Punktem wyjścia do pierwszej dyskusji był rządowy raport "Polska 2030" pod redakcją naukową szefa Zespołu Doradców Strategicznych premiera, dr. Michała Boniego. Minister obszernie przedstawił jego założenia (dokument jest dostępny na stronie internetowej rządu), czyli 10 kluczowych wyzwań: wzrost i konkurencyjność, sytuacja demograficzna, wysoka aktywność zawodowa i adaptacyjność zasobów pracy, potencjał infrastruktury, bezpieczeństwo energetyczno-klimatyczne, gospodarka oparta na wiedzy oraz rozwój kapitału intelektualnego, solidarność i spójność regionalna, poprawa spójności społecznej, sprawne państwo, wzrost kapitału społecznego.
Z przebadania tych wszystkich sfer życia w Polsce autorzy wysnuli wniosek, że nasz model rozwoju, mający za cel dobrą jakość życia, powinien być polaryzacyjno-dyfuzyjny, co oznacza wspieranie biegunów wzrostu, stworzenie warunków dyfuzji tego wszystkiego, co będzie sprzyjało wyrównywaniu szans edukacyjnych, zwiększało dostępność transportową każdego miejsca w kraju, likwidowało groźbę wykluczenia cyfrowego, poprawiało poziom integracji społecznej, budowało solidarność pokoleń i dawało poczucie możliwości urzeczywistnienia własnych aspiracji.
Sygnujący ten raport min. Boni asekuracyjnie stwierdził, iż o rozwoju decyduje często bieg przypadków, a nie wola rozwoju kraju w określonym kierunku i zastrzegł, iż dokument był przygotowany przy 5% wzroście PKB. Podkreślił, że przez najbliższe 20 lat Polska będzie niwelować różne luki. W szczegółach było to m.in., że trzeba budować ośrodki lokalne na obszarach zacofanych cywilizacyjnie (obecnie w 12 obszarach metropolitalnych mieszka 16 mln ludzi, w tym - 2/3 wszystkich studentów), przekształcić społeczeństwo żyjące z transferów w utrzymujące się z pracy, przechodzić od roszczeń do aspiracji (co zapewne wynika z własnych doświadczeń obecnie sprawujących władzę - przyp. al), że obecny rząd chce w ciągu 2-3 lat zmienić system podatkowy, poprawiając tym sytuację przedsiębiorców i obywateli (o ile te władzę utrzyma... - przyp. al), że klęskę wyżów demograficznych przekujemy w sukces, że trzeba ostrożnie reformować KRUS, gdyż 85% gospodarstw rolniczych ma dochody roczne niższe niż 20 tys.zł, a 35% dochodów gospodarstw wiejskich pochodzi z transferu socjalnego.
Czyli ogólnie - będziemy mieli ciągły wzrost i poprawę, co zresztą wieszczą nam od powojnia wszyscy autorzy programów i raportów, i co sie istotnie dzieje, acz nie wiadomo, czy wskutek realizacji takich właśnie opracowań.
Do raportu rządowego odnieśli się trzej mówcy: pierwszy, polityk, jeden z autorów podobnego programu stworzonego za rządów SLD - prof. Jerzy Hausner. Stwierdził on, że choć autorzy raportu wykonali ogromną pracę dokumentacyjną (zebranie mnóstwa pożytecznych danych), to stopień zauważenia takiego dokumentu jest żaden. I pytał: "co z tego, jesli ten dokument przyjmiemy? To nie jest substancja, na której należy budować różne strategie". Prof. Hausner przypomniał, że w 2003 r, przed wstąpieniem Polski do UE, sam brał udzial w przygotowaniu (razem z wybitnymi naukowcami) raportu dotyczącego programu rozwoju kraju, ktory następnie premier Belka wręczył premierowi Marcinkiewiczowi, a ten... odłożył go na półkę. Wniosek z tego taki, że kraj z takimi opracowaniami czy bez nich i tak będzie się rozwijać, tyle że... dysproporcjonalnie. Poza tym, jak uczy doświadczenie, żeby zrealizować jakiś plan na ogół trzeba czterech rządów...
Prof. Leszek Kuźnicki, wieloletni przewodniczący Komitetu Prognoz Polska 2000 plus, zauważając i doceniając wielką pracę, jaką wykonał młody zespół autorów rządowego opracowania, podkreślił, że raport jest chimerą. Jest w nim wiele błędów metodologicznych, pomylono też prognozę z projekcją, czyli wizją. Stwierdził, że brakuje w nim zagadnień dotyczacych zachowania środowiska naturalnego i rozwiązań dotyczących energetyki, które dla Polski są największym wyzwaniem. Ze szczególną uwagą odniósł się do rodziału 6 omawianego programu, czyli nauki, o której napisano, że "jest mało efektywna". Przypomniał po raz kolejny, że ona jest mało efektywna wskutek działań od 1990 r. wicepremiera Balcerowicza, który obciął nakłady na naukę i tak jest do dziś. Pytał też, według jakich wskaźników autorzy programu liczyli tę efektywność (co zostało przyjęte brawami zebranych). Bo o efektywności można mówic wówczas, jeśli naklady na naukę wynoszą 2% PKB, tymczasem od 20 lat nie przekraczają 0,34% PKB. Zarzucił też autorom programu brak całościowego ujęcia rozwoju kraju - "program rozwoju Polski nie może być sumą programów rozwoju 16 województw" - dlatego powinno zostać reaktywowane beztrosko zlikwidowane Rządowe Centrum Studiów Strategicznych. Na koniec stwierdził też, że okres, na jaki ten program został stworzony jest stanowczo za długi - w dzisiajszych czasach nie mozna zbudować koncepcji rozwoju aktualnej przez 20 lat.
Szerzej do przedstawionego programu odniósł się też prof. Jerzy Wilkin, przewodniczący Komitetu Ekonomiki Rolnictwa PAN, współautor raportu KE o polskim rolnictwie w 1997 r. Podkreślił na wstępie, iż przedstawiony raport jest postulatem stworzenia nowego projektu rozwojowego dla Polski, niemniej brakuje w nim wizji startegii i rozwoju nauki, co utrwala obecny jej dryf. Także finansowy, gdyż "nakłady na naukę osiągnęły poziom wstydu". Kurczy się już zatrudnienie w tej sferze i widać wyraźnie, że przegrywamy przyszłość, skoro wydatki na obronność są w Polsce cztery razy wyższe niż na naukę. "Szykujemy się więc na całkiem inną wojnę niż inne kraje" - dodał. Na wsi istotnie jest poprawa, inwestujemy, modernizujemy, ale nie ma w tym rozwoju. Nie ma przesunięcia środków unijnych na badania i rozwój. W dodatku spadło finansowanie w obszarze szkolnictwa wyższego z 1% do 0,8% PKB - w ub. roku rząd obiecywał o 30% wyższe nakłady na naukę, tymczasem z budżetu nauki (ok. 4 mld zł) zabrano w końcu roku 600 mln zł. Nastąpiło też załamanie w liczbie uzyskiwanych tytułów naukowych.
Polityki rządu najpierw broniła min. nauki, prof. Barbara Kudrycka, mówiąc:"nie przegrywamy przyszłości, skoro KRASP przygotował strategię rozwoju szkolnictwa wyższego, a rząd przeznaczył 6 mld euro na badania i naukę, z czego w tym roku - 1 mld euro. W tej chwili jest problem z wykorzystaniem 950 mln zł na granty, ale z kolei idą pieniądze na infrastrukturę badawczą. Fakt, pieniądze rząd przeznacza dla najlepszych, nie idą one na wynagrodzenia. Ten rząd robi wiele, żeby przełamać dotychczasowy impas w rozwoju cywilizacyjnym. Jesteśmy jednak bardzo biednym państwem i żeby nastąpił przełom technologiczny, potrzebny jest tu wzrost PKB nie 0,5-1%, ale znacznie większy. Co Polska robi, żeby jednak nastąpił ten skok technologiczny? - np. NCBR będzie realizować 10 programów strategicznych, z czego dwa już są finansowane. Ja wiem, że PAN jest instytucją bardzo konserwatywną" - dodała i wskutek śmiechu na sali niezręcznie zaczęła tłumaczyć, że miała na myśli wartości, jakie PAN reprezentuje. - "To, co robi ministerstwo nauki to nie jest nic nowego, ale kontynuacja trendu rozwojowego, tego, co się robiło. Jeżeli państwo uważacie, że rząd nie konsultuje projektów, jakie realizuje, to właśnie środowisko naukowe zasługuje tu na podziękowanie - projekt reformy tej sfery był konsultowany przez 1,5 roku".
Prof. Tadeusz Luty, który zabrał następnie głos stwierdził, iż jest optymistą, bo od min. Boniego usłyszał o planie wskazującym wyjście dla nauki, kultury oraz edukacji. "Ale jest parę rzeczy, które musimy sami zrobić bez pieniędzy. Np. Polacy wydają 2,5 mld zł na różne porady, wróżbiarstwo, gdyż maleje zaufanie do nauki. Nauka traci swoją dotychczasową rolę społeczną, trzeba więc zbudować lub odbudować zaufanie do niej. Polacy ciągle uważają (80% badanych), że wyższe wykształcenie ma na celu polepszenie bytu, ale nasze uczelnie uczą posłuszeństwa, nie samodzielności.
Prof. Mieczysław Chorąży natomiast wskazywał na konieczność odnowy ducha spółdzielczości - czego w programie rządowym niestety nie ma. Nie ma też wzmianki o gospodarce przestrzennej, choć w tej dziedzinie panuje w kraju totalny bałagan. Program słabo też podkreśla problemy w rolnictwie - rząd popiera latyfundia, a w Polsce to nie jest właściwy kierunek rozwoju, w dodatku jest to łamanie konstytucji. Mankamentem dokumentu jest także brak zajęcia się ludźmi wykluczonymi, a są to obecnie wielkie patologie, z którymi nie można walczyć nawet w samorządach, gdyż nie ma w nich możliwości działania.
Po dalszych wystąpieniach, m.in. prof. Jasińskiego (wydatki na naukę pozwalają tylko na jej wegetację), do zarzutów dyskutantów odniósł się autor omawianego programu - min. Boni. W emocjonalnym wystąpieniu stwierdził, że "intelektualiści (ale i politycy) winni stawiać sobie wyzwania, czego nie umieją. Są tutaj wieloletnie zaniedbania i trzeba zaczynać od początku, od promocji nauki (dlatego tak chcemy, żeby powstało Centrum Nauki Kopernik), może naukę trzeba powiązać z kulturą na portalu dotyczącym kultury. Zróbmy tak, żeby pieniądze na naukę nie były polityczne, ale społeczne - zaapelował. A na koniec, odnosząc się do prognoz przygotowywanych przez lata w PAN i dostarczanych kolejnym rządom, oznajmił prawie krzycząc: "czytałem te opracowania z PAN i niech one sobie nadal stoją na półce, bo były wąskie i sektorowe".
Nie wiadomo, jak min. Boni ocenia natomiast foresight, "dziecko" byłego ministra nauki, a obecnego prezesa PAN, prof. Michał Kleibera, który na zakończenie tej burzliwej części zgromadzenia przedstawiał ten program. Była to wypowiedź pokazująca, że środowisko uczonych, bez względu na humory i zamiary polityków, swiatopoglądowe różnice i podziały społeczne, konsekwentnie zajmuje się problemami rozwoju kraju. Mimo, że nie ma możliwości - także finansowych - tak szerokiej prezentacji i dyskusji tych opracowań, jak agendy rządowe, zawsze gotowe do przekuwania w sukces wszystkiego, czego się dotkną - bez względu na rezultaty tych dotyków.
Anna Leszkowska
oem software