- Po 61 latach istnienia upadają WNT, którymi kierowała pani 17 lat. Czy to wynik procesów przekształceń w gospodarce, czego doświadczyły upadające przedsiębiorstwa państwowe, czy wynik szczególnej sytuacji na rynku książki, zwłaszcza wydawnictw naukowych?
- W przypadku upadania dużych przedsiębiorstw państwowych, choć każda upadłość miała pewnie inną przyczynę - generalnie uważano, ze nie dały sobie rady na wolnym rynku. Nikt oczywiście nie analizował, ile z nich zostało zabitych przez wprowadzenie w 1991 r. - nieznanej nigdzie na świecie - dywidendy od majątku. Zakład, który miał duży majątek - nie miał szans się utrzymać.
Akurat WNT wówczas nie ucierpiały, bo nie miały dużego majątku i dywidenda nie była dla nas obciążeniem. Ale do upadku WNT przyczyniło się wiele spraw, przede wszystkim sytuacja na rynku książki naukowo-technicznej, bo humanistyczna jest jeszcze w lepszej sytuacji. Książkę humanistyczną kupują nie tylko humaniści, ale i inżynierowie, technicy. Natomiast naukami ścisłymi humaniści się w ogóle nie interesują.
W latach 90. jeszcze było nieźle, bo nie istniało zjawisko powszechnego zwielokrotniania treści książki. Kserowanie było droższe, dostęp do niego nie taki powszechny, nie było skanowania, a ponadto nie było tak dużego przyzwolenia społecznego na kopiowanie całych książek. Dzisiaj wystarczy na chwilę pożyczyć książkę i ją całą zeskanować. Powstały zresztą firmy, a nawet korporacje, które skanują wszystko i publikują w sieci. Wszystkie nasze, WNT, książki techniczne znalazłam na serwerach kanadyjskich. Próby zainteresowania organów ścigania kończą się niczym. W sądzie z kolei za każdym razem rozpatruje się każdy przypadek skopiowania książki osobno, co powoduje, że wydawnictwa rezygnują z tej drogi dochodzenia roszczeń.
Nie dostrzega się tego, że nielegalne kopiowanie niszczy książkę naukową, a w szczególności techniczną. Nie umiem powiedzieć, jaka wina jest tu po stronie studentów, choć na nasze nieszczęście zjawisko początkowo rozwinęło się najbardziej na politechnikach. Rozmawiałam z wieloma studentami, którzy chwalili się tym, że przez kilka lat studiów nie kupili żadnej książki do nauki - po prostu skanowali te treści, które były im potrzebne. Robili tak też i sami wykładowcy, wręczając studentom zeskanowane fragmenty naszych książek, jako pomoc naukową. Może i nie byłoby to naganne, gdyby płacono tym, którzy nad tymi książkami pracują.
- Ale były takie próby wydawców, żeby umożliwiać czytanie ich książek w sieci za odpowiednią, niedużą opłatą.
- Kiedy byłam dyrektorem WNT zrobiliśmy taki projekt, który nie został zrealizowany, gdyż skierowano go do nieodpowiedniego programu prowadzonego przez ministerstwo nauki, wskutek czego można było dostać dofinansowanie tylko w wysokości 30% kosztów. Chodziło w nim o stworzenie platformy czytelniczej umożliwiającej swobodne poruszanie się po treści książek wydanych przez WNT dzięki inteligentnej wyszukiwarce, umiejącej wybrać żądaną treść z mnogości rekordów. Z tym projektem występowaliśmy razem z wydawnictwem Rangelsoft, które później sprzedało część tego programu PWN. Wydawcy od pewnego czasu mają pełną świadomość, że elektroniczny dostęp do ich książek jest konieczny. Tyle, że musi być jakaś forma finansowania tej działalności, która pozwoli wynagradzać ludzi, którzy nad tym pracują.
- To, co dotknęło WNT, dotyka też innych dużych, starych i zasłużonych oficyn dla nauki jak Wiedza Powszechna, Ossolineum - wszystkie są w trudniejszej sytuacji niż były nawet 10 lat temu. Wartościowej, polskiej książki naukowej jest coraz mniej.
- To prawda, ale odczują to następne pokolenia - i to bardzo mocno. Ale tym, co jest w tym najgorsze, to zanik warsztatu. Niektórzy wyobrażają sobie, że autor napisze, wrzuci do Internetu i studenci będą mieli się z czego uczyć. Ja takim studentom mogę tylko współczuć poziomu wiedzy, jaką posiądą. Bo mało kto dostrzega, że wydawanie książki to cały proces, począwszy od napisania tekstu przez autora, poprzez recenzje, redakcję merytoryczną, techniczną, a na końcu - sprzedaż. {mospagebreak}
- Ale wydawnictwa same pozwalniały przecież redaktorów i efekt tego widać w poziomie edytorskim wydawanych książek...
- Tak, bo redaktorzy merytoryczni byli dla wydawnictw najdrożsi, robili największe koszty. Ale wydawcy zostali wręcz do tego zmuszeni. To świadczy o tym, jakim produktem na rynku jest książka. Rynek mierzy ilość egzemplarzy, grubość książki i jej cenę - cienka np. nie kosztuje tyle samo co gruba. Nie mierzy jakości, a na pewno nie w książce naukowo-technicznej. Nie wiem, czym ludzie muszą zapłacić, żeby poznać się na jakości książek tego rodzaju. Nie wiem, ile musi być katastrof z powodu niewiedzy, czy braku odpowiedniej wiedzy. Niestety, autorzy też nie zdają sobie sprawy z tego, czym jest praca redaktora merytorycznego, jak wiele on wkłada swojej pracy w książkę, jej dobrą jakość.
- Teraz zmieniła się trochę filozofia, wynikająca z prawa autorskiego. Kiedyś autor miał prawo przynieść dzieło z wszystkimi możliwymi błędami, a redaktor musiał to poprawić, bo on nie miał prawa popełnić błędu. Dzisiaj tylko autor odpowiada za książkę - praca redaktora polega tylko na redakcji tekstu i przygotowania go do publikacji.
- Tak, dlatego obecnie autorzy, którym zależy do dobrej jakości książki, powinni zatrudnić na własny koszt redaktora. Chyba, że sami umieją wykonać taką pracę.
- Pani została zwolniona z WNT za rządów PiS pod pretekstem deficytu oficyny, co powszechnie odczytano jako pretekst do pozbycia się pani..
- Moje zwolnienie związane było z niedużym minusem na półrocze, co nie było jeszcze groźne, z uwagi na cykl wydawniczy i naszą produkcję. Niemniej ten deficyt był argumentem przeciwko mnie - z tym się zresztą liczyłam w tamtym czasie, bo wówczas była polityka wyrzucania wszystkich „starych" dyrektorów. Po mnie przyszli historycy, którzy o książce technicznej nie wiedzieli chyba nic. Komisarz historyk wprowadził od razu redakcję historii, co odczytywałam jako próbę rozszerzenia oferty wydawnictwa. Niemniej chyba nie zdawał sobie sprawy, co znaczy książka techniczna i naukowa.
- Następny dyrektor ratunek widział w uruchomieniu przez wydawnictwo drukarni cyfrowej...
- O tym mówiliśmy w wydawnictwie pod koniec lat 80. i chyba to stało się podstawą do przyjęcia przez nowego dyrektora koncepcji, z której ja się wycofałam z uwagi na brak opłacalności. A kilka lat temu ten pomysł tym bardziej nie był dobry, gdyż drukarni cyfrowych było już w Polsce pod dostatkiem i zlecenie można było umieścić w jakiejkolwiek. {mospagebreak}
- Czy na upadłość WNT może mieć wpływ jego położenie i majątek?
- Tak, jeśli ministerstwu skarbu zależałoby na uratowaniu WNT, to można byłoby sprzedać budynek i pokryć za to długi, natomiast wydawnictwo pozostałoby do uratowania - chcieliśmy przecież kiedyś założyć spółkę pracowniczą i kupić wydawnictwo, ale bez budynku i działki. Niestety, nie było to możliwe. Teraz okazało się, że można oddzielić wydawnictwo od jego majątku, choć ten budynek i cała ulica jest pod nadzorem konserwatora zabytków - nabywca zatem nie będzie tam mógł nic innego wybudować. Może dlatego jest przyjęta ścieżka likwidacji, przy której wolno dzielić majątek, a nie przekształcenie własnościowe.
- Teraz ratować już chyba nie ma czego - może WNT zastąpią wydawnictwa uczelniane? One umieją zarabiać na tego rodzaju produkcji
- Przede wszystkim wydawnictwa uczelniane są finansowane z budżetu uczelni, czyli głównie państwa. Tam jeszcze pracuje się według starych zasad. Na przykładzie tych wydawnictw widać jednak głęboki sens istnienia takiego wydawnictwa jak WNT, bo każde wydawnictwo uczelniane wydaje głównie swoich autorów, dla głównie swoich studentów,nie ma obowiązku monitorowania rynku wydawniczego i kierowania się obiektywizmem w planach wydawniczych. Poza tym polityka wydawnicza w wydawnictwach uczelnianych podlega różnym naciskom, czego w takim wydawnictwie jak WNT nigdy nie było z przyczyn oczywistych. Nie każdą książkę wydawało, miało szerokie grono recenzentów naukowych.
Niektóre książki WNT miały co prawda dotacje z ministerstwa nauki, ale była ona niewielka, uzupełniała tylko koszty produkcji. Była obliczona na określony, niewielki nakład - ostatnio - 1000 egzemplarzy. Mimo tak znikomego nakładu coraz rzadziej były one sprzedawane w całości. Zatem na każdej prawie dotowanej książce WNT miało straty. Nie mówię już o innych powodach utraty zysku, jak upadki hurtowni, czy konieczność przeceny książek po 3 latach, co w przypadku książek naukowo-technicznych jest czasem za krótkim, książka jest aktualna dłużej.Wydawnictwa uczelniane też jednak będą mieć i mają kłopoty, bo dofinansowanie z budżetu uczelni będzie coraz mniejsze z racji zjawisk demograficznych.
- A jak to jest w świecie z książką tego rodzaju?
- Teraz trudno to ocenić, bo subwencje na tego rodzaju książkę pozyskuje się z rożnych stron. Ważny jest też język wydania. Jeśli jest angielski - taniej jest wydawać i łatwiej sprzedać. WNT przez wiele lat sporo książek wydawała na świat - przy współpracy z wydawnictwem obcym. Były to dopracowane książki, merytorycznie bardzo cenne. Skończyło się to wówczas, kiedy u nas wszystko podrożało w 1991 r. i przestało się opłacać. Ale we wszystkich krajach wydawcy takich książek odzyskują pieniądze z rynku wtórnego - z kopiowania książek. U nas jest to minimalne, bez porównania. {mospagebreak}
- Studenci używają jednak często argumentu, że książka naukowa jest w Polsce za droga...
- Podam przykład: kiedyś WNT wydawało podręcznik do matematyki dla politechnik - studentów było pewnie 10 razy mniej, nakład był z 10 razy większy, a książka nie była bardzo tania. A jednak nakład znikał z półek. Dzisiaj, kiedy nakład jest 10-krotnie mniejszy, podręcznik nie może być tani. Skoro nie można nawet odzyskać części kosztów z rynku kopiowania, to skąd wydawca ma brać pieniądze na wydawanie następnych książek? Największa suma, jaką WNT otrzymało za moich czasów z rynku kopiowania to 10 tys. zł., przy stracie ok. 2 mln zł. To dobrze pokazuje sytuację z odzyskiwaniem kosztów książek. Wszyscy przecież to widzą, ale przymykają na to oczy.
- Jak pani przewiduje rozwój sytuacji?
- Ta sytuacja dotyka już nie tylko wydawców technicznych, ale i tak potężnych jak Wolters Kluwer czy C.H. Beck. To jest powszechny proceder, który niszczy wydawców książek. To wszystko przecież może istnieć, ale za pewną opłatą, żeby komukolwiek opłacało się pracować. Inaczej nastąpi kompletne załamanie, które odbije się nie tylko na poziomie nauczania i studiów, ale niedouczenie absolwentów odbije się na gospodarce.
-Dziękuję za rozmowę.
Od redakcji:
Aniela Topulos zostala odwołana w maju 2006. Na zarządcę komisarycznego powołano wówczas Andrzeja Zasiecznego, którego odwołano w kwietniu 2008. Zastąpił go Bogumił Seredyński, którego odwołano we wrześniu 2009 wskutek działań CBA. Na jego miejsce powołano Dariusza Nowaka, który pełnił funkcje prezesa zarządu WNT do 18. listopada 2010, kiedy minister skarbu postawił wydawnictwo w stan likwidacji.
oem software