banner

Renesans niewolnictwa dokonuje się od niedawna w formie szybko wzrastającego zniewalania ludzi za sprawą postępu społecznego w tempie proporcjonalnym do rozwoju cywilizacji.

 

sztumski5Oczywiście, nie klasycznego, prymitywnego niewolnictwa, jakie było dawniej. Wówczas ograniczało się ono do zniewolenia prawnego pewnej klasy ludzi i przejawiało się w wyraźnym podziale społeczeństwa na klasy panów i niewolników. Ci ostatni na mocy prawa uznawani byli za własność panów i taktowani jak rzeczy wykorzystywane przede wszystkim jako narzędzia produkcji z wszystkimi tego złymi skutkami społecznymi.

Współcześnie, niewolnictwo nie ogranicza się tylko do zniewolenia prawnego; ma o wiele więcej wymiarów, płaszczyzn i form. Nie jest już nigdzie oficjalnym ustrojem społecznym ani strukturą sankcjonowaną przez prawo. A maksymalizacja wolności jest sztandarowym hasłem programów różnych demokratycznych i liberalnych partii. Upatrują one w tym obiektywnej tendencji ewolucji społecznej, a marsz ku wzrastającej wolności uznają za konieczność historyczną.

A zatem,
w tzw. wolnym i demokratycznym świecie formalnie każdy jest wolny. Nie przeszkadza to jednak w dokonywaniu się progresywnego nieformalnego i zakamuflowanego zniewalania ludzi oraz przekształcaniu ich w faktycznych niewolników współczesnego „wolnego świata". W konsekwencji, liberalizm restytuuje niewolnictwo w innych postaciach, przede wszystkim w sposób nieoficjalny i niejawny.

Cały czas w historii przebiegały dwa przeciwnie skierowane i sprzężone ze sobą procesy: jeden ku maksymalizacji wolności, a drugi ku większemu zniewoleniu; oba były napędzane przez postęp wiedzy i techniki. One wprawdzie rywalizowały ze sobą, ale jakoś równoważyły się, chociaż w okresie burzliwego rozwoju nauki i techniki przeważał jednak chyba wzrost wolności. Przynajmniej wielu ludziom tak się wydawało. Jednak od pewnego czasu bardziej postępuje proces zniewalania.
A współcześnie
zniewolenie dokonuje się coraz szybciej i to w skali globalnej; ogarnęło już właściwie niemal wszystkie sfery życia. Zniewolenie stało się też wielowymiarowe, podobnie jak wolność: wymiarów niewoli jest chyba tyle, ile jest wymiarów wolności.

Zniewalanie, tak jak dążenie do wolności, nie jest obiektywną koniecznością ewolucji dziejów, lecz dokonuje się pod wpływem czynników subiektywnych. Jest ono dziełem ludzi z inspiracji określonych grup mających interes w celowym zniewalaniu mas społecznych z różnych powodów, głównie ekonomicznych i politycznych. W odróżnieniu od ostentacyjnych działań na rzecz wzrostu wolności pożądanej przez wszystkich, działania podejmowane w celu niechcianego przez nikogo zniewolenia przebiegają skrycie.

Trzeba więc tak zniewalać ludzi, żeby o tym nie wiedzieli i nie spostrzegli się, kiedy znaleźli się w niewoli. To wymaga posługiwania się zwykłym oszustwem polegającym na zniewalaniu wbrew głoszonym ideom wolnościowym, wyrafinowanymi technikami manipulacji oraz perfidnymi sposobami zniewalania. Inaczej niż w niewolnictwie klasycznym, gdzie zniewolenie było jawne. Dlatego często nawet ci, którzy są elementami globalnego mechanizmu zniewalania, przyczyniają się do niego i wspierają go, popadają w niewolę i nie uświadamiają sobie tego, że sami wpadają w sidła zniewolenia, które zastawiają na innych.

W neoniewolnictwie nie ma ludzi wolnych i zniewolonych, bo faktycznie zniewolony jest każdy w jakimś sensie i stopniu - jeden mniej, a drugi więcej. Ludzie wpychani w coraz szybszy wir w pogoni za różnymi interesami i zaaferowani nie tylko troską o byt i przeżycie, ale również innymi mało ważnymi sprawami, podnoszonymi sztucznie w wyniku manipulacji do rangi istotnych spraw życiowych, nie wiedzą nawet, kiedy tracą wolność, którą ludzkość zdobywała przez wieki z tak wielkim trudem. A gdy sobie uświadomią, że stali się już niewolnikami, to za późno jest na to, żeby móc się wyzwolić i praktycznie nie ma szans na odzyskanie utraconej wolności.


W neoniewolnictwie jest gorzej aniżeli w niewolnictwie starożytnym
. Wtedy można było niewolnika oficjalnie wykupić i wyzwolić; teraz wyrwanie się z okowów niewoli jest raczej niemożliwe, a przynajmniej mało prawdopodobne. Postęp społeczny permanentnie i nieodwracalnie wzmaga stopień zniewolenia w skali globalnej. Uświadomienie sobie tego sprawia, że euforia związana z pochodem ku upragnionej jak największej wolności ustępuje miejsca rozgoryczeniu wynikającemu z coraz większego zniewolenia. Marszowi ku wolności skutecznie stanął na przeszkodzie marsz ku niewoli.

Zwiastuny i przejawy nowego niewolnictwa

są coraz bardziej widoczne i jest ich coraz więcej. Występują w wielu dziedzinach życia wewnętrznego człowieka i w jego aktywności skierowanej na zewnątrz. Paradoksalnie, narastanie neoniewolnictwa jest konsekwencją liberalizacji. Zgodnie z przysłowiem les extrêmes se touchent (krańcowości się stykają), maksymalizacja wolności przeradza się w niewolę. Do wolności dochodzi się w wyniku uwalniania się od czegoś, co ciąży, krępuje, przeszkadza lub ogranicza. Nie sposób zaprezentować tu wszystkich postaci niewoli charakterystycznych dla naszych czasów. Dlatego zwracam uwagę na kilka ważniejszych.

Niewola techniki jest skutkiem nadmiernego zawierzania nowoczesnym urządzeniom i systemom zabezpieczającym a także przekazywania im funkcji życiowych ludzi. Dzięki postępowi techniki ludzie uwalniają się przede wszystkim od wysiłku cielesnego i w coraz większym stopniu też od intelektualnego. A jednocześnie coraz bardziej popadają w niewolę techniki. Jest to zjawisko powszechnie znane. Warto może podkreślić tylko dwie ważne kwestie związane z tym: uwalnianie się od konieczności myślenia oraz unikanie odpowiedzialności.
 Nowoczesne urządzenia techniczne z powodzeniem przejmują funkcje mózgu człowieka na razie w zakresie myślenia logicznego, obliczeń oraz kontroli. Wspomaganie komputerowe ogranicza potrzebę myślenia w trakcie wykonywania pracy.

Większość procesów myślowych towarzyszących produkcji i twórczości wykonują komputery zamiast ludzi. To zwalnia ich z obowiązku myślenia do tego stopnia, że w pełni zawierzają „myśleniu" komputerów oraz urządzeniom technicznym wyposażanym w wiele systemów zabezpieczających przed awariami. Na przykład kierowca skomputeryzowanego samochodu w czasie jazdy liczy na to, że ten samochód bezpiecznie dowiezie go do celu podróży i dlatego wyłącza się od myślenia, obserwacji drogi, analizy sytuacji na drodze i przewidywania potencjalnych zagrożeń.

Często kończy się to tragicznie, o czym świadczy lawinowy wzrost katastrof drogowych. Nie pomogą wspaniale utrzymywane drogi, kodeksy drogowe i komputery pokładowe - nic nie zastąpi myślenia kierowcy w czasie jazdy. Oczywiście, technika odciąża mózg, ale nie zwalnia nikogo z obowiązku myślenia. Niestety, najdoskonalsze urządzenia ulegają awariom, a im są doskonalsze, tym bardziej skomplikowane i wskutek tego bardziej podatne na awarie.
 

Stopień komplikacji nowoczesnych urządzeń technicznych jest tak duży, że przeciętny użytkownik nie jest w stanie ich kontrolować. Musi zdać się na „łaskę" urządzenia, z którego korzysta i ufać w jego niezawodność, a także wierzyć w rzetelność specjalistów, którzy je konstruują i naprawiają. Tym samym popada w coraz silniejszą zależność od ludzi i rzeczy, a więc w pewien rodzaj niewoli - w niewolę przesadnego zaufania, przypominającego naiwną ufność dziecka. Obdarzanie zaufaniem rzeczy i innych ludzi zwalnia od własnej odpowiedzialności. Jeśli zdarzy się coś złego, to winą za to obarcza się samosterowne i gwarantujące bezpieczeństwo systemy techniczne.

Doszło do tego, że jako przyczynę jakiegoś wypadku wskazuje się różne rzeczy lub tzw. czynniki obiektywne, a nie ludzi, chociaż wiadomo, że zawsze w ostatecznym rachunku sprowadza się ona do tzw. czynnika ludzkiego. Ale nikt nie chce ponosić odpowiedzialności za wypadki spowodowane bezmyślnością, czyli wolnością od myślenia. Wygodniej szukać winy, gdzie się da, byle nie w sobie. Dlatego wiele spraw uchodzi ludziom bezkarnie.

Lenistwo intelektualne, które zawdzięczamy postępowi technicznemu, zwalnia od myślenia i implikuje nieodpowiedzialność oraz bezkarność. Te negatywne zjawiska nasilają się coraz bardziej wraz z rozwojem techniki i tak już spowszedniały, że uchodzą uwadze i uważane są za normalne.

Niewola nowych sposobów zachowań

- szczególnie widoczna w XX wieku - jest konsekwencją wyzwalania się od tradycyjnych norm obyczajowości. Rozmiękczanie norm zachowania miało w zasadzie służyć rozwojowi wolności w wyniku demokratyzacji i liberalizacji. (Nota bene, sprzyjało też ówczesnym systemom totalitarnym, ponieważ umożliwiało kompletne upodlenie poddanych i zdziczenie władców.) Z jednej strony, można traktować liberalizację obyczajów jako warunek konieczny marszu ku wolności, a z drugiej - jest ona jego koniecznym następstwem.

Nic bardziej nie hamuje osiągania wolności aniżeli odwieczne zakazy moralne. Rzeczywiście, eskalacja swobód w sferach polityki, gospodarki czy wyznania nie może postępować bez zastępowania tradycyjnych obyczajów przez nowe. A to idzie bardzo opornie ze względu na ogromną bezwładność stereotypów, jedną z największych w porównaniu z innymi. Przede wszystkim dlatego, że dawne obyczaje chronią pamięć historyczną kolejnych pokoleń, religię oraz ograniczają lęk przed utratą stabilnych punktów oparcia i drogowskazów w życiu - zakodowanych w świadomości ludzi od stuleci i trwale podtrzymywanych.

Wyzwalanie się ludzi nie jest celem ludzkich dziejów (jak to głosił Hegel), lecz prozaicznych zabiegów ekonomistów. Swoboda zachowań ma służyć rozwojowi gospodarki rynkowej i przysparzać zysków. A jeśli służy ludziom, to tylko pozornie, gdyż faktycznie popycha ich w coraz większą niewolę.

Typowym przykładem jest kreowanie mody w zakresie ubioru. Z jednej strony, wraz z tendencją ku demokratyzacji moda miała też demokratyzować się, tzn. obowiązywać ludzi wszystkich stanów, a nie tylko elity. Chodziło o to, by narzucać sposoby ubierania się coraz większej liczbie ludzi i przysparzać wciąż więcej konsumentów przemysłowi odzieżowemu.
To się w pełni udało. Zuniformizowane style globalne opanowały świat, a dyktatorzy mody zniewalają ludzi coraz bardziej - podporządkowując się im, wszyscy noszą się tak samo. Szybkie zmiany mody sprzyjają rozwojowi rynku odzieżowego i przyczyniają się do osiągania stale wyższych zysków potentatom w tej dziedzinie produkcji.

A z drugiej strony, nowa moda miała doprowadzić do odejścia od tradycyjnych przyzwyczajeń i norm moralnych. Ten cel również osiągnięto. Nie przestrzega się - poza nielicznymi wyjątkami tzw. specjalnych okazji - elegancji ubiorów, a stroje codzienne nie różnią się od odświętnych. W szerzeniu nonszalancji ubioru znaczny udział mają prezenterzy telewizyjni i zapraszani przez nich goście. Dawniej tak ubranych ludzi nie wpuszczono by nawet do przedsionka salonu.
Dziś to nikogo nie razi.

Do łamania norm obyczajowych przyczyniła się moda na obnażanie się. Coraz skąpsze ubrania pozwalały przezwyciężać wstyd przed odsłanianiem ciała. Nagość kojarzona z erotyką i seksualnością, granicząca często z pornografią, przestała być źle postrzegana - stała się czymś normalnym. Nie budzą sprzeciwu ubiory podkreślające walory seksualne, głównie kobiet.
Wyznacznikami mody są różnego autoramentu gwiazdki estrady, a mody dziecięcej - wyuzdana lalka Barbie. Toteż matki bez skrupułów ubierają swoje córki w lansowane dla niej kreacje, pasujące bardziej do kabaretów lub domów publicznych. (Nota bene, dziwią się później, że dziewczęta bywają przez chłopców nieszanowane, molestowane i gwałcone.)
Z kolei modę męską wyznaczają uniformy
marines, co sprawia, że zwłaszcza młodzi mężczyźni ubierają się w mundury różnego pokroju żołdaków. A przeważająca większość ludzi na świecie ubiera się w dżinsy i naśladuje kowbojów, czyli pastuchów bydła. Niestety, wielu nie tylko naśladuje ubiory pastuchów, lecz także ich sposób bycia.


Tak oto dyktatorzy mody wtłoczyli ludzi w takie czy inne, mniej lub bardziej barwne, stylizowane i dziwaczne mundury. Pomyśleć tylko, że nie tak dawno śmieszyło nas ponad miliard Chińczyków ubranych w jednakowe granatowe ubrania drelichowe i naśladujących przewodniczącego Mao Tse-tunga. Tak więc, wyzwolenie się od tradycyjnych sposobów ubierania się i zachowań tylko pozornie powiększyło wolność; wręcz przeciwnie, doprowadziło do zmiany norm i standardów, które okazały się bardziej dyscyplinujące i spowodowały dziwaczną uniformizację w skali globalnej. A jakby się do tego nie odnosić, jest to pewną formą zniewolenia.

Niewola chamstwa i wulgarności

jest specyficzną formą zniewolenia we współczesnym świecie, nie tyle fizycznego, co psychicznego. To drugie jest chyba gorsze od pierwszego. Wzrost niestosownych zachowań i grubiaństwa, a także nagminne posługiwanie się językiem obscenicznym jest bezpośrednią konsekwencją liberalizacji norm obyczajowych. Walnie przyczynia się do tego coraz niższy poziom kultury masowej, tworzonej przez chałturników dla prymitywnych konsumentów i marginesu społecznego, upowszechnianej przez mass media. Bardziej przez różne komercyjne telewizje i prasę brukową, a chyba najmniej przez radio.

Do dobrego tonu należy używanie wulgaryzmów, często jako przerywników z powodu braku właściwych słów dla ekspresji zachwytu, zdziwienia lub niepowodzenia, nawet przez ludzi reprezentujących świat nauki, kultury i sztuki. Język obsceniczny wkradł się również do literatury, a im więcej wulgaryzmów w książce, tym lepiej się ją sprzedaje.

O poczytności nie decyduje treść ani forma, tylko prostacki język, najlepiej zrozumiały przez wszystkich. Brak cenzury ułatwia szerzenie się tego języka. Coraz częściej spotyka się karygodne zachowanie i posługiwanie się językiem obscenicznym w miejscach publicznych: na ulicach, w środkach komunikacji, w szkołach (nawet przedszkolach) i niestety, też na uczelniach. Zwracanie uwagi nie tylko nie skutkuje, ale naraża na przykre konsekwencje.
 

Stróże porządku jakby tego zjawiska nie dostrzegają i nie reagują odpowiednio. Chamstwo i wulgarność opanowały Internet, gdzie każdy może bezkarnie zamieszczać co chce. Na każdym kroku jest się poddawanym presji chamstwa i nie ma widoków na to, żeby się spod niej wyzwolić. Krótko mówiąc, dzięki wolności od cenzury oraz przestrzegania norm obyczajowych i językowych wpadliśmy w prawdziwą niewolę chamstwa.

Niewola kłamstwa,

która jest pewnym sposobem zniewolenia, nasila się w okresie burzliwego postępu wiedzy, zwłaszcza naukowej, jakby na przekór dążeniom ludzi do prawdy. Jest to kuriozalne zjawisko. Dzięki powszechnej edukacji i bardzo rozwiniętym badaniom naukowym, odkrywa się coraz więcej prawd o świecie i samym sobie. Wraz z postępem nauki podąża marsz ku prawdzie, który czyni wiedzę coraz bardziej wiarygodną.

Prawdy, tak jak sensu, upatruje się i poszukuje wszędzie. Prawda funkcjonuje też jako wartość etyczna: wysoko ceni się ludzi prawdomównych i chce się żyć w prawdzie, czyli być uczciwym. . Wreszcie, prawdzie przypisuje się nawet cechę boskości (Bóg jest prawdą). Właściwie poziom rozwoju współczesnej cywilizacji zapewnia triumf prawdzie w wymiarze poznawczym, aksjologicznym, religijnym i społecznym.

Tymczasem z różnych powodów ludzie odwracają się od prawdy, unikają jej i coraz bardziej uciekają się do kłamstw. Prawda służy raczej celom destrukcyjnym: ujawnianiu afer, demaskowaniu idoli, polityków, ideologów, kapłanów itp. ludzi godnych zaufania, odsłanianiu istoty ustrojów społecznych, gospodarki, polityki i wiary oraz zdzieraniu masek z twarzy hipokrytów. Prawda okazała się zawadą w dzisiejszym życiu; jest nieprzydatna, niewskazana i często szkodliwa, a dociekanie prawdy nie jest mile widziane
(wiedzą o tym niektórzy historycy) i bywa też karane (np. wygnanie pierwszych rodziców biblijnych z raju). Odchodzenie od prawdy ma przyczyny subiektywne, psychologiczne, np. wrodzoną potrzebę samookłamywania się.


Ludzie na ogół wolą nie znać prawdy o sobie, chociaż chcą poznać prawdę o innych, a jeśli ją sobie uświadamiają, to - gdy jest przykra - starają się ją głęboko skrywać przed innymi. Wolą, gdy prawi się im zmyślone komplementy i darzy niezasłużonym uznaniem. Jest to zjawisko naturalne.
Są również przyczyny obiektywne, tkwiące w uwarunkowaniach życia społecznego.

Panujące stosunki społeczne zmuszają ludzi do zatajania prawdy i do życia w kłamstwie. Wskutek tego mówienie nieprawdy jest zjawiskiem powszechnym, które coraz bardziej nasila się. Kłamstwo towarzyszy nam wszędzie: kłamią reklamy, mass media, politycy, elity rządzące, sprzedawcy, agenci, eksperci, a nawet niektórzy naukowcy. Kłamie, kto może i bez żenady oszukuje innych, a przynajmniej z premedytacją wprowadza w błąd. A społeczeństwo nie protestuje przeciwko temu. Niektórzy, nawet ludzie wysoko wykształceni, wierzą kłamcom, stają w ich obronie i wspierają ich. Kłamstwo stało się instrumentem służącym do zdobywania bogactwa i robienia kariery, do życia i przetrwania.


Niepokojące jest to, że przestano już reagować na kłamstwo, toleruje się je i przyzwala na okłamywanie siebie i innych. A zobojętnienie sprzyja panoszeniu się kłamstwa. Kłamstwo i oszustwo przestały być wstydliwe. Można, wprawdzie z trudem, uwolnić się od kłamstwa i napiętnować je, ale nie czyni się tego. Wskutek tego w rzeczywistości cnotą jest teraz kłamstwo, a nie prawda. Krótko mówiąc, stopniowe wyzwalanie się od konieczności głoszenia prawdy prowadzi do dyktatury kłamstwa.

 

Niewola bezczynności

 

daje coraz bardziej znać o sobie we współczesnym świecie. Jednym z czynników napędzających postęp techniczny była chęć ułatwienia sobie pracy, przede wszystkim produkcyjnej, najpierw cielesnej, później umysłowej. Rozwój techniki, technologii i organizacji pracy przebiegał równolegle z procesem wyzwalania się od pracy. Zaznaczyło się ono skracaniem czasu pracy i likwidacją stanowisk pracy - coraz mniej ludzi musi być zatrudnionych, aby wyprodukować potrzebną ilość dóbr.

Skutkiem wyzwalania się od pracy jest szybko rosnące bezrobocie. Na obecnym etapie przybrało ono już charakter masowy - na razie w krajach o wysokim poziomie automatyzacji i robotyzacji, ale w perspektywie również w skali całego globu. Próbuje się sztucznie powstrzymywać fale bezrobocia różnymi sztuczkami, ale to tylko powoduje, że nie rośnie niejednostajnie - raz spada, raz wrasta - ale cały czas wykazuje tendencje zwyżkową.


Wyzwalaniu się od pracy towarzyszy narastanie bezczynności i nudy, ponieważ nie za bardzo jest czym wypełnić czas wolny od pracy zarobkowej. Wielu ludzi nie zadowala masowa i tania rozrywka czy rekreacja, a na drogą ich nie stać. Wskutek tego, często wraz z bezczynnością zawodową i inną (prace związane z prowadzeniem gospodarstwa domowego też wymagają o wiele mniej czasu niż dawniej, dzięki coraz lepszym urządzeniom) narasta znudzenie, które wywołuje znane następstwa negatywne. A zatem, wolność od pracy wpędza ludzi w niewolę bezczynności i nudy.

Można by jeszcze wymienić dalsze formy zniewolenia ludzi we współczesnym świecie: niewolę bogactwa, która jest wytworem współczesnej ideologii konsumpcjonizmu, niewolę brzydoty, która jest efektem braku poszanowania dla tradycyjnych kanonów estetyki w obszarach sztuki i mody i też wyrasta na podłożu ekonomicznym, bo chodzi o napędzanie zysku wskutek szokowania czymś ekstrawaganckim, niewolę czasu zegarowego, która również ma podłoże ekonomiczne i jest efektem chęci maksymalizacji zysku w wyniku przyspieszania produkcji i konsumpcji, niewolę przestrzeni, wynikającą z coraz większej gęstości zaludnienia i zabudowy oraz niewolę układów społecznych wyrażającą się w postaci podporządkowania sobie ludzi przez różne instytucje, organizacje działające oficjalnie i nieformalnie, grupy nacisku i zbiurokratyzowany aparat administracyjny na wszystkich szczeblach zarządzania państwem.

Przeróżnych form, płaszczyzn i coraz bardziej przemyślnych sposobów zniewolenia oraz czynników zniewalających jest już dość dużo, aby tezę o odradzającym się niewolnictwie uznać za uzasadnioną w wystarczającym stopniu. Jeśli ludzie muszą żyć w coraz większej niewoli i rzeczywiście powstanie neoniewolnictwo, to może lepiej byłoby poszukiwać skutecznych sposobów na jak najlepsze przeżycie w warunkach narastającego zniewolenia, aniżeli podejmować walkę o iluzoryczną wolność, skazaną z góry na niepowodzenie.

Wiesław Sztumski

Od redakcji: część pierwszą wywodu Autora - o wolności - zamieściliśmy w poprzednim, kwietniowym numerze SN.