Kiedyś, żeby wywrzeć wpływ na drugiego człowieka, zmienić jego sytuację, czegoś mu zabronić czy do czegoś zmusić, zabić, zranić, złupić, zastraszyć, przekupić, słowem: aby mieć nad nim władzę - trzeba było się do niego zbliżyć. Niekoniecznie osobiście, zawsze można było posłać zbirów, złodziei, urzędników, kaznodziejów czy agitatorów... ale wtedy pojawiał się problem władzy nad wysłannikami.
Pojedynczy człowiek mógł bezpośrednio panować nad nielicznymi podwładnymi, ci też podlegali podobnym ograniczeniom co do liczby dalszych podporządkowanych, dlatego objęcie jednolitą władzą większej grupy ludzi wymagało systemu wieloszczeblowego. Zorganizowane społeczeństwa układały się zatem w całe piramidy podległości oraz zależności, hierarchizujące ludzi w wielopiętrowy układ dominacji, wpływu i wyzysku. Inaczej mówiąc ‒ porządek społeczny.
Głowa rodziny, głowa rodu, klanu, potem plemienia, wreszcie starsi ludu i narodu ‒ oni tworzyli porządek genetyczny. Pan domu, gospodarstwa, osady, potem miejscowości, w końcu władca zamku i najbliższych fortec ‒ ci się układali w porządek terytorialny. Mnich, kapłan, nauczyciel, rabin, opat, biskup ‒ hierarchizowali się w różne porządki autorytetu duchowego. Straganiarz, kupiec, karawaniarz, lichwiarz, bankier ‒ ci tworzyli porządek obiegu towarów oraz pieniędzy.
Te różne porządki miały się z założenia pokrywać w systemach totalitarnych, w praktyce to się jednak nie zdarzało, i różne hierarchie działały odrębnie, wzajem i zmiennie na siebie oddziałując. Uczestnictwo jednostki w każdym z porządków było zawsze mniej lub bardziej zdeterminowane, ale ani pełna przymusowość, ani całkowita dobrowolność nie sprzyjały stabilności i były raczej wyjątkiem.
Systemy zbyt wypiętrzone musiały tracić spójność. Gdy między najmniejszym pachołkiem a największym wielmożą stawało zbyt wielu pośredników, cały ten łańcuch stawał się wiotki i nieodporny na zerwanie, choćby w wyniku korupcji, zdrady czy secesji. Równocześnie, maleć musiała wydajność, bo po przekroczeniu pewnej liczby pięter, koszt utrzymania hierarchii przerastał korzyści, jakie mogła ona przenosić pomiędzy dołami a górą, tak że całość profitów zaczynały konsumować środkowe szczeble.
Podobne dysfunkcje trapiły systemy zbyt rozległe. Gdy jeden nadzorca musiał pilnować zbyt wielkiego rewiru, jego nadzór stawał się nieskuteczny, i pewna część poddanych umykała jego władzy. Można wtedy było wzmocnić nadzorcę, dodając mu podwładnych, i tym samym lokalnie wypiętrzając hierarchię, ze skutkami opisanymi wcześniej. Można było ‒ odwrotnie ‒ osłabić go, dzieląc jego rewir na kilka części i osadzając go na jednej z nich, lecz to tylko przenosiło problem rozległości wzwyż hierarchii. W ostateczności, trzeba było zmniejszać bazę zbyt już wielkiej piramidy, rezygnując z panowania nad częścią poddanych, poprzez ich łaskawe wyzwolenie albo proste porzucenie.
Wielkość piramidy określała liczba pięter oraz ich rozmiary. Dopóki te liczby były ograniczone, cała piramida władzy miała ograniczoną powierzchnię podstawy, inaczej mówiąc ‒ lud. Na każdym polu władzy, współistniało wtedy wiele sąsiadujących piramid: wiele państw, wiele plemion, wiele gospodarek i pieniędzy, wiele kultur oraz wyznań. Te zbyt małe, jeśli nie rosły lub nie łączyły się z innymi, to w końcu ginęły, te zbyt wielkie kurczyły się albo rozpadały. Całkowita ich liczba wyznaczona była przez optymalną wielkość systemu oraz osiągalne środowisko, którym ten się żywił. To pierwsze wyznaczał sposób organizacji, to drugie liczba dostępnych poddanych.
Formy władzy
Świat władz jest różnorodny i dynamiczny. Ludzie przemieszczają się między strukturami władzy oraz wewnątrz nich, same struktury też nie są wieczne, rodzą się i giną, łączą oraz dzielą, wciąż zmieniają kształty, przenikają się jedne z drugimi, kooperują i konkurują, wzajem się wykorzystując, ale też uzupełniając.
Różne władze lokują się w rozmaitych przestrzeniach: państwa wiążą się z terytoriami, kościoły z wiernymi, media z językami, dystrybutorzy z konsumentami, pieniądze z rynkami. Wszystko to kieruje się tak czy owak do ludzi, z których każdy jest zarazem mieszkańcem lub obywatelem, wyznawcą jakiejś religii czy światopoglądu, przynależy do jakiejś kultury, tradycji, języka, jest pracownikiem, konsumentem, rodzicem, dzieckiem, krewnym, kolegą, wspólnikiem, dłużnikiem i wierzycielem.
Pojedynczy człowiek uczestniczy równocześnie i w zmienny sposób w wielu piramidach władzy, o różnych rodzajach, centrach i zasięgach, zajmując w nich rozmaite pozycje. Ta zmienność skłania niektórych badaczy do zarzucenia pojęcia piramidy na rzecz metafory sieci, wiecznie rozedrganej, zrywającej się i znów łączącej, chaotycznej, zmiennej. To jednak jeszcze bardziej zaciemnia i tak już niewyraźny obraz rzeczy.
Rzeczywisty system władz jest współcześnie słabo rozpoznany. Politologia koncentruje się na modelu władz państwowych, które dziś wyraźnie słabną i kontrolują coraz mniejszy fragment rzeczywistości. Opisy niepaństwowych systemów wpływu na człowieka są rozproszone po różnych dziedzinach wiedzy, zresztą nie wszystkie te systemy wprost nazywa się władzami, nie wszystkie też przyjmują stałe formy instytucjonalne.
Z antropologicznej perspektywy, można przyjąć, że co najmniej porównywalny z państwem, a w warunkach pokoju zazwyczaj większy niż ono wpływ na ludzi wywierają ci, którzy kontrolują ich dochody oraz ci, którzy kontrolują ich myśli. Aby więc chociaż minimalnie, ale zadowalająco uwspółcześnić obraz władz, trzeba by dodać, do opisywanych władz politycznych, władze finansowe i duchowe, w większości niepaństwowe i częściowo już globalne. Patrząc od strony człowieka, obiektu wszelkiej władzy, współczesny stan spraw władzy wygląda następująco:
-
Władza może zagrozić użyciem przymusu lub faktycznie go zastosować; to jest władza bezpośrednia. Jej źródłem jest strach, a narzędziem przemoc. Władzę bezpośrednią ma zbir nad przechodniem, policjant nad zbirem, wojsko nad ludnością podbitego terytorium; ogólnie rzecz biorąc: silniejszy nad słabszym.
-
Można też odwołać się do czyjejś chciwości, kupując określone jego zachowanie; to jest władza finansowa. Władzę finansową ma pracodawca nad pracownikiem, nabywca usług nad usługodawcą, korumpujący nad korumpowanym, bank nad kredytobiorcą; ogólnie rzecz biorąc: bogatszy nad biedniejszym.
-
Można także wpłynąć na czyjąś postawę, aby on sam dążył do tego, czego się od niego chce; taka władza, oparta na obyczaju, kulturze, przewadze wiedzy czy autorytetu, to władza duchowa. Ma ją reklama nad konsumentem, propaganda nad wyborcą, publicystyka nad obywatelem, szkoła nad uczniem, kościół nad wiernymi, spryciarz nad naiwnym; ogólnie rzecz biorąc: mądrzejszy nad głupszym.
Władza bezpośrednia ma teoretycznie zasięg nieskończony. Można ją wywrzeć wszędzie tam, gdzie się dotrze z pałką, karabinem albo czołgiem. Zasięg władzy finansowej wyznacza rynek pieniężny. Trudno przekupić dolarem kogoś, dla kogo pieniądzem jest muszelka, a dolar to tylko zielony portret nieznanego pana. Zasięg władzy duchowej wyznacza kultura. Niesposób przekonywać czy nagabywać kogoś, z kim się nie ma wspólnego języka czy jakiegoś innego kodu. Trudno też manipulować kimś, nie rozumiejąc jego motywacji.
Od kiedy człowiek przeszedł na osiadły tryb życia, stosunki dominacji i wyzysku przybrały formy terytorialne. Z czasem, świat został podzielony na formalnie równorzędne państwa, dysponujące wyspecjalizowanymi aparatami dominacji, nawzajem gwarantujące sobie wyłączność na wyzysk swoich poddanych. Państwa te ukształtowały swoje aparaty władzy z reguły według mody oświeceniowej, tworząc wzajemnie ograniczające się aparaty władzy prawodawczej, wykonawczej i sądowniczej, dzielące między siebie większość władzy bezpośredniej.
Współczesne władze państw zwykły wywodzić swój status z woli ludu, który miał się kiedyś powierzyć ich pieczy, a teraz, w ponawianym co parę lat ceremoniale, składając do urn symboliczne ofiary, lud odnawia swoje przymierze z władzami, które ukontentowane, na ołtarzu mediów, raczą go nieustającym reality-show. Ten porządek władz nazywany jest demokratycznym i obejmuje w pełni władze prawodawcze, w znacznym stopniu wykonawcze i w mniejszym sądownicze.
Władze finansowe i duchowe w większości wyzwoliły się z zależności od państwa i nie muszą się stroić w demokratyczne przybranie. Ich legitymizacja ma inny charakter. Fundamentem ideologicznym są dla nich fetysze wolności rynku i własności oraz wolności słowa, których kult dominuje praktycznie na całym świecie. Kto go nie wyznaje, tego prawo zmusza, ażeby chociaż udawał wyznawcę.
Tak więc, nawet innowiercy muszą czcić wszelką prywatną własność, nie wątpić w księgi wieczyste, uznawać pieniądze i nie pytać o ich wartość, uczestniczyć w rytuałach przetargowych, otwierać się na rynki, upłynniać i wymieniać co się tylko da na papier czy bajty, zapisane w arcykomputerze banku albo giełdy. Nie wolno im też protestować przeciwko otumanianiu dzieci, podnoszeniu nieoświeconego bełkotu do rangi nauki, a pijackich ekscesów do rangi kultury. Ale prywatnie, mogą myśleć, co tylko chcą.
Zasięg władz
Wraz z rozwojem różnych technik i metodologii sprawowania władzy, jej zasięg zwiększał się w obu kierunkach: wzwyż i wszerz. W 20. wieku, wojsko wypiętrzyło swą organizację, sięgając czasami dziesięciu poziomów dowodzenia ‒ od drużyny aż po naczelne dowództwo. W ten sposób, można było skutecznie sterować wielomilionowymi formacjami, z czego zresztą silni przywódcy, jak Hitler lub Stalin, skrzętnie skorzystali, narzucając milionom swoją jednostkową wolę.
Obok rozwoju organizacyjnego, postępował rozwój techniczny, dzięki któremu władze powiększały także zasięg horyzontalny. Elektroniczne media dostarczyły metod, dzięki którym garstka ludzi może bezpośrednio i jednocześnie manipulować setkami milionów. System finansowy pieniądza dłużnego oddał władzę nad bogactwem miliardów w ręce może paru setek osób. Wszystkie te nadludzkie możliwości wpływu są osiągane zdalnie, poprzez środowisko techniczne.
Tylko bezpośrednia przemoc wymaga jeszcze dotarcia do pojedynczego człowieka, pozostając w jakimś przewrotnym sensie ostatnią prawdziwie ludzką władzą. To jednak też się zmienia wraz z rozwojem technik, pozwalających zadawać cierpienia na odległość przy pomocy chemii, akustyki, elektromagnetyzmu czy kontroli środowiska. Nowoczesne systemy produkcji, dystrybucji i kontroli żywności oraz leków dały możliwość wpływania na zdrowie i życie większości żyjących ‒ ledwie kilku globalnym korporacjom. To otwiera nowe pole działania dla zdalnej władzy.
Zresztą, wielka i nadal rosnąca zależność ludzi od infrastruktury pozwala ich krzywdzić po prostu poprzez pozbawienie dostępu do niej, a to wydaje się prostsze, niekontrowersyjne i łatwe do zakamuflowania. Duże miasto, pozbawione prądu albo wody, musi szybko stać się piekłem, a odpowiedzialność za ten stan można zawsze zrzucić na jakichś szkodników, innowierców albo innych niepokornych, przy okazji kierując na nich gniew ludu.
Gdyby chcieć jedną proporcjonalną piramidą władzy objąć wszystkich ludzi, jeśli przyjąć, z zapasem, że byłoby ich dziesięć miliardów, to wypracowana przez wojsko dziesięciopiętrowa struktura mogłaby pokryć ten zasięg już przy dziesięciokrotnym zagęszczaniu władzy pomiędzy sąsiednimi szczeblami, tak że każdy funkcjonariusz miałby dziesięciu podwładnych. Ale wszystkich funkcjonariuszy musiałoby być przeszło miliard.
Gdyby piramida miała mieć pięć pięter, do systemu władzy trzeba byłoby dopuścić około stu milionów osób, z których każda miałaby po stu podwładnych. Przy czterech piętrach, potrzebne byłoby mniej więcej trzydzieści milionów funkcjonariuszy i po trzystu podwładnych na każdego z nich, przy trzech ‒ odpowiednio: pięć milionów oraz dwa tysiące. Przy dwuszczeblowej organizacji, wystarczyłby stutysięczny aparat władzy, na tyle jednak sprawny, aby każdy funkcjonariusz mógł kontrolować aż sto tysięcy podwładnych lub poddanych.
Gdyby ktoś tak lubił władzę, że w ogóle nie chciałby się nią dzielić, musiałby nieszczęśnik sam panować nad tymi wszystkimi miliardami. Czy to w ogóle możliwe? Chyba coraz bardziej. Do systemu władzy powłączano różne zdobycze nauki, nowe technologie, rozmaite automaty i automatyzmy, a od kiedy życie społeczne w coraz większym stopniu zaczęło lokować się w teleinformatycznej sieci, szczególnie ułatwiającej algorytmizację, władza gwałtownie informatyzuje się i dematerializuje.
Algorytmy nadzorujące ludzi, kontrolujące ich zachowania, kontakty, zakupy, finanse ‒ rozproszone po całej sieci, niemożliwe do zlokalizowania ‒ są „od zawsze" i niejako z definicji tak globalne, jak sama Sieć. Przy pomocy takich narzędzi, jednostki mogą panować prawie bezpośrednio nad coraz liczniejszymi masami ‒ przy pomocy swojego rodzaju telewładzy. Współcześni władcy są coraz mniej zależni od dworów, urzędów i armii... i pewnie coraz bardziej samotni.
Ewolucja władz
Czy rozwój władz ma jakiś kres? Teoretycznie tak, nie może być przecież większej władzy niż globalna, silniejszej niż totalna, a przy tym bardziej skoncentrowanej niż monarsza. Kiedy któregokolwiek rodzaju pojedyncza władza zdoła objąć naraz całą Ludzkość, trzeba będzie tę władzę nazwać globalną. Gdy jakakolwiek grupa ludzi będzie podlegać tej samej i jednej władzy we wszystkich możliwych zakresach naraz, trzeba będzie taką władzę nazwać totalną. Kiedy rzeczywiste centrum władzy będzie miało wielkość jednej lub kilku rodzin, to prędzej czy później powiąże się genetycznie, i niezależnie od tego, jak by się taka władza kazała nazywać, będzie arystokratyczna albo nawet monarchiczna.
Czy możliwe są dzisiaj władze globalne, totalne i oligarchiczne lub monarchiczne? Oczywiście, tak. Globalna już się stała współczesna władza finansowa światowych regulatorów i organizatorów giełd nad rynkami elektronicznymi. Totalna była zawsze władza rodzica nad małym dzieckiem, władza strażnika nad więźniem czy psychiatry nad pacjentem. Oligarchiczna jest z pewnością władza nad globalnym systemem pieniężnym i zapewne władza nad mediami. Wewnętrzna organizacja tych oligarchii jest nie bardzo rozpoznana, nie wiadomo więc, czy same słuchają jakichś ukrytych mistrzów albo monarchów, czy podejmują decyzje zbiorowo, w oparciu o konsensus albo grę sił.
Co do władzy finansowej, wydaje się, że dostęp do najwyższych jej szczebli pozostaje od dawna dziedziczny, a zatem trzeba ją nazwać, jeśli nie dynastyczną, to co najmniej arystokratyczną. Władza duchowa jest nie w pełni ujednolicona, przez co jej organizacja bywa różna. Media podlegają przemożnej kontroli kapitału, ale tworzą własne dość zamknięte środowisko. Naukowe, kulturalne i oświatowe ośrodki wpływu też coraz bardziej się zamykają kulturowo i genetycznie, co zdaje się prowadzić do systemu klanowego, może kastowego. Instytucje religijne są też różnorodne, lecz ‒ paradoksalnie ‒ bardziej otwarte genetycznie. Najpotężniejsza z nich, Kościół katolicki, uniknęła prywatyzacji i dynastyczności dzięki celibatowi, który formalnie wyklucza, a realnie co najmniej utrudnia dziedziczenie pozycji.
Marek Chlebuś