Odsłon: 3935

Polemika fizyków

Autor: Wiesław Sztumski 2008-02-09

Odpowiedź Autora artykułu "Fizyka w niewoli ideologii"(SN 10-11/07), prof. Wiesława Sztumskiego, na list prof. Jerzego Lukierskiego (SN 12/07)

Przede wszystkim dziękuję Panu Profesorowi za wyrażenie swych wątpliwości oraz uwag krytycznych, które z pokorą przyjmuję, jako że nie mam patentu ani na mądrość, ani na nieomylność swych sądów. Pewne zjawiska przejaskrawiłem z premedytacją, gdyż ich, niestety, coraz częstsze występowanie wskazuje na pewną niepokojącą tendencję ku postępującej komercjalizacji nauki i ograniczania jej autonomii (niezależności od czynników społecznych, kulturowych, ideologicznych, marketingowych, światopoglądowych itp.). Stąd może pojawiły się zbyt drastyczne sformułowania moich wypowiedzi. Celem moim było zwrócenie uwagi na problem odbrązawiania fizyki i wikłania jej w tryby komercji, polityki i światopoglądu, czyli pozbawiania jej cnoty czystości naukowej w aspekcie rzetelności i etyki. Warto przypomnieć, że fizyka jest chyba ostatnim bastionem nauk przyrodniczych, broniącym swej czystości przed manipulacjami ze strony środowiska społecznego. Tylko coraz trudniej może się już bronić przed naporem marketingu, ideologii, światopoglądu itd.

Spróbuję teraz ustosunkować się do konkretnych zarzutów.

1. Pisze Pan: „Przekrętem pojęciowym jest przypisywanie nauce przywar jej depozytariuszy, czyli naukowców. Jest to znany chwyt, stosowany na przykład przy antyklerykalnej ocenie religii przez łączenie jej z przywarami księdza proboszcza.” Otóż w pełni zgadzam się z treścią drugiej części tej wypowiedzi odnoszącej się do religii. Chwytem jest utożsamianie religii z postępowaniem kapłana. Ale nie jest już chwytem utożsamianie jakiegokolwiek kościoła (jako instytucji/organizacji społecznej) z jego przedstawicielami (funkcjonariuszami i wyznawcami). Religia to coś innego niż kościół czy związek wyznaniowy. Na ogół instytucje ocenia się tak, jak jej pracowników i ich stosunek do ludzi z zewnątrz, co może nie jest całkiem logiczne (nie można właściwości elementów przenosić na zbiór), ale socjologicznie zasadne i powszechnie praktykowane. W przypadku nauki jest trochę inaczej. Przede wszystkim odróżniam naukę (ja rozumiem ją w znaczeniu socjologicznym – notabene, nie ma poprawnej i jedynie słusznej definicji nauki) od wiedzy naukowej, która jest wytworem nauki. Na naukę (w tym fizykę, która jest jej subdziedziną), jako na instytucję społeczną, mają wpływ interakcje kulturowe oraz cały kontekst uwarunkowań społeczno-historycznych, przy tym na różne dyscypliny naukowe w różnym stopniu. Na wiedzę naukową (jako produkt pracy naukowców) raczej nie. Chociaż nie można lekceważyć tego, że pewne stereotypy kulturowe mogą ograniczać zapędy twórcze badaczy oraz determinować horyzonty i styl ich myślenia, i tym samym przyczyniać się do przyspieszania lub hamowania rozwoju wiedzy naukowej. Tak więc uważam, że kultura (w tym ideologia) mogą wpływać na rozwój wiedzy naukowej pośrednio poprzez uwarunkowania kulturowe twórców tej wiedzy, ale nie na stan faktyczny tej wiedzy.
2. Heisenberg był postacią politycznie kontrowersyjną, co innego pisze o nim jego syn w opublikowanym pamiętniku, co innego jego koledzy i trudno dojść prawdy. Notabene, najważniejszego odkrycia w mechanice kwantowej dokonał jeszcze przed dojściem Hitlera do władzy, a więc zanim uwikłał się w ruch narodowosocjalistyczny.
3. Dyskomfort psychiczny nie jest zjawiskiem wymyślonym czy postulowanym przeze mnie, tylko zjawiskiem rzeczywistym, opisywanym przez psychologów. Występuje u człowieka (badacza) wówczas, gdy świadomy jest tego, że popada w swej pracy twórczej w konflikt ze swoim światopoglądem, ideologią, systemem wartości itd. Czy Kepler był tego świadomy, nie wiemy, więc trudno go oceniać z tego punktu widzenia.{mospagebreak}
4. Krytykuje Pan moją wypowiedź o relatywizacji prawdy, do czego przyczynił się rozwój fizyki oraz że prawda nie musi odzwierciedlać faktów. Z tą krytyką się nie zgadzam, ponieważ w świetle dzisiejszej wiedzy z zakresu kogniwistyki i filozofii pojęcie prawdy i kryteria prawdy stały się rozmyte, względne i niejednoznaczne. (Świadczą o tym choćby wypowiedzi na konferencji międzynarodowej w Rzeszowie w czerwcu 2007 r., poświęconej prawdzie „Poznanie teoretyczne a prawda”. Podobnych konferencji odbyło się więcej w innych krajach.) Klasyczne pojęcie prawdy Arystotelesa, które wcześniej też budziło wątpliwości, po prostu przeżyło się. Odwoływanie się do konwencjonalnego rozumienia prawdy jest jednym z możliwych wyjść z impasu, ale nie jedynym, chociaż często stosowanym, zwłaszcza w naukach społecznych. W jakim stopniu prawda jako konwencja funkcjonuje w fizyce, to sprawa w dużym stopniu dyskusyjna; zależy od tego, jak rozumie się konwencję. Ta kwestia wymagałaby osobnego i obszernego dyskursu. O tym, że niefortunne jest nazwanie teorii Einsteina „teorią względności”, wszyscy wiedzą. Ja także, bo uczył mnie o tym na wykładach z fizyki teoretycznej jeszcze w latach 50. ub. wieku mój mistrz i promotor pracy magisterskiej, prof. Jan Weyssenhoff, że teoria względności jest niekonsekwentna w swej nazwie, ponieważ u jej podstaw leży „bezwzględnik” w postaci prędkości światła. Ostrożny byłbym w posługiwaniu się „oczywistościami” w wypowiedziach; w nauce (może poza matematyką i logiką) nie ma niczego oczywistego. Oczywiste może być tylko objawienie. Zgadzam się z Panem, że teoria względności nie wpłynęła istotnie na pojęcie prawdy w fizyce. Ale ekstrapolacja relatywizacji jako specyficznego sposobu myślenia (nieznanego przedtem w historii) leżącego u podstaw teorii względności na inne obszary nauki i życia przyczyniła się do zakwestionowania prawd absolutnych. Skoro jednak podważono sens prawdy absolutnej w ogóle, to w jakimś stopniu także w fizyce, przede wszystkim wtedy, gdy patrzy się na fizykę z dystansu filozoficznego. Inaczej postrzega się coś z wewnątrz systemu, a inaczej spoza tego sytemu. Inaczej fizyk postrzega fizykę, a inaczej filozof.
5. Zgadzam się również z Panem w kwestii determinizmu w mechanice kwantowej. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości i wielokrotnie o tym wypowiadałem się i pisałem, że determinizm klasyczny („sztywny”, kauzalny) jest szczególnym przypadkiem determinizmu ogólnego, podobnie zresztą jak chaos, który też jest pewną kategoria (formą) determinizmu ogólnego. Mechanika kwantowa z jej rzekomym indeterminizmem i „wolną wolą” elektronów nie zachwiała koncepcji determinizmu znanego w filozofii.
6. Podważa Pan moją wypowiedź, że fizyka staje się służebnicą ideologii. Sądzę, że mimo tego, że ta wypowiedź jest zbyt dosadna, nie jest ani przesadna, ani nieprawdziwa. Tutaj znowu oceniam fizykę jako subdziedzinę nauki (nauk przyrodniczych), czyli jak zinstytucjonalizowaną gałąź nauki przez pryzmat jej reprezentantów i mam do tego prawo. A w tym sformułowaniu posłużyłem się skrótem myślowym po to, by krótko i zwięźle wyrazić swoją myśl, co także jest dopuszczane z punktu widzenia kanonów warsztatu pisarskiego i metodycznego.
7. Zapytuje Pan, o co chodzi w stwierdzeniu „prawda naukowa to towar, można nią dowolnie kupczyć”. Właśnie o to, że dzisiaj coraz mniej ludzi ufa naukowcom i ich ekspertyzom opłacanym przez różne koncerny dla celów reklamy i marketingu. Wskutek tego naukowcy, a za nimi nauka (jako instytucja) tracą autorytet. Korupcyjne ekspertyzy robione są świadomie przez niektórych naukowców (na szczęście nie wszystkich) dla pieniędzy. Czy takie postępowanie naukowców, którzy świadomie za pieniądze dostarczają fałszywych ekspertyz, i menadżerów, którzy kupują rzekomo prawdziwe ekspertyzy, nie można nazwać kupczeniem prawdą? W obiegowym rozumieniu „prawdą naukową” jest nie tylko patent, ale wszelki rezultat badań naukowca, również ekspertyza. Czy wobec tego „prawda naukowa”, ta rzetelna i nierzetelna (celowo zdeformowana), nie przekształca się w towar? {mospagebreak}
Na koniec chciałbym podkreślić, że ukazując pewne zjawiska etycznie naganne, z jakimi spotykamy się w nauce, takie jak wciąganie naukowców, a za ich pośrednictwem subdziedzinę nauki uprawianej przez nich, w manipulacje ideologiczne i marketingowe, chciałem zwrócić uwagę na symptomy rzeczywistej i potencjalnej degradacji środowiska naukowego, w którego skład wchodzą ludzie (naukowcy), instytucje naukowe i stosunki między nimi. Ukazałem pewne przypadki naganne po to, by choć częściowo uzasadnić swoje wypowiedzi oraz obawy o losy nauki. Tych przypadków wcale nie uogólniam. Bowiem, będąc fizykiem z pierwszego wykształcenia, wiem, na czym polega błąd przesadnej ekstrapolacji. Wierzę też, że większość naukowców (w tym zwłaszcza fizyków) nadal postępuje etycznie i rozwija jeszcze „czystą naukę” na miarę swych możliwości, pomimo angażowania się w życie społeczne i publiczne. To są ci, którzy potrafią oddzielić rzetelną wiedzę od wtrętów ideologicznych i własnych przekonań oraz zdystansować się w swoim warsztacie badawczym od uwarunkowań pozanaukowych. Obawiam się jednak, że z czasem w miarę postępującej komercjalizacji i narastającego kultu pieniądza liczba ich będzie się zmniejszać.