Prawda naukowa stała się dziś towarem, który podlega mechanizmom rynkowym, a za pieniądze naukowcy skłonni są sprzedawać się możnowładcom, zatajać lub fałszować wyniki badań. Krótko mówiąc, nauka zaczęła prostytuować się.
Stulecia ukształtowały pozytywny stereotyp nauki i wizerunek naukowca. Naukę postrzega się jako nieskazitelny obszar działań lub nieprzekupną instytucję, a jej przedstawicieli jako wzorce moralne. Na gruncie tego stereotypu wierzy się w obiektywizm badań naukowych i prawdziwość tego, co naukowo potwierdzone, tudzież w uczciwość i rzetelność tego, co stanowi treść wyrażanych opinii i stwierdzeń wypowiadanych przez ludzi nauki lub ekspertów.
Szczególnym zaufaniem darzy się przyrodoznawców i matematyków, ponieważ ich przedmioty badań należą do świata zmysłowego, a metody badań dostarczają wyniki najlepiej weryfikowalne. Ze względu na przedmiot badań, oraz większy ładunek subiektywizmu w badaniach i wypowiedziach, mniej ufa się reprezentantom nauk humanistycznych i społecznych.
Niestety, w ostatnich latach, mniej więcej od drugiej wojny światowej, postępuje erozja utrwalonego przez tradycję w świadomości potocznej wizerunku naukowca i stereotypu nauki.
Można wskazać różne tego przyczyny - obiektywne i subiektywne:
-
Wykorzystywanie nauki do ludobójstwa i produkcji broni masowej zagłady
-
Pośredni wpływ nauki na degradacje środowiska
-
Spospolicenie nauki w wyniku masowej edukacji na poziomie wyższym i w efekcie pozbawienie jej nimbu tajemniczości
-
Sprzęganie nauki z ideologią i światopoglądem
-
Wykorzystywanie nauki na użytek propagandy i reklamy, czyli w celu propagacji obietnic bez pokrycia albo zwykłych kłamstw
-
Komercjalizacja nauki
-
Uzależnienie finansowania badań naukowych od lobbistów
-
Pauperyzacja środowiska naukowego
-
Zbyt łatwe uleganie naukowców presji różnych środowisk, niekiedy nawet mających złą sławę lub przestępczych
-
Malejąca troska o utrzymanie dawnego etosu nauki i autorytetu naukowca
-
Zwykle upodlanie się niektórych pracowników naukowych w celu robienia kariery w wyniku wiązania się z światem biznesu i polityki.
Analizie przyczyn degradacji świata nauki należałoby poświęcić odrębne studium. Wiele z wymienionych przyczyn zaistniało w wyniku postępu cywilizacyjnego, w warunkach określonych ustrojów politycznych i ekonomicznych oraz z inspiracji panujących ideologii. Z pewnością ogromną rolę odegrały tu ustroje totalitarne, spirala zbrojeń i walka ideologiczna w okresie zimnej wojny. Na to nie mają wpływu ani naukowcy, ani instytucje naukowe. Muszą działać w takich warunkach społecznych, jakie aktualnie są.
Nauka funkcjonuje w określonym środowisku społecznym i musi być rozpatrywana w szerokim kontekście uwarunkowań i ze względu na relacje między różnymi dziedzinami życia. Z jej postępem wzrasta stopień przenikania do innych obszarów działalności ludzi: gospodarki, wytwórczości, polityki itd. Wskutek tego ulegają one scjentyfikacji. A z drugiej strony, nauka ulega jakby rozhermetyzowaniu i coraz bardziej staje się podatna na ingerencje czynników zewnętrznych. Temu nie da się zapobiec. Natomiast w pozostałych przypadkach winni są sami naukowcy i ich organizacje, ponieważ nie przeciwstawiają się, a często nie wyrażają nawet woli sprzeciwu wobec postępującej dewaluacji nauki i pomiataniu sobą - pozwalają deklasować się, czyli być spychanymi na niższe poziomy hierarchii społecznej, dawać sobą pomiatać różnym często niedokształconym możnowładcom. Chociaż z drugiej strony, trzeba być wyjątkowo odpornym psychicznie i moralnie, aby nie ulegać chęci robienia kariery tanim kosztem ani pokusie możliwości bogacenia się za wszelką cenę.
Spirala dewaluacji nauki
Osłabienie autorytetu i dobrego wizerunku nauki rośnie wraz z zanikaniem obiektywizmu i rzetelności badań naukowych. To bierze się z postępującego relatywizmu nauki. Ulegają mu przede wszystkim nauki humanistyczne i społeczne, ale też przyrodnicze, nawet fizyka, w miarę wzrostu oddziaływania czynników subiektywnych, kulturowych, historycznych itp. na twórczość naukową i badania. Sami ludzie nauki winni są pomniejszaniu swego autorytetu, ponieważ w wielu przypadkach, występując w roli ekspertów świadomie fałszują swoje wyniki badań i ekspertyzy albo przedstawiają ich oszukańcze interpretacje na zamówienie biznesmenów, ideologów i polityków. Na szczęście, zjawisko nie jest jeszcze powszechne, ale już w wystarczającym stopniu dostrzegalne, by można było uznać je za godzące w dobre imię nauki. Spadkowi autorytetu winni są także plagiatorzy wśród naukowców, których liczba rośnie wraz z dostępem do sieci internetowej i jej rozwojem.
Autorytet nauki osłabia się również w wyniku postępującej dewaluacji tytułów i stopni naukowych. Kryteria przyznawania ich są wciąż łagodniejsze i redukowane do minimalnych wymogów. Dziś (przynajmniej u nas) wystarczy jako tako napisać jakąś pracę na bzdurny temat, nawet z błędami stylistycznymi i ortograficznymi, urągającą logice i metodologii, by mając za sobą mocnego promotora związanego z odpowiednią koterią uzyskać odpowiedni stopień naukowy. Nieważne, co się napisało, tylko jakiego ma się promotora. W wielu przypadkach prace doktorskie prezentują niższy poziom niż dawniej przeciętne prace magisterskie. A do uzyskania tytułu naukowego profesora, potrzeba jeszcze więcej znajomości i poprawności wyznaniowej, ideologicznej i politycznej. W konsekwencji, utytułowanymi naukowcami zostają osobnicy „mierni, ale wierni". Z kolei pod ich kierunkiem powstają nowe, quasi-odkrywcze i pseudonaukowe rozprawy jeszcze większych miernot. I tak napędza się spirala dewaluacji nauki. O przyczynach i skutkach tego można by też napisać obszerną rozprawę socjologiczną.
Czemu dziś służy nauka?
W wyniku komercjalizacji nauki w warunkach gospodarki wolnorynkowej oraz za sprawą pragmatyzmu amerykańskiego i ideologii konsumpcjonizmu, charakterystycznych dla kultury i cywilizacji zachodniej, nauka bardziej służy celom praktycznym niż teoretyczno-poznawczym. Nieporównywalnie intensywniej rozwijają się nauki stosowane niż podstawowe; więcej środków finansowych przeznacza się na nie, bo lepiej sprzedaje się ich produkty. Rozwijający się kapitalizm zamienia wszystko na towary. Współcześnie towarami stały się stopnie i tytuły naukowe oraz prawda naukowa. Rządzą nimi mechanizmy rynkowe i dlatego można nimi dowolnie kupczyć. To stwarza przesłankę do prostytuowania się nauki. To stwierdzenie może szokować, ale wyraża obiektywny fakt. Mamy świadomość tego i oburzamy się, a nie potrafimy niczego zmienić. Wydaje się, że trzeba do tego przywyknąć, tak jak do wielu innych amoralnych skutków rozwijającego się coraz bardziej brutalnego kapitalizmu oraz do negatywnych zjawisk towarzyszących cywilizacji zła.
Świat się zmienił i my musimy się zmieniać, żeby móc w nim przeżyć. Dzięki postępowi nauki i techniki żyjemy zgodnie z zasadą akceleracji: chcemy coraz szybciej i więcej osiągać naraz. Aby ten zamiar spełnić, trzeba posiadać wystarczające środki finansowe. Stąd obłąkańcza pogoń za bogactwem, w której uczestniczą też naukowcy. Dlatego za coraz większe pieniądze sprzedają to, co mają: intelekt, wiedzę, prawdę i wizerunek. Nie wszyscy naukowcy tak postępują, tylko ci, którzy dają się kusić lobbystom i reklamie, którzy dzięki reklamie chcą zaistnieć w mass mediach, bo to czyni ich osobami publicznymi i sławnymi, ułatwia robienie pieniędzy oraz kariery. Ten proceder będzie trwać tak długo, dopóki słowo „naukowy" będzie miało moc magiczną w świadomości potocznej, jak długo dowód naukowy będzie ostatecznym kryterium weryfikacji.
Ludzie często zadają pytania: Jak to jest możliwe, żeby nauka dostarczała różnych odpowiedzi na jedno i to samo pytanie? Dlaczego w sporach ideologicznych każda ze stron znajduje kogoś, kto naukowo uzasadnia jej rację? Jak to się dzieje, że można wykorzystać naukę do uzasadniania ateizmu i umacniania wiary w boga? Odpowiedzi na te pytania dają się sprowadzić do jednej: to rynek stwarza możliwość uzyskiwania dobrych zarobków dzięki postępowaniu nieetycznemu. Dlatego wiele ekspertyz naukowych robi się na zamówienie tzw. sponsorów, którzy za odpowiednie pieniądze chcą uzyskać pożądane wyniki lub opinie.
Powszechnie znane są afery związane z korupcyjnymi ekspertyzami wykonywanymi dla celów marketingowych na zamówienie przemysłu farmaceutycznego, militarnego, kosmetycznego i spożywczego. A najlepsze jest to, że skorumpowane zespoły ekspertów nazywają się „niezależnymi" w celu zmylenia opinii publicznej. Niegodziwość i nieuczciwość pewnej liczby ludzi nauki obciąża całą naukę, jeśli rozumie się ją jako instytucję społeczną. Wszak na etos instytucji ma duży wpływ etos jej funkcjonariuszy, a jej wizerunek moralny postrzegamy poprzez pryzmat zachowań pracowników. Z tej racji kupczenie wizerunkiem naukowców siłą rzeczy dewaluuje autorytet nauki.
Żonglerka prawdą i prostytucja
Handlowi prawdami naukowymi sprzyja relatywizacja pojęcia prawdy. Dotyczy to również prawdy naukowej. Klasyczna definicja prawdy nie jest jednoznaczna. Odwołuje się do zgodności z rzeczywistością, ale ani nie wiadomo do której, bo tych rzeczywistości jest wiele, ani w jaki sposób niezawodnie potwierdzić tę zgodność. Nie wiadomo też, które kryterium prawdziwości jest najlepsze; każde budzi wątpliwości. W różnych rzeczywistościach funkcjonują różne prawdy, które są częściowe i względne, mniej lub bardziej prawdopodobne. To właśnie ułatwia żonglowanie prawdami naukowymi i manipulowanie nimi w zależności od potrzeb, od tego, komu mają służyć i do kogo są adresowane. Dziś dla potrzeb praktycznych za prawdę uznaje się to, co przyczynia się do osiągnięcia zamierzonych celów. Tak rozumieją ją np. Amerykanie, dzięki czemu od wielu lat utrzymują swoje panowanie imperialne w gospodarce, polityce, ideologii i kulturze. Prawda jako towar nie może być ani absolutna ani pewna; musi być chwiejna i zmieniać się w zależności od popytu, żeby mogła się dobrze sprzedawać.
Naukowcy, prostytuują się nie tylko wówczas, gdy za pieniądze sprzedają się biznesmenom, ale także wtedy, gdy zaprzedają się różnym mocodawcom politycznym i ideologicznym (także kościelnym), żeby się im przypodobać. Przede wszystkim czynią to w celu utrzymania się na stanowisku, albo ułatwienia sobie awansu zawodowego. Przecież żyją i działają w określonym kontekście uwarunkowań społecznych i kulturowych, stąd muszą funkcjonować w ramach określonych standardów społecznych. Poza tym, współczesny naukowiec nie działa indywidualnie, lecz pracuje w zespołach, czasem dość licznych. A współpracując z grupą, musi się do niej dostosować. Także pod względem kulturowym, politycznym i ideologicznym. Musi podzielać poglądy członków grupy i ich sposoby postępowania, nawet jeśli są sprzeczne z jego przekonaniami i sumieniem, albo wręcz nieetyczne - zgodnie z zasadą: „Jeśli wleziesz między wrony...". To go w pewnym stopniu usprawiedliwia.
Zachowanie naukowców budzi też wątpliwości natury moralnej, jeśli wbrew temu, co odkrywają i co powinno wynikać z ich wiedzy, z różnych powodów publicznie prezentują coś innego, świadomie wprowadzając w błąd swych słuchaczy lub czytelników. Oczywiście, naukowiec ma prawo głosić swoje przekonania w sytuacji dysonansu poznawczego, gdy zachodzi sprzeczność między jego wiedzą a poglądami dla jakichś celów, np. propagandowych, ale niech uczciwie przyzna, że są to jego subiektywne poglądy i że głosi je wbrew obiektywnej wiedzy naukowej. Niech nie nadużywa swego autorytetu naukowego, bo to jest nieuczciwe i podważa dobre imię nauki i naukowców.
Wiesław Sztumski