Matka wynalazku, czyli jak uprzedzenia hamują postęp, to tytuł książki Katrine Marçal, szwedzkiej pisarki i dziennikarki, wydanej przez oficynę Czarne. Tłumaczem książki jest Mariusz Kalinowski.
Książkę można uznać za swoisty manifest feministki i feministek, choć pewnie podpisałoby się pod tezami autorki wielu mądrych mężczyzn dostrzegających anachronizm patriarchatu. Autorka pokazuje bowiem oczywiste wykluczenia kobiet z wielu obszarów życia spowodowane nie tyle różnicami biologicznymi płci, ile kulturą wzmocnioną ekonomią. Wychodząc z prostych, banalnych wręcz przykładów, jak choćby wynalezienie walizki na kółkach (przez mężczyznę), wskazuje wszystkie ograniczenia, jakie miały wpływ na to, że ten bardzo potrzebny – obu płciom przecież – wynalazek długo nie mógł się przebić do powszechnego użytkowania. Dlaczego? Bo pozbawiał mężczyznę dotychczasowego atrybutu: męskiej siły fizycznej, którą imponował kobiecie, a także czynił ją od niego zależną. Dopiero w końcu XX wieku kobieta – m.in. dzięki temu prostemu urządzeniu - mogła podróżować samodzielnie, nie oglądając się na jakąkolwiek pomoc w dźwiganiu bagażu.
Patriarchalne rozumienie kobiecości było też powodem skonstruowania samochodu elektrycznego, który powstał dla kobiet (!) z uwagi na to, że nie miały siły używać korby do uruchamiania silników aut. (Około roku 1900 jedną trzecią aut w Europie stanowiły samochody elektryczne). Ale choć w uzasadnieniach wielu wynalazków, mężczyźni nader często posługiwali się i posługują argumentami różnic biologicznych, de facto zawsze chodzi o pieniądze, które gwarantują siłę ekonomiczną i władzę.
Kobiety z racji swojej biologii i tradycyjnie pełnionej roli społecznej nie mają możliwości zdobycia takich pozycji zawodowych i życiowych, jakie osiągają mężczyźni. Tym samym są narażone na wyzysk ekonomiczny, co autorka pokazuje na przykładach w wielu dziedzinach. Szczególnie ciekawe są opisy rozwoju komputeryzacji w Wielkiej Brytanii, gdzie w roli komputerów pracowały właśnie kobiety, często matematyczki z wyższym wykształceniem. Była to jedna z najgorzej płatnych i pogardzanych prac. Praktyki takie stosowano także w USA, a męscy „geniusze” stworzyli nawet nową miarę opłacalności komputerów: "dziewczynolata" (na wzór konia mechanicznego).
Uważa się powszechnie (niestety, ciągle), że mężczyźni zajmują się sprawami doniosłymi i ważnymi dla rozwoju świata (technicznymi, finansowymi). Utarło się też, że to oni stanowią awangardę ludzkości. Takie „drobiazgi”, jak kobieca praca opiekuńcza, edukacja, to prace „miękkie”, nie wymagające ponoć intelektu, a tym samym niskopłatne i bez uznania społecznego. Jak błędny to jest podział widać choćby w kryzysach ekonomicznych czy obecnym, zdrowotnym.
To „miękka”, często nieopłacona, praca kobiet – jak wielokrotnie w dziejach - ratuje rodziny przed upadkiem (w Polsce podczas kryzysu COVID widać to szczególnie), ale też pozwala mężczyznom – odciążonym od prac życiowo niezbędnych - zajmować te najwyższe pozycje społeczne.
Pora zatem zastanowić się nad zmianą tych stereotypów i przewartościować dotychczasowy porządek rzeczy – postuluje autorka. Dostrzec, że praca zarówno jednej, jak i drugiej połowy ludzkości jest równie ważna i winna zostać należycie wyceniona. Zlikwidować tym samym społeczne nierówności z uwagi na płeć.(tm)
Matka wynalazku, czyli jak uprzedzenia hamują postęp, Katrine Marçal, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021, s.301, cena 44,90 zł.