Z perspektywy anthropos
- Autor: Krystyna Hanyga
- Odsłon: 5229
W Warszawie odbył się I Kongres Antropologiczny (23-25 października 2013). Nie było dotąd tak dużego spotkania antropologów z całej Polski, przedstawicieli różnych antropologicznych specjalności i różnych pokoleń. Była to więc okazja do dyskusji o współczesnej antropologii, strategii jej rozwoju, miejsca w nauce i przestrzeni publicznej.
Drugim nurtem Kongresu była prezentacja badań prowadzonych w ramach różnych subdyscyplin antropologii. Rozrzut tematyczny był ogromny, zgłoszono ok. dwustu referatów, odbyło się ponad 20 debat panelowych. Kongres zdominowali młodzi badacze, co świadczy o prężności i popularności tej dyscypliny nauki.
Z dr hab. Anną Malewską-Szałygin, prof. UW, dyrektor Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej rozmawia Krystyna Hanyga.
- Na czym polega specyfika współczesnej antropologii, która w ostatnim okresie rozwija się tak dynamicznie? W Polsce jest to dyscyplina dość młoda.
- Przez długi czas mówiło się, że antropologia jest jedną z nauk o kulturze, to była kategoria wiodąca. Brytyjski antropolog Adam Kuper w książce Kultura, stosując to pojęcie dokonał ciekawego przeglądu różnych teorii i szkół w antropologii. Natomiast obecnie pojawiły się wątpliwości odnośnie samego terminu kultura.
Teraz mówi się, że jest to nauka dotycząca różnych form inności, a więc granice są tak elastycznie wytyczone, jest tak szeroko zdefiniowana, że pasuje i do Internetu, i do badania różnych elitarnych społeczności.
Moim zdaniem, tym, co stawia granice antropologii, jest metoda etnograficznych badań terenowych. Przy czym pojęcie „teren” też niesłychanie zmieniło się, w tej chwili terenem może być Internet. Niedawno została opublikowana książka Toma Boellstorffa Dojrzewanie w Second Life, która tytułem nawiązuje do słynnej pracy Margaret Mead o badaniach z lat 20.XX w. - Dojrzewanie na Samoa. Widać z tego, że teren może być bardzo niekonwencjonalnie zdefiniowany. Obstaję jednak przy tym, że trzonem tej dyscypliny są etnograficzne badania terenowe.
- Jakie cele stawiają sobie badacze, poruszający się przecież na styku innych dyscyplin, zajmujących się podobnymi problemami?
- Naszym celem jest przede wszystkim rozumienie. W mniejszym stopniu prowadzimy diagnostykę zjawisk społecznych i kulturowych, a bardziej stawiamy na pogłębione spojrzenie, staramy się szukać odpowiedzi na pytania: jak ludzie coś rozumieją, jak postrzegają, odpowiadamy nie na pytanie, jak jest, tylko dlaczego tak jest. Przy wszelkich badaniach, jakie podejmujemy, staramy się po pierwsze wyobrazić sobie sposób widzenia świata, rzeczywistości przez osobę, z którą rozmawiamy, żeby jak najlepiej zrozumieć jej punkt widzenia, jej perspektywę.
Wielu klasyków antropologii, jak Michael Herzfeld i inni, pisze, że antropologia charakteryzuje się tym oddolnym spojrzeniem, bliskim ludzkiego, indywidualnego doświadczenia. Nie posługujemy się kategorią societas – społeczeństwo, nie patrzymy z perspektywy tak szeroko zakrojonej grupy, tylko staramy się patrzeć z perspektywy człowieka – anthropos. Oczywiście, ten człowiek też jest w grupie, ale staramy się być jak najbliżej ludzkiego doświadczania świata.
- Antropologia bardzo poszerzyła – i ciągle poszerza - swoje zainteresowania, obszary badawcze. Powstało szereg nowych subdyscyplin, mających czasem niewiele wspólnego z tymi dyscyplinami, z których tradycyjnie czerpała antropologia. Wystarczy prześledzić tematy paneli i referatów kongresowych.
- Oto niektóre z nich: antropologia polityczna, antropologia medyczna, widowisk, ciała, antropologia zaangażowania, rozwoju, antropologiczne badania dziedzictwa, etnoanimacja, dyskurs – język – opis, badania nad tożsamością, antropologia mediów, religii, antropologiczne badania nad postsocjalizmem i postkolonializmem. Sytuujemy się na pograniczu obszarów, humanistycznego i społecznego, i tak też dwuobszarowo wytyczyliśmy nasz program nauczania.
- Tradycja wiąże antropologię raczej z naukami humanistycznymi, kulturą.
- Tradycja bez wątpienia, ale bliskie są nam książki socjologów, zwłaszcza klasyków, jak Bourdieu, Giddens. Z pewnością plasujemy się na pograniczu, ale odróżnia nas właśnie oddolna, bliska człowiekowi perspektywa i metoda badań terenowych, która wymaga bezpośredniego kontaktu, wejścia w pewną zażyłość z konkretnymi, nie anonimowymi ludźmi. Przy tej metodzie doświadczenie jest dopuszczone w dużo szerszym zakresie i powoduje, że często trzeba wypracowywać nowe pojęcia, język opisu, nowe rozwiązania teoretyczne. Antropologia jest w tym dość odważna. Problemem jest to, że tego rodzaju badań nie można szybko przeprowadzić i zinterpretować, ale jednak dają dużo bardziej pogłębiony obraz, można więcej dowiedzieć się na temat tego, jak ludzie widzą i doświadczają rzeczywistość.
- Pani specjalizuje się w antropologii politycznej. Czym różni się podejście politologów i antropologów politycznych do podobnych w końcu problemów?
- Politologowie są bardzo blisko idei i teorii, badają i porównują systemy, różne abstrakcyjno-ideowe koncepcje, jak powinno wyglądać państwo czy władza. Natomiast współczesna antropologia polityczna zajmuje się przede wszystkim tym, jak ludzie doświadczają państwa. Na Kongresie najwięcej zgłoszeń było właśnie do panelu antropologii politycznej (a poza tym dziedzictwa), a najbardziej atrakcyjne referaty pokazywały, jak to doświadczanie państwa przez ludzi wygląda w Kirgistanie, Kazachstanie, Dagestanie, Morzu Południowochińskm, jak ludzie mówią o władzy, jak ją sobie wyobrażają.
- W badaniach zagranicznych wyczuwa się chęć odnalezienia jakiejś egzotyki.
- Antropologia biła się w pierś za kolonialną przeszłość, to spowodowało ogromne wyczulenie na wszelkie formy egzotyzacji i kolonialnego podejścia. Ale ono prześladuje wszystkich badaczy społecznych, nie tylko zamorskich krain. Prof. Michał Buchowski w bardzo ciekawym artykule zwraca uwagę, że taką retorykę orientalizującą, egzotyzującą przyjmuje polska inteligencja, a zwłaszcza dziennikarze, kiedy mówią o ludziach ze wsi.
Natomiast te wyniki badań, o których wspomniałam, były dość dalekie od epatowania egzotyką. Na przykład, materiał terenowy zebrany przez Edytę Roszko w rejonie Morza Południowochińskiego zmuszał do przedefiniowania pojęć teoretycznych, okazało się, że zastępstwem wojny klasycznej, militarnej jest tam quasi-wojna, toczona przez rybaków, którzy przekraczając strefy połowowe, wchodzą konflikt z Chińczykami i przez swoje praktyki przesuwają granice państwa.
To bardzo dobrze pokazuje, że współcześnie polityka wymknęła się z obrębu instytucji powołanych do jej uprawiania, jak parlamenty, i zaczęła być realizowana przez nowe ruchy społeczne, różne podmioty, które nie są typowo polityczne. Właśnie badania metodą etnograficzną doskonale pokazują, że codzienne praktyki podejmowane przez ludzi, powszednie dyskursy, stają się ważnym graczem na arenie politycznej, choć są całkiem poza tą areną w dawnym sposobie widzenia.
- Antropologia zaczyna dominować wśród dyscyplin, na pograniczu których działa. Obficie czerpie z ich dorobku, ale też ma na nie duży wpływ, m.in. przez upowszechnienie antropologicznych metod badań.
- Niewątpliwie są one modne i popularne. Proszę zauważyć, ilu socjologów, filozofów, politologów mówi, że uprawia antropologię, a pod tym rozumieją tę bardziej humanistyczną perspektywę. Niezaprzeczalnym faktem jest popularyzacja etnograficznych badań terenowych, na przykład wiele firm zajmujących się badaniem rynku oferuje taką usługę, wyjątkowo zresztą drogą, bo ta metoda jest kosztowna. Metoda etnograficznych badań terenowych jest stosowana do badań w Internecie, co też jest niezwykłe. Ale nie przypisywałabym nam wielkiej siły sprawczej, to raczej te inne dyscypliny sięgnęły po naszą metodę, a pojęcie antropologia stało się modne.
Wydaje mi się, że obecnie stawianie jakichś sztywnych granic między dyscyplinami jest bardzo trudne i nie wiem, czy do końca sensowne. Był taki słynny esej amerykańskiego antropologa Clifforda Geertza o gatunkach zmąconych. Rzeczywiście, takie zmącenie i uelastycznienie granic między dyscyplinami jest faktem, ale to chyba dobrze, bo przecież w ludzkim doświadczeniu, przeżywaniu świata nie ma granic. To my budujemy te granice z różnych przyczyn proceduralnych, żeby np. wiedzieć, w jakiej dyscyplinie przyznamy stopień naukowy, natomiast nie można powiedzieć, że te granice podsuwa nam rzeczywistość, którą badamy, bo ona jest ciągła.
- Jakie nurty, jakie kierunki badań w antropologii powinny, Pani zdaniem, stać się dominujące wobec obecnych zmian społecznych, wobec wyzwań współczesności? Które najlepiej pomogą zrozumieć różne zjawiska i wymiary ludzkiej działalności?
- Na pewno będzie się rozwijała antropologia mediów, nowych mediów i badania tego, jak nowe technologie zmieniają życie społeczne i kulturę. Te media z kolei wchodzą w zakres wszystkich „przymiotnikowych” subdyscyplin antropologii. Na przykład, już widać jaki wpływ mają media na to, czym się zajmuje antropologia polityczna. Dobrym przykładem jest Arabska Wiosna, gdzie powstał ruch ewidentnie polityczny, zwołany dzięki nowej technologii, jaką jest Twitter. Tak więc widać, że nie sposób zajmować się antropologią polityczną, nie interesując się nowymi mediami.
Bardzo ciekawe efekty daje na przykład połączenie antropologii politycznej z badaniami gender, bo tu jest zupełnie nowe, ożywcze spojrzenie na sprawczość kobiet i nietypowe formy udziału kobiet w polityce. Myślę, że najciekawsze prace będą powstawały właśnie na pograniczach tych subdyscyplin, ale także na pograniczach dyscyplin.
Uważam, że są to czasy na interdyscyplinarne zespoły badawcze; do zbadania jakiegoś zjawiska kulturowo-społecznego należy powoływać zespół, w którym powinien być politolog, socjolog, prawnik, antropolog, medioznawca. Dopiero oświetlenie tego zjawiska z różnych perspektyw daje miarodajny obraz. Sprzyja temu zresztą obecna polityka grantowa, promowane są granty na badania interdyscyplinarne.
- Antropologię można uznać za naukę przyszłości?
- Jestem o tym przekonana. Proszę zauważyć, że obecnie podstawowe potrzeby ludzi są właściwie zaspokojone, a zajmujemy się raczej generowaniem nowych potrzeb i tłumaczeniem ludziom, że jakieś produkty są im koniecznie potrzebne. Tutaj niezbędny jest badacz, który będzie badał, jak ludzie je użytkują, żeby można było kreatywnie produkować i wytwarzać produkty coraz bardziej wyszukane i sprofilowane pod klienta. Jesteśmy w Unii Europejskiej, mamy obowiązek roztaczania opieki nad uchodźcami – to też jest ogromne pole działań dla etnologów.
Wrażliwość naszych studentów jest bardzo doceniana w różnych organizacjach pozarządowych, pracują w organizacjach międzynarodowych, typu Amnesty International, tam wszędzie, gdzie jest wyczulenie na prawa człowieka. A zakończę takim miękkim zastosowaniem antropologii.
Otóż uważam, że w grupie rówieśniczej, grupie przyjaciół, w małżeństwie, w stosunku do dzieci postawa polegająca na tym, żeby myśleć o człowieku jako o Innym, inaczej widzącym świat i nie reagować na to agresją, tylko ciekawością – jest ocalająca. Jestem przekonana, że antropologia obroni się na płaszczyznach i publicznych, i prywatnych.
- W Kongresie uczestniczyli także przedstawiciele organizacji pozarządowych oraz instytucji prowadzących działalność kulturalną. To zapowiedź bliższej współpracy?
- Kończąca Kongres debata pokazała, że w tej chwili ważne jest otwarcie się antropologii i tu są różne pomysły. Jedni koledzy mówią o antropologii zaangażowanej, inni to nazywają antropologią publiczną, ale nie spierając się o szczegóły, niewątpliwie należy dążyć do tego, żeby wyniki badań antropologicznych były brane pod uwagę przy kreowaniu lepszej rzeczywistości, w rozwiązaniach proponowanych np. przez ministerstwa edukacji, szkolnictwa wyższego czy kultury. Określenie antropologia stosowana jest przestarzałe i źle się kojarzy, ale chodzi o to, by wyniki badań nie były omawiane tylko w publikacjach naukowych i leżały w archiwum, ale miały wpływ na konstruowanie rzeczywistości kulturowo-społecznej.
- Jakie wnioski z Kongresu?
- Niewątpliwie takie spotkanie środowiska było potrzebne, świadczy o tym duże zainteresowanie; uczestniczyło w nim 340 osób, mimo, że Kongres był drogi jak na polskie warunki. Powiedziałabym, że był to kongres młodej antropologii. Stał się ciekawym narzędziem diagnostycznym, pokazywał różnice między ośrodkami, różnice między starą a młodą antropologią.
Najstarsze pokolenie było wychowywane jednak w tradycji etnografii jako nauki pomocniczej historii, nauki zajmującej się kulturą ludową, a przynajmniej antropologią symboliczną. Natomiast to nowe pokolenie zdecydowanie wkracza bardziej na tereny socjologiczno-politologiczne i tutaj jest wyraźna zmiana.
Kongres jest wielkim przedsięwzięciem i powinniśmy się spotykać co pięć lat, żeby mieć lepsze rozeznanie, czym jest antropologia współcześnie, jak się ją rozumie i uprawia w różnych ośrodkach. Czas Kongresu to jest moment, kiedy mówimy jednym głosem i wtedy głos środowiska staje się bardziej wyraźny.
- Kongres został zorganizowany przez Polski Instytut Antropologii we współpracy ze wszystkimi ośrodkami uniwersyteckimi.
- Myślę, że to dobra tradycja, żeby głównym organizatorem Kongresu była instytucja, która jest poza ośrodkami akademickimi, nie uczestniczy w rywalizacji, ale tworzy dobrą płaszczyznę porozumienia. PIA jest fundacją, jej założycielem i fundatorem jest dr Arkadiusz Bentkowski, ma swój zarząd i radę programową. W statucie jest powiedziane, że ma łączyć środowiska akademickie.
Wielką zasługą PIA były Kolokwia Antropologiczne. Na wykłady przyjeżdżały wielkie sławy światowej antropologii, głównie europejskiej. To była niezwykła inicjatywa, możliwa dzięki temu, że prezes fundacji mieszka i działa w Wielkiej Brytanii.
Drugą ważną inicjatywą były spotkania doktorantów z różnych ośrodków akademickich, co służyło wymianie idei i wyrównywaniu poziomu kształcenia. Były też mniejsze działania skierowane do licealistów, promujące antropologię, i wiele innych przedsięwzięć, przede wszystkim integracyjnych.
Dziękuję za rozmowę.