banner

Przesłuchanie bez konkretów

Autor: Marek Dunajski 2008-02-08

Wystąpienie nowej minister nauki przed sejmową Komisją Nauki, Edukacji i Młodzieży planowano w drugiej połowie grudnia. Przełożono je na 10.01.08., ale to odwleczenie w czasie nie przyniosło żadnych efektów, jeśli chodzi o ujawnienie programu nowego kierownictwa resortu.

W sali posiedzeń komisji, na wprost zawieszonego w centralnym punkcie ściany świeżo wylakierowanego krzyża, zasiadło prezydium komisji oraz nowa pani minister. Dzień był gorący z uwagi na wycofanie dotacji dla szkoły o. Rydzyka i choć posiedzenie zaczęło się od zagadnień ogólnych, przedstawionych w ministerialnej informacji o kierunkach planowanych działań ministra nauki, nie zabrakło pytań i wyjaśnień szczegółowych, dotyczących tej sprawy. Barbara Kudrycka zaznaczyła, iż na tym etapie kierowania resortem może przedstawić tylko ogólny kierunek zmian i poprosiła o pół roku zwłoki na prezentację rozwiązań szczegółowych, kiedy "wypracuje propozycje reform". Podkreśliła mnogość aktów prawnych obowiązujących w tej sferze, widząc w tym jedną z największych słabości w organizacji i finansowaniu nauki i szkolnictwa wyższego. Remedium na to ma być utworzenie przejrzystych i jednolitych ram dla finansowania nauki (ustawa?), pozwalających na zbudowanie konkurencyjnego kapitału intelektualnego na europejskim rynku wiedzy. Podobnie jak każdy z poprzednich ministrów, mówiła też o strategii lizbońskiej, uczestnictwie uczelni we wdrożeniach, rachunku ekonomicznym w działalności naukowej, konsolidacji, rozwoju inkubatorów, parków technologicznych, wzroście eksportu, przyspieszeniu karier naukowych, pomocy dla małych przedsiębiorstw we wdrożeniach, procesie bolońskim, patentowaniu, etc. Czyli pełny miszmasz, hasła wiecznie żywe, powielane od kilkunastu ( kilkudziesięciu?) lat, choć jakie są efekty ich wcielania w życie - widać.
Nieco więcej szczegółów ujawniła podczas odpowiedzi na pytania posłów. Otóż tak jak pisaliśmy (SN 10-11/07), Narodowe Centrum Badań i Rozwoju jest tworem martwym. Powołano je pospiesznie, choć nie stworzono wcześniej Krajowego Programu Badań. Jedynym pomysłem, jaki się urodził w tym obszarze w ostatnich dwóch latach jest Zespół ds czystych technologii powołany przez ministra w czerwcu ub. r. i nieustające i bezowocne obrady grona naukowego nad foresightem. Na tym zasoby intelektualne urzędu na Hożej się wyczerpały. Propozycja nowego kierownictwa resortu jest taka, żeby mimo to pozostawić tę instytucję, nie likwidować i zdecydować o zakresie jej działania: czy ma się zajmować wszystkimi rodzajami badań (stosowanymi i poznawczymi), czy tylko stosowanymi. Przypomina się los Agencji Techniki i Technologii - tworu zrodzonego w latach 90. niby z autentycznej potrzeby gospodarczej, ale uszytego na potrzeby polityków. Przy tworzeniu Agencji Badań Poznawczych przynajmniej jest mniej hipokryzji: obecna minister wytłumaczyła wycofanie projektu ustawy o jej utworzeniu zapisem w nim zbyt dużej roli ministra. Jeśli czytelnicy mają dobrą pamięć, to wspomną, że minister Seweryński argumentował projekt utworzenia obu agencji koniecznością decentralizacji władzy ministra. Okazuje się, że można różnie rozumieć słowo decentralizacja.
Nowa minister potwierdziła natomiast sens przekształceń w jednostkach badawczo - rozwojowych, choć akcentowała indywidualne podejście do każdej decyzji. Wyraziła też opinię, że kadra z tych jednostek powinna zostać zaangażowana do procesów dydaktycznych. Należy też domniemywać, że skoro obszar B+R jest priorytetem całego rządu, deklarującego zwiększenie nakładów na te cele, to placówki pracujące w nim otrzymają pomoc, choćby w zakresie rozwiązań finansowo - podatkowych. Ale czy tak się stanie - dowiemy się dopiero za pół roku.
Najwięcej pytań posłów dotyczyło szkolnictwa wyższego, czyli koszuli ciału najbliższej. Zwłaszcza rozgrzewały atmosferę sprawy płacowe - zgromadzeni mogli się przy tej okazji dowiedzieć np. ile zarabia poseł Giżyński na etacie nauczyciela akademickiego. Generalnie poszło o rezerwę budżetową na podwyżki płac w szkolnictwie wyższym, o której minister wyrażała się dość oględnie, zasłaniając obowiązującą ją dyscypliną budżetową. Nim posłowie ustalili, że nikt im nie odebrał tych pieniędzy, że w rezerwie jest w dalszym ciągu 300 mln zł na ten cel, a planowane drugie tyle rozpatruje senat - upłynęło więcej czasu niż podczas dyskusji na inne, chyba jednak ważniejsze tematy. Minister opowiedziała się w tej części spotkania za nie ingerowaniem w liczbę szkół wyższych, choć zapowiedziała analizę kierunków studiów (problem wsparcia kształcenia technicznego), polityki inwestycyjnej uczelni i gospodarki finansowej. Podkreśliła, że obecnie ministerstwo robi analizę środków wydawanych na naukę z różnych źródeł. Możliwe, że posłuży to skonstruowaniu lepszej polityki w tym obszarze, skoro państwo ciągle finansuje badania na niskim poziomie, a cześć pieniędzy na naukę ciągle jest marnotrawiona.
Jednak nawet najgorsze wyniki takiej analizy nie zmienią faktu, iż uszczelnianie budżetu na naukę w Polsce - bez kwestionowania i takiej potrzeby - jest szukaniem małych oszczędności w małym budżecie. Niestety, na pytanie zasadnicze byłej minister edukacji i szkolnictwa wyższego, obecnie posłanki Krystyny Łybackiej - czy nie można byłoby wpisać stałych nakładów na naukę i szkolnictwo wyższe do kolejnego budżetu, tak jak to jest w przypadku wydatków na obronę narodową (2%) - i ten rząd nie daje odpowiedzi. Zamiast tego są informacje pisane urzędniczym bełkotem i opowieści pani minister o platformach technologicznych, bezzałogowych samolocikach czy festiwalach naukowych dla dzieci.