Zwłaszcza w drugiej połowie ubiegłego stulecia, kiedy czas stał się wielkością ekonomiczną, interweniował w rynek i zaczął funkcjonować jako towar o określonej cenie. Obecnie stał się najbardziej deficytowym towarem, którego wartość rośnie w zawrotnym tempie równolegle z postępem techniki. Wartość ekonomiczna czasu wzrasta proporcjonalnie do szybkości operacji wykonywanych przez urządzenia techniczne. A potrafią one wykonywać już około miliardów czynności w ciągu sekundy i będą działać jeszcze szybciej.
Z trzech powodów można traktować czas jako specyficzny towar. Po pierwsze, w odróżnieniu od innych nie da się go magazynować ani gromadzić na zapas. Po drugie, jego wartość nigdy nie maleje. Może być albo constans, albo stale rosnąć; wzrost wartości czasu jest procesem nieodwracalnym. Na tej podstawie można zdefiniować ekonomiczną strzałkę czasu: „w miarę postępu społecznego wartość czasu nigdy nie maleje", podobną do termodynamicznej: „w układach izolowanych entropia nigdy nie maleje", z których wynika, że upływ czasu jest nieodwracalny. Ekonomiczna strzałka czasu mogłaby funkcjonować oprócz innych znanych strzałek: kosmologicznej, elektromagnetycznej itp. Po trzecie, czas jest towarem nieprzechodnim; może go mieć tylko jeden człowiek (niekiedy grupa), ale nie może go przekazać innemu. Dlatego nie można go ani kupić od kogoś, ani komuś odsprzedać, ani pożyczyć komuś lub od kogoś. Po prostu, czasem nie da się handlować. (Wprawdzie, zawierając umowę o pracę, pracobiorca sprzedaje swój czas, a pracodawca kupuje go za określoną kwotę, która jest wynagrodzeniem za czas pracy, ale w tej transakcji nie czas jest towarem, lecz to, ile się w nim czegoś produkuje albo świadczy usług).
Nie mam czasu
Doświadczenie życiowe pokazuje, że z im większej liczby dóbr i usług korzysta się, tym mniej ma się czasu. To może zrazu wydawać się nielogiczne i paradoksalne we współczesnym świecie, ale faktycznie tak jest. Kiedy mówi się „nie nam czasu" to z reguły ma się na myśli tzw. czas wolny. Jest to czas, jaki pozostaje nam do dyspozycji po wykonaniu wszystkich zajęć obowiązkowych lub przymusowych, związanych przede wszystkim z pracą zarobkową. Czas ten możemy wypełniać, jak chcemy i czym chcemy, według własnego uznania i wyboru; możemy w nim robić to, na co akurat mamy ochotę albo w ogóle nic nie robić. Czas wolny jest czasem, w którym i z którym możemy robić, co nam się żywnie podoba. Każdy narzeka wciąż się na rosnący brak czasu na wszystko. Jego deficyt odczuwa się zawsze: kiedy się produkuje, tworzy, świadczy usługi lub korzysta z nich, kiedy użytkuje się różne urządzenia, a także w trakcie zabawy, rozrywki, rekreacji i zwykłego leniuchowania. Właściwie, żyjąc w warunkach przyspieszonego rozwoju na nic nie ma się już wystarczająco dużo czasu. W związku z tym można by dodatkowo wprowadzić psychologiczną strzałkę czasu: „odczucie posiadania czasu wolnego maleje stale wraz z postępem cywilizacyjnym".
Dłuższa praca, gorsze życie
Najwięcej czasu wolnego w ciągu doby przypada na sen i spożywanie posiłków, a więc na te czynności, bez których nie można się obyć. Mniej więcej tyle samo czasu zajmuje człowiekowi praca obowiązkowa (zarobkowa). Jednak w warunkach przyspieszonego rozwoju ekonomicznego czas pracy ciągle wydłuża się. Odpowiednio do tego trzeba skracać czas wolny. W związku z tym śpi się coraz krócej i na chybcika spożywa się posiłki typu fast food. Niemniej jednak kilka godzin dziennie musi się spać, aby zregenerować siły i pewien czas musi się mieć na jedzenie. Nie da się więc redukować czasu wolnego poza określone minimum.
Na ogół wiemy, że ciągłe wydłużanie czasu pracy zarobkowej kosztem skracania czasu odpoczynku szkodzi zdrowiu i że przeczy podstawowym regułom higieny życia codziennego oraz prawom fizjologii. Natomiast słabo uświadamiamy sobie, że przeczy też zdrowemu rozsądkowi i szkodzi gospodarce. Wydłużanie czasu pracy nie jest bowiem proporcjonalne do spodziewanych korzyści. Przyczynia się wprawdzie do wytwarzania większej liczby produktów, ale ten wzrost nie musi przekładać się na maksymalizację zysku. W następstwie dłuższego czasu pracy produkuje się coraz więcej, ale proporcjonalnie do tego wytwarza się produkty gorszej jakości (jest to normalny efekt produkcji masowej) i coraz trudniej jest zbyć produkty, których jest nadmiar. W konsekwencji, rośnie nadprodukcja towarów zalegających magazyny; rosną też koszty ich składowania. Magazyny pękają w szwach, składowanie staje się coraz droższe, a w miarę starzenia się składowane towary wychodzą z mody, tracą na wartości i muszą być zbywane po obniżonych cenach, często niższych od kosztów wytwarzania.
Robienie sztucznego popytu na towary produkowane w nadmiarze za pomocą reklam i lansowania mód zmieniających się szybko również kosztuje coraz więcej. To powoduje wzrost cen towarów i usług, ponieważ za reklamę trzeba płacić, a kosztami reklamy obciąża się konsumentów. Wskutek tego trzeba coraz więcej wydawać pieniędzy zarabianych dzięki wydłużonemu czasowi pracy.
Nadprodukcja pociąga za sobą nadpodaż oraz sztuczny popyt i w konsekwencji powoduje nierównowagę rynkową, z którą nie wiadomo, jak sobie poradzić; przyczynia się także do powstawania inflacji i kryzysów gospodarczych.
Poza tym, w czasie pracy wydajność pracownika nie utrzymuje się stale na jednakowym poziomie. Z początku rośnie, ale po przekroczeniu punktu szczytowego, wyznaczonego przez indywidualne uwarunkowania psychofizyczne, zaczyna spadać. Z punktu widzenia efektywności, wydłużanie czasu pracy niewiele daje pożytku. Najlepsze korzyści osiągałoby się wtedy, gdyby się pracowało tyle godzin i o takiej porze dnia, kiedy jest się najbardziej wydajnym.
Wystarczy kilkanaście godzin
Wydłużanie czasu pracy jest nierozsądne z punktu widzenia racjonalnej (nie podporządkowanej polityce) ekonomii. W dzisiejszym stanie techniki i technologii, kiedy korzysta się z nowoczesnych urządzeń produkcyjnych o rosnącej wydajności oraz z metod organizacji pracy i zarządzania, które też przyczyniają się do wzrostu efektywności, i kiedy też pracownicy stają coraz bardziej produktywni, powinno się zużywać coraz mniej czasu do wytwarzania dóbr i wykonywania usług niezbędnych do zaspokojenia potrzeb. Według znanych na ogół wyliczeń specjalistów wystarczyłoby pracować zaledwie kilkanaście godzin w tygodniu, a nie aż czterdzieści albo więcej, żeby zaspokoić potrzeby ludności. Mimo to wydłuża się czas pracy, by wytwarzać więcej towarów oraz usług i dzięki temu osiągać wzrost ekonomiczny. Faktycznie się go osiąga, ale tylko wtedy, gdy pojmuje się go jednowymiarowo, gdy mierzy się go za pomocą odpowiedniego wskaźnika tempa rozwoju. Inaczej jest, gdy ocenia się go wielowymiarowo i mierzy nie tylko za pomocą wskaźników ekonomicznych, ale także społecznych - a są one co najmniej tak ważne, jak ekonomiczne - i jeśli dokona się wszechstronnego bilansu zysków i strat, również w aspekcie społecznym. Rozsądek i racjonalna gospodarka nakazują skracanie czasu pracy proporcjonalnie do wzrostu efektywności ludzi i maszyn. Ale to wywołuje sprzeciw, gdyż grozi wzrostem bezrobocia z wszystkimi negatywnymi skutkami. Nie ma bowiem potrzeby zatrudniać więcej pracowników, jeśli ten sam efekt można osiągnąć przez wydłużanie czasu pracy ludzi już zatrudnionych.
Im nowocześniej, tym czasu mniej
Czas wolny ulega także znacznej redukcji wskutek konieczności stałego dokształcania się w ramach edukacji permanentnej, ciągłego przekwalifikowywania się, uczęszczania na kursy zawodowe, studia podyplomowe itp. Wymaga tego zmieniający się szybko rynek pracy i zapotrzebowanie na nowe zawody. Raz wyuczony zawód staje się po krótkim czasie bezużyteczny w wyniku rotacji zawodów, zależnej od postępu techniki. Toteż musi się doskonalić swoją wiedzę i swoje umiejętności, poznawać nowe technologie oraz zasady organizacji i zarządzania, żeby być pożądanym przez pracodawców, bardziej produktywnym i lepiej spełniającym wciąż wyższe wymagania rynku pracy.
Przy okazji warto zauważyć, że czas wolny ulega też redukcji w związku z zacieraniem się granicy między nim a czasem pracy. Dzieje się tak między innymi na skutek wliczania do czasu pracy okresu gotowości do pracy, czyli pozostawania w stanie dyspozycyjności wobec pracodawcy oraz w przypadku nienormowanego czasu pracy. W rezultacie permanentnego skracania czasu wolnego coraz mniej ma się go na rekreację, rozmyślanie, zabawę, uczestnictwo w kulturze i rozrywkę. A to przyczynia się do degradacji osobowości.
Wydawałoby się, że dysponując różnymi urządzeniami zastępującymi czynności cielesne oraz intelektualne i zwiększającymi szybkość ich wykonywania, a także mając większą wiedzę o organizacji pracy i zarządzaniu czasem, potrafimy wygospodarować więcej czasu wolnego. Ale wcale tak nie jest. Okazuje się, że z im większej liczby urządzeń się korzysta oraz im bardziej i częściej posługuje się nimi, tym więcej one angażują, absorbują i - w efekcie - coraz więcej czasu poświęca się im. W związku z tym występuje pewien paradoks: więcej czasu wolnego traci się na obsługę urządzeń skracających czas wykonywania różnych czynności, aniżeli zyskuje się go dzięki korzystaniu z nich.
O tym, że postęp cywilizacyjny przyczynia się do redukcji czasu wolnego, przekonuje fakt, że o wiele więcej miały go ludy pierwotne, a dzisiaj mają go ludzie żyjący na niższym poziomie cywilizacji i w krajach słabo rozwiniętych gospodarczo niż ludzie w krajach wysoce cywilizowanych i bardzo rozwiniętych gospodarczo. Dla tych pierwszych praktycznie czas nie ma istotnego znaczenia i oni na ogół nie liczą się z nim. Żyją oni wciąż jeszcze w pierwotnej polichronicznej kulturze czasu, gdzie główną rolę odgrywa czas naturalny, biologiczny, a nie czas sztuczny, w szczególności fizyczny i gdzie życie nie toczy się pod presją tykania zegarków.
W ciągu całej historii ludzkości postęp cywilizacyjny, podporządkowany kulturze europejskiej lub zachodniej, powodował stopniowe przechodzenie od kultury polichronicznej do monochronicznej, ale radykalna zmiana kultury czasu, ustanawiająca panowanie czasu fizycznego (zegarowego), dokonała się dopiero wraz z burzliwym rozwojem wiedzy i techniki w drugiej połowie XX wieku. I odtąd zaczęły się kłopoty z czasem. Nie da się zaprzeczyć temu, co podnoszą zwolennicy cywilizacji zachodniej, że przechodzenie do kultury monochronicznej przyspieszyło rozwój cywilizacyjny i przyczyniło się do wzrostu poziomu i komfortu życia. Tylko nie zauważa się tego, że ten postęp nie dokonuje się za darmo. Za życie w luksusie trzeba między innymi płacić redukcją własnego czasu wolnego.
Ułomne szczęście bogaczy
Czas ceni się bardziej od pieniędzy przede wszystkim w aspekcie psychologicznym. Świadczy o tym chociażby fakt, że wielcy biznesmeni, menadżerowie i politycy narzekają na ustawiczny brak czasu. A do szczęścia - jak sami często deklarują - nie brakuje im pieniędzy, lecz właśnie czasu. Mają oni wszystko oprócz czasu. Dlatego większą przyjemność sprawia im posiadanie czasu aniżeli bogactwa, władzy i luksusu. Brak czasu odbija się przede wszystkim niekorzystnie na ich życiu osobistym i rodzinnym, a także na wszechstronnym rozwijaniu własnej osobowości. Im wyższe stanowisko zajmuje się w hierarchii społecznej, im większym jest się działaczem lub biznesmenem, czyli im więcej ma się władzy, tym krótszym czasem wolnym dysponuje się.
Z drugiej strony, ludzie mający dużo czasu wolnego, nie potrafią go odpowiednio wypełnić i narzekają na nieopisaną nudę, która prowadzi do różnych zaburzeń psychicznych albo sprzyja popadaniu w nałogi. Co z tego, że cywilizacja zapewnia możliwość korzystania z różnych dóbr, usług i przyjemności, skoro nie jest się w stanie z nich korzystać, bo nie ma się na to czasu. Co z tego, że nawet, gdy ma się dużo czasu wolnego, to nie wiadomo, co z nim robić, ani jak go rozsądnie wykorzystać. Notoryczny brak czasu w połączeniu z akceleracją tempa życia - jedno i drugie jest wytworem postępu cywilizacyjnego - powoduje życie w narastającym stresie. W związku z tym wzrasta liczba ludzi cierpiących na choroby psychiczne (nerwice i depresje) i zaburzenia emocjonalne. Coraz częściej szuka się ratunku w środkach psychotropowych i narkotykach.
Ekologia czasu
Czas w każdej postaci - jako kategoria fizyczna, społeczna, ekonomiczna, biologiczna itd. - jest takim samym składnikiem naszego środowiska życia jak komponenty hydrosfery, geosfery, fizjosfery i socjosfery (woda, powietrze, gleba, stosunki społeczne, przestrzeń, temperatura, kultura duchowa, religia, sztuka, obyczajowość itp.). Tak jak one ulega degradacji w wyniku przyspieszanego postępu cywilizacyjnego. Dopiero niedawno, bo około piętnaście lat temu, uświadomiono sobie wpływ degradacji czasu dla życia ludzi w warunkach kultury monochronicznej i zaczęto je badać. Powołano do tego specjalną dyscyplinę ekologii - ekologię czasu. Bada ona relacje między człowiekiem i czasem w celu przywrócenie właściwej roli i wartości czasu naturalnego, czyli czasu odmierzanego przez niezależne od ludzi rytmy występujące w przyrodzie nieożywionej, w organizmach istot żywych oraz w naturalnych procesach ewolucji społecznej i kulturowej. Do jej zadań należy również uświadamianie społeczeństwa o zgubnych skutkach akceleracji tempa życia, propagowanie zasady odspieszania oraz ograniczanie roli czasu sztucznego.
Czasu nie da się przełożyć wprost na pieniądze, co najwyżej pośrednio, jeśli wykorzystuje się go do przysparzania pieniędzy. Dlatego z wypowiedzi Franklina „czas to pieniądz", nie wynika zwykła wymienialność czasu na pieniądze. W hierarchii wartości czas zajmuje wyższą pozycję niż pieniądze, jest więcej wart od pieniędzy, czyli po prostu jest droższy od pieniędzy. A będąc czymś niezwykle cennym wymaga oględnego oraz rozsądnego obchodzenia się z nim i lepszego odnoszenia się do niego.
Wiesław Sztumski
oem software