banner


sztumski      Większość ludzi przekonana jest o tym, że wzrost liczby przepisów, a w szczególności zakazów, skutkuje wzrostem ładu społecznego oraz poprawności zachowań i postępowań ludzi. Tymczasem życie pokazuje zgoła coś innego.


Kultura europejska, zwana kulturą Zachodu, szerzy się w świecie za sprawą globalizacji i imperialnych aspiracji USA oraz krajów Europy Zachodniej. Od początku kształtowała się pod wpływem religii chrześcijańskiej. Dlatego nie bez racji twierdzi się, że kultura europejska ufundowana jest na wartościach chrześcijańskich. W istocie jest to kultura helleńska i rzymska, zdeformowana przez chrześcijaństwo, szczególne w Średniowieczu. Nie zmieniła jej epoka odrodzenia, dość znaczna laicyzacja w czasach nowożytnych, rozwój cywilizacji spowodowany przez postęp wiedzy i techniki, ani współczesna ideologia liberalizmu.
 

Od początku aż do naszych czasów kształtuje się ona w procesie rywalizacji postępowych ideologii liberalnych i świeckich z konserwatywną religią chrześcijaństwa. A rozgrywa się przede wszystkim na płaszczyźnie etyki normatywnej. Fundamentem etyki chrześcijańskiej są zbiory przykazań zawarte w dekalogu oraz w przykazaniach kościelnych, wyrażone niemal wyłącznie w formie negatywnej, czyli w postaci zakazów: „Nie będziesz…”, „Nie rób…” itd. Uzupełnia je cała lista grzechów głównych i podrzędnych, wymienionych w katechizmie i w rachunkach sumienia. Toteż kultura europejska jest w przeważającym stopniu kulturą zakazów.

Od dwudziestu wieków setki pokoleń w wielu krajach świata wychowywano i wychowuje się nadal w kulturze zakazów. Na zakazach opiera się nie tylko etyka chrześcijańska, lecz również laicka, zwana „niezależną”. Każda etyka normatywna określa i stara się racjonalnie uzasadniać reguły tradycyjnie obowiązujące w stosunkach międzyludzkich, w sposobach zachowań i w postępowaniu. A te najprościej formułować w formie zakazów. Dlatego edukatorzy szczególnie mocno akcentują i wbijają w pamięć zakazy obowiązujące w społeczeństwie, a stróże moralności egzekwują je bezwzględnie.
 

Zakazy etyczne nakładają pęta na ludzi w sferze ciała i ducha, a więc ograniczają wolność w zakresie postaw, zachowywania się, postępowania, działania i myślenia. A zatem, kultura zakazów redukuje zakres i stopień wolności jednostek oraz grup społecznych proporcjonalnie do liczby norm ustanawianych przez nią.
Jest to sprzeczne z istotą ideologii liberalizmu i z naturalnym dążeniem do wolności. Wprawdzie zależności między ludźmi oraz utrzymanie ładu społecznego wymagają normowania za pomocą odpowiednich regulacji etycznych, w tym także zakazów, ale nie powinny one przeważać nad innymi formami wyrażania norm etycznych.



Kodeksów ci u nas dostatek...


W toku ewolucji społecznej wzrasta liczba relacji interpersonalnych i ich stopień złożoności. To wymaga coraz większej liczby uregulowań etycznych. Z tej racji tworzy się coraz więcej norm, które dotyczą coraz bardziej szczegółowych kwestii. Zaś w wyniku wzrastającej różnorodności zawodów, usług i postępującego rozwarstwienia społecznego trzeba grupować te normy, odnosząc je odpowiednio do poszczególnych grup, organizacji, interesariuszy, branż, profesji i firm, z których każda chce mieć własny kodeks etyczny.

Według Alana Kitsona i Roberta Campbella, od końca lat 60. dziesięciokrotnie wzrosła liczba kodeksów zawodowych - tak więc szerzy się radosna twórczość. Ponad 80% firm poddanych stosownym badaniom dysponuje własnymi kodeksami, a spośród tysiąca firm amerykańskich wymienionych w periodyku „Fortune” aż 93% mogło pochwalić się posiadaniem kodeksu lub innego dokumentu dotyczącego etyki firmy.
W Polsce liczba takich firm stanowi jeszcze niewielki odsetek. Niektórzy sądzą, że najlepiej byłoby, gdyby każda firma, grupa społeczna, a - być może - rodzina i jednostka miała swój własny kodeks etyczny i gdyby udało się skodyfikować każdą możliwą sytuację. To jednak wydaje się mało prawdopodobne. Zresztą niewiele by to dało. Bowiem w wyniku akceleracji tempa życia trzeba by raz stworzone kodeksy etyczne ciągle i coraz częściej modyfikować i dostosowywać do każdorazowo aktualnych warunków społecznych.


Za rozwojem i uszczegóławianiem kodeksów etycznych stoją też racje subiektywne. Większość ludzi przekonana jest o tym, że wzrost liczby przepisów, a w szczególności zakazów, skutkuje wzrostem ładu społecznego oraz poprawności zachowań i postępowań ludzi. Tymczasem życie pokazuje zgoła coś innego. Liczba zakazów nie przekłada się na etyczność ludzi ani organizacji. Jest dokładnie na odwrót: im mniej zakazów i im prościej są one formułowane, tym są skuteczniejsze. Małą liczbę zakazów łatwiej się zapamiętuje i przestrzega. A jeśli są jasno i jednoznacznie sformułowane, to nie budzą wątpliwości, nie wymagają dodatkowych wykładni ani interpretacji, co w znacznym stopniu ułatwia ich egzekwowanie.

Z różnych powodów przyszło nam funkcjonować w istnym gąszczu norm etycznych, który trudno jest ogarnąć w całości i w którym trudno się połapać. (W Polsce doliczono się już ponad 250 kodeksów etycznych.) Praktyka dowodzi, że nadmiar zakazów wcale nie czyni ludzi porządniejszymi ani lepszymi, podobnie jak nadmiar przepisów prawnych nie skutkuje spadkiem przestępczości. Chyba lepszy jest ich niedomiar, gdyż poszerza stopień wolności w podejmowaniu decyzji i zmusza do zastawiania się, jak powinno się postąpić w danej sytuacji, by nie narazić się na przykre konsekwencje, nie koniecznie moralne albo prawne. Przykładem potwierdzającym zasadność tego stwierdzenia jest bezsensowne ustawianie w Polsce coraz większej liczby wymyślnych znaków drogowych oraz rozbudowa do granic absurdu szczegółowych przepisów kodeksu drogowego. Nie przyczynia się to wcale do spadku liczby wykroczeń oraz wypadków, lecz raczej do ich wzrostu.


Im mniej – tym lepiej


Niewielka liczba zakazów wymaga zastanowienia się w kwestiach wyboru sposobu działania i podejmowania właściwej decyzji. Wadą zakazu jest to, że na zasadzie zwykłej przekory wywołuje zazwyczaj jakby instynktownie obronną reakcję psychiczną sprzeciwu - chęć złamania go albo ominięcia. Sam zakaz skłania do buntu i może go generować. Dlatego mnożenie zakazów przyczynia się do wzrostu naruszania ich. Nieuzasadnione przekonanie moralizatorów o konieczności kodyfikacji wszystkich możliwych sytuacji życiowych i tworzenia mnóstwa drobiazgowych zakazów nie tyle sprzyjają ładowi, co zniewalaniu ludzi. A poza tym, życie wnosi wciąż nowe sytuacje społeczne, których nie sposób przewidzieć w świecie zmieniającym się bardzo szybko. To sprawia, że starania twórców kodeksów etycznych przypominają przysłowiową pracę Syzyfa.
Na przekór powszechnej opinii, przesadna kodyfikacja wcale nie służy ładowi moralnemu, ponieważ doprowadza do absurdów i nieuczciwości. Z gąszczu nadmiernych zakazów nie powstaje porządek, tylko chaos etyczny. Jest on również spowodowany innymi przyczynami obiektywnymi: relatywizacją norm (zakazów) oraz nieustannym skracaniem czasu ich obowiązywania w wyniku ciągle wzrastającego tempa życia.

Dawniej kodeksy etyczne zawierały bardzo mało norm (w kulturze chrześcijańskiej wystarczyło nawet 10 przykazań) i nie wymagały częstych modyfikacji, bo świat niewiele się zmieniał. Dlatego obowiązywały w ciągu wielu pokoleń, były wielokrotnie powtarzane i przekazywane z jednego pokolenia na drugie w różnych formach (przekazy ustne, napisy na makatach itp.). Dzięki temu solidnie utrwalały się w pamięci ludzi. Dynamika współczesnego świata jest tak duża, że zanim ustanowi się jakąś normę i zdąży się przyzwyczaić do niej, przestaje ona już przystawać do nowopowstałej sytuacji społecznej - staje się anachroniczną i dlatego zbyteczną. Częste zmiany norm i ogromna ich liczba utrudniają zapamiętywanie. A ciągła aktualizacja kodeksów, dokonywana w pośpiechu i byle jak, odbija się negatywnie na ich jakości.


Życie w strachu



Życie wśród zakazów jest prawdziwym koszmarem; jest życiem w ustawicznym strachu przed możliwością naruszenia ich i narażeniem się na jakąkolwiek formę kary, co samo w sobie jest stresogenne. Zwiększająca się liczba zakazów i obaw związanych z możliwością ich naruszenia implikuje narastanie stresów i oraz nerwic, co oprócz innych czynników nerwicogennych przyczynia się do wzrostu chorób psychicznych. W gąszczu zakazów wzrasta prawdopodobieństwo nieświadomego złamania któregoś z nich. Toteż rośnie liczba potencjalnych i rzeczywistych przestępców.

Rozwój kultury zakazów skutkuje wzrostem przestępczości. Z jednej strony, nikt nie wie, kiedy i za co może być ukarany, a z drugiej strony, każdego można traktować jak potencjalnego przestępcę i każdy może czuć się nim. Z każdego można też zrobić przestępcę, bo zawsze da się znaleźć jakiś zakaz w jakimś kodeksie, który się naruszyło. (Słynne powiedzenie służb specjalnych: „Dajcie człowieka, a jakiś paragraf się na niego znajdzie”).
W związku z tym, w kulturze zakazów mogą wytworzyć się dwie postawy ekstremalne: albo kompletny paraliż działań - „najlepiej nic nie robić, żeby się nie narazić na coś albo komuś”, albo totalne lekceważenie zakazów - „robić, co się chce, nie zważając na konsekwencje swoich czynów”. Pierwsza doprowadza do kompletnego zniewolenia, a druga - do absolutnej samowoli. A obie, bez wątpienia, stanowią zagrożenie dla ładu społecznego i są w jednakowym stopniu szkodliwe dla funkcjonowania jednostek i społeczeństwa.

Wciąż jeszcze panuje przekonanie, jakoby zakazy były najskuteczniejszym narzędziem wychowawczym w zakresie kształtowania moralności. Jednak doświadczenie pokazuje, że w wielu przypadkach nadmiar zakazów oraz zmuszanie do bezwiednego, wymuszonego oraz rygorystycznego przestrzegania ich może przynieść więcej szkód niż pożytków.
Przede wszystkim, szkodliwie odbija się na zdrowiu psychicznym nie tylko wychowanków, ale i wychowawców, gdy ich zakazy nie są respektowane. A oprócz tego, przyzwyczaja do tego, żeby ludzie nie myśleli, tylko kierowali się zakazami. To uwalnia od osobistej odpowiedzialności za swoje decyzje i czyny.


Nie zakaz, a powinność


Jest więc dylemat, czy mając na względzie efektywność wychowywania nadal rozwijać kulturę zakazów i bezsensownie mnożyć je, czy raczej odchodzić od tej kultury i ograniczać liczbę kodeksów. A może, zamiast tworzyć ich wielość, ograniczyć się do jednego, obowiązującego wszystkich. Tym bardziej, że większość norm zawartych w różnych kodeksach da się sprowadzić do wspólnego mianownika. W końcu etyka jest jedna, tak jak logika, i jej normy mają charakter ogólnoludzki.

Może, zamiast dodawać jeszcze jeden kodeks etyczny, redukować ich liczbę? Czy nie lepiej zaprzestać rozbudowy kultury zakazów, a zacząć rozwijać kulturę powinności na bazie imperatywu ekoetyki i humanizmu ekofilozoficznego: zachowuj się i postępuj tak, abyś nie przyczyniał się do destrukcji swojego środowiska życia - pamiętaj, że twoją powinnością jest rewerencja dla życia, przede wszystkim ludzkiego.

Powinność jest chyba lepsza od zakazu, ponieważ
nie jest narzucona z zewnątrz, lecz bierze się z przyzwolenia wewnętrznego i osobistego przeświadczenia o poprawnym postępowaniu; bierze się z własnej świadomości moralnej, a nie ze strachu przed karą. Jest ufundowana na trwalszej podstawie aniżeli zakaz. Nie chodzi o to, by w ogóle nie korzystać z zakazów, ale by zachować umiar w ich tworzeniu i uciekać się do nich w sytuacjach nadzwyczajnych.
W ten sposób zakaz nie będzie czymś pospolitym, spowszechniałym i wskutek tego lekceważonym, lecz nabierze stosownej wartości, wymowy oraz mocy i stanie się skutecznym narzędziem wychowawczym. Nie można nie doceniać roli zakazów, ale nie należy jej przeceniać. Dlatego - sądzę - kulturę zakazów należy rozsądnie redukować i zastępować ją stopniowo przez kulturę i powinności.

Wiesław Sztumski