banner

hist. nauki 2 wyd.Do księgarń trafiło drugie polskie wydanie książki Krótka historia nauki Williama Bynuma. To książka popularnonaukowa. Wydał ją parę lat temu Yale University Press, a w Polsce Wydawnictwo RM (pisaliśmy o tym w SN 3/18 - Krótka historia nauki).

Autor, emerytowany profesor historii medycyny University College w Londynie, kreśli na prawie trzystu stronach interesującą panoramę dziejów nauki. W rozpisanej na 40 rozdziałów historii w chronologiczny, lekki i bogaty w szczegóły sposób opowiada o ludziach, którzy przyczynili się w różnym stopniu do rozwoju wiedzy. Przywołuje ich nazwiska, biografie, czasy w jakich żyli, pokazuje ich determinację, upór a czasem i odwagę w dążeniu do poznania prawdy.

Niektóre rozdziały już samymi tytułami informują o kim i o czym będą. Przykłady: Ojciec medycyny: Hipokrates, Mistrz tych, którzy wiedzą – Arystoteles, Cesarski medyk: Galen, Krzywa wieża i teleskop: Galileusz, Cyrkulacja krwi: Harvey, Rzucone do góry: Newton, Zmiana zasad: Einstein. Innym razem, zwłaszcza gdy bohaterów zdarzeń jest w danej dziedzinie więcej, tytuły są bardziej ogólne, np. Atomy i próżnia, Poszukiwanie kamienia filozoficznego, Porządkowanie świata, Powietrze i gazy, Historia naszej planety, Tablica pierwiastków, Wewnątrz atomu.

Badacze o różnych zainteresowaniach, uczeni, wynalazcy, odkrywcy pochodzą ze wszystkich niemal epok i stron świata. Kilka postaci znanych jest dobrze Polakom. Dwóm - w rozdziałach 11 i 30 - autor poświęca sporo miejsca, a w 40., ostatnim, do nich nawiązuje.

Najwięcej uwagi (trzy pełne strony w rozdziale zatytułowanym Gdzie jest centrum wszechświata?) skupia na postaci Mikołaja Kopernika, który – jak przypomina na wstępie - urodził się i umarł w Polsce. Poza wątkami biograficznymi znajdujemy tam dość szczegółowy opis ostatnich lat życia polskiego astronoma, o których na przykład w ubiegłym wieku mało się mówiło. W roku 1542 – pisze Bynum - pieczę nad wydrukowaniem swego dzieła O obrotach ciał niebieskich Kopernik powierzył swemu przyjacielowi Jerzemu Joachimowi Retykowi. Ten jednak musiał w pewnym momencie wrócić do swojej pracy na uniwersytecie w Niemczech, więc przekazał zadanie niemieckiemu teologowi Andreasowi Osianderowi.

Dzieło zostało wydane w roku 1543. Jednak Osiander uznał, że idee Kopernika są niebezpieczne, więc poprzedził je własną przedmową. Napisał, że koncepcje polskiego uczonego to jedynie hipotetyczny sposób rozwiązania na drodze matematycznej problemów, które od dawna próbowali rozwikłać astronomowie w modelu geocentrycznym. Osiander – tu zacytuję narratora – „miał prawo do własnych poglądów, ale postąpił nieuczciwie; napisał przedmowę tak, jakby to były wyjaśnienia samego Kopernika. Ponieważ się pod nią nie podpisał, ludzie założyli, że to Kopernik chciał im przekazać te słowa”.

Astronom był już wówczas bliski śmierci i nic nie mógł zrobić, by przekazać prawdę czytelnikom. „W efekcie przez niemal sto lat analitycy tego wspaniałego dzieła byli przekonani, że Kopernik jedynie rozważał sposoby wyjaśnienia tego, co widać na niebie każdej nocy, ale tak naprawdę nie powiedział, że Ziemia krąży wokół Słońca. Z powodu tej przedmowy ludzie ignorowali rewolucyjny przekaz polskiego astronoma. Jednak wielu przeczytało dzieło Kopernika, a jego obliczenia i komentarz miały wpływ na astronomię przez kilka dekad po jego śmierci”.

Z kolei w rozdziale o promieniotwórczości, poza wzmiankami o Rutherfordzie, Roentgenie czy Becquerelu, mamy opowieść o Marii Skłodowskiej – Curie. „Małżeństwo Curie – opowiada autor książki - z prawdziwym oddaniem poświęciło się nauce, a ich dokonania zostały uhonorowane Nagrodą Nobla. Po śmierci Pierre’a w wypadku ulicznym Maria kontynuowała ich dzieło, mimo że musiała także zajmować się wychowaniem dwóch małych córek”. I dalej – /…/ wielu pierwszych badaczy, w tym Maria Skłodowska-Curie, zmarło na skutek promieniotwórczości, zanim wdrożono odpowiednie zasady bezpieczeństwa. Jej córka, Irene Joliot-Curie, która również dostała nagrodę Nobla w dziedzinie chemii, zmarła wcześnie na białaczkę”.

Ostatni wątek polski, ledwie muśnięty przez Bynuma, znajdziemy w rozdziale Nauka w erze cyfrowej. Tutaj po wzmiankach o maszynach poprzedzających erę komputerów (Babbage i Hollerith), oraz pracach w Bletchey Park nad maszyną Lorentza i Enigmą autor powiada, że Brytyjczycy zaprojektowali w roku 1939 dwa komputery do łamania kodów: Bombe (Bomba) i Colossus (Kolos). Ten drugi był ogromną maszyną zajmującą dużo pomieszczeń i zużywającą dużo prądu. O obydwu mówi natomiast, że pracowały na próżniowych lampach elektronowych przełączających sygnały elektryczne. Lampy wydzielały dużo ciepła i nieustannie się psuły. A co z samą Bombą?

Brytyjska bomba (pierwszy projekt powstał na początku wojny pod kierownictwem Alana Turinga) była poprawioną wersją urządzenia, które zostało zaprojektowane wiele lat wcześniej przez polskiego matematyka Mariana Rejewskiego (i jego kolegów Henryka Zygalskiego i Jerzego Różyckiego). Rejewski je nazwał bombą kryptologiczną. Służyła do łamania komunikatów niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma. Bomba Rejewskiego – jak podkreśla autor - była w pełnym tego słowa znaczeniu wyspecjalizowaną maszyną do łamania szyfrów – pierwszą w swoim rodzaju. „Była urządzeniem do tego stopnia pionierskim, że autorzy mieli problem z wyborem dla niej sensownej nazwy”.

Rejewski podaje w swoich wspomnieniach, że nazwano ją bombą z braku lepszego pomysłu. Tradycja przechowała dwie wersje źródeł jej nazwy. W pierwszej pomysłodawcą był Czesław Betlewski (technik z polskiego Biura Szyfrów), któremu kojarzyła się z tykaniem zegarowego bombowego zapalnika. Inni nazywali ją też „maglem” z uwagi na sposób przenoszenia napędu ze wspólnego silnika na osie obracające sześć replik Enigmy. Według jeszcze innej wersji nazwę miał wymyślić Różycki w czasie konsumowania bombiastego deseru z lodów. Brytyjczycy z czasem udoskonalili maszynę, ale jej polska nazwa pozostała.
Waldemar Pławski

Krótka historia nauki, William Bynum, Wydawnictwo RM, wyd. II, Warszawa 2020, str. 295, cena 34,99 zł.