banner

 

Zdaniem Umberto Eco, faszyzm jest stałym elementem cywilizacji euroatlantyckiej – czy inaczej mówiąc: zachodniej – jako immanentny jej czynnik sprawczy. Pisarz nazywa go prafaszyzmem. Niczym głowy obcinane hydrze lernejskiej przez Herkulesa odradza się w coraz to nowych formach, przybierając kolejne postacie zależne od czasów (i związanych z nimi mód czy trendów), miejscowej kultury, sytuacji ekonomicznej itd.
Eco stosuje wobec ewolucji faszyzmu pojęcie „fuzzy” oznaczające w logice zbiory rozmyte, o niewyraźnych zarysach i kształtach, mętne i niedookreślone. I dlatego faszyzm, nawet gdy posługuje się niektórymi elementami tak charakterystycznymi dla niego – a opisanymi przez Eco w eseju Wieczny faszyzm - pozostaje nadal faszyzmem. Jego hybrydalny charakter, zadziwiająca zdolność mimikry i doskonała elastyczność powodują, że w określonych warunkach może być postrzegany jako demokratyczne, całkiem naturalne, centrum sceny politycznej.

Żyjemy w czasach wzmożonego mącenia świadomości jednostek.
Maria Szyszkowska

Czarnecki do zajawkiNieusuwalną i niezmienną cechą faszyzmu – choć występującą pod różnymi postaciami - jest jego zwierzęcy antykomunizm i antyprogresywizm (czyli antyoświeceniowość). Szczególnie niebezpiecznym i zapewniającym dziś odradzanie się, a także popularność faszyzmu jest właśnie owo „fuzzy”, czyli przybieranie „palta” ustroju demokratycznego. Tym samym uchodzić on może za nobliwy, stateczny, stabilizujący element w realności demoliberalnego kapitalizmu.
Gdy postmodernizm po krótkim, acz toksycznym, okresie absolutnego panowania w kulturze Zachodu i narzucenia jej swojej wersji aksjologii wywołuje powszechną potrzebę stabilności, przewidywalności, czy potrzebę porzucenia przez ludzi wszelkich form chaosu, faszyzm proponuje to, co doprowadziło w latach międzywojennych do jego zwycięstwa. W całej Europie, poza ZSRR. Wtedy w zasadzie jedynie Wielka Brytania, Francja i Czechosłowacja nie poddały się tym trendom. Cała reszta Starego Kontynentu w mniejszym lub większym stopniu składała się z państw parafaszystowskich lub jawnie faszystowskich.

Współczesna sytuacja naznaczona piętnem neoliberalnej globalizacji i absolutnym panowaniem tej doktryny nie tylko w ekonomii i gospodarce, lecz we wszystkich możliwych płaszczyznach życia, powoduje wyzucie dziesiątków milionów ludzi z jakiejkolwiek tożsamości stanowiącej osnowę ich dotychczasowej wspólnoty. Zwłaszcza, jeśli chodzi o tradycje i kulturowe kody. I tu faszyzm ubrany we wspomniane modne palta, aktualne ubiory będące trendy i lansowane przez mainstream, prezentujący się jako siła stabilizująca i przewidywalna, odwołująca się do tych wartości, które postmodernizm zanegował i zdeprecjonował, a potem rozjechał je do reszty walec neoliberalny, zyskuje posłuch, admirację i polityczne poparcie. Zwłaszcza wśród ubożejącej i podlegającej deklasacji tzw. klasy średniej, inaczej mówiąc – drobnomieszczaństwa. Ale także wśród rozczarowanych i sfrustrowanych inteligentów, którzy teraz mogą swoje intelekty i umysły oddać na usługi tej w sumie przewidywalnej, nobliwej, obłaskawionej (jak się wydaje) przez system demokracji parlamentarnej, siły.

Konieczność: jedność i jednomyślność

Zasadniczym elementem pozwalającym określać daną sytuację jako faszyzm czy parafaszym jest żądanie - nakazywanie realizowane różnymi metodami, w różnorakich formach jedności - jednomyślności, powszechnej zgody na to, co przekazują rządzące elity lub mainstream z nimi sprzężony. Tu wspomniane rzesze sfrustrowanych inteligentów nadają się nad wyraz.
Wersja „fuzzy” pozwala wyeliminować, bądź zaciemnić, w ustroju faszystowskim kilka aspektów jednoznacznie go charakteryzujących, ale i tak rozpoznajemy go – gdy dokonać dogłębnej analizy sytuacji - jako faszyzm. To właśnie jest przede wszystkim owa potrzeba jedności i jednomyślności myślenia.

„Myśl jest pracą umysłu. Marzenie jest jego rozkoszą. Kto myśl zastępuje marzeniem, ten nie odróżnia pożywienia od trucizny” pisał Wiktor Hugo. Marzenia i idealne, wyłącznie subiektywne, rozumienie świata i procesów w nim zachodzących, a przy tym nietolerowanie jakichkolwiek sądów i tez spoza swego oglądu rzeczywistości jest chyba najważniejszym wektorem faszyzacji i drogą do pełnego, klarownego faszyzmu. I w nieoczekiwanej chwili, stajemy w obliczu systemu, ustroju, rzeczywistości świecących niezasłużonym, jakimś odbitym, dawno przebrzmiałym, blaskiem ustroju demokratycznego. A de facto jest to demokracja fasadowa, a zza pięknie odnowionych frontów coraz to wyzierają maski pra- lub quasi-faszyzmu.

Media i ich aktualna rola w kształtowaniu, ba - wręcz narzucaniu omnipotentnego sposobu interpretowania rzeczywistości, jest kolosalna. To one są najważniejszą władzą w obecnym świecie. Media, a w zasadzie korporacje i stojący za nimi kapitał. Eco zwracał uwagę na niebezpieczeństwo tak rozumianej, przewartościowanej roli mediów w dzisiejszym świecie. Zdaniem wielu autorów, znawców tej problematyki, tu leżeć może źródło faszyzacji sfery komunikacji medialnej, a za nią całej przestrzeni publicznej.

Zbiorowości wychowane na reklamie, na bezgranicznej wierze w to, co prezentuje im obrazek na ekranie telewizora, laptopa, smartfona, wyzbyły się krytycyzmu, a przez to zdolności samodzielnego myślenia. I to jest ów wspomniany wektor, którym podążać można – miękko i niepostrzeżenie – ku faszyzmowi w wersji „fuzzy”. Powszechność i omnipotencja tego, co obiecuje reklama medialna zapewniająca, iż kupno i konsumpcja, posiadanie jakiegoś dobra – obojętnie czego: podpasek, pasty do zębów, prezerwatyw czy suplementów na potencję, samochodu, żywności itd. – ma sprawić, iż każdy poczuje się od razu wolnym, szczęśliwym i „uchachanym”.

Odmieńcy, czyli zdrajcy

Natychmiastowe przyjęcie jednoznacznych prawd i niezgoda na taką powszechność opisu rzeczywistości jest dla prafaszyzmu zdradą, przyczyną wykluczenia i stygmatyzowania tych, którzy ośmielają się mieć - a co gorsza głosić publicznie - własne, odmienne zdanie czy opinie. Czy dzisiejsze, królujące totalnie elity i ich medialni workerzy nie realizują takiego właśnie scenariusza komunikacji publicznej, równocześnie wychwalając demokrację jako system dający obywatelom indywidualne prawa w przedmiocie głoszenia poglądów?
Według opcji faszystowskiej, tylko wyznawcy, akolici, monolityczna zbiorowość popierająca daną wizję świata jest po stronie prawdy, światła i człowieczeństwa. Gdyż stanowią formę nowego, współczesnego „ludu wybranego”. Przestrogi płynące z wielu stron świata polityki i niezależnych mediów, zwłaszcza dziś w obliczu wojny na Wschodzie Europy, czy w Gazie, kierowane są właśnie wobec tak jednostronnego i prymitywnego przekazu medialnego w całym zachodnim świecie.

Zdaniem wielu tak uprawiana manipulacja i powszechnie głoszony jakościowy populizm jest kolejnym źródłem torującym drogę faszyzmowi. Tym razem oddolnemu. Wolne i pluralistyczne ponoć media uznające tylko swój ogląd rzeczywistości, w konwencji zadekretowanej przez nie politycznej poprawności i wyłącznie publicznie dopuszczalnej, to komunikatory, które otwierają drogę do władzy jawnym faszystom. Dotyczy to zwłaszcza mediów elektronicznych: TV i Internetu. Mówienie wyznawcom i konsumentom tak prezentowanych tez, że są jednoznacznie po stronie prawdy, a inne opcje nie mają racji bytu i winne być napiętnowane oraz skazane na wieczne milczenie – często oznacza eliminację z życia publicznego czy nieformalną (bo pozasądową) anatemę. Jest to tradycją charakterystyczną dla faszyzmu w każdej wersji. To wersja powtarzana w wielu religiach – zwłaszcza monoteistycznych - gdzie wyznawcy przekonani są o swej wyjątkowości, misji i wybraniu.

Efekty koncentracji mediów

Oczywiście uzupełnia współczesną tak funkcjonującą przestrzeń istnienie tzw. orwellowskiej nowomowy. Wypełnia ona ją absolutnie, w celu efektywniejszego manipulowania „ludem”. Dziś to są tzw. konsumenci produktów medialnych. Przekaz współcześnie lejący się z mediów spełnia wszelkie kryteria funkcjonowania wedle recept klasyków PR-u i reklamy - duetu Lippmana i Bernaysa.
Dzisiejsza nowomowa ma swe źródła w całkowitej banalizacji i karnawalizacji przekazu, m. in. w języku i formach popularnych talk-show, kolejnych klonach Big Brothers, monokulturze myśli przekazywanych wyłącznie w afektywno-emocjonalnych formach, debatach na poważne i skomplikowane sprawy na różnego rodzaju Twitterach, Tik-Tokach i tego typu forach. To wszystko są kierunki podążania ku jednorodności z równoczesnym prymitywnym widzeniem świata i człowieka. Konsument tak podawanej medialnej „papki” nie myśli, a tylko reaguje emocjonalnie na bodźce. I tak samo jest z tsunami newsów różnej proweniencji i jakości, atakujących owego konsumenta. A homogeniczność przekazu – tak pod względem formy jak i treści – w związku z monopolizacją i koncentracją kapitału w sektorze medialnym absolutnie temu sprzyja.

Już w końcu I dekady XXI w. znakomity dziennikarz światowego wymiaru John Pilger (1939-2023) przestrzegał przed koncentracją mediów w obrębie kilku megakoncernów (a przez to poddanie ich kontroli i presji przez gigantyczny kapitał za nimi stojący). Ów proces daje właśnie opisywane wcześniej efekty. W roku 1983 główne światowe media należały do ok. 50 korporacji (w większości amerykańskich). W 2002 r. ta liczba obejmowała już tylko 9-10 korporacji. Robert Murdoch – jeden z rekinów globalnego biznesu, multimiliarder i właściciel korporacji medialnej o światowym zasięgu – uważa, iż w pod koniec trzeciej dekady XXI wieku będą funkcjonowały jedynie 2-3 globalne giganty medialne. Taka koncentracja kapitału i władzy medialnej dotyczy nie tylko USA, ale całego zachodniego świata.
Pilger podaje przykład wojny w Iraku i argumentacji, jaką szerzono powszechnie wokół tej brutalnej, imperialnej agresji. Uzasadniającym tę napaść w 2003 r. całej koalicji zachodnich państw na ten bliskowschodni kraj, zrujnowany wcześniej przez dekadę sankcji i blokad, było stwierdzenie, iż pragnienie niesienia dobra, równoznaczne z akceptacją wartości amerykańskich przez resztę świata - zwłaszcza Bliski Wschód – ma szczególny związek, niemalże mistyczny, z potęga militarną USA.

Waszyngtońskich decydentów rozpoczynających napaść na Irak z prezydentem Bushem jr. na czele media określały jako miłujących demokrację i postęp polityków, szczerze wierzących w potęgę zachodnich zasad i wartości. (Protesty społeczne w krajach zachodnich i Ameryce były w miarę słabe i nikt na to nie zwracał uwagi). Madeleine Albright, sekretarz stanu USA za prezydentury Billa Clintona w końcu XX w. podczas rozmowy z prezenterem TV Lesterem Stahlem na jego pytanie dotyczące dzieci irackich, których ok. 0,5 mln zmarło w wyniku sankcji amerykańskich nałożonych na Irak i w czasie napaści na Irak (zdaniem Stahla było to więcej niż po uderzeniu bomby atomowej w Hiroszimę) odpowiedziała, iż mimo takiej tragicznej ceny warto było prowadzić takie działania w obliczu zysków. Nihilizm, cynizm czy jawnie faszystowska mentalność – trudno jednoznacznie to nazwać.

Media, pokazując dokładnie i uzasadniając jak na przytoczonym przykładzie agresję, napaść, imperialną awanturę dobrem, postępem, szerzeniem wartości demoliberalnych immanentnych zachodniej kulturze i cywilizacji, stały się tym samym z jednej strony apologetą i promotorem takich rozwiązań, a z drugiej – wojna przeobraziła się w grę pokazywaną przez elektroniczne media niczym sztuka w teatrze, bądź fabularny film. Stały się one głównym dyrygentem takich krwawych i brutalnych zapasów. A ludzie mogli się poczuć jak widzowie w rzymskim Coloseum oglądający na żywo walki gladiatorów, zmagania ludzi z drapieżnymi i egzotycznymi zwierzętami, uczestniczący w krwawych igrzyskach.

Terror

Więc zasadne jest pytanie: czy faszyzm już powrócił? Eco uważał, iż ten scenariusz jest możliwy i zacznie się od mediów. Holenderska żurnalistka śledcza Sonia van den Ende, przebywająca kilkakrotnie na terenach walk na wschodniej Ukrainie, stwierdziła publicznie: „Widziałam wojnę, ale nie możemy mówić prawdy. Jesteśmy cenzurowani w Europie”. Z podobnymi opiniami – w chińskiej gazecie Global Times – wystąpił włoski fotoreporter Giorgio Bianchi. Dodał, iż: „W tej chwili we Włoszech i ogólnie w całej Europie mówienie o motywach Rosji w tym konflikcie oraz winie Unii Europejskiej oraz NATO oznacza, że zostaniesz nazwany „putinistą”. Wcześniej Bianchi pracował w kilkunastu gorących, wojennych punktach: Syria, Burkina Faso Myanmar. I jest profesjonalistą w swoim fachu. Jak podkreśla gazeta, jego zdjęcia były prezentowane w czołowych zachodnich mediach, magazynach i na międzynarodowych wystawach, otrzymując liczne nagrody i wyróżnienia.

Gdy następuje skoncentrowany atak na nasz światopogląd, gdy zostajemy napiętnowani jako inni, gdy dostajemy stygmat zdrajcy lub odszczepieńca, kiedy zaleca się nam milczenie, albo poucza nas, iż mniej nam wolno, tym samym rośnie zagrożenie naszego bezpieczeństwa i zawala się nasz świat. Prof. Janusz Reykowski, psycholog społeczny, zauważa w tym kontekście, iż każde antagonizowanie i polaryzacja zbiorowości dotąd spójnych i w miarę tożsamych czynione przez publikatory w imię oglądalności (i zysków za tym idących) prowadzi do wrogiego nakręcania się po obu stronach tak rysowanej medialnie barykady. Gdy jedni są przekonani o absolutnej racji i prawdzie pozostającej po ich stronie, tym samym odbierają stronie przeciwnej jakąkolwiek legitymizację. Z czasem pozbawiają ją człowieczeństwa. Możliwości kompromisu i porozumienia zanikają. I czy to jest już faszyzm, czy dopiero faszyzacja przygotowująca grunt pod absolutne i czyste panowanie tego ustroju?

Na zakończenie warto zwrócić uwagę jeszcze na jeden aspekt związany z przedstawianym tu zagadnieniem. Fundamentalizm stojący zawsze pod rękę z faszyzmem, to pogląd na świat – nie tylko religijnego chowu – zakładający pewien rodzaj wiary, która może być łatwo doprowadzona do skrajności. Jest to wiara w doskonałość, w Absolut, w to, że każdy problem musi być dziś rozwiązany wedle naszych prawd i zasad. Zakłada jednocześnie istnienie autorytetu wyposażonego w wiedzę doskonałą. A ta wiedza nie musi być dostępna dla zwykłych śmiertelników. I są gremia – czyli ów Absolut – który im tę wiedzę i prawdy przekażą.

To immanentny składnik faszystowskiego sposobu myślenia. Rządzący współcześnie mainstream, mimo zapewnień o admiracji wobec takich wartości jak wolności obywatelskie, demokracja, swoboda myśli i wypowiedzi, liberalizm wobec różnych postaw i sposobów interpretacji naszego świata, sobie przypisuje wyłączne prawo do oceny prawdziwości, słuszności czy wiarygodności krążących w przestrzeni publicznej sądów i tez. To swego rodzaju bałwochwalstwo i sakralizacja swoich poglądów. To uznanie siebie za ostateczny autorytet.
Gdy dziś rozejrzymy się wokoło nas, to z przerażeniem zaobserwujemy, iż faszyzacja rzeczywistości postępuje. I to od lat. Przykładów faszyzacji, która jednak w wyniku opisywanych trendów uchodzi za prawidłowość pogłębiającą demokrację i obywatelskie wolności, można podawać mnóstwo. Ale przecież nie tyle chodzi o przykłady, ile o tendencje i źródła powodujące zaistnienie tych nie kończących się procesów.
Radosław S. Czarnecki