Nauka i sztuka (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 590
Z okazji 30-lecia działalności krakowskiego Międzynarodowego Centrum Kultury otwarto wystawę dotyczącą międzywojennej fotografii niemieckiej – „Nie tylko Bauhaus. Międzywojenna fotografia niemiecka i polskie tropy”. Można ją oglądać do 1.08.21.
Gdy powojenny świat wymyślał się na nowo, fotografia stała się, obok filmu, nowoczesnym środkiem wyrazu artystycznego, komunikacji i dokumentacji. Towarzyszyła swojej epoce w jej rozwoju, ukazując ją z różnorodnych perspektyw. Przechodziła liczne przemiany tematyczne i estetyczne, wsparta nowatorskimi technikami filmowymi i drukarskimi zyskała unikatową jakość i siłę oddziaływania. Obraz fotograficzny stawał się nie tylko równie ważny jak słowo, ale co niezwykle istotne – masowy.
Wystawa „Nie tylko Bauhaus. Międzywojenna fotografia niemiecka i polskie tropy” to z jednej strony opowieść o usilnym pragnieniu normalności i złotych latach dwudziestych XX wieku pozwalających odetchnąć od wojennego koszmaru, z drugiej – o społeczeństwie pokonanych, doświadczeniu kryzysu ekonomicznego, o narastających napięciach, które wyniosły Adolfa Hitlera na szczyt władzy.
Dopełnieniem jest polska fotografia tego czasu, która wchodząc w dialog z niemieckimi przykładami, daje impuls do porównań, eksponowania różnic i podobieństw związanych z polityczno‐społecznym doświadczeniem tamtych lat, jak i poszukiwaniami nowego języka fotografii.
Wystawa nie tylko przybliża kontekst kulturowy międzywojnia, ale jest jednocześnie opowieścią o fotografii w jej różnych wymiarach: artystycznej, eksperymentalnej, ale też skupionej na „tu i teraz” – reportażowej, dokumentalnej, reklamowej czy modowej.
Powstała jako swego rodzaju kontynuacja prezentowanych w Galerii MCK ekspozycji o architekturze niepodległości w Europie Środkowej (2018–2019) oraz środkowoeuropejskiej awangardzie (2019), pokazujących kulturę młodych państw powstałych po Wielkiej Wojnie w naszej części kontynentu.
– Działalność naszej instytucji koncentruje się na refleksji nad pojęciem dziedzictwa kulturowego i na fenomenie pamięci, szczególnie ciekawym w Europie Środkowej tak mocno doświadczonej przez historię XX wieku. Nie może zatem dziwić obecność sztuki i architektury Niemiec w naszym programie. Warto przypomnieć, że pierwszą wystawą w Galerii MCK była prezentacja grafiki wybitnego niemieckiego artysty Georga Baselitza (we współpracy z Międzynarodowym Triennale Grafiki). Tamta i obecna prezentacja spinają jak klamra trzydzieści lat wysiłków na rzecz propagowania najciekawszych artystów i zjawisk kulturowych Europy Środkowej przy Rynku Głównym 25 w Krakowie – mówi Agata Wąsowska-Pawlik, dyrektorka MCK.
Współczesny kontekst historyczno-czasowy wyznacza również trzydziesta rocznica ratyfikacji traktatu granicznego na Odrze i Nysie, który zamykał niezwykle skomplikowany problem w XX wiecznych relacjach pomiędzy Polską i zjednoczonymi Niemcami.
Wystawa jest wyselekcjonowaną i uzupełnioną o polskie paralele, wersją ekspozycji „Fotografia w Republice Weimarskiej (2019–2020)”, prezentowaną w LVR-LandesMuseum w Bonn. Niemieccy kuratorzy zainspirowani Atlasem obrazów Mnemosyne Aby’ego Warburga zdefiniowali dla jej celów czternaście wiodących obszarów tematycznych, by ukazać najważniejsze wydarzenia, motywy społeczne, a przede wszystkim estetyczne tendencje i wizualne fenomeny tamtego czasu. Dziewięć z nich: rewolucja i narodziny republiki, taniec, portret, moda i fotografia, praca, Nowe Widzenie, sport, blask i niedola, epilog, pokazane zostaną w Galerii MCK.
Ramę historyczną części niemieckiej wyznaczają lata1919–1933, od rodzącej się na zgliszczach Cesarstwa Niemieckiego Republiki Weimarskiej, aż do mrocznego epilogu, jakim były zwiastuny kolejnego światowego konfliktu.
Polskie przykłady uwzględniają również późniejsze obiekty, na co pozwala uniwersalny charakter prezentowanych zjawisk i odmienna niż niemiecka, dynamika rozwoju samej fotografii w Polsce.
– To swoisty atlas obrazów przybliżających tę pełną kontrastów epokę. Fotografie artystów tej miary, co Martin Munkácsi, Albert Renger-Patzsch, Martin Badekow, Hugo Erfurth czy Lotte Jacobi zestawione są z polskimi przykładami z okresu międzywojennego. Ten dodatkowy kontekst pozwala – mimo wydawałoby się różnych doświadczeń – ukazać uniwersalny charakter zachodzących zjawisk, ale też spojrzeć na polsko-niemieckie tropy przez pryzmat mikrohistorii, konkretnych miejsc i ludzi. Międzywojnie to świat obrazów – mówi polska kuratorka wystawy, Natalia Żak.
Fotografia osadzona w codzienności, nauce i technologii dla artystów awangardowych wydawała się czymś więcej niż jedynie nową metodą tworzenia obrazu – pozwoliła bowiem zmienić paradygmat wizji i przedstawiania rzeczywistości. Jednym z nowoczesnych kierunków estetyki fotograficznej stała się Nowa Rzeczowość, postulująca obiektywne przedstawianie świata oraz „czystość” języka wizualnego. Jednak poważne zmiany w życiu politycznym, obyczajowym, społecznym i technologicznym obok jasnych stron miały także swoje cienie. Zmieniające się warunki pracy, kryzys gospodarczy, masowe bezrobocie, nędza znalazły swoje odbicie w fotografii, która z jednej strony działała jako medium kształtujące poglądy, z drugiej zaś służyła politycznej propagandowej manipulacji.
Wielowątkowość narracji przekłada się na prezentowane na wystawie gatunki fotograficzne w postaci ponad 300 klasycznych odbitek, ale też książek i czasopism, bo to one właśnie kształtowały imaginarium człowieka dwudziestolecia. Zwiedzający będą mogli podziwiać prace takich twórców jak Martin Munkácsi, mistrz fotografii prasowej, znany z dynamicznych kompozycji fotograficznych, August Sander, autor wybitnych portretów socjologicznych, Albert Renger-Patzsch, czołowy przedstawiciel Nowej Rzeczowości, Yva (Else Neuländer-Simon), słynąca z fotografii mody, Karl Blossfeld, znany z precyzyjnych fotografii roślin, Alfred Eisenstaedt, ojciec fotożurnalizmu czy pochodząca z Poznania fotografka Lotte Jacobi.
Polskich mistrzów reprezentują m.in. Aleksander Krzywobłocki, artysta specjalizujący się w surrealistycznych fotografiach, awangardowy Janusz Maria Brzeski, "Leicarka" Zofia Chomętowska, mistrz fotografii portretowej Benedykt Jerzy Dorys, nestor polskiego piktorializmu Jan Bułhak czy Henryk Poddębski, wybitny fotoreportażysta i kronikarz II RP.
Dopełnieniem twórczości spod znaku klasyków niemieckiej fotografii ery Weimaru są nazwiska, które dla polskiej publiczności mogą być odkryciem – jak związany z Bauhausem Kurt Kranz czy Hans Bresler – reprezentujący zjawisko fotografii robotniczej, będącej przykładem na masowy charakter i demokratyzację fotografii.
Więcej – www.mck.krakow.pl
- Autor: Krystyna Kotula
- Odsłon: 2784
We włoclawskim muzeum, w gmachu Zbiorów Sztuki można do 20 maja 2012 oglądać wystawę zatytułowaną Nie tylko Wenus... Nagość w sztuce dawnej i współczesnej.
Jest to pierwsza w dziejach włocławskiego muzeum ekspozycja poświęcona temu tematowi. Ma na celu ukazanie nagości w sztukach plastycznych (malarstwo, grafika, rysunek, rzeźba) od czasów nowożytnych po współczesne, na przykładzie dzieł z kolekcji własnej Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej we Włocławku.
Tytuł Nie tylko Wenus... odnosi się do powszechnego używania imienia starożytnej bogini miłości, wiosny, piękna w przedstawieniach nagich kobiet. Jednak wystawa nie ogranicza się do prezentacji tylko nagich wizerunków kobiecych. Znajdziemy na niej też akty męskie i nagie dzieci, których uzasadnienie w wielu dziełach odczytuje się po poznaniu ich symboliki, sensu czy treści. Nagi człowiek od najdawniejszych czasów był odzwierciedlany w dziełach sztuki, a jego akt był zazwyczaj niezbędny przy przedstawianiu tematów o wyższej randze kulturowej - religijnych, alegorycznych, a przede wszystkim mitologicznych.
Na wystawie prezentowane są obrazy i grafiki od XVI wieku, wzorujące się na dziełach wybitnych malarzy - jak Tycjan, Francesco di Rossa czy Rubens, przez najróżniejsze malarskie i rzeźbiarskie rozwiązania z XIX i 1. połowy XX wieku, po prace powstałe w latach 80. XX w. Wśród autorów są artyści europejscy (dotyczy to głównie grafik i malarstwa nowożytnego), a spośród twórców polskich przede wszystkim artyści należący do kręgu twórców lokalnych, reprezentujących zwłaszcza środowisko włocławskie./.../
Wystawa jest prezentacją wielu dzieł z kolekcji MZKiD rzadko eksponowanych, a nawet kilku nigdy dotąd niewystawianych. Daje możliwość poznania, jak na przestrzeni wieków, w różnych środowiskach artystycznych ukazywano nagość. Różnorodne prace wielu autorów, inne techniki wykonania mogą wielu grupom wiekowym, odbiorcom o różnym przygotowaniu plastycznym dać możliwość analizy dzieł - sposobu podejścia do tematu i jego opracowania pod względem treści i formy.
Krystyna Kotula
Więcej - http://www.muzeum.wloclawek.pl/pl/news.php?id=483
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 500
o 14.08.22 we wrocławskim Muzeum Etnograficznym można oglądać rzeźby Piotra Rogalińskiego - współczesnego artysty, rzeźbiarza, muzyka i autora scenografii teatralnych, który inspiruje się dawną twórczością ludową.
Przetwarzając materiały z drugiego obiegu, przede wszystkim używane dawniej na wsi drewno, Rogaliński tworzy wielopostaciowe i ruchome instalacje opowiadające o losie człowieka – wpisanym w otaczającą naturę. „Nie-zabawki” to niewielkie rzeźby, instalacje i artefakty wykonane ze starego, już niepotrzebnego materiału (belek, kutych elementów, fragmentów narzędzi rolniczych itp.), często w uproszczony sposób. Swą formą i surowością przypominają archaiczne przedmioty. Umieszczone w nowych kontekstach, poruszają istotne ludzkie sprawy: trud życia codziennego, intymny kontakt z drugą osobą, miłość, a także samotność i śmierć.
Jak pisze Marta Derejczyk: „»Nie-zabawki« to na pierwszy rzut oka świat odwróconego porządku. Łódka, drewniany konik z wózkiem, ptaszki czy domki dla lalek umieszczone we współczesnych kontekstach zaczynają współtworzyć opowieść o dzisiejszym świecie i dręczących go problemach. Kontrast jest uderzający, ponieważ zwykle dzieciństwo i wszystko, co jest z nim związane, postrzegane jest w kategoriach niewinności, radości, zabawy.
Czy jednak zabawki oraz zabawa są rzeczywiście takie naiwne i wesołe? Dzieci naśladują dorosłych, odgrywają role rodziców, budują i urządzają domki, a nawet bawią się w wojnę, wykorzystując zabawkowe łuki i pistolety. Świat emocji dziecka nie jest mniej poważny niż osób dorosłych. Na pewno nie powinien być też lekceważony.
Rzeźby i instalacje Piotra Rogalińskiego nie są jednak kolorowe jak większość współczesnych zabawek. Nie są też efektem masowej produkcji. Powracają do dawnych, wręcz archaicznych, możliwie uproszczonych form, przez co odsłaniają wiele ważnych treści ukrytych w zabawkach. Starają się powrócić do sensu i istoty rzeczy, zostawiając tylko to, co absolutnie niezbędne. Rysy twarzy nie są potrzebne, by rozpoznać człowieka, świnka-skarbonka może stać się bankiem, a liczydło biurowcem”.
Piotr Rogaliński jako twórca „nie-zabawek” jest bardzo konsekwentny w wyborze środków estetycznych. Preferuje stare drewno i okucia, zachwyca go dostrzegalny na nich upływ czasu, docenia niedoskonałość materiału. W swojej działalności czerpie ze starego języka wiejskiej twórczości, jego estetyki i szczególnej poetyki. Udowadnia, że tradycja wciąż może być źródłem żywej kultury i nosi w sobie potencjał wyrażenia treści dla człowieka najbardziej istotnych.
Specjalnie dla Muzeum Etnograficznego we Wrocławiu artysta stworzył pracę nawiązującą do słynnych uli figuralnych znajdujących się w zbiorach muzeum – jest nią postument ze świecą z pszczelego wosku, oddający hołd tym owadom.
Więcej - https://mnwr.pl/nie-zabawki/
Rozmowa z artystą - https://mnwr.pl/muzealne-rozmowy-stare-rzeczy-mowia-o-jakiejs-tajemnicy/
- Autor: Justyna Hofman-Wiśniewska
- Odsłon: 2408
Firma to moja praca, malarstwo to moje życie – wyznaje Elżbieta Murawska.
- Kiedyś przyszedł do mojej firmy pewien Francuz, rozejrzał się po ścianach zawieszonych obrazami i powiedział: „To niebywale bogata firma!” Dlaczego? – spytałam zaskoczona. – Wisi tu tyle oryginalnych obrazów, a rzadko się zdarza, nawet we Francji, żeby w jednym miejscu w jednej firmie było tak dużo obrazów.. – Bo chyba rzadko się zdarza, że właściciel firmy jest artystą – odpowiedziałam. Elżbieta Murawska jest właścicielką firmy…farmaceutycznej.
Niebiańskie przestrzenie dostępne w Galerii Dostępna w Warszawie. Można się w nich zanurzyć, zatonąć, zasnąć. Działają kojąco. I mają w sobie wiele poezji, wręcz liryzmu. Delikatne, subtelne, wyryte w pamięci. Niebiańskiej… Wszystko oscyluje gdzieś w kierunku nie tyle nieba, co owej przestrzeni szczęścia. Szczęścia, jakie dane jest artyście, gdy na płótnach może nie tylko budować, ale stwarzać świat własny, po swojemu, jedyny, niepowtarzalny.
W obrazach Elżbiety Murawskiej jest poczucie szczęścia, jakie daje radość tworzenia. Jest jakaś promienność i radość. Trochę przypomina to rozigrane dziecko rozbawione niemal do utraty tchu spontanicznym osadzaniem plam, barw, kształtów, form w przestrzeni płótna. „Najważniejsze jest umieć wyłuskać z tych wszystkich zależności, konwenansów, zwyczajów, układów, jakimi przez lata życia nasiąkamy i życie nas nasącza spontaniczną, niczym nieskrępowaną radość dziecka” – mówił Adam Hanuszkiewicz. To jest w malarstwie Elżbiety Murawskiej. Mimo bardzo precyzyjnie i konsekwentnie przemyślanym układom kolorów i rytmów w każdym obrazie artystka jest rozbawiona tym, co stworzyła na płótnie. I to jej malarskie rozbawienie nam, widzom, się udziela.
Pragniemy igrać razem z nią tymi kolorami, kreską, rytmami, natłoczeniem ludzi – ludzików w przestrzeni. Niektóre z jej obrazów są tak nasycone formami, postaciami, przedmiotami, że aż przywodzą na myśl skojarzenie odległe, ale jednak niemal narzucające się z „Przyrostem naturalnym” Tadeusza Różewicza. Zwłaszcza z inscenizacją Kazimierza Brauna w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu (np. obraz Każdy chciałby się wcisnąć). To, co się w nim dzieje rozsadza przestrzeń płótna, pragnie się z niej wyrwać, wylać nieokiełznaną, rozszalałą falą na zewnątrz zagarniając wszystko po drodze. Nie ma tu Różewiczowskiej grozy, a jeżeli, to tkwi ona gdzieś w odległej refleksji, ale jest podobny dynamizm, podobne napięcie, jakie tworzy nadmierne zagęszczanie form, linii, rytmów, odcieni kolorów, emocji...
Obrazy Elżbiety Murawskiej przypominają rzucone na papier luźne notatki. Zapiski chwil. Próby utrwalenia tego, co ulotne i zwiewne. Delikatna kreska, która zatrzymuje w przestrzeni płótna chwile, natłok kształtów pragnących niekiedy ową przestrzeń rozsadzić. Wszystko jakieś takie rozświetlone, jasne, promienne, rozplotkowane. Tak, właśnie są to najbardziej rozplotkowane obrazy świata. Rozmawiające o sprawach drobnych i ważnych, przerzucające się formami, rysunkiem, kolorem. Artystka z nami, patrzącymi na jej obrazy, rozmawia. Lekko, chociaż nie zawsze łatwo i przyjemnie. Bo jest to takie malarskie plotkowanie o tym i o owym, typowo kobiece plotkowanie, ale też i grzebanie w tej kobiecej duszy nieznanej, tajemnic pełnej, niepokornej, nieustannie się gdzieś wyrywającej. W przestrzeń niebiańską? Być może…
Jest w jej malarstwie wiele teatru. W każdym obrazie rozgrywa się cały spektakl. Spraw kobiecych i malarskich. Sztuki i życia. Człowiek w obrazie Elżbiety Murawskiej jest wplątany w swoje wewnętrzne ja, poszukujący tego, co prawdziwe i tylko zewnętrzne, usiłujący z owego rozproszenia i rozedrgania form, barw, linii wyłuskać siebie. Bardzo ważny jest w jej obrazach kolor, rysunek, rytm. Jeden obraz jest skomponowany z wielu obrazów przedstawiających jakby ten sam temat, ale w różnych konfiguracjach, aspektach, przestrzeniach, wyrazach, formach, odcieniach.
To jakby nieustanne malowanie jednego obrazu w tym samym rytmie powtarzalnych fraz. To rytm dzieli kolor, nadaje tempo, tworzy klimat. Kolor go wypełnia, rozświetla, rozjaśnia. Daje moc terapeutyczną. Patrząc na to malowanie doznajemy pewnego oczyszczenia, katharsis. Artystka przemawia własnym językiem malarskim, stawia na swoją wrażliwość, oryginalność, swój styl. To malarstwo z duszą kobiety (jakżeby mogło być inaczej!). Jej wrażliwością, delikatnością i rozedrganiem widocznym w prowadzeniu rysunku, kompozycji płaszczyzn, ale i siłą.
Kobiece zmyślenia i zamyślenia malarskie Elżbiety Murawskiej nie tylko tworzą własny świat, ale też łączą świat realny z pewną fantasmagorią stwarzaną na płótnie, w której wszystko drży jakby na granicy jawy i snu. Są w nim jakby cienie i odcienie tego, co rzeczywiste zanurzone w tym, co malarskie, odmienne, inne, własne. Świat, w którym gubiąc się artystka może najgłębiej i najprawdziwiej się odnajduje. Sylwetki skonstruowane linią, prowadzone w sposób linearny, miękki zapełniają małe i wielkie przestrzenie obrazów, w subtelnym rysunku powtarzają się rytmicznie, choć niespokojnie. Nie ma w tym malarstwie wyrachowania. Do przepływających przez przestrzeń obrazu linii, cieni, kolorów i form artystka podchodzi z jednakowym emocjonalnym napięciem. Fragmenty obrazu rozbijają świat na kawałki, ale te kawałki tworzą zwartą, przemyślaną, bardzo konsekwentnie skonstruowaną kompozycyjnie przestrzeń. Malarstwo z rysunkiem wzajemnie się dopowiadają, dopełniają. Gdyby malarstwo Elżbiety Murawskiej porównać do muzyki (układają się w jej obrazach rytmy i kolory jak frazy muzyczne), to najbliżej byłoby im chyba do „Clair de lune” Debussy`ego. Kompozytor mawiał, że „muzyka zaczyna się tam, gdzie słowo jest bezsilne – nie potrafi oddać wyrazu; muzyka jest tworzona dla niewyrażalnego”. Podobnie malarstwo.
Sztalugi, płaszczyzna płótna, pędzel i paleta, a za chwilę widzimy ją wessaną w grę interesów, wsuniętą w świat biznesu jak w wygodny fotel. Co łączy te dwa światy? Wyobraźnia – niezbędna w sztuce i w biznesie. Biorąc pędzel do ręki coraz wyraźniej widzi cel, który zamierza osiągnąć. W biznesie tymi pociągnięciami pędzla jest znajomość rynku, rozmowy, spotkania. I malarstwo, i biznes, opierają się na pewnych rytmach. Wyobraźnia wyłapując je tworzy określony ich układ. Dwa światy niby odległe, a w gruncie rzeczy spójne i sobie bliskie. Niektórzy są klientami jej firmy i kupują kapsułki oraz tabletki, by wspomóc swój organizm i zadbać o zdrowie, inni są koneserami jej sztuki i kupują obrazy, by zanurzyć się w świat piękna.
Justyna Hofman-Wiśniewska