Odsłon: 3974

5 grudnia 1945 r. eskadra 5 samolotów torpedowych amerykańskiej marynarki wojennej wystartowała do ćwiczebnego lotu nad Atlantykiem w rejonie Florydy. Żaden z nich nie wrócił do bazy, a ostatni meldunek radiowy dowódcy eskadry informował o awarii wszystkich przyrządów pokładowych i utracie orientacji. Później w eterze zapanowała cisza, a kilkudniowe poszukiwania śladów katastrofy nie przyniosły żadnych rezultatów.

W następnych latach odnotowano w tym rejonie kilka podobnych wypadków. Ostatnie relacje pilotów mówią o pulsowaniu i fluorescencji morza, ognistych kulach, żółtej, gęstej mgle, czy też "wielkiej wyrwie w niebie, która wessała samolot". Wszystkie te relacje mają cechę wspólną: urządzenia pokładowe odmawiały posłuszeństwa, wskazówki przyrządów obracały się bezładnie w koło lub pokazywały bezsensowne dane, urywała się łączność radiowa.

Wypadki te wywołały zainteresowanie rejonem zachodniej części Atlantyku ograniczonym przez Bermudy, Puerto Rico i Miami na Florydzie, który nazwano ?trójkątem bermudzkim?. Okazało się, że już przed wielu laty odkrywano tam rzeczy dziwne i ciekawe. W morskich kronikach odnotowano wielokrotnie żaglowce z martwą załogą lub opuszczone przez marynarzy. Prowadzone zwykle wieloletnie dochodzenia nie przyniosły nigdy żadnych rezultatów, nigdy też nie odnaleziono śladów zaginionych załóg. Wiadomo tylko, że okoliczności były na ogół podobne ? statki były sprawne, ładunek nie naruszony, ślady sugerowały paniczną, szybką ucieczkę.

Od kilkudziesięciu lat różni ludzie usiłują wyjaśnić przyczynę tajemniczych katastrof i zdarzeń. Różnego rodzaju hipotez pojawiło się mnóstwo, żadna jednak nie tłumaczy wszystkich okoliczności i zdarzeń. Pisarze próbowali przedstawić sensacyjne, kryminalne intrygi, których efektem miała być śmierć poszczególnych członków załogi. Wysuwano przypuszczenia na temat zbiorowego obłędu, który miał dotknąć równocześnie wszystkich członków załogi i spowodował opuszczenie przez nich statku. Spora grupa specjalistów twierdzi jednak, że "trójkąt bermudzki?"nie wyróżnia się niczym szczególnym, a tajemnicze własności nadała mu ludzka wyobraźnia. Dokładna analiza wypadków zaginięcia statków i samolotów wykazała bowiem, że pokaźna ich liczba wydarzyła się z dala od tego regionu. Część zaginięć wyjaśniono, a te tajemnicze wcale nie są liczniejsze niż w innych częściach świata.

Badający te zagadnienia specjaliści stwierdzili, że na kuli ziemskiej jest nie jeden, lecz kilka szczególnie niebezpiecznych rejonów. Najbardziej znanym jest "diabelskie morze" na Oceanie Indyjskim. Jeden z amerykańskich uczonych opisał, na podstawie dokonanej analizy, 10 niebezpiecznych rejonów rozmieszczonych wokół kuli ziemskiej w pasie między 36. stopniem szerokości geograficznej północnej i południowej. W punktach tych, zdaniem uczonego, zachodzą dziwne, odbiegające od normy zjawiska, z niezwykłą koncentracją pól grawitacyjnych i elektromagnetycznych. To właśnie te zjawiska zakłócają wskazania urządzeń nawigacyjnych, tłumią fale radiowe, przerywają łączność obiektu z bazą, prowadzą do katastrof. Silne pola grawitacyjne mogą również powodować, jak się wydaje, zakłócenia w... upływie czasu.

 W 1970 r. samolot pasażerski towarzystwa lotniczego "National Airlines" ze 127 osobami na pokładzie podchodził do lądowania w pobliżu lotniska Miami na Florydzie. W pewnej chwili zniknął z ekranów radarowych i przerwana została łączność z wieżą kontrolną. Na lotnisku wybuchła panika, oczekiwano sygnałów katastrofy. Po 10 minutach maszyna pojawiła się zupełnie niespodziewanie na ekranach i w słuchawkach, kontynuując manewr lądowania. Załoga samolotu nie mogła zrozumieć poruszenia na lotnisku. Dla niej lądowanie przebiegało zupełnie normalnie. Gdy jednak porównano zegarki załogi i pasażerów z zegarami lotniskowymi okazało się, że wszystkie zegary w samolocie spóźniały się o 10 minut. Wszystko wyglądało tak, jakby samolot wraz z załogą i pasażerami przez 10 minut po prostu nie istniał. O pomyłce nie mogło być mowy, gdyż 20 minut wcześniej załoga samolotu porównywała zegary z sygnałami kontrolnymi lotniska. Czyżby więc w omawianym rejonie istniały warunki zatrzymania biegu czasu?