Odsłon: 3222

Kosmos też dla Polaków

Autor: Anna Mazerant 2008-02-09

Chodzi o to, żeby w tym wysiłku technicznym, technologicznym, w tym wielkim przedsięwzięciu światowym, jakim sa badania kosmiczne, polscy przedsiębiorcy - podobnie jak uczeni - mieli udział partnerski.

Z prof. Robertem Gałązką, członkiem Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych PAN rozmawia Anna Mazerant

2007 rok ogłoszono rokiem heliosfery, przyszły będzie astronomii, mieliśmy też rok badań kosmicznych etc. - znów zaczynamy intensywnie myśleć o podboju kosmosu?

Astronomia w ostatnich dziesięcioleciach zmieniła pogląd na budowę wszechświata - odkryto ogromną liczbę nowych obiektów, poznaliśmy zjawiska takie jak błyski gamma, pojawiające się w różnych stronach wszechświata raz na dobę, o których pochodzeniu uczeni nie umieją jeszcze nic konkretnego powiedzieć, choć świadczą one o uwalnianiu ogromnych ilości energii. Stwierdzono też, że wszechświat rozszerza się szybciej niż powinien, wiemy, że są czarne dziury, które identyfikuje się coraz dokładniej. Jest zatem ogromna liczba zjawisk, które wpływają powoli na naszą wiedzę o wszechświecie, zjawisk obserwowanych od niedawna jak kwazary czy pulsary. Nasza wiedza o wszechświecie zmieniła się w ostatnich 50 latach radykalnie, głównie z uwagi na możliwości obserwacyjne. Przyczyniły się do tego badania kosmiczne, satelity badawcze, ale i badania prowadzone z Ziemi, ogromne teleskopy, które ciągle się buduje, międzynarodowe programy z ogromnymi budżetami, projekty obserwacji wszechświata rozwijane z myślą o zagrożeniach, jakie mogą płynąć z kosmosu. Np. pojawiające się w naszym układzie planetoidy mogłyby spowodować straszliwe katastrofy, gdyby weszły w orbitę Ziemi. Zderzenie z Jowiszem w 1994 r. komety Schumacher -Levy, które spowodowało utworzenie na tej planecie kraterów wielkości ziemskich kontynentów wzbudziło strach przed takimi zagrożeniami i spowodowało tworzenie systemu dokładniejszej obserwacji wszystkiego, co jest w kosmosie. Bo nawet najmniejsze obiekty, np. o średnicy kilku - kilkunastu km stanowią straszliwe zagrożenie dla Ziemi, zwłaszcza że są niewidoczne z uwagi na wielkość, odległość i szybkość, z jaką się poruszają - ok. 100 tys. km/h. Żeby móc podjąć jakieś środki zaradcze, należałoby je dojrzeć znacznie wcześniej niż jesteśmy w stanie to zrobić obecnie. Czyli powinniśmy mieć dobre punkty obserwacyjne. Wiele odkryć struktury wszechświata związanych jest z teleskopem Hubble'a. W tej chwili widzimy obiekty w odległości 13-13,5 mld lat świetlnych, czyli sięgnęliśmy znacznie głębiej w kosmos niż kilka - kilkanaście lat temu. Te odkrycia powoli się przebijają do opinii publicznej i budują sprzyjającą atmosferę dla rozwoju tych badań. Program marsjański też rozbudza wyobraźnię.

Powracają także marzenia o bliskim Księżycu...

Jeśli chodzi o Księżyc, to w zasadzie kilka państw miało projekty księżycowe - mieli Amerykanie na zasadzie "polecieć i zostać", bardzo dawno Japończycy też chcieli tam lądować, Rosjanie mieli stare projekty - ale nawet te stare i ambitne, które z braku pieniędzy zostały odłożone na półkę, zaczynają teraz wracać, no i Chiny. Wydaje mi się, że chiński program z ostatnich 2 lat - przynajmniej dotyczący badania Księżyca - jest bardzo konkretny, z przybliżonymi datami. Sądzę, że to spowodowało, że Amerykanie przesunęli swoje priorytety kosmiczne z Marsa na Księżyc. I w tej chwili misje księżycowe są w programach NASA najważniejsze, jeśli chodzi o badania pozaziemskie. Projekt marsjański wydaje się spowolniony. Jakoś tak zawsze było, że kiedy ZSRR konkurowało z USA, to wówczas postęp był bardzo szybki, bo się ścigano - najpierw satelitami, potem misjami na Księżyc. Kiedy konkurencji zabrakło - Amerykanie zwolnili. A teraz Chiny zaczynają być konkurencją i Amerykanie nie chcą odpaść w tym wyścigu, stąd tak znacznie zwiększyli środki na programy księżycowe. I to też się przebija do ludzi, którzy nie zauważają, że postęp w badaniach kosmicznych to także masa satelitów, które służą Ziemi. {mospagebreak}

To jednak jest zasługą postępu technologicznego na ziemskie potrzeby...

Z jednej strony - elektronika, system komunikacji - tu zrobiono kolosalny postęp, trudny do wyobrażenia. To ma swoje znaczenie dla satelitów, które pracują dzięki urządzeniom telemetrycznym: mogą być mniejsze, lżejsze, bardziej uniwersalne, funkcjonalne. Ale z drugiej strony, jest sprawa urządzeń wynoszących satelity na orbity, w kosmos. I tutaj jest kiepsko - powiedziałbym, że nie ma tu prawie żadnego postępu. Obecne rakiety używane do wynoszenia satelitów telekomunikacyjnych, meteorologicznych czy innych, to albo radzieckie Protony czy Zenity, które mają prawie 50 lat (konstrukcje z lat 60.), albo amerykańskie Tytany, bądź europejskie Ariane. Oczywiście, wszystkie one są ciągle ulepszane, ale generalnie nie ma tu żadnego postępu. Prom kosmiczny też ma kilkadziesiąt lat, uległ kilku katastrofom. Amerykanie wiedzą, że prom jest bardzo ryzykowną koncepcją, stąd powoli od niej odchodzą i rozpoczynają budowę rakiet jednorazowych, tak jak to robią Rosjanie. Promem można wrócić, ale to nie jest samolot pasażerski, który może ciągle latać na stację kosmiczną. Okazało się, że po lądowaniu trzeba przeprowadzać tak gruntowny jego remont, że dużo tańsza jest rakieta, która poleci, wróci, przywiezie załogę, ale tylko raz. Po raz drugi już się jej nie użyje. Choć Amerykanie ciągle pracują nad projektami samolotów kosmicznych, to jednak wyraźnego postępu nie widać.

Czy udział Polski w badaniach kosmicznych jest znaczący, odpowiadający naszym aspiracjom, osiągnięciom?

Wszystkie programy kosmiczne naukowe, cywilne, są robione w szerokiej współpracy międzynarodowej. Polska bierze udział w bardzo wielu programach ESA , Rosji i NASA i to na różnych szczeblach: uczestniczymy w budowie aparatury, ale i robimy analizy danych satelitarnych. Nasi naukowcy zdobyli sobie pozycję partnerską. Jest to sukces, bo trzeba pamiętać, że przy ogłaszaniu misji kosmicznej nie ma konkursów na stanowiska, ale szuka się specjalistów do określonych zadań, ludzi potrafiących zrobić dane urządzenie, czy dokonać szczególnych obliczeń. I takich się zaprasza. Polscy naukowcy z Centrum Badań Kosmicznych i spoza Centrum mają na tyle dobrą pozycję, że są zapraszani do tych programów. I do budowy aparatury, i przy analizach. Także są zapraszani do USA i Rosji. {mospagebreak}

Dlaczego nie jesteśmy członkiem ESA? Z braku środków na składkę członkowską?

Od lat w administracji państwa były jakieś opory przed strukturami organizacyjnymi związanymi z kosmosem. W zeszłym roku minęło 50 lat od wystrzelenia pierwszego sputnika i to, co się zdarzyło w kosmosie to nieprawdopodobny rozwój. I przez te 50 lat nie było ani jednego urzędnika w administracji państwa, który miałby przynajmniej za zadanie orientować się w tym, co się dzieje w kosmosie. Kilka lat temu, na skutek wieloletnich naszych nacisków, za rządu AWS, został stworzony międzyresortowy zespół ds przestrzeni kosmicznej. Ten zespół nadal istnieje, choć ma bardzo małą siłę przebicia, ma zadania tylko opiniodawcze. Teraz coś się zaczyna zmieniać. Uczestnictwo w ESA kosztuje i składka - związana z wysokością dochodu narodowego - nie jest mała. Ale 80% tej składki obligatoryjnie powinno wracać do kraju w postaci zamówień przez ESA. To jest więc pewien motor, zachęta do uczestnictwa. Ale ESA, mając na względzie trudną sytuację niektórych państw, stworzyła program o niższej składce. To nie jest członkostwo, składka wynosi ok. 1 mln euro - co nie jest mało, ale wraca z tego do kraju co najmniej 90%.

Mamy możliwości skonsumowania takich pieniędzy? Czy może będzie tak jak z 5 i 6 Programem Ramowym?

Mamy, bo od początku działania kosmiczne idą dwoma torami - jeden z nich to naukowy. Chodzi w nim o to, żeby cały czas być w tym ogromnym obszarze działalności kosmicznej, na który na świecie przeznacza się ponad 180 mld dolarów rocznie. Drugi tor to specjalne technologie, wielki postęp techniczny. I chodzi o to, żeby być i tutaj partnerem, nie tylko konsumować cudze wyroby i myśl. I żeby umieć z tych pieniędzy zdobyć choć mały procent. Ale dopiero w zeszłym roku zapisaliśmy się do tego programu, choć Czesi i Węgrzy zrobili to dużo wcześniej. My podłączyliśmy się na końcu. Skutki naszego uczestnictwa powinny być widoczne już w tym roku. W ub. roku ogłoszono konkurs dla firm, które chciałyby i umiały uczestniczyć w tym programie. Co ciekawe, ponad połowa z nich zgłosiła bardzo interesujące, zaakceptowane projekty. Czyli nie jest tak, że polskie firmy nic nie potrafią, albo nie chcą. Choć na początku nie było łatwo. Jeśli wziąć pod uwagę techniczne wymagania ESA - a ujęte są one w grubych księgach - wszyscy się ich bali. Ponadto ludzie, którzy potrafili robić bardzo dobre rzeczy na polski rynek uważali, że na pewno tego nie potrafią. Okazało się, że potrafią i jest takich coraz więcej. ESA to firma, która składa zamówienia roczne na kilka mld euro rocznie (budżet 4 mld euro), stąd warto uczestniczyć w takich projektach.

Czy utworzenie agencji badań kosmicznych pomogłoby w rozwoju tych nauk oraz wyrafinowanego przemysłu? Czy byłby to kolejny byt urzędniczy?

Agencja kosmiczna - jeśli miałaby powstać, powinna być finansowana zupełnie niezależnie, z budżetu państwa, poza ministerstwem nauki czy gospodarki. Moim zdaniem, powinna się zajmować promocją gospodarki. Byłoby to wejście w najwyższe technologie poprzez współpracę międzynarodową. I tu nie chodzi o to, aby miała duży budżet. Ona powinna mieć na tyle duże uprawnienia i możliwości, żeby stać się partnerem dla innych agencji, nawiązywać kontakty i zdobywać zamówienia dla polskich przedsiębiorców, którzy uczestniczyliby w programach międzynarodowych badań kosmicznych. Cały czas chodzi o to, żeby w tym wysiłku technicznym, technologicznym, w tym wielkim przedsięwzięciu światowym mieli udział partnerski. Polscy uczeni dobili się tego, że są partnerami. Teraz przyszedł czas na przedsiębiorców. I czas na partnerstwo.

Dziękuję za rozmowę.