banner

Światowa Wystawa „Technologie dla klimatu”, jaka towarzyszyła Konferencji ONZ w sprawie zmian klimatu COP 14 pokazała wielka słabość polskiej nauki, jeśli idzie o rozwiązania służące środowisku.

Minister środowiska, prof. Maciej Nowicki, pomysłodawca zorganizowania tej wystawy, a jednocześnie jej prezydent i gospodarz COP 14, zapewne nie przypuszczał, że polscy naukowcy właściwie będą na niej nieobecni. Nasz honor ratowała tylko Politechnika Warszawska, a ściślej – jej Wydział Samochodów i Maszyn Roboczych, który pokazał  w dziale „Transport przyjazny środowisku” cztery eksponaty: ultralekki miejski samochód elektryczny hybrydowy „plug-in”, skuter i rower elektryczny oraz ogniwo paliwowe PEM. Na tym osiągnięcia nauki polskiej się skończyły. Nawet poznaniacy nie popisali się; obecność tego dużego przecież środowiska naukowego reklamowano przy pomocy folderów na jednym (sic!) stoisku dla wszystkich uczelni Poznania, obsługiwanym przez zażenowanych tą sytuacją młodych ludzi z poznańskiego UAM.

Co zatem znalazło się polskiego na owej wystawie, która wskazywała kierunki myślenia o sposobach ratowania naszego globu i nas samych? Otóż znalazły się na niej tylko cztery firmy (sic!): w dziale „Oszczędność energii” - wzorcowy dom pasywny wystawiła firma Polski Dom 2000, w dziale „Biomasa – odnawialne źródła energii” – ogniwo paliwowe na biomasę , model bioelektrowni pokazała firma KET z Gliwic, a w dziale „Projekty różne” – Energobaltic (będący spółką polsko-brytyjską) przedstawił wykorzystanie odpadowego gazu ziemnego z platformy wiertniczej.

 Największe jednak zainteresowanie zwiedzających wywołała ekspozycja ...SKS Kuńkowce, pokazująca jak grupa zapaleńców dysponująca 146 złotymi może sama zrobić panel słoneczny. Konstruktorzy- amatorzy  nie przewidzieli takiego zainteresowania „samizdatem” i prostą technologią przypominającą bardziej urządzenia do pędzenia bimbru niż ogniwo słoneczne, zatem zabrakło wizytówek, materiałów informacyjnych (zresztą, za co mieliby je wydrukować, skoro są stowarzyszeniem i nie stać ich było na dłuższą niż jednodniowa obsługę stoiska) i hostessa uwijała sie jak w ukropie, dyktując zainteresowanym nazwy, telefony, itp. dane.

Wszystko to skłania do refleksji: jak to jest, że mamy tyle instytutów naukowych, jbr-ów, które otrzymują dotacje z budżetu, zdobywają granty, uczestniczą w dużych projektach badawczych, a nie widać w ich ofercie żadnego  oczekiwanego przez ludzi wyrobu? Dlaczego budżet finansuje duże programy badawcze w dziedzinach, w których istnieją już dobre rozwiązania i w dodatku są dostępne na rynku? (np. nasi naukowcy badali a badali panele słoneczne, tymczasem górale masowo je w tym czasie montowali na swoich dachach, a w Polsce produkowało je kilka firm). Jak to jest, że ta armia ludzi zatrudnionych w ministerstwie nauki nie wie, co jest w kraju dostępne, co potrzebne i na co winny iść pieniądze, a druga armia w nauce nie ma pojęcia o krajowej gospodarce i potrzebach ludzi? Od lat na te pytania nie ma odpowiedzi. Skutki są takie, że kolejni politycy odpowiedzialni za rozwój kraju traktują sferę nauki arogancko, wychodząc z założenia, iż tu i tak nic wartościowego nie powstanie, a jeśli coś będzie potrzebne, to kupi się na Zachodzie. Czy ktoś tę sytuację będzie chciał zmienić?

      oem software