiązań będzie ogromne. Czyli rozsądnie będzie szukać – na bazie wiedzy ogólnej i uniwersalnej – rozwiązań konkretnych, dostosowanych, nie tylko do aktualnego stanu rzeczy, ale wybiegających w przyszłość.
To filozofia trudna do realizacji, bowiem przeciwna konserwatyzmowi, przyzwyczajeniom i rutynie, a także uwarunkowana generacyjnie oraz instytucjonalnie. Czy zdołamy przezwyciężyć własny konserwatyzm i własne interesy, nie mówiąc o inercji? Co więcej, wszelkie zmiany, zwłaszcza radykalne, wzbudzają kontrowersje ideologiczne i polityczne, szczególnie gdy dotyczą człowieka i tego, co powinien mieć w głowie. Badać więc trzeba zasób umysłu, ludzki mindset i starać się go modyfikować.

Zadanie dla nauczycieli

Zmiany edukacyjne wymusza też przyspieszenie wszystkiego (o czym piszą np. Eriksen, Gleick, Virilio). Nie można z nimi czekać, bo nie nadążymy (intelektualnie i edukacyjnie) za nimi i w efekcie będziemy mniej rozumieć i wiedzieć. Zmiany te wymagają wszechstronnej kooperacji dyscyplin, a więc multi- i transdyscyplinarności. Edukacja musi być systemem nadążnym i prospektywnie zorientowanym. Tacy muszą być też edukatorzy. Powinni oni stać się integralną częścią systemu wiedzy (nie tylko odtwarzanej czy popularyzowanej, lecz tworzonej). To postulat nowej ich funkcji i organicznego łączenia nauki i edukacji. Problemem jest jak i na ile włączyć w te procesy tych, którzy są edukowani.

W ostatnich dekadach w krajach o długich tradycjach demokratycznych następują procesy demokratyzacji nauki, badań, decyzji dotyczących ich rozwoju i zastosowań. Żądania partycypacyjne są praktycznie realizowane w rosnącym stopniu. Zasadne się zatem wydaje, by decyzje dotyczące perspektyw edukacji nie pomijały i edukowanych. Unaukowienie edukacji musi postępować, jeśli społeczeństwa czy choćby ich segmenty chcą nosić miano społeczeństw wiedzy. Nauka akademicka musi wejść do szkół. Może nauczyciele zajmowaliby się przede wszystkim wychowaniem i socjalizacją młodzieży, a nauczyciele akademiccy nauczaniem wiedzy zaawansowanej. Inaczej brakować będzie (już brakuje) wychowania i wiedzy w głowach uczniów.

O czym uczyć?

Celem edukacji jest przede wszystkim dyfuzja wiedzy, która powinna być powszechna, masowa, skuteczna. Edukacja zatem powinna czynnie uczestniczyć w dyskursie nowoczesności czy raczej ponowoczesności, współtworzyć (niejako oddolnie wobec nauki) jego koncepcje interpretacyjne. Wiedza ma ogromny potencjał emancypacyjny, czego dowodzi historia cywilizacji i kultury. Wiedza dotycząca natury, jak i społeczeństwa oraz jednostek, stwarza szansę i okazję do rozwoju i postępu. Przyspieszenie (wszystkiego), zagęszczenie, złożoność to coraz bardziej dolegliwe elementy conditio humana. Łatwiej chyba tworzyć technologie, konstrukcje, rozmaite projekty, aniżeli sensownie i dobrze żyć w skali jednostki i społeczeństwa.

W edukacji istotne są analizy i interpretacje dotyczące człowieka i jego wielostronnych uwikłań. Te ostatnie odnoszą się nie tylko do sztucznego środowiska, ale też do środowiska społecznego i jednostkowej egzystencji.
Uczyć trzeba o związkach międzyludzkich w perspektywie utechnicznienia, uinformacyjnienia i usieciowienia społeczeństw i jednostek, transformacji tych związków, o nowych relacjach między jednostką a społeczeństwem, o swobodzie jednostki, nie tylko w Sieci, o prawach człowieka i obywatela (mówi się o obywatelach Sieci – netizens i ich „wersji” zglobalizowanej – global netizens).

Powstają i są używane nowe technologie władzy i dominacji. Mechanizmy społeczne i polityczne sterowane nimi nabierają nowej siły dzięki elektronizacji (e-administracja, e-rządzenie) i mediatyzacji. Polityka, ideologia, propaganda, marketing i reklama, religia poprzez umasowienie i globalizację przekazu oraz wejście do cyberprzestrzeni wzrosły w siłę, choć ich skala i natarczywość powodują szum informacyjny, chaos i bezradność ewaluacyjną. Rozmaite cechy i procesy stają się mechanizmami zniewolenia – umasowienie, komercjalizacja, marketyzacja społeczeństw, makdonaldyzacja i Disneyizacja, nie mówiąc o tendencjach prymitywizacji, barbaryzacji, infantylizacji, narcyzmu. To wszystko przejawia się też w nowej przestrzeni społecznej (i egzystencjalnej) jaką jest cyberprzestrzeń i w jakiej coraz bardziej nie tylko przebywamy, ale żyjemy. Procesom tym podlegają też uczeni i edukatorzy, może – jako profesjonaliści – z większą samoświadomością i autorefleksyjnością.

Pilna jest więc potrzeba rozwijania i stosowania technik indywidualnej autotransformacji. Dawny etos oświeceniowy polegający na ciągłej krytyce tego, czym jesteśmy i próbach przekraczania rozmaitych granic na drodze postępu nie wystarcza w obliczu nowych wyzwań, ryzyk i zagrożeń. Jakie spojrzenie tu zaproponować, jakie punkty odniesienia uwzględnić, jakie kryteria ewaluacyjne?

Nie ma prostej odpowiedzi, pozostaje poszukiwanie. Ale tego trzeba się uczyć i uczyć innych. Próby aksjologiczne dla nowego wspaniałego, ale turbulentnego świata są czynione, by nie tylko go zrozumieć, ale nie dopuścić do antyhumanistycznej wersji rozwoju, do „zderzeń cywilizacji” (by przywołać coraz mniej krytykowaną koncepcję Huntingtona). Czy zdołamy dokonać takich zmian społecznych, by przybliżyć się do przyszłości pożądanej? Bez prospektywnie zorientowanej, uwrażliwionej postmodernistycznie i humanistycznej edukacji nie będzie to możliwe. Jeśli łączyć wiedzę ze wzrostem i rozpowszechnianiem się demokracji to tylko edukacja może taką wiedzę zapewnić i dać szanse demokracji opartej na wiedzy przede wszystkim. Unaukowienie edukacji to w efekcie unaukowienie demokratycznego dyskursu, dochodzenia do konsensusu, do partycypacyjnego podejmowania decyzji. Jednakże rozwój takiego dyskursu jest zagrożony przez postpolityczność i tzw. demokratyczny populizm.

Lekcje dla rodziców i nauczycieli

Edukacja odbywa się w społeczeństwie, w otoczeniu społecznym w rozmaitych jego segmentach. Przeto nie można ograniczać się tylko do jej tradycyjnych form w wyspecjalizowanych placówkach (od przedszkola do uczelni wyższej). Edukacja to proces społeczny, proces społecznego uczenia się. Ważnym elementem jest edukacja w rodzinie, w gospodarstwie domowym. Wyedukowani rodzice to podstawowa długofalowa przesłanka społeczeństwa opartego na wiedzy. Problem – jak włączyć rodziców do procesu modernizacji uczenia dzieci w perspektywie kolejnych pokoleń społeczeństwa informacyjnego? Potrzeba im wiedzy nowej, sprofilowanej na potrzeby i oczekiwania dzieci. Kto i jak ma tę wiedzę generować i przekazywać? Starowiedza rodziców zmniejsza szanse rozwojowe i szanse sukcesu dzieci, nie mówiąc o powstawaniu międzygeneracyjnej luki wiedzy. Czyż więc nie należy dokształcać rodziców i dziadków czyli starszych pokoleń dla dobra młodszych generacji? To paradoks społeczeństwa wiedzy.

Kolejnym komponentem sieci edukacyjnej powinny być zmodernizowane i maksymalnie powszechne tradycyjne instytucje. Cel modernizacji to dostosowanie do wymagań, cyfrowych kompetencji i umiejętności technicznych młodych pokoleń. To wyzwanie dla edukatorów programujących, dla nauczycieli, także akademickich. Powstanie i rozpowszechnienie technologii info-komunikacyjnych przeobraża i edukację i jej otoczenie, nie mówiąc o jej podmiocie – uczniu, studencie, słuchaczu.

Uważa się na podstawie badań i obserwacji, że zachodzą zmiany w mózgach młodych ludzi korzystających, zwłaszcza intensywnie, z komputera, komórki, z Internetu. Stwierdza się już, że komputerowa młodzież ma kłopoty ze skupieniem i koncentracją, zwłaszcza dłuższą. To utrudnia naukę. Zakłócone jest wykorzystanie dziennego budżetu czasu – nierzadko uczniowie wysyłają dziennie setki SMS-ów, maili, grają godzinami w gry, surfują po Internecie, intensywnie udzielają się na forach społecznościowych. Funkcjonują na swoim terytorium cyfrowym, co wymaga nowej formy komunikacji – nauczyciele zakładają strony internetowe do kontaktu z nimi.

Kultura komputerowa, wirtualny świat ich po prostu wchłania. Komputer domowy służy bardziej rozrywce aniżeli uczeniu się. Rozrywka to nic złego, ale marnotrawienie czasu, odwlekanie spraw do załatwienia, zadań do wykonania, bycie ciągle online i in touch mogą powodować rozmaite problemy, nawet zdrowotne. Doznania są silniejsze od pamięci. Wreszcie, powstaje swoiste spłaszczenie kulturowe ujawniające się nie tylko w uzależnieniu od obrazkowości, ale i w ubogim języku i trudności w wysławianiu się i pisaniu. Jak sobie dać radę z takimi uczniami i ich cyfrowym środowiskiem, zainteresowaniami – dostosować się, zabraniać, zmieniać, czy nadzorować i karać? Pytanie futurologiczne – jak w przyszłości będzie wyglądał proces edukacyjny, gdy nauczycielami staną się owe cyfrowe dzieci i jakie efekty przyniesie?

Sieć edukacyjna obejmuje też rozmaite organizacje i instytucje, zwłaszcza ich segmenty związane z generowaniem i stosowaniem tzw. wiedzy praktycznej. Jest to wiedza w głowach ludzi wynikająca z ich intelektualnych i praktycystycznych doświadczeń i umiejętności. Gospodarka i społeczeństwo oparte na wiedzy są – jak się przynajmniej na razie zdaje – związane, obok wiedzy naukowej, z wiedzą praktyczną. Czyżby lepszą nazwą społeczeństw, zwłaszcza nieprzodujących, było społeczeństwo oparte na wiedzy praktycznej? Elita, tzw. kognitariat, może być w nim niewielka (z powodu niskiego poziomu zaawansowania oraz – często – drenażu mózgów). Czyż nie jest to los krajów mniej rozwiniętych?

Edukacyjny dualizm?

Edukacja, nauczanie dotyczy i jednostek i społeczeństw. Mówi się o społecznym procesie uczenia się oraz o edukacji obywatelskiej. Jak będą te procesy wyglądać w przypadku zmian dotyczących jednostek i grup oraz ich stosunku do państwa, do systemu politycznego, do kategorii dobra ogółu czy wspólnego?
Przede wszystkim trzeba dostrzegać zachodzące czy dopiero rodzące się zmiany. A jest ich bardzo dużo i ewidentnie tworzą nowy kontekst edukacyjny. I tak np. następuje dezintegracja tradycyjnych całości społecznych (jak rodzina czy społeczeństwo) - oznacza to przerwanie czy zminimalizowanie intelektualno-kulturowych przekazów generacyjnych. Rozszerza się jednocześnie przestrzeń możliwości związanych z mediami, technologiami info-komunikacyjnym, z Internetem, migracjami, wielokulturowością, z przyspieszeniem życia, z nadmiarem ofert (towarów, wzorców, zdarzeń). Efektem jest rosnąca subiektywność naszych doświadczeń, poglądów, ocen, percepcji świata, jednocześnie rośnie nasza ekspresyjność.

Po prostu „każdy śpiewać może” i nieważne czy potrafi, liczy się liczba fanów odwiedzających stronę. Dominować zaczyna spojrzenie jednostkowe, partykularyzm, zmienność, różnorodność, rozedrganie. Coraz więcej jest więzi i relacji słabych, chwilowych, ulotnych (o tych ostatnich pisał A. Toffler 40 lat temu w „Szoku przyszłości”). Coraz mniej jest wspólnotowości. Internet spełnia rolę hipermarketu powszechnie dostępnego, staje się autorytetem, globalnym quasi-autorem (studenci podają Internet jako źródło bibliograficzne). Kult amatora święci triumfy. Tworzą się własne zindywidualizowane przestrzenie życiowe jednostek w sieci. Jak dotrzeć do nich z zewnątrz?

Przestrzeń przepływów info-komunikacyjnych staje się coraz ważniejsza wobec przestrzeni geograficznej związanej z miejscem. Cyberprzestrzeń staje się terenem rywalizacji i kooperacji indywidualnych i zbiorowych aktorów sieciowych, jest obszarem międzyludzkich relacji oraz negocjowania i konstruowania tożsamości indywidualnej, która może się zmieniać, przekształcać, multiplikować. Transgraniczność i transnarodowość sieciowych relacji potęgowana jest przez procesy integracji, globalizacji, kosmopolityzacji. Jak to wpłynie na edukację i jej treści? W każdym razie proporcje między orientacją historyczną a prospektywną muszą się radykalnie zmienić.

Cyberprzestrzeń staje się przeto nowym miejscem zakorzenienia i źródłem tożsamości czy raczej wielotożsamości, czy tożsamości zmiennej. W sieci panuje transgraniczność, wśród sieciowych tubylców nie ma – przynajmniej teoretycznie – obcych. Cyberprzestrzeń jest złudną wspólnotą miejsca. Ale sytuacja hiperrzeczywistości dotyczy nie tylko cyberprzestrzeni. M. Augé wskazuje, iż „nie-miejsca” stają się cechą definicyjną świata dzisiejszego. Dawną wspólnotowość związaną z miejscem podważają rozprzestrzeniające się mobilne przestrzenie tranzytowe (dworce kolejowe, lotniska, stacje metra, supermarkety, środki transportu publicznego). Przestrzenie te – w swej naturze – upodabniają się do sieciowej przestrzeni przepływów opisywanej przez Castellsa.
W obu typach przestrzeni przemieszczamy się (jesteśmy) zbiorowo i indywidualnie, samotnie. Samotny człowiek bez tożsamości i tradycyjnego zakorzenienia to jednocześnie homo videns (termin Sartoriego). Jak te cechy jednostek i ich zbiorowości wpływać będą na formy i treści edukacji, samokształcenia, samowychowania w przestrzennych i cyberprzestrzennych przestrzeniach przepływów?


Logika sieciowa „produkuje” nowe wzorce kontaktów i relacji, preferuje więzi słabe, indywidualizm oraz podział cyfrowy. Logika sieciowa to podłączenia i odłączenia, czyli życie on-line i off-line. Czy może nastąpić ich zintegrowanie, czy też nastąpi substytucja, wypieranie, zastępowanie tradycji przez technologię? A może odłączeni i niezdatni zostaną po prostu zmarginalizowani i wykluczeni? Problem w tym, iż w skali globu może być ich wielka liczba. Czy rozdwoi się edukacja wobec rozdwojenia się możliwości, potrzeb i aspiracji wielu ludzi? Byłby to dualizm edukacyjny.

Przemiany techno-cywilizacyjne oraz wydłużanie się życia ludzi spowodują nowe zróżnicowania i podziały. Kolejne generacje społeczeństwa informacyjnego będą się bardziej różnicować w efekcie szybkości rozwoju techniki, edukacji i umiejętności posługiwania się nowościami. Wpływy technicznego środowiska będą najsilniejsze i najłatwiej asymilowane przez dzieci i młodzież. Kolejne grupy demograficzne to dorośli i dorośli wiekiem zaawansowani – jeszcze nadążający i kreujący postęp oraz rosnące w proporcji grupy ludzi starych i bardzo starych, którym będzie trudno modernizować wiedzę i zachowania. Zapewne te ostatnie grupy będą mieć techniczno-medyczne możliwości „zmodernizowanego przetrwania”. Ile jednak będzie kosztować cyborgizacja ludzi, która już przecież trwa, zaznaczając początek transhumanizmu?

W każdym razie obok generacyjności demograficznej wzmocni się generacyjność kulturowa – nowe „przedziały kultury” wytwarzać będzie pęd technologii i jej dostępność finansowa. Młode generacje będą „wychylone do przodu”, stare – ku przeszłości. Czy to zawsze będzie oznaczać opóźnienie w edukacji i niekompatybilność między przekazywaną wiedzą (przez starszych), jej treścią i formą, a oczekiwaniami, zainteresowaniami i nowymi umiejętnościami młodszych?

Lech W. Zacher


Od Redakcji: powyższy tekst jest fragmentem artykułu Obecne i przyszłe konteksty rozwoju edukacji zamieszczonego w czasopiśmie Transformacje - http://www.kozminski.edu.pl/fileadmin/wspolne_elementy/Jednostki/transformacje/PL/TRANSFORMACJE_3-4__2011_.pdf


Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od Redakcji.