banner

Po długotrwałych konsultacjach między władzami resortu nauki a środowiskiem naukowym, projektach trzech niezależnych zespołów odnośnie nowego ustroju nauki w Polsce, reforma nauki 2.0 - nazwana szumnie konstytucją - przedstawia się mgliście. Optymizm kierownictwa resortu nie jest gremialnie podzielany przez naukowców – wystarczy przejrzeć opinie na temat tej reformy zamieszczone na stronie Biura Analiz Sejmowych - http://www.sejm.gov.pl/Sejm8.nsf/opinieBAS.xsp?nr=2446

Przytaczamy prawie w całości fragmenty jednej z nich, autorstwa dr. Jarosława Szymanka, dotyczącą skutków realizacji ustawy 2.0 (projektu ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce) dla województw wschodnich Polski. Pokazuje ona, iż reformatorzy sporo spraw nie przemyśleli… (red.)

Tezy

- Projektowana ustawa 2.0 (Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce) dokonuje zasadniczej reorganizacji mechanizmu kategoryzacji szkół wyższych, wprowadzając podział na uczelnie akademickie (a w ich ramach na uniwersytety i akademie) oraz uczelnie zawodowe, z czym wiążą się inne konsekwencje (np.: w zakresie prowadzenia kierunków studiów czy możliwości nadawania stopni naukowych).

- Województwa wschodniej Polski jednoznacznie tracą na proponowanej reformie. Symulacja wyników obecnej (przeprowadzonej w roku 2017) parametryzacji ze skutkami ewentualnego wejścia ustawy w życie pokazuje, że żaden z dzisiejszych uniwersytetów we wschodniej Polsce nie utrzyma statusu uniwersytetu (co dotyczy takich uniwersytetów jak np. Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie czy Uniwersytet w Białymstoku).
- Należy jednak mieć na uwadze, że takie symulowanie jest dzisiaj mało uprawnione, ponieważ projekt ustawy wprowadza zupełnie nowe rozwiązania (dodatkowa kategoria B+, ocena w obrębie dyscypliny, a nie kierunku), których nie sposób przyłożyć do wyników ostatniej parametryzacji.

- Społeczne i gospodarcze skutki wejścia proponowanej ustawy w życie dla województw wschodniej Polski będą jednoznacznie negatywne, co wiąże się m.in. z migracją wielu osób do aglomeracji akademickich, odpływem kapitału, a w dalszej perspektywie pogorszeniem stanu cywilizacyjnego i kulturowego tych regionów.

Uzasadnienie opinii

Projekt nowej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce w istotny sposób będzie wpływał na województwa wschodniej Polski. Wpływ ten, jak każdy zresztą, będzie miał dwukierunkowy przebieg, tzn. będzie wpływem jaki projektowana ustawa wywoła w stosunku do tych województw, jak również będzie wpływem zwrotnym, jaki ewentualne wejście ustawy w życie wywoła w stosunku do jego projektodawców. Należy oczywiście mówić o skutkach wielorakich, w tym zwłaszcza o skutkach społecznych, ekonomicznych i politycznych.

Konsekwencją wejścia ustawy w życie w jej obecnym kształcie będzie sytuacja, w której uczelnie wyższe mające status tzw. uniwersytetów pełnych oraz tzw. uniwersytetów przymiotnikowych znikną całkowicie z mapy wschodniej Polski (co dotyczyłoby również Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, który ma jednak status publiczno-prywatny), a to oznacza, że nie mają do niego zastosowania przepisy projektowanej ustawy, w związku z czym zachowa on, mimo wszystko, rangę uniwersytetu pomimo niespełniania kryteriów przewidzianych w projekcie ustawy 2.0), co w każdym aspekcie, tj. społecznym, kulturowym, gospodarczym i politycznym może być niebezpieczne, a przynajmniej dysfunkcjonalne (szczególnie w dłuższej perspektywie czasowej).
Przyjęte w proponowanym projekcie rozwiązania dotyczące tworzenia i funkcjonowania uczelni zasadzają się bowiem na trzech podstawowych założeniach i każde z nich, daje efekt niekorzystny dla szkół wyższych działających we wschodniej Polsce. Założeniami tymi są, po pierwsze, podział uczelni wyższych na uczelnie typu akademickiego oraz uczelnie typu zawodowego. Po drugie, podział uczelni akademickich na uniwersytety oraz akademie. Po trzecie wreszcie, zlikwidowanie tzw. uniwersytetów przymiotnikowych (które staną się albo uczelniami akademickimi, albo uczelniami zawodowymi).

Zaproponowane mechanizmy kwalifikowania uczelni, wespół z całokształtem innych konsekwencji wejścia ustawy w życie, pozwalają sformułować wniosek o wręcz destrukcyjnym wpływie projektowanych rozwiązań na rozwój regionalny Polski, w tym zwłaszcza, choć nie tylko, tzw. ściany wschodniej (co jednak w porównywalnym stopniu dotyczy to także Polski zachodniej - status uniwersytetów stracą m.in. Uniwersytet Szczeciński, Uniwersytet Opolski czy Uniwersytet Zielonogórski. Należy mieć świadomość, że projektowana ustawa generalnie uderza w tzw. Polskę regionalną, premiując duże aglomeracje, będące zarazem ośrodkami akademickimi. Uniwersytety, przekształcone w akademie, stracą bowiem także takie miasta jak Kielce czy Bydgoszcz).

Można nawet powiedzieć, że zaburzenie rozwoju regionalnego Polski stanowi jeden z większych mankamentów proponowanej ustawy, zwłaszcza że rozwiązania zawarte w projekcie mocno kontrastują z dotychczasową koncepcją rozwoju regionalnego w zakresie szkolnictwa wyższego. Do tej pory bowiem logika rozwoju szkolnictwa wyższego była wszak diametralnie odmienna. Akcentowano konieczność wzmacniania tzw. Polski prowincjonalnej czy też regionalnej, a niebagatelnym elementem tego wzmacniania było właśnie tworzenie, tudzież przekształcanie istniejących uczelni albo w tzw. pełne uniwersytety, albo w uniwersytety przymiotnikowe. Decydenci polityczni wychodzili z założenia, że rozwój ośrodków akademickich w mniejszych miastach przynosi efekty nie tylko edukacyjne (wzrost wskaźnika skolaryzacji), ale również społeczne (zmniejszenie migracji z mniejszych ośrodków do dużych aglomeracji) oraz ekonomiczne (rozwój mniejszych ośrodków, do których wraz z uczelniami wyższymi wchodził większy kapitał, co siłą rzeczy generowało rozwój choćby handlu i drobnej przedsiębiorczości).

Powstawanie i działanie szkół wyższych w mniejszych ośrodkach dawało więc, zwłaszcza w dłuższej perspektywie, efekt synergii i oznaczało – mówiąc w największym skrócie – rozwój cywilizacyjny danego regionu (wzrost ekonomiczny, kulturowy, społeczny). Rósł także, co ma również swoje znaczenie, prestiż miasta i regionu, dla którego uczelnia wyższa, zwłaszcza o randze uniwersytetu, była nie tylko swoistą sprężyną rozwoju naukowo-kulturowego oraz społeczno-gospodarczego, ale symbolem ogólnego, cywilizacyjnego awansu.
Ta polityka rozwoju regionalnego, w aspekcie szkolnictwa wyższego była z powodzeniem prowadzona od kilkunastu lat. Jej wynikiem było powstanie kilku regionalnych, ale ważnych na mapie edukacyjnej Polski, ośrodków naukowo-dydaktycznych, mianowicie Uniwersytetu w Białymstoku, Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz jednego w tej części Polski tzw. uniwersytetu przymiotnikowego, jakim jest Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy w Siedlcach.

Wszystkie te uczelnie, jak się zauważa, stały się bardzo szybko motorem rozwoju nie tylko miasta ale i całego regionu. Należy zaznaczyć, że rozwój ten silnie był skorelowany właśnie z awansem dotychczasowych ośrodków naukowo-dydaktycznych i nadaniem im postaci uniwersytetu. Wcześniej działające tam szkoły wyższe, albo jako filie innych uczelni, albo jako szkoły rolnicze, bądź pedagogiczne, nie dawały tego impulsu rozwojowego, co najlepiej dowodzi tego, że nie sama szkoła wyższa, ale jej uniwersytecki status przyczynia się do awansu cywilizacyjnego danego regionu.
Dopiero bowiem przekształcenie istniejących szkół w uniwersytety stało się katalizatorem przyspieszonego rozwoju, co związane zbyło z przyciąganiem młodzieży z najbliższego otoczenia, która dzięki temu otrzymała alternatywę w postaci „własnego” ośrodka uniwersyteckiego, bez konieczności migracji do dużych miast. W całokształcie swoich zdarzeń i skutków pozwoliło to zbalansować rozwój regionalny i wypełnić „puste miejsca” na mapie uniwersyteckiej Polski.
Wcześniej bowiem, na wschód od Wisły był tylko jeden taki ośrodek, mianowicie Lublin z dwoma uczelniami uniwersyteckimi, tj. KUL i UMCS. Później status takich ośrodków otrzymały Białystok, Olsztyn, Rzeszów i – w nieco mniejszym zakresie – Siedlce, co wyrównało akademicką mapę Polski w jej wschodniej części.

Proponowana ustawa ma trzy zasadnicze elementy dekonstruujące system edukacyjnego wspomagania ośrodków regionalnych.

Po pierwsze, dzieli szkoły wyższe na szkoły o charakterze akademickim oraz na szkoły o charakterze zawodowym. Zgodnie z projektem uczelnia jest wszakże albo uczelnią akademicką, albo zawodową (art. 13 ust. 2). Kryterium podziału są tzw. kategorie naukowe, które przyznaje minister nauki i szkolnictwa wyższego w wyniku periodycznej oceny parametrycznej.
Według art. 14 ust. 1 przedłożonego projektu uczelnia jest uczelnią akademicką, jeżeli prowadzi działalność naukową i posiada kategorię naukową A+, A albo B+ w co najmniej jednej dyscyplinie naukowej lub artystycznej. Wszystkie pozostałe szkoły wyższe, o ile nie spełniają tego kryterium, zgodnie z art. 15 ust. 1 kwalifikują się do miana szkoły zawodowej. Żeby jednak stać się, w sensie statutowym, szkołą zawodową, uczelnia niekwalifikująca się jako uczelnia akademicka musi dodatkowo spełnić jeden warunek, mianowicie musi prowadzić kształcenie uwzględniające potrzeby otoczenia społeczno-gospodarczego.
Uczelnia zawodowa, zgodnie z projektem, prowadzi kształcenie na studiach wyłącznie o profilu praktycznym. Uczelnie tego typu prowadzą studia pierwszego stopnia i mogą ewentualnie prowadzić również studia drugiego stopnia, jak również studia specjalistyczne. Z projektu jednoznacznie wynika, że uczelnie niemające uprawnień uczelni akademickiej nie mają też możliwości nadawania stopnia naukowego doktora (por. art. 185 ust. 1).

Po drugie, projekt ustawy zakłada podział uczelni akademickich na dwojakiego rodzaju podmioty, tzn. uniwersytety oraz akademie. Uniwersytetem jest, na podstawie art. 16 ust. 2 projektu, uczelnia akademicka posiadająca kategorię naukową A+, A albo B+ w co najmniej sześciu dyscyplinach naukowych lub artystycznych, zawierających się w co najmniej trzech dziedzinach nauki lub sztuki. Wszystkie uczelnie akademickie niespełniające tego warunku są – z mocy ustawy – akademiami, która to nazwa jest zastrzeżona wyłącznie dla uczelni akademickiej.
Warto zaznaczyć, że projekt zastrzega, iż w przypadku uzyskania kategorii naukowej skutkującej koniecznością zmiany nazwy uczelni, uczelnia może posługiwać się nazwą dotychczasową. Przepis ten jest pod wieloma względami niebezpieczny.
Raz dlatego, że trudno zakładać, iż akademia, która spełni kryteria uniwersytetu będzie chciała nadal wstępować pod oficjalną nazwą akademii, co przy cyklicznych parametryzacjach i będących ich następstwem kategoryzacjach, może generować permanentną wręcz zmianę nazw szkół akademickich (co w skrajnych sytuacjach może doprowadzić do wręcz kuriozalnej sytuacji, że raz szkoła będzie uniwersytetem, a kiedy indziej akademią, w zależności od wyników cyklicznej parametryzacji).
Dwa dlatego, że może „wprowadzać w błąd” zwłaszcza w tych przypadkach, kiedy uczelnia jest uniwersytetem, ale w następstwie nowej kategoryzacji nie spełnia jego kryteriów, niemniej – na podstawie art. 16 ust 4 projektu – w dalszym ciągu posługuje się nazwą dotychczasową.

Po trzecie, przedstawiony do zaopiniowania projekt całkowicie likwiduje kategorię uniwersytetów przymiotnikowych (niekiedy określanych mianem uniwersytetów „drugiej kategorii”), które – na podstawie ogólnych ocen – będą zaliczane albo do szkół akademickich (a w konsekwencji będą uniwersytetami, bądź akademiami), albo do szkół zawodowych (co w praktyce będzie oznaczało ich drastyczną degradację).

Należy zaznaczyć, że prosta symulacja skutków ewentualnego wejścia ustawy w życie jest mocno utrudniona. Jest tak dlatego, że projekt przewiduje, jako ważne kryterium podziału, kategorię naukową B+, której obecnie (na podstawie parametryzacji przeprowadzonej w roku 2017) w ogóle nie ma. Nie można więc dzisiejszych kategorii naukowych w prosty sposób przykładać do nowej ustawy. Ma to tym większe znaczenie, że kategoria B+ jest relewantna z punktu widzenia kwalifikowania uczelni do grona uczelni akademickich, albo zawodowych, a w ramach uczelni akademickich przyznawania rangi uniwersytetu, bądź akademii.
Obecnie zasadnicza większość jednostek naukowych ma kategorię B i nie wiadomo, które z nich – przy następnej parametryzacji – zmienią się, ewentualnie, w nową kategorię B+. Nomen omen samo wprowadzenie kategorii B+ należy ocenić pozytywnie, gdyż dzisiaj pośród jednostek z kategorią B są jednostki lepsze i gorsze, co nowa kategoria B+ wyraźnie pokaże.
Poza tym należy zaznaczyć, że symulowanie skutków wejścia projektowanej ustawy w życie jest również utrudnione z tego powodu, że projekt zmienia metodologię parametryzacji, odnosząc ją do dyscyplin naukowych, a nie kierunków (jak ma to miejsce obecnie). To ostatnie na uczelnie może działać zarówno in plus, jak i in minus, wobec czego nie da się jednoznacznie przewidzieć, w którym konkretnym przypadku zmiana warunków parametryzacji będzie korzystna dla uczelni, a w którym przyniesie pogorszenie jej sytuacji.

Należy podkreślić, że uwzględniając przedstawione w projekcie założenia odnoszące się do podziału uczelni na uczelnie typu akademickiego i zawodowego oraz kwalifikowania uczelni akademickich jako uniwersytetów (ze wszystkimi tego konsekwencjami), skutki dla wschodniej Polski są jednoznacznie niekorzystne. Nie licząc KUL (mającego jednak status szczególny, bo w gruncie rzeczy publiczno-prywatny, a warto zaznaczyć, że gdyby KUL był liczony wg kryteriów projektu ustawy 2.0 również nie mógłby być uniwersytetem), żadna z istniejących uczelni wyższych nie zachowa statusu uniwersytetu, a niektóre z nich stracą nawet status uczelni akademickich i zostaną zdeklasowane do kategorii uczelni zawodowych.

Wejście w życie projektowanej ustawy dla wschodniej Polski będzie miało negatywne skutki.

Należy zaznaczyć, że bardzo niepewny los czeka największą i najstarszą uczelnię uniwersytecką w tej części kraju, tj. Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej. Na podstawie obecnych kategorii naukowych, UMCS straci status uniwersytetu (pozostając akademią), mając niejasną sytuację w zakresie utrzymania prawa nadawania stopnia naukowego doktora habilitowanego (jak zaznaczono to wcześniej - niepewność sytuacji jest związana z nieprzystawalnością kryteriów z projektu ustawy do dzisiejszych standardów oceny parametrycznej).

Wypada nadmienić, że negatywne konsekwencje, jakie wiążą się z ewentualnym wejściem w życie projektu ustawy 2.0 dla wschodniej Polski nie dotyczą tylko samego statusu uczelni działających na tym terenie. Chodzi również o negatywne perspektywy dla możliwego rozwoju tych szkół wyższych, co wiąże się z przewidzianym w projekcie mechanizmem ewaluacyjnym.

Zgodnie z projektem, kategorie naukowe nadal będzie przyznawało MNiSW przy „wzięciu pod uwagę” uchwały Komisji Ewaluacji Nauki. Komisję będzie powoływał minister MNiSW, zaś kandydatów na członków komisji będzie mogła wskazać uczelnia, jeżeli co najmniej w jednej dyscyplinie w danej dziedzinie posiada kategorię naukową A+, A albo B+ oraz – co należy podkreślić – nie posiada żadnej kategorii naukowej C (por. art. 272). Projekt ustawy wyłącza więc możliwość, by w procesie powołania komisji uczestniczyła uczelnia, która nie posiada wyższej kategorii naukowej niż B, albo jeżeli zachodzi przypadek, w którym w uczelnia, chociażby w jednej dyscyplinie dysponowała kategorią C, nawet jeśli wszystkie pozostałe ma najwyższe (czyli A+).
Kandydatów do Komisji Ewaluacji Nauki będą mogły więc zgłaszać tylko największe ośrodki akademickie, posiadające – zgodnie z projektem – prawo do nadawania stopni naukowych doktora i doktora habilitowanego i zarazem nieposiadające „słabszej strony” w postaci kategorii naukowej C. Należy przypuszczać, że powyższy tryb zgłaszania kandydatów do KEN grozi wyeliminowaniem słabszych ośrodków akademickich i skupieniem procesu decyzyjnego w rękach największych i najsilniejszych (i najbogatszych) ośrodków naukowo-dydaktycznych (w przypadku wschodniej Polski jedyną uczelnią, która kwalifikuje się do tego, aby miała swoich przedstawicieli w KEN jest – wg obecnej kategoryzacji – Uniwersytet Rzeszowski oraz Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie).

Może to prowadzić do niebezpiecznej petryfikacji stanu osiągniętego za pomocą projektowanej ustawy i – w skrajnych przypadkach – blokować awans ośrodków, które w momencie wejścia w życie ustawy będą miały słabszy status (co dotyczy zwłaszcza uczelni zawodowych).
Z tego punktu widzenia rozwiązanie to należy uznać za szkodliwe i niebezpieczne, gdyż grożące syndromem oligarchizacji nauki. Może tak być, ponieważ decyzja podjęta przez ministra wydana przy „wzięciu pod uwagę” uchwały KEN w sprawie proponowanych kategorii naukowych będzie w swoich skutkach decydowała o losie mniejszych ośrodków akademickich bez formalnej możliwości oddziaływania przedstawicieli tych ośrodków w tym procesie.

Skutki dotyczące klasyfikacji uczelni wyższych nie są jednak jedynymi, jakie należy brać pod uwagę oceniając całokształt konsekwencji ewentualnego wejścia w życie projektowanej regulacji. Ważne znaczenie mają również skutki społeczne, a te mogą być dalekosiężne.
Po pierwsze dlatego, że może się zwiększyć migracja z ośrodków regionalnych do dużych miast, które „zyskają” na reformie szkolnictwa wyższego, co – zwłaszcza w dłuższej perspektywie czasowej – może wygenerować problemy demograficzne (będące konsekwencją tego, że młodzi ludzie, którzy przeniosą się do aglomeracji w celu studiowania w „prawdziwych” uniwersytetach nie będą zainteresowani powrotem do swoich rodzinnych stron cywilizacyjnie zdegradowanych, właśnie za sprawą ustawy 2.0).
Skutkiem społecznym ustawy może być też, jeszcze bardziej widoczny, podział społeczny na obywateli kategorii A i obywateli kategorii B, co samo w sobie może być zjawiskiem niebezpiecznym.
Obywatelami A będą w tym przypadku obywatele z dużych aglomeracji, które dodatkowo mają uczelnie o statusie „pełnych” czy też „prawdziwych” uniwersytetów, wokół których prowadzone będą badania naukowe i rozwijać się będzie dydaktyka akademicka na najwyższym poziomie, a wraz z nią cała infrastruktura cywilizacyjno-kulturalna.
Obywatelami B będą mieszkańcy małych, regionalnych ośrodków de facto skazanych na wegetację, również w wymiarze szkolnictwa wyższego. Skutkami społecznymi może być również utrudniony dostęp do kultury, która mówiąc obrazowo „idzie za uniwersytetem”, co widać było bardzo dobrze w ciągu ostatnich kilkunastu lat, kiedy budowano uniwersytety w takich miastach jak Białystok, Olsztyn czy Rzeszów.

Skutki społeczne, jak można mniemać, szybko pociągną za sobą konsekwencje gospodarcze. Można do nich zaliczyć odpływ kapitału, gdyż wschodnia Polska będzie oceniana jako przysłowiowy region bez perspektyw, zacofany, w którym nie inwestuje się (i nie ma takich rokowań) w naukę i badania, a te dziedziny stanowią – jak wiadomo – przyszłość.
Rozwarstwienie społeczne na obywateli A i B prędzej czy później pogłębi jeszcze bardziej, widoczne już dziś, rozwarstwienie ekonomiczne, co znajdzie wyraz w nieproporcjonalnych różnicach w płacach w regionach akademicko doinwestowanych i niedoinwestowanych.
Spowolniony będzie również rozwój infrastruktury (ciągi komunikacyjne, mieszkania, mała gastronomia), która w momencie odpływu osób i kapitału nie będzie aż tak potrzebna.
Konsekwencją tych wszystkich procesów, zwłaszcza w momencie, kiedy się one nałożą i skumulują, będzie spadek jakości życia mieszkańców województw wschodniej Polski.

Skutki te, co należy mocno podkreślić, są całkowicie odwrotne do przewidzianej Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju (przyjętej przez Radę Ministrów 14 lutego 2017 roku), zakładającej horyzont czasowy aż do roku 2030, która akcentuje konieczność inwestowania w regiony, w celu wspomagania ich rozwoju społecznego, gospodarczego, kulturowego, co będzie sposobem równoważenia rozwoju całego kraju, w imię konstytucyjnej zasady dobra wspólnego (por. art. 1 Konstytucji RP).
dr hab. Jarosław Szymanek
główny specjalista
Biuro Analiz Sejmowych