-
Jak pani ocenia Narodowy Program Rozwoju Humanistyki? Czy jest to koło ratunkowe do czasu, aż zacznie funkcjonować Narodowe Centrum Nauki, pozytywna odpowiedź ministra nauki na wieloletnie postulaty humanistów, aby na humanistykę przeznaczać więcej pieniędzy, czy dostrzeżenie potrzeby lepszego finansowania humanistyki, o której zwykle się mówiło, że wystarczy tu tylko długopis i kartka papieru?
- Opinia o naszych minimalnych potrzebach ciągle, niestety, pokutuje. Humanistyka kosztuje i kosztować musi, ponieważ kosztuje praca naukowa i publikowanie jej wyników.
Kosztuje warsztat, jego zdobywanie, zwłaszcza w tych badaniach historycznych, które dotyczą epok odległych. Badania takie są mi szczególnie bliskie, dlatego poświęcę im więcej uwagi.
Budowanie skutecznego warsztatu naukowego trwa latami. Trzeba mieć świadomość, że nie można go w pełni opanować na studiach, nawet doktoranckich.
Warsztat naukowy zdobywa się poprzez wieloletnią praktykę badawczą; jest to wiedza i umiejętności, które przychodzą z czasem, z czego, niestety, najwyraźniej nie zdają sobie sprawy decydenci. Nasz warsztat służy zdobywaniu nowych informacji i pomnażaniu wiedzy, zatem nie wystarcza tu tylko dostęp do dobrze wyposażonych bibliotek i czerpanie wiadomości „z drugiej ręki".
Pracujemy w archiwach, często poza miejscem zamieszkania, podróżujemy do zagranicznych bibliotek w poszukiwaniu dostępu do źródeł i pełnej literatury przedmiotu. Prowadzimy również badania terenowe i dokumentację obiektów artystycznych. Kupujemy książki, czasopisma i dostęp do specjalistycznych baz danych, bo zasoby polskich bibliotek są ciągle dalece niewystarczające.
Internet może w jakiś sposób wspierać nasze poszukiwania, ale tylko w ich najbardziej wstępnej fazie. Kosztują wreszcie publikacje, zarówno te drukowane, jak te udostępniane on line; kosztowna jest też dokumentacja naukowa oparta w coraz większym stopniu na digitalizacji materiałów i porządkowaniu ich w postaci baz danych.
W Instytucie Sztuki PAN prowadzimy badania historyczne w odniesieniu do sztuk plastycznych, muzyki, teatru i filmu. Warto wspomnieć, że XX wiek, zwłaszcza okres po II wojnie światowej, to czas, w którym znalazły one swą kulminację w krajach zachodnioeuropejskich i USA. Wiek XX w humanistyce był przede wszystkim wiekiem historii. Wówczas powstawały podstawowe prace, do których polscy uczeni, z różnych powodów, mieli dostęp ograniczony, a jedynie nieliczni mogli je współtworzyć. Wyjazdy naukowe były utrudnione z oczywistych przyczyn politycznych i ekonomicznych, wyjeżdżano zresztą głównie po to, by korzystać z zagranicznych bibliotek, bo na kupowanie zagranicznych książek, czasopism, sprowadzanie mikrofilmów, czy wydawnictw źródłowych nie wystarczało dewiz.
Polscy humaniści podejmowali przede wszystkim takie tematy, które można było zrealizować na podstawie źródeł i literatury znajdujących się w kraju, choć - jak wiadomo - i te nie zawsze i nie dla wszystkich były dostępne. Z oczywistych i powszechnie znanych powodów nie mieliśmy możliwości badania naszego dziedzictwa kulturowego na terytorium państw sąsiednich, zwłaszcza na dawnych kresach wschodnich, ani też łatwego dostępu do zbiorów zachodnich - aby spojrzeć na to dziedzictwo, które nam przypadło w udziale w związku ze zmianą naszych granic. Tutaj były istotne bariery.
Mieliśmy i mamy znakomitych uczonych, którzy te bariery potrafili pokonywać dzięki niezwykłej determinacji. Owszem, od dwudziestu lat łatwiej nam wyjeżdżać, ale zakup książek, czasopism i wydawnictw seryjnych, jak również specjalistycznych baz danych, nadal stanowi problem. Tę lukę, to opóźnienie, które powstało w przeszłości, bardzo trudno teraz nadrobić, tym bardziej, że czas teraźniejszy niesie nowe wyzwania. Ta luka nadal istnieje.
-
Sprawa jest tylko w wynagrodzeniach?
- Istotnie, obecnie dotacja statutowa wystarcza jedynie na bardzo skromne uposażenia. Nie chciałabym jednak zawężać tego problemu tylko do wynagrodzeń. Mam na myśli takie finansowanie instytutów naukowych, które pozwoli nie tylko na ich fizyczne istnienie, ale również postęp w badaniach realizowanych w ramach naszych obowiązków statutowych. Ważne jest więc, aby środki na działalność statutową nie tylko nie topniały, ale przyrastały. I mam nadzieję, że NPRH nie służy temu, aby pieniądze przeznaczane dotychczas na dotację statutową dla instytutów PAN przesunąć na rzecz grantów indywidualnych i zespołowych pozyskiwanych poza naszymi instytutami.
Chciałabym traktować te dwie pule - dotację statutową i wsparcie z NPRH - jako dwa równoległe strumienie finansowania, a nie środki alternatywne. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której fundusz NPRH miałby rosnąć kosztem środków statutowych przyznawanych instytutom. Ma przecież służyć rozwojowi humanistyki w całym kraju, stanowić podstawę finansowania nie poszczególnych instytucji, ale zespołów badawczych niezależnie od ich instytucjonalnego umocowania.
-
Ale w NPRH nie jest wyraźnie zaznaczone, że to będzie kosztem nakładów na badania statutowe. To na pewno będą ekstra pieniądze na badania?
-
Opierając się na składanych deklaracjach, można sądzić, że będzie to nowe źródło finansowania badań humanistycznych, komplementarne wobec środków dotychczasowych. Wyrażam zatem ostrożną nadzieję, że dotychczasowe środki nie zostaną uszczuplone, gdyż w instytutach humanistycznych ważne projekty, wśród nich także realizowane we współpracy międzynarodowej, finansuje się ze środków przyznawanych na działalność statutową.
Spotkałam się niejednokrotnie z oczekiwaniami formułowanymi wobec środowiska humanistycznego, że powinniśmy bardziej aktywnie pozyskiwać środki na badania za granicą. Otóż te oczekiwania są chyba nadmierne i zbyt pochopne, bo trudno przecież opierać finansowanie działalności krajowych instytutów naukowych na środkach europejskich, które zdobywane są w drodze konkursu na określony czas. A bez ciągłości finansowania naszych instytucji naukowych nie sposób zapewnić ciągłości badań, co z kolei jest jednym z podstawowych warunków ich jakości. -
Te dylematy, co finansować: badania czy istnienie instytucji, istnieją od utworzenia KBN w 1991 r. i do dzisiaj nie zostały rozstrzygnięte. Raz jest trochę więcej na statutowe, raz na granty, choć każda ekipa polityczna zapowiada ograniczenie finansowania placówek naukowych a zwiększenie projektów badawczych.
-
Instytucje naukowe służą prowadzeniu badań, taki jest cel ich istnienia. Dylemat, co lepiej finansować: działalność instytucji czy granty badawcze wynika z minimalnych środków, jakie są przeznaczane na naukę w Polsce. Przecież wszyscy wiemy, że pod tym względem jesteśmy na szarym końcu w Europie. Procent PKB przeznaczany na naukę jest ciągle nikły, co prowadzi do pauperyzacji ludzi nauki, powoduje ich ucieczkę bądź za granicę, bądź do innych, bardziej intratnych zajęć w kraju. Jest to przecież także jedna z przyczyn wieloetatowości, która nie sprzyja wysokiej jakości badań naukowych.
-
Czy ten program pozwala naszym badaczom wejść w obszar humanistyki światowej?
- Takie są jego założenia, trudno jednak oceniać program, który nie tylko nie wszedł jeszcze w życie, ale nawet nie został wyposażony w zasady procedowania. Na razie wiemy tylko, że wyróżniono w nim trzy moduły, z których pierwszy przeznaczony jest na wspieranie badań długofalowych (15 mln zł rocznie) oraz współpracę międzyinstytucjonalną i międzynarodową (10 mln zł rocznie), drugi na wsparcie młodych humanistów (18 mln. rocznie), a trzeci - na upowszechnienie w świecie prac wybitnych, czyli na przekłady i publikacje książek oraz czasopism (7 mln zł rocznie). To bardzo ważne, ale nie jest to przecież główny cel całego programu.
Mam nadzieję, że posłuży on przede wszystkim wzmocnieniu naszych badań w zakresie dyscyplin humanistycznych pod względem jakościowym. Bo dobre prace zawsze znajdą zainteresowanie, nawet te pisane w języku polskim.
Warto wiedzieć, że polskie książki są znane np. w Niemczech i gromadzone w niemieckich bibliotekach. Czyli to nie jest tak, że mamy całkiem nieprzepuszczalną barierę językową. Oczywiście, łatwiej jest zaproponować czytelnikowi zagranicznemu książkę napisaną w języku angielskim.
Ale trzeba mieć na uwadze, że język - zwłaszcza w humanistyce - jest wehikułem kultury, erudycji, myśli. Byłoby świetnie, gdyby każdy przekład mógł w pełni zachować bogactwo języka oryginału.
Jednak nigdy język tłumaczenia nie zastąpi języka oryginału. (Nie rozwijam w tym miejscu tematu polonistyki, gdzie język polski jest językiem dyscypliny.)
Prymat języka angielskiego został wprowadzony w życie naukowe z różnych powodów, ale nie jest on bezwarunkowo (tak jak u nas) akceptowany we wszystkich krajach. Duże zastrzeżenia wobec dominacji języka angielskiego w humanistyce wysuwane są np. we Francji i we Włoszech. -
No tak, niemniej tłumaczenia pełnią też rolę promocyjną, ułatwiają kontakt z kulturą innego narodu..
-
To nie ulega wątpliwości, toteż fundusz na tłumaczenia bezwzględnie powinien funkcjonować. Co do idei Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki - jestem jego orędowniczką. Podobne programy istnieją zresztą w innych krajach. Mamy wobec niego duże oczekiwania, ponieważ w Instytucie Sztuki PAN prowadzimy kilka projektów długofalowych (słowniki, katalogi i edycje źródeł), które „kuleją" z powodu niedofinansowania.
-
Co w tym programie jest zgodne z postulatami humanistów, a czego w nim brakuje?
-
Narodowy Program Rozwoju Humanistyki jest, jak wiadomo, odpowiedzią na postulaty humanistów, ostatnio szczególnie mocno artykułowane równolegle przez uczonych z PAN i PAU. Wyrażano je z myślą o wypracowaniu skutecznego systemu systematycznego finansowania - w pierwszym rzędzie - dużych, wieloletnich projektów zespołowych o podstawowym znaczeniu dla kultury narodowej. Są to projekty leksykograficzne, w tym słowniki językowe, biograficzne i przedmiotowe, oraz edycje korpusów źródłowych, które w naukach humanistycznych tworzą podstawę warsztatu badawczego.
Obecnie prace tego rodzaju prowadzone są w ramach dotacji statutowej przyznawanej instytutom PAN. Jest to finansowanie dalece niewystarczające. Program został sformułowany bardzo szeroko, był tworzony przy udziale osób z dużym doświadczeniem badawczym, świetnej marce naukowej, na pewno dobrej woli. Na obecnym etapie trudno cokolwiek w nim kwestionować, choć dobrze byłoby, gdyby miał większy budżet, bo przyznane środki są bardzo skromne.
W tej chwili najważniejsze jest opracowanie jasnych procedur co do występowania o te środki. Dostęp do nich nie będzie ograniczany przynależnością do instytucji, zatem o finansowaniu będzie decydować jakość projektów.
Liczymy, że wzmocnienie z tego programu uzyskają projekty już istniejące, które są obecnie finansowane jedynie z bardzo skromnych środków statutowych. Znane mi dziś ogólne zasady działania tego Programu wymagają z pewnością przedyskutowania i doprecyzowania.
Mam też nadzieję, że NPRH nie jest doraźnym kołem ratunkowym, ale programem trwałym, który będzie służyć projektom nie 3-letnim, jak to jest w dotychczasowych grantach ministerialnych, ale przede wszystkim długoterminowym. Duże słowniki biograficzne, leksykony przedmiotowe i korpusy źródłowe powstają długo, publikowane są na przestrzeni dziesięcioleci i muszą mieć formę trwałą, papierową, czyli kosztowną. Są to bowiem narzędzia badawcze obliczone na długi żywot naukowy, na to, że będą służyć kilku generacjom użytkowników.
Ale tak długo, jak nie będziemy mieć jasnych procedur NPRH, tak długo nasza rozmowa będzie się obracać wokół przypuszczeń. Zatem dzisiaj możemy powiedzieć, że to dobrze, że taki program powstał, że jest wola wsparcia humanistyki. Co do oczekiwań wobec ministerstwa, które ma być również dysponentem środków przeznaczonych na najważniejszy dla nas moduł badawczy NPRH - dotyczyłyby one głównie przewidywalności.
Nie możemy pracować w warunkach niepewności co do wysokości kolejnych dotacji, ponieważ trudno nam racjonalnie planować. Ten program daje nadzieję, ale na razie nie daje żadnej podstawy do jakichkolwiek planów. Pierwszy konkurs ma się odbyć już za kilka miesięcy, tymczasem nie ma żadnych procedur, nie wiemy, jak przygotowywać aplikacje. Nie można dobrze pracować w warunkach braku przewidywalności.
-
A jak było do tej pory? Przecież też nie było nic wiadomo...
-
I to powinno się zmienić. Od kilku dekad naszą dewizą jest „robić swoje" tak długo, jak się da, ale to jest okupione z jednej strony ciągłym stresem, z drugiej swego rodzaju nadmiarem reakcji defensywnych i ograniczeniem współczynnika kreatywności. Brak pewności powoduje, że nasze koleżanki i koledzy uciekają do szkolnictwa wyższego, bo tam mają nie tylko pewność zatrudnienia, ale i wyższego niż w instytutach PAN-owskich wynagrodzenia. Poczekajmy jednak do czasu, kiedy NPRH zacznie funkcjonować i kiedy wejdą w życie ustawy reformujące naukę.
-
Dziękuję za rozmowę.