Odsłon: 886


W 2018 roku Siva Vaidhyanathan, amerykański socjolog i znawca mediów wydał bulwersującą książkę Antisocial Media, w której ukazał potencjalne zagrożenia, jakie niesie za sobą nadmierne korzystanie i zaufanie do mediów społecznościowych. 

W ogniu jego krytyki znalazł się przede wszystkim Facebook, jako rekordzista liczby zarejestrowanych użytkowników – w 2018 roku miał ich 2,2 mld, a więc ponad 30% ludzkiej populacji.
Również sporo miejsca poświęcił innym platformom medialnym jak Google, czy ich „dzieciom” - Instagramowi i kanałowi You Tube.

Entuzjaści

4 lutego 2004 roku na uniwersytecie Harvarda w stanie Massachusetts młody Mark Zuckerberg (‘84) wraz z grupą kolegów zainaugurował działalność serwisu społecznościowego o nazwie Facebook, pomyślanego pierwotnie jako miejsce wymiany informacji, głównie naukowych, pomiędzy studentami i uczniami z okolicznych uczelni i college’ów. Dość szybko w ścisłym kierownictwie portalu znaleźli się bliscy znajomi Zuckerberga: Dustin Moskovitz (‘84), Chris R. Hughes (‘83) i Eduardo Saverin (‘82), a zarejestrowanymi użytkownikami została większość studentów z czołowych amerykańskich uczelni skupionych w tzw. Lidze Bluszczowej (m.in. Yale, Columbia, Princeton). Mózgiem przedsięwzięcia był, rzecz jasna, Zuckerberg, który napisał kod źródłowy portalu, a więc program, który odpowiednio steruje operacjami komputera, jakie winny zostać wykonane na zgromadzonych i sukcesywnie otrzymywanych danych.

Facebook od samego początku stał się największym wydarzeniem w ewolucji technologicznej na świecie. Jego fani, posiadający na nim indywidualne adresy, mogli bez ograniczeń wymieniać się informacjami, zdjęciami, zamieszczać krótkie filmy czy emitować piosenki. Co więcej, mogli udostępniać posty innych osób, dzięki czemu propagować ich poglądy czy osobowości. Portal stał się swoistą platformą zwierzeń, a właściciele kont mogli uzupełniać swoje profile o dalsze informacje ze swoich biografii. Przesłanie wydawało się proste - oto możemy stworzyć wspólnotę, w której dobrowolnie dzielimy się tym, co chcemy o sobie powiedzieć.

Kolejne sukcesy Facebooka mogły tylko utwierdzić postronnych obserwatorów, że serwis stał się immanentnym składnikiem politycznego, społecznego i naukowego życia wszystkich warstw społecznych na znacznych obszarach globu.
Początkowo portal przynosił straty, ale już we wrześniu 2009 roku jego zarząd ogłosił, że zła passa dobiegła końca i przedsięwzięcie Marka Zuckerberga i jego kolegów spokojnie może na siebie zarabiać. Było to do przewidzenia po tym, jak rok wcześniej założyciel i główny udziałowiec firmy został najmłodszym, dwudziestotrzyletnim miliarderem na świecie i z majątkiem oszacowanym na 5 mld USD zajął 785 miejsce na liście najbogatszych ludzi świata.

W 2018, a więc dziesięć lat później został piątym najbogatszym człowiekiem na Ziemi i nadal pozostaje w ścisłej czołówce.
18 maja 2012 roku Facebook zadebiutował na nowojorskiej giełdzie papierów wartościowych NASDAQ (National Association of Securities Dealers Automated Quotations) posiadającej filie w Kanadzie, Chinach, Japonii i Dubaju. Osiągnął najwyższą w historii wartość w dniu swej inauguracji, co natychmiast zwróciło na niego uwagę wszystkich potentatów w branży informatycznej, m.in. takich spółek akcyjnych jak Google, Inc. , Intel Corp., Microsoft Corp., czy Apple Inc.

Nic zatem dziwnego, że Facebook stał się symbolem globalnej wioski (choć pojęcie to istniało już wcześniej), a brak na nim konta był równoznaczny ze skazaniem się na niebyt w przestrzeni publicznej. Portal jawił się niczym spełnienie snów z opublikowanej jeszcze przed II wojną światową książki Nowy wspaniały świat Aldousa Huxleya.
Facebook proponuje swoim użytkownikom różne serwisy połączone z aplikacjami. Należy do nich Instagram - jedna z najbardziej znanych platform wymiany informacji fotograficznych oraz komunikator Messenger, na którym z powodzeniem można prowadzić dialog jak przez telefon.
Obecnie firma posiada piękną siedzibę w Menlo Park w Kalifornii, a na całym świecie zatrudnia przeszło 33 tysiące pracowników. Jej wartość szacowana jest na 588 mld USD, a cena jednej akcji ponownie, po gwałtownych spadkach spowodowanych kilkoma skandalami, osiągnęła wartość 200 USD.

Inwigilacja, dezinformacja, indoktrynacja

Od samego początku Facebook wzbudzał kontrowersje. Profile, początkowo skąpe zbiory danych osobowych, w miarę upływu czasu zaczęły się rozrastać. W 2006 roku na stronach portalu pojawił się News Feed, a więc wyeksponowany środek strony, na którym wyświetlają się różne dane użytkownika, powiadomienia od znajomych i nie tylko, czasem reklamy, wiadomości czy zaproszenia lub prośby o przyjęcie do grona znajomych. Każdy posiadacz konta ma więc możliwość kształtowania swojego środowiska facebookowego, choć w praktyce często zwycięża ciekawość i do grona znajomych trafiają nieznajomi, a nawet zakamuflowani wrogowie. Bardzo często „portalowi przyjaciele” posługują się fałszywymi tożsamościami, lub zgoła fantastycznymi imionami i nazwiskami, gdyż konto można założyć na dowolnych danych.

Wymiana informacji na czatach czy w grupach dyskusyjnych może prowadzić do konstruktywnej konfrontacji poglądów, ale również może być próbą wciągnięcia danej osoby do ujawnienia swoich poglądów czy deklaracji politycznych w drażliwych aktualnie kwestiach i do zawłaszczenia tych informacji na swoich serwerach, które kontroluje np. rząd czy jakaś korporacja.
To z kolei może mieć daleko idące konsekwencje. Każdy reżim zdobywszy takie dane może je wykorzystać do tworzenia listy swoich potencjalnych wrogów, rozpoznać ideologiczne kierunki opozycji i podjąć wobec niej nawet drastyczne działania.

Często na stronach Facebooka pojawiają się reklamy i ankiety, które sondują gusta użytkowników i próbują tworzyć społeczność potencjalnej klienteli. Na podstawie tych danych można opracować cykl życia produktów i podjąć strategiczne decyzje inwestycyjne czy zmianę dotychczasowych działań marketingowych. Upraszczając, można powiedzieć, że statystyki reklamy np. jednego z modeli smartfonów mogą zaowocować ofertą nowego modelu lub znacząco wpłynąć na jego cenę. W myśl prawa podaży i popytu.

Rzecz jasna inwigilacja, choć zazwyczaj ma kontekst pejoratywny, może przynosić także pozytywne efekty. Np. przewidując rozwój poszczególnych gałęzi gospodarki, można opracować długofalową strategię rozwoju szkolnictwa, tak by w przyszłości uniknąć lawinowego bezrobocia. Poza tym, zgromadzenie ogromnych i różnorodnych baz danych (określanych terminem big data) może wzbogacić istniejącą wiedzę o nowe jakości.Korzystanie z nich pozwala wyeliminować dotychczasowe błędy statystyczne wynikające z badań niewielkich zbiorów osób i przypisywania ich wyników dużym populacjom.

Problemem jednak jest, kto korzysta z takich baz. W latach 2013 - 18 dostęp do danych Facebooka uzyskała firma consultingowa Cambridge Analytica, założona i kierowana przez dość dziwne grono ludzi. Na jej czele stał początkowo specjalista od psychometrii i analityk wszelkich baz typu big data Alexander Nix (‘75), który nawiązał współpracę z mołdawskim informatykiem zamieszkałym w USA Aleksandrem Koganem, nader tajemniczą postacią. Nieznana jest bowiem nawet dokładna data jego urodzin, wiadomo tylko, że przyszedł na świat gdzieś na przełomie 1985 i 1986 roku. Kształcił się w Rosji, ale pracował głównie w USA.

Koganowi przypisuje się opracowanie algorytmu umożliwiającego badanie preferencji wyborczych Amerykanów. W rzeczywistości algorytm ten stworzyli jego współpracownicy: Michał Kosiński (‘82), absolwent warszawskiej SWPS Uniwersytetu Humanistycznospołecznego i dr David Stillwell, absolwent i wykładowca Uniwersytetu Stanforda, zastępca dyrektora Centrum Psychometrii. Obaj stworzyli model badań psychometrycznych OCEAN, który poddawał ocenie takie cechy jak neurotyczność, ekstrawersję, podatność na doświadczenie czy sumienność. Kosiński ponadto zajmował się badaniem śladów cyfrowych pozostawianych przez ludzi w Internecie i na ich podstawie uzupełniał uzyskane bez zgody właścicieli profile.

Kolejnym naukowcem uwikłanym w działalność Cambridge Analytica był Christopher Wylie (‘89), który nie tylko zbierał dane o użytkownikach Facebooka bez ich wiedzy, ale także „faszerował” ich „bańkami informatycznymi” - fałszywymi informacjami mającymi wpłynąć na zachowania potencjalnych wyborców. W celu osiągnięcia zadowalających rezultatów zainicjował na szeroką skalę zakładanie fałszywych kont, blogów czy źródeł fake newsów, dzięki którym przedostawały się do sieci takie informacje, jak choćby ilustrowane opisy „dzielnie walczących żołnierzy rosyjskich w Syrii”.

Pikanterii całej sytuacji dodawał fakt, że z Cambridge Analytica dość ściśle związany był ekscentryczny miliarder Robert Mercer (‘46) i szef kampanii wyborczej prezydenta Donalda Trumpa Steve Bannon (‘53). Dlatego dość szybko pojawiły się podejrzenia o wywieranie wpływu na wyborców, aby przeforsować kandydaturę obecnego prezydenta.

W toku dochodzenia wyszło na jaw, że dane z Cambridge Analytica były ujawniane rosyjskiej agencji Internet Research z Petersburga, powiązanej z FSB (Federacyjną Służbą Bezpieczeństwa, następczynią KGB) i dawną GRU. A kiedy jeszcze okazało się, że firma zebrała 87 mln profili wbrew woli ich właścicieli, wybuchł ogromny skandal. Akcje Facebooka zaczęły spadać i w krytycznym momencie ich wartość wynosiła niespełna 20 USD, a Marc Zuckenberg musiał tłumaczyć się ze swych poczynań przed Kongresem USA. Kryzys udało się jednak zażegnać, choć atmosfera podejrzliwości nadal towarzyszy serwisowi. A w miejsce zlikwidowanej firmy Cambridge Analytica powstała Data Propria, założona przez byłego menedżera produktu Cambridge Analytica Matta Oczkowskiego, która już działa na rzecz reelekcji Trumpa w 2020 roku.

2,2 mld użytkowników Facebooka można określić mianem masy krytycznej, nad którą nie jest w stanie nikt zapanować. Pomimo ostrych sankcji nakładanych na potencjalnych niesubordynowanych właścicieli kont, włącznie z ich zamykaniem i odcięciem od społeczności, nadal pojawiają się na portalu grupy dyskusyjne, reklamy czy dziwne ogłoszenia, których intencje są ukryte. A mogą być nimi: przemyt treści pedofilskich, zakamuflowana agitacja polityczna czy światopoglądowa oraz natrętny marketing wykorzystujący, wbrew prawu, przekazy podprogowe, a więc odwołujące się bezpośrednio do podświadomości, nierejestrowane przez zmysły. Takie stop-klatki wstawiane w filmik czy odpowiednio dobrane słowa - klucze.

Dzisiaj Facebook przechowuje ok. 980 petabajtów (biliardów) informacji, a każda doba wzbogaca jego bazę o kolejne tysiące terabajtów. Nic zatem dziwnego, że Facebook zyskał miano światowego centrum inwigilacji.
Pewną formą ekspansji Facebooka jest tworzenie darmowych, uproszczonych jego wersji Free Basic, adresowanych do najbiedniejszych mieszkańców, głównie z krajów słabiej rozwiniętych. I choć Indie już nie są zaliczane do Trzeciego Świata, to ów model świetnie się w nich zaaklimatyzował i ponoć dopomógł w wygranej premierowi Narendrowi Modiemu. Wersje takie dają jednak możliwości manipulacji i istnieją przesłanki, że skorzystał z nich na Filipinach Rodrigo Duterte. Sporą popularnością cieszą się w takich państwach, jak Kambodża, Sri Lanka, Gwatemala, Boliwia, Serbia.

Konkurenci

Facebook jest zapewne największym, choć nie jedynym, elektronicznym medium na świecie. Wydaje się, że w najbliższym czasie nikt nie zagrozi jego pozycji, ale analitycy portalu z uwagą śledzą potencjalną konkurencję.
W 1998 roku narodziła się wyszukiwarka internetowa Google. Jej twórcami byli dwaj doktoranci z Uniwersytetu Stanforda - Amerykanin Larry Page i Rosjanin Siergiej Brin, prezes spółki Alphabet – spółki matki Google. W 2015 roku wszystkie podmioty tej firmy zostały w skupione w Google Inc., będący konglomeratem obu firm i jej podmiotów zależnych.

W odróżnieniu od Facebooka, Google nigdy nie został serwisem społecznościowym w pełnym tego słowa znaczeniu, choć umożliwia otwieranie kont. Nie ma bowiem na nim indywidualnych stron- profili, natomiast jest możliwość wchodzenia za jego pomocą na rozmaite portale czy fora internetowe.
Aspiracją twórców i menadżerów firmy Google LLC jest skatalogowanie wszystkich światowych zasobów informatycznych i stworzenie powszechnie dostępnej mega bazy danych. Podobna idea przyświeca Wikipedii, tyle że w jej przypadku każdy może ją redagować po spełnieniu przez autorów pewnych wymogów publikacji.

Do Google’a należy również popularny kanał You Tube, na którym można oglądać i zamieszczać filmy, słuchać (i umieszczać) nagrań, choć w przypadku niektórych utworów wymagane jest założenie konta.
Nie wszystkie kraje wpuściły Facebooka w swoją informatyczną przestrzeń. Chiny nadal czują się zagrożone infiltracją przez obce serwisy, dlatego obywatele Państwa Środka mają rodzimy portal społecznościowy WeChat. Jest to w zasadzie komunikator internetowy (jego twórcą jest Zhang Xiaolung, ‘69), który umożliwia wymianę korespondencji, dokonywanie zakupów czy płatności. Pomimo ograniczonych możliwości, korzysta z niego ok. 1 mld ludzi.

Z kolei w Rosji Pawieł Durow (‘84) stworzył portal VK (W kontaktie), podobny do Facebooka , dlatego został okrzyknięty rosyjskim Zuckerbergiem. Początkowo cieszył się uznaniem władz, ale kiedy wprowadził komunikator Telegram, który umożliwia szyfrowanie wiadomości, stał się niewygodny. Od kilku lat mieszka za granicą, a Telegram został zakazany w wielu krajach, w tym … w Rosji. Do upadku Durowa przyczynił się ponoć blisko związany z Władymirem Putinem pochodzący z Uzbekistanu oligarcha Aliszer Usmanow.
Jak będzie przyszłość mediów społecznościowych - nie wiadomo. Czy całkowicie wyprą telewizję, film, radio i prasę pozostaje pod znakiem zapytania. Istnieje obawa, że siła ludzkich przyzwyczajeń może nie wystarczać do przełamania dominacji takich podmiotów jak Facebook.
Leszek Stundis