Koniec priorytetu "Nauka" ?
Dotychczas bywało tak, że w trakcie kampanii politycznych, zwłaszcza przed jakimiś wyborami, nauka była wymieniana wśród podstawowych priorytetów partii politycznych oraz jej kandydatów do ważnych funkcji w państwie. I mówiono o niej z uszanowaniem także przy innych okazjach.
Bywały wprawdzie wyjątki, jak słynne niegdyś wypowiedzi profesora (!) Leszka Balcerowicza i jego stronników o tym, że przeznaczanie istotnych nakładów na naukę w Polsce nie jest niezbędnym elementem strategii rozwoju naszego kraju. Ale to nigdy nie było opinią dominującą, przynajmniej w warstwie publicystycznej. Uważna obserwacja życia politycznego w ostatnim okresie przynosi jednak bardzo smutną konstatację, że poglądy Balcerowicza zostały w końcu przez nasze sfery polityczne przyjęte jako część podstawowego kanonu. W związku z wyborami samorządowymi też raczej cicho o problemach i potrzebach nauki. Nawet schizma posła Palikota nie wykorzystuje propagandowo nauki.
Â
W sumie wydaje się to bardzo symptomatyczne i przez środowisko naukowe jest obserwowane z niepokojem. Ale i ze zmęczeniem, graniczącym ze zniechęceniem. Bo cóż, mamy wprawdzie ciężko wypracowany pakiet nowych ustaw o nauce, formalnie poddanych konsultacji z całym środowiskiem (dość szeroko krytykowanych), ale nie stanowią one pożądanego przełomu, robią raczej wrażenie efektu politycznego dążenia do ilościowego sukcesu w postaci licznych, nowych ustaw (Tu nieodparcie nasuwa mi się powiedzenie mojego promotora, prof. Wiktora Kemuli, który mawiał: „ilość przechodzi w bylejakość"). Mamy obawy, że podobny skutek będzie miało uchwalenie kolejnego pakietu, dotyczącego szkół wyższych...
Â
Podam kilka konkretnych, wybranych, przykładów ilustrujących wyżej wspomnianą, pesymistyczną obserwację. Zacznę od kampanii prezydenckiej. Towarzystwo na Rzecz Rozwoju Nauki wspólnie z Towarzystwem Naukowym Warszawskim wystosowało do wszystkich kandydatów krótki list z pytaniem o ich plany działania wobec sfery nauki w kraju. Odpowiedź uzyskaliśmy tylko od jednego (p. Andrzeja Olechowskiego, dziękujemy)! Sztaby wyborcze pozostałych kandydatów nie dostrzegły potrzeby podejmowania takiej dyskusji. Na zwołaną w tej sprawie konferencję prasową przyszło dwoje młodych dziennikarzy i szybko sobie poszli poinformowawszy nas, że sytuacja nauki w kraju jest im świetnie znana, także z osobistych doświadczeń (opowiedzieli o zamiarach podjęcia studiów doktoranckich, które szybko porzucili poznawszy warunki finansowe..), a także mówiąc, że to „nie jest temat" dla prasy. W sumie jest to dziwne. Znamy przecież dziennikarzy dobrze znających problemy nauki i kompetentnie o nauce piszących. Zatem możemy chyba mówić o fatalistycznej rezygnacji z podejmowania starań, które z góry wydają się beznadziejne. Dziennikarze pewnie wiedzą lepiej, jakie są tendencje w strategiach politycznych...
Â
Inny przykład to losy projektu ustawy o towarzystwach naukowych. Projekt ten, opracowany przez Radę Towarzystw Naukowych przy Polskiej Akademii Nauk i początkowo życzliwie przyjęty przez posłów, do których sprawa trafiła, ugrzązł gdzieś ostatnio. Może nie pasuje do liberalnej koncepcji gospodarowania majątkiem państwa (ewentualne roszczenia majątkowe towarzystw naukowych?), a może społeczna działalność nie mieści się w perspektywicznych planach rozwoju państwa? Bardzo to jest dziwne i nieoczekiwane, przecież nieustannie mówimy o społeczeństwie obywatelskim! Nie ma bardziej efektywnego, w sensie ekonomicznym, sposobu prowadzenia n. p. działalności upowszechniającej wiedzę od pracy społecznej!
Â
Z kolei zapowiedzi restrykcji podatkowych na najbliższą przyszłość w sposób bardzo wyraźny (i selektywny) uderzą w środowiska twórcze, w tym naukowe. Można by zadać pytanie, czemu w sytuacji kryzysu finansów państwa partie polityczne nie zacisną własnego pasa, np. zawieszając ich finansowanie z budżetu ? To byłby dobry przykład, przekonujący o potrzebie sięgnięcia do kieszeni ogółu społeczeństwa, w którym zaufanie do polityki bardzo wyraźnie słabnie.
Â
Uczeni nie lubią dyskusji na temat obiecanego przez pana Premiera wiosną 2008 roku (podczas spotkania z przedstawicielami świata nauki i edukacji na poziomie uniwersyteckim w URM - gdy dyskutowano założenia reformy nauki i edukacji) prawa przechodzenia profesorów tytularnych w stan spoczynku. Nie lubią, gdyż sprawa (postulowana od wielu lat) od początku była prowadzona w sposób odbiegający od głównego celu, jakiemu miało to służyć. W Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego powstał projekt, w którym głównymi akcentami były: (1) kwestia socjalna, czyli finansowe wsparcie emerytowanych profesorów oraz (2) dbałość o to, by pomoc ta nie była zbyt wysoka. W zestawieniu z głównymi celami akcji zmierzającej do ustanowienia prawa do stanu spoczynku profesorów było to zwyczajnie nietrafne i dla środowiska niehonorowe. A ponadto przepadło, jak się dowiadujemy, z powodów finansowych. Nie chcę tutaj powtarzać argumentacji - pisałem o tym wcześniej i mówiłem wielokrotnie, z upoważnienia kolegów. Teraz pozwolę sobie dokonać porównania z inną grupą zawodową, która stosunkowo niedawno uzyskała takie prawo. Są to prokuratorzy. Proszę nie sądzić, że próbuję podważyć to uprawnienie, powszechnie wiadomo jak trudny i odpowiedzialny jest zawód prokuratora. Proszę tylko porównać:
Â
-
profesor tytularny zyskiwaÅ‚by prawo przejÅ›cia w stan spoczynku w wieku 70 lat, zaÅ› prokurator ma prawo przejÅ›cia w stan spoczynku w dowolnym wieku (jeżeli wierzyć Internetowi, to najmÅ‚odszy prokurator w stanie spoczynku ma 38 lat), jeżeli uzna proponowanÄ… mu, np. w wyniku reorganizacji, zmianÄ™ zatrudnienia za niezadowalajÄ…cÄ…;Â
-
profesor miał otrzymywać dodatek do emerytury, ale z ograniczeniem, że w sumie nie dostanie więcej niż 70% średniej krajowej pensji profesora. Prokurator otrzymuje tyle, ile wynosiła jego ostatnia pensja i uposażenie to podlega waloryzacji;
-
profesor miał zyskiwać prawo do stanu spoczynku pod warunkiem rezygnacji z etatowego zatrudnienia gdziekolwiek. Prokurator zachowuje prawo zatrudnienia w uczelniach wyższych. I wreszcie -
-
prokuratorzy mają już to prawo, profesorowie z rezygnacją czekają na oficjalne potwierdzenie, że tego prawa nie uzyskają. Podobno zarzucono projekt jako zbyt kosztowny. Wydaje mi się to bardzo dziwne, gdyż w przeszłości, wspólnie z prof. Tadeuszem Lutym, przeprowadziliśmy odpowiednie kalkulacje, ja w placówkach naukowych PAN, prof. Luty w politechnikach. Wynik był taki, że sumy, które teraz emerytowani profesorowie zarabiają, pracując na ułamkowych etatach, a zaoszczędzone w ramach „stanu spoczynku" wyrównałyby dodatkowe koszta i całość mogłaby zostać przeprowadzona bez ponoszenia przez budżet państwa dodatkowych kosztów - w przybliżeniu, oczywiście. A profesorowie w stanie spoczynku pracowaliby nadal, jak obecnie, tyle że bez starań o posady.
Â
Bardzo znamienne jest też, że nie wspomina się o nakładach z budżetu na naukę. Wobec kryzysu finansów państwa, pewnie nie jest sensowne upominanie się o zwiększenie tych nakładów. Ale wypadałoby przecież dobitnie mówić o tym, że bez pieniędzy niewiele da się zrobić, nawet w nauce...Musimy sobie to dobrze uświadomić i, gdy pojawią się dostępne fundusze, zwiększyć ten żenująco niski budżet nauki w naszym kraju. Powołam się na zdanie wypowiedziane niegdyś przez Fryderyka Joliot-Curie (cytat z pamięci): „narody potrzebują nauki, kraje nie doceniające rozwoju nauki, powoli acz nieuchronnie, stają się koloniami rozwiniętego świata". Nie dajmy się zepchnąć do roli kolonii, to od nas przecież przede wszystkim zależy.
Â
Świat nauki składa się z indywidualności, są wśród nich także ludzie sukcesu. Może ktoś z nich, posługując się własnym przykładem, zechce podważyć pesymistyczną ocenę sytuacji, jak wyżej. Nie dajmy się jednak zwieść wybranym, optymistycznym przykładom. Jakkolwiek radosne, nie ważą w decydującym stopniu na stanie naszej nauki gdyż, jak to wyraźnie stwierdzono na ostatnim Zgromadzeniu Ogólnym PAN, nauka w Polsce cierpi obecnie liczne słabości, a jej międzynarodowa ranga się obniża.
Janusz Lipkowski
Â
Odsłony: 4059