banner

 

sztumski-usa.jpg

Od pewnego czasu pieniądz zaczął niepodzielnie rządzić światem w wyniku burzliwego rozwoju gospodarki, nauk ekonomicznych oraz niebywałego postępu techniki, a ostatnio również za sprawą ideologii konsumpcjonizmu.

Pieniądz jako swoiste wcielenie Boga Mamona przekształcił się w przedmiot kultu i wyniesiony został na ołtarze, na których składa się mu ofiary. Ten neopogański bóg kapitalizmu skutecznie konkuruje z bogami innych religii i stopniowo zajmuje ich miejsce w świadomości i duszach ludzi, a konsumpcjonizm - religia pieniądza - zastępuje inne religie.


Mamon jest bogiem materialnym i wymiernym, który podobnie jak wiele bogów pogańskich bardziej przemawia do zmysłów i rozumu, aniżeli jakiekolwiek inne bóstwo, a w szczególności bóg-absolut judaizmu, chrześcijaństwa i islamu. Z tej racji może być także przedmiotem kultu agnostyków, ateistów oraz ludzi kierujących się na co dzień w głównej mierze racjonalnością, zmysłowością i daleko idącym pragmatyzmem.


Boga Mamona, który jest w istocie wyalienowaną formą pieniądza, nie tylko czci się, ale też składa się mu ofiary, tak jak innym bogom. A jest on wyjątkowo bezwzględny, okrutny i krwiożerczy, ponieważ nie zna litości ani miłosierdzia. Na jego ołtarzu zabija się nie tylko zwierzęta, jak dawniej w przypadku różnych bogów, ale ludzi - i to nie jednostki, lecz milionowe rzesze. Za jego sprawą ginie wiele ludzi w czasach wojen, rewolucji i najazdów, a jeszcze więcej w czasach pokoju wskutek bezwzględnego wyzysku oraz brutalnej walki o byt.


Bóg Mamon jest najsilniejszym motorem poruszającym świat i kreatorem życia społecznego, inspirującym ludzi do zła, do niegodziwych działań mających na celu niepohamowane pomnażanie bogactwa i zysku, oblicza świata i charakterów ludzi, a także jest sprawcą rosnącego wyzysku.


Jak by tu zdobyć więcej?


Wyzysk jednych ludzi, miliardowych rzesz, przez innych, stanowiących nieporównywalnie znaczną mniejszość, dokonuje się w różnych obszarach życia społecznego, na różnych płaszczyznach, na różne sposoby i przejawia się w różnych formach. A w miarę ewolucji społecznej i postępu cywilizacyjnego rośnie liczba obszarów, płaszczyzn, obiektów oraz form wyzysku; zmieniają się również sposoby wyzysku - od prymitywnych i jawnych do niezwykle skomplikowanych, perfidnych i skrytych.


Wprawdzie wyzysk towarzyszył zawsze ludzkości, zwłaszcza odkąd pojawił się pieniądz, ale szczególnie dotkliwe rozmiary przyjmuje wraz z ewolucją kapitalizmu. Nieustannie postępuje eskalacja wyzysku ludzi w świecie współczesnym. W jej następstwie rozszerzają się obszary biedy i pogłębia się przepaść między biednymi a bogatymi. Towarzyszy temu narastanie nierówności oraz poczucie niesprawiedliwości społecznej. Zjawiska te oraz nienasycona żądza pieniądza powodują, że u ludzi popędy górują nad normami obyczajowymi. W efekcie, rośnie zazdrość, nienawiść i agresja. Dążenie do maksymalizacji wyzysku jest przyczyną przyspieszanie tempa życia.


Te negatywne zjawiska powodują zaburzenia w harmonijnym funkcjonowaniu społeczeństwa i mogą grozić destrukcją systemu społecznego. Stanowią więc poważne zagrożenia dla dalszych losów ludzkości. To wszytko zmusza do zastanowienia się nad czterema kwestiami:

  • Kogo jeszcze da się wyzyskiwać i składać na ołtarzu Mamona?

  • Czy są jakieś granice wyzysku i ponoszenia ofiar w imię Mamona?

  • Jak długo może trwać wzrost wyzysku?

  • Kto lub co mogłoby powstrzymać proces eskalacji wyzysku?


Industrializacji i rozwojowi gospodarki wolnorynkowej towarzyszy wyzysk ludzi pracy najemnej, którzy nigdy, nawet w ustroju socjalistycznym, nie otrzymywali wynagrodzenia za pracę, zapewniającego godne życie ani adekwatnego do wytwarzanego bogactwa czy zysku przez pracodawcę - osobę prywatną lub państwo. Każdy i zawsze zawłaszcza, ile tylko może, część nadwyżki zysku (wartości dodatkowej) wypracowanego przez pracobiorcę. Pierwotną formą wyzysku było wydłużanie czasu pracy przy ustalonej płacy za dniówki robocze - im dłużej się pracuje, tym więcej się produkuje i przysparza zysku pracodawcy, a zarabia się tyle samo. Potem stosowano akordowy system płac. A ostatnio potęguje się wyzysk w wyniku stosowania coraz szybszych urządzeń technicznych, które wymuszają coraz szybsze tempo pracy ludzi i większą ich produktywność, chociaż stawka godzinowa lub płaca miesięczna nie zmieniają się.


Liczne zespoły naukowców i praktyków - specjalistów od zarządzania oraz psychologii i organizacji pracy - angażuje się do badań nad możliwościami wzrostu wydajności pracy i wyzysku. Większa wydajność pracy ludzi i urządzeń jest wprawdzie korzystna dla konsumentów, bo zbogaca podaż towarów i usług, obniża ich ceny itp., ale więcej korzyści przysparza właścicielom środków produkcji. Wydajność pracy stała się specyficznym narzędziem wyzysku, za pomocą którego pracodawcy pomnażają swe bogactwo.


W pewnym stopniu wyzysk jest konieczny dla dalszego wzrostu gospodarczego, gdyż bez perspektywy bogacenia się żaden właściciel firmy nie będzie inwestować ani finansować postępu technicznego i żaden pracownik nie będzie miał motywacji wystarczającej do solidnej i wydajnej pracy. Tak jest przynajmniej dzisiaj, w świecie rządzonym przez pieniądz i zdominowanym przez ekonomię i konsumpcjonizm. Tego na razie nie da się zmienić bez dokonania jakiejś epokowej rewolucji światowej w oparciu o jakąś wizję nowego systemu społecznego, której nikt jeszcze nie ma.


Dlatego nie pozostaje nic innego, jak ograniczać stopień wyzysku do niezbędnego minimum, które zapewniałoby poprawne funkcjonowanie gospodarki i nie pogłębiałoby niesprawiedliwość społeczną. To, oczywiście, wcale nie jest łatwo i dlatego pozostaje raczej w sferze marzeń o dobrym świecie.


Eskalacja wyzysku


Postępuje też eskalacja wyzysku na coraz więcej sfer życia społecznego. O ile wcześniej domeną wyzysku był w zasadzie obszar produkcji dóbr i usług materialnych, to obecnie uległa ona znacznemu rozszerzeniu i ogarnia również obszary produkcji dóbr i usług pozamaterialnych: rozrywkę, wypoczynek, twórczość artystyczną i naukową a także kulturę duchową.
Właściwie nie ma już takiej sfery działań ludzkich, w której nie dałoby się kogoś wyzyskiwać. A specjaliści głowią się nad tym, jak jeszcze zwiększać obszary wyzysku, jak bardziej wplątać ludzi w sieci wyzysku, w jaki sposób najskuteczniej ich wyzyskiwać i to tak, by rosnący wyzysk nie wywoływał rewolucyjnych nastrojów społecznych. W tym celu stosuje się różne zabiegi i środki socjotechniczne, które służą tumanieniu ludzi. Z przykrością trzeba stwierdzić, że im się to udaje.


Eskalacja sfer wyzysku skutkuje wzrostem liczby ofiar wyzysku. Są nimi nie tylko bezpośredni wytwórcy dóbr - pracobiorcy, ale również konsumenci, bo przecież handel też jest sferą wyzysku, a pośrednictwo - źródłem osiągania znacznych zysków. Im wyższe stanowisko zajmuje się w hierarchii i strukturze gospodarki, tym większe ma się możliwości wyzyskiwania innych, znajdujących się na niższych szczeblach, i osiągania większych profitów.

Najwięcej ofiar wyzysku znajduje się na poziomie bezpośrednich wytwórców i konsumentów, a więc wśród przeważającej części społeczeństwa, oraz pośród biedoty i ludzi miernie wykształconych - najłatwiej wyzyskiwać biednych i głupich. Dlatego największy wyzysk siły roboczej występuje w najbiedniejszych krajach świata.

Wraz z eskalacją sfer wyzysku poszerza się lista dóbr (przedmiotów i usług) funkcjonujących jako towary, na których sprzedaży i konsumpcji można się wzbogacić. Jeśli dawniej towarami były w głównej mierze przedmioty (dobra) materialne i takie, które były własnością prywatną, to teraz są nimi przedmioty niematerialne (np. usługi religijne), abstrakcyjne (np. długi), wirtualne (np. oprogramowania) i te, które są własnością wspólną (np. emisje zanieczyszczeń, warunki klimatyczne, źródła czystej wody, plaże nadmorskie itp.).


Interes na dzieciach


Na ołtarzu Mamona składa się w ofierze coraz więcej ludzi z różnych kręgów społecznych i rozmaitych profesji, a najwięcej wyzyskuje się ludzi słabszych pod względem ekonomicznym, fizycznym, edukacyjnym i socjalnym. Wyzyskiwanie ludzi słabych, bezbronnych i nieporadnych zawsze budzi obrzydzenie, ale największą odrazę i powszechne napiętnowanie wywołuje wyzyskiwanie dzieci.


Zjawisko wyzysku dzieci nie jest czymś nowym w historii. Wyzyskiwano je zawsze niezależnie od ustrojów społecznych i ekonomicznych: w niewolnictwie i feudalizmie, ale chyba najbardziej nieludzko we wczesnych fazach kapitalizmu, aż do I wojny światowej. Początkowo nagminnie na wsiach, w pracach związanych z rolnictwem (tu dzieci pracowały już od czwartego roku życia) i w rzemiośle, później w przemyśle (tu dzieci w wieku od 11 do 18 lat pracowały nawet 12 godzin dziennie). Wtedy jednak nie wywoływało to sprzeciwu społecznego, ani szczególnego napiętnowania, ponieważ było niejako wkomponowane w paradygmaty ówczesnej kultury, tradycje religijne i etniczne oraz obyczaje.


Wprawdzie o prawach dziecka wspomina już Kodeks Cywilny Napoleona z 1804 r., a na niewolniczą pracę dzieci oburzali się lekarze i intelektualiści w XVIII i XIX w., ale dopiero za sprawą ideologii socjalizmu i komunizmu rozwijający się ruch robotniczy na przełomie XIX i XX w. i później przyczynił się do unormowania warunków pracy robotników, w tym także zatrudniania dzieci.


W ciągu XX w. powstawały liczne akty prawne o ochronie praw dziecka, a ich ukoronowaniem jest Międzynarodowa Konwencja Praw Dziecka uchwalona przez Zgromadzenie Ogólne ONZ dopiero w 1989 r. Jednak respektowanie jej w wielu krajach budzi poważne zastrzeżenia. Okazuje się, że mimo podejmowania różnych akcji i uchwał dotyczących ochrony dzieci, wciąż jeszcze w XXI w. wyzysk dzieci jest zjawiskiem masowym i niezwykle trudnym do wykorzenienia. W tym między innymi przejawia się współczesne niewolnictwo i barbarzyństwo sankcjonowane moralnie przez wyznawców Boga Mamona.


Miliony dzieci na całym globie ziemskim zmuszane są do wykonywania różnych prac niewolniczych. Mówi się już wręcz o pladze wyzysku dzieci, szczególnie w krajach Afryki i Azji. Według najnowszego raportu organizacji humanitarnej Save the Children, w krajach Trzeciego Świata ponad milion dzieci pracuje w nieludzkich warunkach urągających zasadom bezpieczeństwa i higieny pracy, przeważnie w rękodzielnictwie i kopalniach złota; tysiące sześciolatków pracuje ponad piętnaście godzin na dobę i często doświadcza głodu i zimna.

A według statystyk Międzynarodowej Organizacji Pracy, w rolnictwie pracuje obecnie na świecie ciągle jeszcze około 100 milionów dzieci w wieku od 5. do 14. roku życia. Dzieci zatrudniane są do niewolniczej pracy w gospodarstwach rolnych, na fermach lub plantacjach. Za tak ciężką pracę otrzymują przeważnie bardzo niewielkie wynagrodzenie i pozbawione są wszelkich należnych im praw pracowniczych.

Niewolnicza praca dzieci występuje nie tylko w krajach biednych, lecz również w średnio zamożnych, a nawet w najbogatszych, gdzie opłacalnym biznesem i domenami wyzysku dzieci są: pedofilia, pornografia, nielegalny handel organami oraz prostytucja.

Szacuje się, że prawie dwa miliony najmłodszych obywateli świata zmuszanych jest do prostytucji i pornografii. Najmłodsi traktowani są jak tani i dobry „towar" na rynku handlu ludźmi. W kapitalizmie wszystko, niestety, staje się towarem. O ile w krajach biednych wyzysk dzieci jest jawny, to w bogatych jest doskonale maskowany i dlatego trudny do zwalczania.


Winna edukacja?


Można spotkać się z opinią, że wyzyskowi dzieci sprzyja również współczesny system edukacji i jego reformowanie wynikające przede wszystkim ze stałego poszerzania programów nauczania poszczególnych przedmiotów. Jest to spowodowane gwałtownym przyrostem wiedzy od początku XX wieku.

Obecny system edukacji stał się od pewnego czasu niewydolny, co doprowadziło do jego kryzysu i grozi już zapaścią. Gdyby go nie zmieniać w sposób radykalny, to okazałoby się, że każde kolejne pokolenie uczniów musiałoby się uczyć coraz więcej i opanować większe partie materiału nauczania niż poprzednie. Ale to przy niezmienionej liczbie godzin lekcyjnych - a raczej przy stałym ograniczaniu ich z różnych powodów, głównie finansowych - jest faktycznie niemożliwe.


Zamiast radykalnie zreformować programy nauczania i zredukować je do wiedzy aktualnej, a nie historycznej, i odciążyć dzieci od wiedzy pamięciowej, którą można w każdej chwili uzyskać z Internetu, stosuje się dwa rozwiązania: przedłużanie czasu przebywania w szkołach oraz obniżanie obowiązkowego wieku szkolnego, np. od szóstego roku życia. Oba są złe. Już teraz szkołę średnią kończy się przeciętnie w wieku 19 - 20 lat, a szkołę wyższą - w 25. roku życia, co ma fatalne skutki w robieniu kariery zawodowej.


Wprawdzie z jednej strony dzięki temu zmniejsza się liczba bezrobotnych, ale z drugiej - skraca się staż pracy o kilka lat. Jeśli wziąć pod uwagę, że szybciej niż dawniej następuje zużycie fizyczne i intelektualne pracownika oraz jego wypalenie zawodowe, co ma miejsce w wieku około 50 lat - zależnie od wykonywanego zawodu - to czas wydajnej pracy wynosi około 25 lat. Trudno to zaakceptować z ekonomicznego punku widzenia. Wobec tego bardziej sensowne jest obniżenie wieku szkolnego, co powinno pociągnąć za sobą również obniżenie wieku absolwentów szkół.


Jednak wielu rodziców sądzi, że rozpoczynanie nauki w szóstym roku życia skraca dzieciństwo, unieszczęśliwia dzieci i implikuje jakoby ich wyzysk. W jakimś stopniu mają racę, ale wobec przyspieszania tempa życia różne fazy rozwoju człowieka ulegają skróceniu i będzie tak, dopóki działać będzie zasada akceleracji, u której podstaw leży ustrój społeczny, system gospodarczy i ideologia, u których podstaw leży maksymalizacja zysku i wyzysku.


Natomiast wręcz przeciwnie, jakaś forma wyzysku uczniów występuje wtedy, gdy zmusza się je do niezwykle wytężonej pracy umysłowej, przekraczającej ich możliwości fizyczne i psychiczne po to, by nauczyciele mogli zrealizować narzucone im programy nauczania, nieprzemyślane i mało przydatne w życiu zawodowym. Tym bardziej, że uczniowie muszą wiele godzin spędzać na odrabianiu prac domowych i uzupełnianiu wiedzy dzięki rodzicom i korepetytorom - tej wiedzy, której szkoła nie jest w stanie przekazać im w czasie zajęć lekcyjnych.


Jeśli więc chce się przeciwstawiać tak rozumianemu wyzyskowi dzieci przez szkoły czy w szkołach, to nie poprzez wydłużanie dzieciństwa, ale w drodze racjonalizacji i uwspółcześniania programów, metod i celów nauczania. Trudno powiedzieć, czy intensyfikację pracy umysłowej dzieci na lekcjach związaną ze wzrostem ich wydajności można podciągnąć pod kategorię wyzysku. Możliwe, że przy jakimś pojmowaniu wyzysku tak, ale jest to wyzysk pochodny od tego, jaki ma miejsce w sferze ekonomicznej i wynika w szczególności z przyspieszania tempa pracy i życia wszystkich ludzi.


Cel, czyli pieniądz


Wyzysk stał się zjawiskiem tak powszechnym i masowym, że przyzwyczajono się już do niego, nie zwraca się na niego uwagi i nawet nie razi nas on. W świecie dominacji pieniądza wciąż jesteśmy wyzyskiwani i sami usiłujemy wyzyskiwać innych. Stajemy się ofiarami składanymi na ołtarzu Mamona i poszukujemy nowych ofiar dla niego.

W wyniku ekonomizacji i konsumpcjonizmu zaczęliśmy patrzeć na świat przede wszystkim przez pryzmat opłacalności finansowej i dlatego próbujemy znajdywać wciąż nowe obiekty, które dałoby się jeszcze wyzyskać i poświęcić w imię bogacenia się - ludzie, zwierzęta, dobra kultury i przyrody, wiarę, idee itp. - oraz wymyślać nowe sposoby wyzyskiwania ich dla pomnażania pieniędzy. Ogarnięci przepotężną chęcią bogacenia, nie zawahamy się złożyć w ofierze na ołtarzu Mamona własnego zdrowia, życia, szczęścia osobistego, poglądów i przekonań, zasad i wartości, przyjaciół i najbliższych nam ludzi. Bowiem w większości wypadków kierujemy się maksymą „cel uświęca środki", a celem jest wszechwładny pieniądz.

Wiesław Sztumski

 

 

 

oem software