- Krajowy Punkt Kontaktowy opublikował ostatnio dane na temat 7. Programu Ramowego. Jakie wnioski o nauce w Polsce można z niego wysnuć?
- Takie, że polska nauka odnalazła się w europejskich programach ramowych, gdzie konkurujemy z najlepszymi. Mimo to, mamy niedosyt, bo patrząc na potencjał, jaki kiedyś nasza nauka miała, proporcje ludnościowe i obszarowe, wyniki powinny być lepsze. Realia są jednak takie, że wskutek niedofinansowania nauki przez całe 20 lat, ten potencjał się skurczył i jest obecnie porównywalny z potencjałem Czech.
- Ale przez te 20 lat powstało wiele nowych form organizacji nauki - centra doskonałości, centra zaawansowanych technologii, platformy, inkubatory, parki technologiczne, sieci - to wszystko nie wpłynęło na lepszą pozycję Polski?
- Wyniki 7. Programu wskazują, że choć masowo nie weszliśmy w konsorcja międzynarodowe, to jednak polskie jednostki i uczeni wykorzystują w wielu obszarach stworzone możliwości. To, o czym pani mówi, to sprawa globalna. Europa ma tutaj podobne problemy jak i my - za mało inwestuje się w badania. Kraje UE też tworzą platformy i inne inicjatywy, żeby znaleźć sposób na przyspieszenie rozwoju. Stąd nasze ograniczone działania nie zmniejszyły dystansu dzielącego nas od najlepszych, ani nawet krajów średnich, takich jak Austria, Belgia. Do tego potrzebny byłby skokowy wzrost nakładów na naukę z budżetu państwa. Inwestycje, jakie robimy teraz, przy 20-letnich zaniedbaniach są kroplą w morzu potrzeb. W takim tempie nie dogonimy szybko średniej europejskiej nakładów na naukę, czyli 1,9% PKB. Zwłaszcza, że ona ma wkrótce wzrosnąć do 3% PKB.
- I niczego nie poprawiły tutaj pieniądze unijne, jakie nauka polska dostała?
- Przy takich niedostatkach, jakie były w nauce rząd zdecydował o rozwoju w pierwszej kolejności infrastruktury, wyposażeniu laboratoriów, stworzeniu kilku wielkich centrów badawczych. Kolejnym etapem muszą być programy badawcze realizowane w tych obiektach - na tyle nowoczesnych, by pozwolić nawiązać kontakty z europejską czołówką badawczą. Potrzebna więc będzie konsekwencja, żeby nie skończyć na murach, a zainwestować w kapitał ludzki. Ale z drugiej strony, kryzys może spowodować, że środków budżetowych nie będzie. Obecny rząd zapowiada, że do 2020 roku zwiększy nakłady na badania do 1,7% PKB. To dużo, ale w tym czasie kraje, jakie chcemy dogonić, też chcą przeznaczyć na naukę prawie dwa razy więcej, więc obecny dystans się nie zmieni.
- Prof. Andrzej Wiszniewski, kiedy był przewodniczącym KBN mówił, że skokowego wzrostu nakładów nauka polska nie byłaby w stanie skonsumować...
- Choć polska nauka rozwija się w niedostatecznym dla nas tempie, to największym problemem jest jej nierównomierny rozwój. Przestaliśmy praktycznie rozwijać polskie technologie. Przez ostatnie 20 lat wszystko się wykruszyło, wymarło...
- Wicepremier Balcerowicz mówił przecież, że wszystko można kupić, więc co za problem?
- Kupujemy wszystko, nawet w obszarach, w których mamy potencjał naukowy. Tak jest np. z usługami geologicznymi, choć mamy świetnych geologów. Rozwój technologii jest ryzykowny, więc szefowie firm postrzegają nowe technologie jako inwestycje mogące zagrozić ich pozycji, jest wręcz strach przed inwestowaniem w technologie. Jest on o tyle uzasadniony, że w Polsce nie wypracowano żadnych mechanizmów zabezpieczających przed ryzykiem takiej inwestycji, nie ma praktycznie żadnych funduszy inwestycyjnych, np. typu venture capital. Dzisiaj trudno by było wymienić więcej niż 10 technologii, które Polska rozwija, nastawiliśmy się na kupowanie wszystkiego - nawet tego, co potrafimy sami zrobić. Zamiast więc rozwijać własne, wyspowe technologie, wolimy płacić za cudze. Brakuje w tym obszarze zdecydowanej polityki rządu. Proszę zwrócić uwagę, że nawet w języku polskim nie ma odpowiednika tak ważnego w świecie słowa jak „demonstration", co przekłada się na „demonstrację" technologii, czyli - pierwsze wdrożenie. Ono powinno być dofinansowane ze środków publicznych, ale nie ma w tym obszarze nawet regulacji prawnych. Poza tym nasze największe firmy, których właścicielem jest jeszcze państwo nie są zmuszane do wydatków na rozwój technologii, choćby poprzez mechanizmy finansowe. Tutaj potrzebna jest też decyzja polityczna, aby w funduszach strukturalnych wydzielić znaczące środki na rozwój polskich technologii. Dzisiaj wydajemy 2 mld euro na B+R, ale skoro mówimy o przyspieszeniu, to drugie tyle powinny na rozwój polskich technologii wyłożyć firmy czy platformy.
- Ocena, co i na ile trzeba rozwijać, byłaby pewnie zadaniem trudnym. Wystarczy przypomnieć dotychczasowe próby określenia priorytetów w nauce - każdy z pytanych naukowców za najważniejszą uznawał ... swoją dziedzinę
- Bo poruszamy się we własnym sosie. Pytamy często profesorów o strategiczne kierunki rozwoju, a oni kierują się wiedzą o najmodniejszych kierunkach. Gdybyśmy chcieli zrobić rozsądny foresight, należałoby spytać nie naukowców, ale tych kilkunastu znających się na rzeczy przedsiębiorców, którzy rozwijają w Polsce technologie oraz polskie platformy technologiczne.
7 PR dokładnie pokazał, że programy unijne są programami zamawianymi. W takich obszarach jak Security, Energy, Space to nawet 100% konkursów jest zamawianych. To nie jest tak, że każdy, kto złoży wniosek, dostanie dofinansowanie. 7PR jest też próbą integracji działań najlepszych zespołów i centrów badawczych w Europie, które są znane, mają ogromne, idące w setki milionów euro, budżety. I wiadomo, że dobry projekt bez tych ośrodków nie może się obejść. KE coraz częściej tworzy konkursy niejako zamknięte. Po to też w 2004 r. stworzono europejskie platformy technologiczne, żeby w każdym sektorze nauki była reprezentacja największych potęg przemysłowych. I to właściwie prezesi tych firm kreują, definiują strategiczne kierunki rozwoju na 10-20 lat i zamawiają konkretne badania.
Oczywiście, żejest też grupa badań podstawowych jak zdrowie, biotechnologia, nanotechnologia, informatyka, gdzie liczą się dobre pomysły i gdzie są konkursy otwarte. Ale ostatnio KE zaczęła też je blokować, ogłaszając konkursy, w których może wygrać tylko jeden zespół. To powoduje, że wielcy gracze z danego obszaru łączą się w jeden zespół i wygrywają.
- Czyli globalizacja nauki...
- Centralizacja, klasteryzacja. Są takie pary ośrodków, o których można powiedzieć: papużki nierozłączki. Mamy dane statystyczne potwierdzające, że dzisiaj 10% najlepszych zespołów-centrów zgarnia z rynku 80% pieniędzy.
- Zatem nie mamy żadnych szans..
- Niezupełnie, nie jest aż tak źle. Ale Polska musi dzisiaj określić nie więcej jak 5 -8 swoich specjalizacji i w nie inwestować. Dzisiejszy system przypomina w wielu dziedzinach centralnie sterowaną gospodarkę - wspólne uzgadnianie europejskiego podziału pracy i specjalizacji. Trzeba też pamiętać, że za chwilę - bo już w 2014 roku zaczną znikać granice w nauce, nie będzie nauki polskiej, a będzie jedna nauka europejska. Polska powinna powalczyć o zdobycie silnej pozycji w takiej globalnej nauce, czyli europejskiej przestrzeni badawczej (ERA) w kilku wybranych strategicznych obszarach.
- A nie lepiej opłacałoby się dać cały budżet nauki do Brukseli, aby to KE decydowała o naszej nauce?
- Powoli idziemy w tym kierunku, pozbawiając się możliwości tworzenia własnych technologii. Ale tak nie musi być. Mamy ciągle silne atuty, żeby rozwijać swoje technologie. Ale wówczas trzeba tworzyć KNOW-y, centra doskonałości o dobrym finansowaniu, skoro mają być naszym przyczółkiem w europejskiej przestrzeni badawczej. Polska jest dużym krajem i w każdej dziedzinie ma coś do powiedzenia. I w każdej z nich warto mieć taki ośrodek, zespół badawczy na dobrym poziomie, dający nam wejście do Europy. Ale mamy też i takie dziedziny, w których możemy być nawet liderem, np. w obszarze górnictwa, czy gazu łupkowego. Starajmy się zatem rozwijać zgazowanie węgla, technologie otworowe w górnictwie, rozpoznanie geologiczne, monitoring środowiska, bo sama Europa wskazuje nam, że są one naszą specjalizacją. To samo dotyczy np. elektrycznych autobusów, czy też nowoczesnych pociągów, które produkujemy. Inwestowanie w czyste technologie energetyczne i ekologiczny transport może nas wysforować na lidera europejskiego w tej dziedzinie.
I jeszcze jedna sprawa - są takie obszary, gdzie Polska może wejść w rozwój technologii na zasadzie partnerstwa. Takim tematem mógłby być np. samolot regionalny, bo mamy taki potencjał najlepszych firm światowych u siebie, że moglibyśmy znaczną część takiego samolotu u siebie wytwarzać. Trzeba byłoby jednak te firmy zachęcić, pomóc im zrobić pierwszy krok.
- Ale wszystko to wymaga porozumienia, tymczasem tylko 30% naszych naukowców deklaruje współpracę z zagranicą...
- Sądzę, że to jest bagaż historii. Trudno oczekiwać, żeby ludzie kończący karierę naukową nagle przestawiali się na inny sposób działania. To się zmienia, obecna pani minister wiele zresztą zrobiła, żeby zachęcić do współpracy młodych naukowców. Obserwujemy zmianę dotychczasowego modelu, bo młodzi mogą jeszcze korzystać z doświadczenia starszych naukowców, a jednocześnie współpracują już z badaczami spoza kraju. Powoli powstaje też infrastruktura naukowa na poziomie europejskim. Od strony organizacyjnej jednak mamy ciągle jeszcze model PRL-owski, czyli trójpodział nauki na PAN, „jbr-y" i uczelnie. Brakuje następnej fazy transformacji, żeby to uelastycznić, aby to nie blokowało wewnętrznego przepływu ludzi i idei. Mamy też bardzo rozproszoną strukturę nauki - widać to szczególnie w porównaniu z Niemcami, gdzie instytutów badawczych i zespołów jest o wiele mniej niż w Polsce, ale są one dużo większe. U nas dla rozwoju strategicznych badań wystarczyłoby pewnie 8-10 centrów środowiskowych w największych miastach i w interesie samych placówek badawczych powinno być łączenie się w większe organizacje.
- Od łączenia pieniędzy nie przybędzie...
- Ale mogą być sensowniej wydawane. Dzisiaj każdy ma swoją politykę, kupuje podobny sprzęt, robi niekiedy podobne czy nawet takie same badania. Skutek taki, że podobny instytut w Niemczech ma budżet w wysokości 500 mln euro, a nasz - 10 -15 mln euro, więc nie ma możliwości nawiązania współpracy na podobnym poziomie naukowym. Trzeba koniecznie zacząć scalać placówki i zespoły badawcze - modelem może być tu Wrocławskie Centrum Badawcze EIT+, w którym udziały mają uczelnie.
- Jednak znów wrócę do umiejętności współpracy - np. w warszawskim kampusie Ochota trudno jest się porozumieć placówkom PAN z UW, który ma ambicje przywódcze i zawłaszcza wspólne pomysły...
- To wynika często z pułapek, jakie kryją w sobie fundusze strukturalne, z których korzysta także nauka. Pierwsza jest taka, że tworzone duże centrum badawcze powinno być podmiotem prawnym, ale tego nie zapisano aktem prawnym. Zatem w tym luźnym konsorcjum, które nie ma osobowości prawnej, jeden z jego członków, lider, koordynator, musi na siebie wziąć rolę podmiotu prawnego, co rodzi w konsekwencji nierównoprawność wszystkich uczestników. To jest ewidentny błąd legislacyjny, zawiniony przez samych naukowców, którzy nie chcieli wyprowadzać badań ze swoich placówek do nowych podmiotów. Rodzi to niezdrowe zachowania biznesowe.
Drugą pułapką było omijanie zapisu o pomocy publicznej w funduszach strukturalnych. Poszliśmy więc wszyscy na łatwiznę, braliśmy 100% środków na inwestycje z funduszy i zbudowaliśmy laboratoria, które przez 5 lat po zakończeniu inwestycji nie mogą służyć gospodarce, tylko „czystej" nauce. To jest bardzo poważny błąd, pogłębiający rozchodzenie się nauki z przemysłem. Powinniśmy to zmienić przy następnej transzy środków unijnych.
- W jakim stopniu fundusze strukturalne zastąpiły polskim naukowcom programy ramowe?
- Ze strony funduszy strukturalnych pojawiła się ogromna konkurencja dla programów ramowych - nie trzeba budować ani starać się o udział w konsorcjum europejskim, lobbować, jeździć do Brukseli, przygotowywać skomplikowanych wniosków. Tu pieniądze są łatwiejsze i szybsze, a kiedy ktoś dysponuje dużym potencjałem, to tutaj ma żniwo znacznie lepsze i zaniedbuje program ramowy.
- Nie szkoda więc naszej składki do UE, skoro nie odzyskujemy tych pieniędzy w stopniu, w jakim moglibyśmy?
- Dzisiaj nie ma już składki do programu ramowego. Polska płaci składkę do budżetu UE, z którego wydzielane są środki zarówno na programy ramowe i - dla krajów słabszych - fundusze strukturalne. Silne państwa UE uważają, że po to są programy ramowe, żeby ci, którzy inwestują w budżet europejski najwięcej i jednocześnie są liderami technologicznymi, mogli też najwięcej z nich wziąć na badania. Klucz jest więc zupełnie inny: im większe mamy nakłady na naukę w danym kraju, tym więcej można zyskać z programów ramowych. Nasz GERD (krajowe wydatki na B+R) wynosił przez wiele lat 0,6% wydatków UE (my wydawaliśmy ok. 1,5 mld euro, a UE - 240 mld euro). Teraz, dzięki funduszom strukturalnym, podskoczył do 0,9% - i taki jest dzisiaj potencjał Polski, zrównaliśmy się z potencjałem Czech. Natomiast nasze przedsiębiorstwa skurczyły nakłady na badania (BERD) do 600 mln euro, co zrównało nas z Luksemburgiem. A Luksemburg to kraj wielkości jednego polskiego powiatu. Czyli taki mamy rzeczywisty potencjał i proporcjonalnie do niego możemy otrzymywać pieniądze z unijnych programów badawczych.
- Czyli najpierw musimy sami zainwestować...
- Tak, bo ramowe programy europejskie są tylko katalizatorem, takim integratorem programów narodowych. Nie można tu mówić o odzyskiwaniu składki członkowskiej.
Warto jednak powiedzieć, że dzisiaj bierzemy udział w projektach o wartości przekraczającej 5 mld euro - uczestniczymy w najlepszych konsorcjach, pracujemy w najlepszych laboratoriach, uczestniczymy w najnowocześniejszych badaniach i rozwoju technologii. Tego sami w kraju nigdy nie bylibyśmy w stanie zrobić. Te małe pieniądze, jakie mamy, są przepustką nie tylko do najlepszej wiedzy, ale pozwalają na korzyści biznesowe - obserwujemy, że wiele polskich przedsiębiorstw przeszło już etap kupowania i dostrzegło korzyści ze współpracy europejskiej w rozwoju technologii. To jest często wynikiem działań zagranicznego menedżmentu i upowszechniania europejskiego modelu, w którym udział przedsiębiorstw w programach badawczych jest obowiązkiem.
- Twierdzi pan, że renta zacofania kosztowała nas już miliardy - jak to pan wyliczył?
- Widać, że samo kupowanie technologii w pewnych obszarach zaczyna nas narażać na olbrzymie straty. Brak własnego potencjału badawczego, technologicznego skazuje nas na ekspertyzy zagranicznych ośrodków i błędne zakupy, gdyż nie jesteśmy w stanie ocenić ich wartości. Szczególnie widać to w elektroenergetyce, gdzie polityka UE wobec Polski jest bardzo dolegliwa ekonomicznie. Europa nawet nie wyczuwa, jakie konsekwencje dla nas niosą jej rozwiązania w tym obszarze. Natomiast my w ten sektor badawczy nie inwestowaliśmy i kiedy kształtowała się unijna polityka w tym obszarze nie mieliśmy własnych badań w tej dziedzinie, własnej ekspertyzy, nie było silnych głosów środowiska naukowego, które dostarczyłoby naszym politykom silnych argumentów.
Podobnie jest z gazem łupkowym - to nie nasi geolodzy, ale Amerykanie nam powiedzieli, że mamy ogromne złoża gazu. A przecież my mogliśmy rozwinąć ten sektor wcześniej, poszukując nie tylko gazu, ale i minerałów.
To samo z budową dróg i autostrad. Zaniedbując naukę i rozwój technologii, utraciliśmy olbrzymie możliwości w tym obszarze, a przecież kiedyś mieliśmy je znaczące i były one znane. Mając przed sobą taki olbrzymi program inwestycyjny, powinniśmy już wiele lat temu zacząć rozbudowywać własny potencjał.
I takich przykładów można podać znacznie więcej. Wniosek z tego taki, że skoro dzisiaj nie możemy sprostać dużym wyzwaniom inwestycyjnym, to powinien pojawić się obowiązkowy offset technologiczny i badawczy. Skoro już musimy coś kupić, to pod warunkiem, że sami coś w Polsce będziemy robić dla potrzeb tej inwestycji, odbudujemy nasz potencjał, nauczymy się czegoś nowego i w przyszłości będziemy rozwijać nowe technologie i zarabiać na tym.
- Czy dawne jbr-y obecnie instytuty naukowe, są w stanie tworzyć nowe technologie?
- Prawdę mówiąc, wiele instytutów badawczych znajduje się w zawieszeniu. To przemysł powinien rozwijać nowe technologie, a instytuty winny się stać częścią przemysłu, wrócić do stanu, w jakim były przed 1989 r, kiedy stanowiły część badawczą przedsiębiorstw. W wielu przypadkach obecna sytuacja nie przystaje do rzeczywistości.
- Ale tego przemysłu już nie ma...
- Dlatego powinno się budować centra środowiskowe, w których takie jbr-y by się odnalazły. Żeby się liczyć w Europie trzeba mieć budżety na badania sięgające setek milionów euro. Przy naszych obecnych budżetach nie mamy szans. Jak nastąpi europejska integracja nauki, to znikniemy całkowicie. Dlatego dzisiaj trzeba zainwestować w wyspy technologiczne w największych metropoliach, żebyśmy nie zostali pustynią technologiczną.
- Czy następny program ramowy z większym budżetem będzie dla nas bardziej atrakcyjny? Ma się zmienić filozofia jego konstruowania...
- Będzie pewnie jeszcze gorszy dla Polski, bowiem warunki każdego następnego programu ramowego są dla nas coraz trudniejsze. Bo jeżeli w programach przeznacza się połowę środków na inicjatywy przemysłowe, technologie dla przedsiębiorstw, to my odpadamy, bo nasze firmy tam nie chcą tam wchodzić. Tak było już w 6 PR, tak jest w 7 PR i będzie w 8 PR. 7 PR jest w znacznej mierze adresowany do przemysłu, co widać już z jego nazwy.- program badań, rozwoju technologii i pierwszych wdrożeń. A 8 PR ma być połączony z innowacyjnością, więc będziemy mieć jeszcze mniejsze szanse.
Powinniśmy więc też postawić na rozwój technologii. Wielką rolę do wypełnienia ma tutaj Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, które powinno mieć więcej środków na strategiczne programy technologiczne z silnym udziałem przemysłu. Powinno też być coraz więcej dużych projektów zamawianych, trzeba być aktywnym w Brukseli, a to nie jest naszą specjalnością.
- Grecy jednak potrafią...
- Ale ilu Greków pracuje w KE, w dyrektoriacie, akurat w badaniach! Tymczasem my praktycznie nikogo tam nie mamy. Trzeba by było mieć stanowisko dyrektora generalnego, dyrektorów, naczelników, a my mamy tam głównie sekretarki. Przez takie zaniedbanie trzeba będzie pewnie dziesięciu lat, żebyśmy mieli w Brukseli właściwą reprezentację. Pociechą jest, że często urzędnicy brukselscy uczą się polskiego, żeby mieć lepszy kontakt z nami.
- Co robić, skoro z programu na program mamy coraz gorsze szanse?
- Tu jest cały czas olbrzymia praca domowa do odrobienia. Postawienie porzeczki wydatków na 3% PKB na naukę w UE powoduje, że kraje bogatsze szybciej będą nam uciekać. Oficjalnie się mówi, żeby wydobyć się z kryzysu należy postawić na rozwój technologii. I w europejskiej przestrzeni badawczej Polska, nie inwestując w badania i technologie, zajmie miejsce peryferyjne. W mojej opinii, ostatnią szansą jest przeznaczenie znaczących funduszy strukturalnych w perspektywie 2014 - 2020, rzędu kilkunastu miliardów euro, na wyodrębniony program operacyjny dotyczący badań i rozwoju technologii.
- Co pana zdaniem jest bardziej dokuczliwe: brak świadomości tego stanu u polityków czy brak silnego środowiska naukowego, które wymusiłoby takie decyzje u polityków?
- Można mieć bardzo duże pretensje do naukowców, że sami się skazali na takie traktowanie przez polityków. W każdym kraju naukowcy to ogromna siła polityczna, umiejąca wymusić pewne decyzje polityczne. Tymczasem nasi naukowcy są bardzo potulni, od 20 lat znoszą cierpliwie kolejne decyzje niekorzystne dla tego środowiska i kraju, nie było wśród nich żadnego buntu. Ale też naukowcy nie potrafią przedstawić dostatecznie atrakcyjnej oferty dla polityków, przygotować odpowiedniej argumentacji. Politycy wobec tego nie dostrzegają nawet dobrych programów. Jest tutaj więc duża wina środowiska naukowego. A kiedy uczestniczy się w programach europejskich, będących jakby lustrem, w którym można się przejrzeć i zobaczyć jak to inni robią, świadomość tej sytuacji jest bardzo bolesna. Bo widać, że można byłoby dużo więcej zrobić, tymczasem nie ma siły i warunków, aby móc dołączyć do innych, najlepszych.
Stoimy obecnie przed kluczowym dla naszej przyszłości wyborem: czy możemy nadal płacić rentę zacofania, co grozi nieodwracalną marginalizacją, czy zdecydować się na wielki wysiłek, skok technologiczny, dzięki środkom z następnego budżetu europejskiego. W statystykach wyraźnie widać, że Czechy, Słowenia, Estonia już wcześniej podążyły ścieżką rozwoju, a my - razem ze Słowacją, Bułgarią, Rumunią - zatrzymaliśmy się na drodze bez wyjścia. Trzeba by się więc cofnąć, żeby wejść na tę drugą ścieżkę. I to jest najważniejsze zadanie dla polityków. Ale i naukowcy winni o to wołać.
- W 7 PR oczekiwaliśmy, że z Polski będą wnioski dotyczące głównie naszej silniejszej strony - nauk podstawowych (Ideas), a problem będzie ze sferą B+R. Tymczasem okazało się, że w tej części programu naszych wniosków prawie nie ma.
- To jest właśnie to lustro. Świadomość naszych naukowców, czyli ich mniemanie o swojej doskonałości jest tak wysokie, że przesłania czasami realia i dopiero spotkanie na równym gruncie z innymi naukowcami w Europie pokazuje, jak jest naprawdę. I tu nie chodzi o mózgi, ale o laboratoria, o życiorysy, które mamy słabsze, bo nie jeździmy po świecie, nie uczestniczymy w konferencjach międzynarodowych, nie mamy dobrych publikacji, etc. Dopiero młode pokolenie może to zmienić, pod warunkiem, że tym, którzy są najlepsi i kształceni w zagranicznych ośrodkach, po powrocie do Polski stworzymy dobre warunki. Inaczej zostaną za granicą lub rozpłyną się w szarości. Nauka musi być elitarna, żeby nadgonić zaniedbania trzeba kierować środki dla najlepszych, tymczasem my często staramy się obdzielić wszystkich po równo, więc nie ma koncentracji na najlepszych.
- Dziękuję za rozmowę.
Raport dostępny jest pod adresem: http://www.kpk.gov.pl/pliki/11780/Raport_274_konkursy.pdf