banner

Spuścizna po Arystotelesie


sztumski nowy

Wątpliwej wartości spuścizną po Arystotelesie są
dwa 
sposoby myślenia.


Jednym jest myślenie linearne lub sekwencyjne. Polega ono na postrzeganiu zdarzeń,
zjawisk i rzeczy w jednym wymiarze spacjalnym – jedno przed lub za drugim tworzy linię
zwaną osią przestrzenną – i temporalnym – jedno wcześniej lub później niż drugie tworzy
linię zwaną osią czasu.

W obu przypadkach porządek zdarzeń,
zjawisk i rzeczy określony jest przez związek przyczynowo-skutkowy
(przyczyna poprzedza skutek w przestrzeni i czasie), albo uwarunkowanie celowościowe
(wszystko układa się zgodnie z założonym celem), jak i przez wynikanie logiczne dedukcyjne
(racja poprzedza następstwo).

Na bazie myślenia linearnego uformowało się pojęcie postępu, czyli rozwoju stale 
wznoszącego się na coraz wyższe stopnie. Z czasem postęp stał bożkiem rządzącym ludźmi, którzy robią
dla niego wszystko. A jednocześnie jest on nieszczęściem dla ludzi, którzy wciąż chcą mieć czegoś więcej
lub osiągać coś więcej i popadają w pułapkę roszczeń, nadkonsumpcji i przyspieszenia.

Drugim sposobem myślenia zaczerpniętym od Arystotelesa jest myślenie ufundowane

na postrzeganiu świata za pomocą opozycji, dysjunkcji i par przeciwieństw. Jest to
myślenie binarne czy zero-jedynkowe,jakbyśmy je nazwali obecnie, w epoce
informatyzacji. Wszak w logice Arystydesa obowiązywała zasada wyłączonego środka:
tertium non datur. (Teraz na podstawie logiki wielowartościowej wiemy, że nie tylko
tertium, ale również quartum, quintum, sextum, etc. est datur.) W związku z tym
postrzega się świat - przyrodę i społeczeństwo - przez pryzmat dualizmów, opozycji
oraz sprzeczności, nawet antagonistycznych.

 

Na pierwszy rzut oka mogłoby wydawać się, że w filozofii i antropologii
Arystotelesanie ma faktycznie ostrych podziałów, gdyż ulegają one

łagodzeniu i zacieraniu dzięki kompromisom, zawartym w różnych 

odmianach koncepcji hylemorfizmu.

Wskutek tego przeciwieństwa łączą się, współwystępują w ramach

jednej całości i są nierozerwalnie związane ze sobą. Dlatego między innymi

kompromis polega na jedności przeciwieństw.

 

Z pojęciem jedności przeciwieństw zawsze były kłopoty, jeśli odnoszono ją do
mezoświata i pojmowano na gruncie logiki dwuwartościowej. Z tą trudnością borykała
się w czasach nowożytnych dialektyka Hegla, Marksa i Engelsa. Żaden z nich nie

potrafił dostatecznie wyjaśnić, na czym ta  jedność polega i co jest jej istotą.
Tłumaczono ją nie na podstawie teorii, lecz na prostych przykładach z życia, znanych
od Heraklita - „góra-dolina”, „ciepło-zimno”, albo nawet kuriozalnie „plus-minus” w
algebrze - które wskazywały na nierozłączność przeciwieństw, ale nie wyjaśniały,
skąd się ona bierze i na czym polega ich jedność.

 

Wady myślenia binarnego

 

Myślenie binarne krzewiło się cały czas w filozofii europejskiej i zachodniej głównie za
sprawą chrześcijaństwa. Teraz jest tak mocno zakorzenione w świadomości, również
dzięki informatyce, że zdaje się nie być myśleniem wyuczonym, a więc sztucznym,
lecz naturalnym i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie zostało
zastąpione innym sposobem myślenia.
A należałoby wreszcie z nim skończyć z różnych powodów.
 

Po pierwsze, jest anachroniczne w stosunku do postępu nauki i
hamuje go
. Nie znajduje uzasadnienia - chociaż znajduje zastosowanie -
we współczesnej nauce poza przypadkami szczególnymi, kreowanymi za
pomocą odpowiednich procedur idealizacyjnych.
 

Po drugie, bywa szkodliwe, kiedy zastosuje się je do zjawisk społecznych.
Szczególnie wyraźnie dało to znać o sobie w rasistowskiej ideologii hitlerowskiej,
przede wszystkim w opozycji: Herrenvolk (aryjczycy, rasa germańska) - narody
podbite, (Słowianie, Żydzi)” oraz w antagonistycznej teorii rozwoju społecznego
rozwijanej w epoce stalinizmu: siłą napędową dziejów jest walka klas, a zaostrza się
ona w miarę budowy socjalizmu.

W pierwszym przypadku skutkowało to ludobójstwem, czystkami etnicznymi i
holokaustem, a w drugim – wymordowaniem milionów bogu ducha winnych „wrogów
ludu”, czyli zbrodniami komunistycznymi. Oczywiście, myślenie binarne nie było
bezpośrednią, lecz pierwszą przyczyną tych tragedii.

   

 

i jego zalety dla religii

   

 

Myślenie linearne i binarne jest typowe dla wielu religii monoteistycznych,
wśród nich chrześcijańskiej
. Odkąd chrześcijaństwo zawłaszczyło myśl
Arystotelesa, szczególnie jego logikę, i uczyniło z niej fundament swojej filozofii,
jego wyznawcy skazani zostali na oba te sposoby myślenia. Później, za sprawą

Aureliusza Augustyna, do arystotelizmu dołączono do filozofii chrześcijańskiej

koncepcje Platona i neoplatoników, które były wprawdzie wsteczne w

porównaniu z ideami Arystotelesa, ale wygodne dla szerzenia religii i

ideologii chrześcijańskiej.

Od Soboru Trydenckiego obie te filozofie współokreślają filozofię chrześcijańską,
chociaż na pozór rywalizują ze sobą.
Neoplatonizm, który ostro (dychotomicznie) odróżniał idee od rzeczy i ciało od duszy,
sankcjonował realne istnienie bytów idealnych i ich hipostazowanie, a nawet
uczłowieczanie; między innymi dało to asumpt do traktowania i wyobrażania sobie
Boga jak człowieka.

Myślenie linearne okazało się przydatne w konstruowaniu dowodów
filozoficznych
(podanych przez Tomasza z Akwinu) i naukowych (rozwijanych
później przez neotomistów) na istnienie Boga pojmowanego nie jak człowieka,
lecz jak absolut, oraz do kształtowania odpowiedniego obrazu świata i
światopoglądu
.
 

W dowodzie ex causa efficiente (z przyczyny sprawczej) myśl biegnie wstecz -

kolejna przyczyna cofa się do drugiej aż do jakiejś hipotetycznej przyczyny

absolutnie pierwszej (punktu alfa w idei ewolucji Teilharda de Chardina), którą

utożsamia się z Bogiem.

W dowodzie ex gubernatione rerum (z celowości rzeczy) cele pośrednie układają

się w jedną linię (jeden cel jest przed drugim) i zmierzającą ku celowi ostatniemu

czy ostatecznemu (teilhardowskiego punktu omega).

Podobnie w dowodach ex gradibus perfectionis (ze stopni doskonałości) i 

ex motu (z ruchu) stopnie doskonałości oraz ciała poruszające i poruszane

układają się w ciągi przestrzenne - „jedno za drugim”, czasowe -

„jedno po drugim”, albo hierarchiczne - „jedno wyższe lub lepsze od drugiego”.



Myślenie lateralne i logika żydowska

 

 

Chrześcijaństwo bezkrytycznie, chociaż nie bezcelowo, przejęło archaiczny i
prymitywny sposób myślenia linearnego i binarnego 
nie tylko od Arystotelesa,
ale też od wczesnego judaizmu, w którym występuje między innymi w Starym
Testamencie
gdzie na przykład w Księdze Rodzaju napisano, że stwarzanie świata
przez Boga 
dokonywało się dzień po dniu przez siedem dni, a więc liniowo. 


Dziwne, że chrześcijaństwo mające źródło w judaizmie nie przejęło innego sposobu
myślenia, który pojawił się tam już we wczesnym stadium Średniowiecza w postaci
tzw. myślenia żydowskiego wywodzącego się z Talmudu. Chodzi o tzw. myślenie
lateralne, bardziej nowatorskie od myślenia linearnego i przeciwstawne mu.
 

Myślenie lateralne polega na postrzeganiu równoległych lub alternatywnych
zdarzeń
(również ich ciągów) i połączeń między nimi, czyli w ich wzajemnych

zależnościach,albo związkach.

Tutaj  zdarzenia, zjawiska i przedmioty nie znajdują się jedne za lub przed drugimi,

lecz obok siebie.
Ten sposób myślenia polega na patrzeniu na dany obiekt z różnych stron
i w całym jego otoczeniu, czyli wraz z jego środowiskiem. Inaczej mówiąc,
myślenie lateralne jest myśleniem holistycznym, ale nie sprowadza się do niego.
Na jego fundamencie ukształtowała się logika  żydowska, opozycyjna w
stosunku do logiki Arystotelesa
.
 

Okazuje się, że logika żydowska jest bardziej przydatna do rozwiązywania wielu
bieżących problemów naukowych, technicznych i życiowych, aniżeli  sklerotyczna i
zacofana z punktu widzenia postępu wiedzy i cywilizacji logika Arystotelesa i
chrześcijan.
Pisze o tym Andrew Schumann w „Logice Talmudu”:
„W informatyce mamy obecnie do czynienia z systemami  logicznymi, które
formalizują wieloagentowe i interaktywne przetwarzanie danych”.
A z kolei w logice żydowskiej rozumowania są właśnie wieloagentowe i

interaktywne, zaś wnioskowanie jest równoległe, czyli w płaszczyźnie  poziomej,

tak jak w sieciach informatycznych, a nie w pionowej.

Ma ono tę zaletę, że po pierwsze, odrzuca hierarchiczność, a po drugie,

obliguje do wieloaspektowości uwarunkowanej przez czynniki obiektywne

i subiektywne.

Niestety, chrześcijaństwo walnie przyczyniło się do tego, że staliśmy się –
ludzie Zachodu – niewolnikami nieprzystającego do współczesności sposobu myślenia 
linearnego i binarnego.

 

Skutki myślenia linearnego

 

Często spotyka się wypowiedzi obrońców chrześcijaństwa, jakoby dzięki
niemu w krajach europejskich dokonał się ogromny postęp cywilizacyjny – rozwój
oświaty, techniki i kultury. To świadczyłoby także o dobrodziejstwie myślenia
linearnego.
Może to jest prawda, ale jakim kosztem i czy ten postęp okazuje się dobry
dla ludzi? Przecież w jego imię chrześcijaństwo przyczyniło się do zniszczenia jakże
bogatej kultury starożytnej ufundowanej na politeizmie, zamordowania tysięcy
innowierców, czarownic, ludzi myślących inaczej i przeciwników kościoła, dokonywania
masowego ludobójstwa różnych grup Indian w Ameryce Środkowej i Południowej oraz
zrujnowania kultur etnicznych ludów Afryki.

A poza tym ubocznymi skutkami tego postępu były i są wojny, rewolucje społeczne,
podboje kolonialne, zagłady ludności, czystki etniczne, podziały klasowe, miliony
głodujących, uprzedmiotowienie i odczłowieczenie ludzi, dewastacja środowiska,
zastąpienie naturalnej kultury polichronicznej przez monochroniczną (co doprowadziło
do presji czasu zegarowego), itp. zjawiska, które wprowadzają ludzkość w ślepy
zaułek jej ewolucji.
A mimo to, usiłuje się wmawiać ludziom, jakie to dobrodziejstwo spotkało ich dzięki
chrześcijaństwu i spowodowanemu przez niego postępowi w  rozumieniu cywilizacji
Zachodu i jak szczęśliwi są ludzie z tego powodu.

A czynią to ci, którzy z takiego postępu najwięcej korzystają, przede wszystkim
finansowo. Tak, jakby ludzie innych wyznań religijnych i innych kultur nie byli
szczęśliwi przed nastaniem chrześcijaństwa i obecnie. Z pewnością byli i są, tylko na
podstawie innego rozumienia szczęścia.

Niestety, nie da się udowodnić, że myślenie lateralne mogłoby doprowadzić do
lepszego rozwoju ludzkości i cywilizacji aniżeli linearne i binarne
. Trudno sobie
wyobrazić, jak wpłynąłby ten sposób myślenia na dzieje Europy i czy mniej byłoby
nieszczęść.
Z pewnością nie wiązano by pojęcia postępu z hierarchicznością i akceleracją, które,
jak by nie było, są siłami niszczącymi ludzi. Jest wysoce prawdopodobne, że nie
byłoby tak szybkiego rozwoju matematyki, nauk przyrodniczych i technicznych, ale
może za to bardziej rozwijałyby się nauki humanistyczne, co mogłoby okazać się lepsze
dla ludzi.

 

Mnogość podziałów i … konfliktów

 

 

Binaryzm w myśleniu implikuje specyficzny sposób postrzegania świata poprzez
podziały ostre, dysjunktywne czy dychotomiczne. W konsekwencji, w obrazie świata
dominują podziały, przeciwieństwa,  opozycje i sprzeczności, a rzeczywistość
społeczną postrzega się w optyce nietolerancji, nienawiści, antagonizmów, wrogości
i agresji.

Świat jawi się w szczególności jak mnogość przeróżnych dualizmów znajdujących się
na wielu płaszczyznach (ontologicznej, poznawczej, antropologicznej, psychologicznej,
przyrodniczej, prawnej, ekonomicznej, ekologicznej, itd.): byt – myślenie, mózg – myśl,
istota-istnienie, ja – ty, przestrzeń – czas, bóg religii (osobowy) – bóg filozofii
(absolut, demiurg), człowiek biologiczny – człowiek społeczny, ciało – dusza, człowiek
sensoryczny – abstrakcyjna osoba ludzka, jednostka – zbiorowość, wyznawca religii –
obywatel, dobro własne - dobro wspólne, ludzie – zwierzęta, środowisko przyrodnicze –
środowisko społeczne, dobro – zło, bieda – bogactwo, białe – czarne, prawo naturalne –
prawo stanowione itd.

W istocie jest to uproszczony, wyidealizowany i poniekąd wypaczony obraz świata.
Dlatego, że jest uproszczony, łatwo daje się racjonalizować, formalizować i opisywać
za pomocą teorii naukowych. Inaczej mówiąc, binaryzm sprzyja rozwojowi wiedzy
naukowej, zwłaszcza tzw. nauk ścisłych, i z tej racji jest pożyteczny
.
 

Natomiast szkodliwe jest tworzenie i rozpowszechnianie celowo

wypaczonego i zafałszowanego obrazu świata na gruncie sprzeczności i

antagonizmów społecznych.

Przede wszystkim szkodliwe są opozycje wywodzące się z
dualizmu antropologicznego (jego twórcą był Platon),
który legł u podstaw 
antropologii chrześcijańskiej.

Z bazowej opozycji „ciało-dusza” wywodzi się bezpośrednio i w sposób konieczny
rozdwojenie istoty ludzkiej na biologiczną i społeczną,  człowieka (w sensie
biologicznym i społecznym) i osobę (człowieka w sensie teologicznym) oraz na
wyznawcę religii (homo religiosus i obywatela (homo politicus).

To rozdarcie, które występuje przede wszystkim wewnątrz człowieka, emanuje na
jego otoczenie - wewnętrznie rozdarte są rodziny, grupy, społeczeństwa i państwa.
Stało się ono przyczyną hipokryzji i innych
postaw nagannych z punktu widzenia etyk świeckich (etyka chrześcijańska
raczej je toleruje).

Efektem dwulicowości jest rozdwojenie jaźni spowodowane miotaniem się
między istotą biologiczną a społeczną, istotą jednostkową a stadną oraz
między religijnością a świeckością wraz z wszystkimi negatywnymi konsekwencjami tego
rozdarcia dla jednostek i społeczeństwa. (Szerzej pisałem o tym w artykule

Podwójne standardy w „Sprawach Nauki” Nr 12, 2014.)

 

Faktem jest, że antropologia chrześcijańska wraz z obiektywnie istniejącymi dualizmami

natury pozareligijnej (kształtowanymi na płaszczyźnie politycznej, narodowej,

ekonomicznej, socjalnej, itp., które konfliktują społeczeństwo), stwarza dodatkowe

konflikty społeczne i subiektywne, głównie na płaszczyźnie religijnej.
Chrześcijanin (podobnie jak wyznawcy innych religii), który jest obywatelem państwa

świeckiego, a nie wyznaniowego, żyje jednocześnie w dwóch odrębnych światach.
W każdym z nich panuje inny, opozycyjny ład i trudno znaleźć jakiś kompromis między
nimi. Formują one superego wyznawcy chrześcijaństwa na podstawie binarnych
porządków moralnych: świeckim i religijnym, państwowym i kościelnym,
„stanowionym” i „naturalnym”. Jest ono w pewnym sensie schizofreniczne i dlatego
patologiczne.

 

W efekcie chrześcijanie miotają się między tymi porządkami i nie wiedzą, jak pogodzić
je ze sobą, nie potrafią wyraźnie określić, jakimi są istotami i - w związku z tym -
jak mają się zachowywać i postępować.
Patologicznie rozdwojone religijno-świeckie superego nie dostarcza
jasnego imperatywu moralnego, który gwarantowałby działania
prostomyślne i jednoznacznie określone, w wyniku których nie popadałoby
się w konflikty z innymi ludźmi, wierzeniami, wartościami etycznymi oraz normami
prawnymi.
W rezultacie postępuje się zależnie od okoliczności i koniunktury raz tak,
raz inaczej, czyli dwulicowo, nie do końca przewidywalnie. A życie dowodzi,
że najgorzej jest mieć do czynienia z osobnikami dwulicowymi,
niejednoznacznie określonymi, nieprostomyślnymi i nieprzewidywalnymi.



Niewolnicy sumienia



Ludzie są niewolnikami i zakładnikami swojego sumienia: wierzący – sumienia

religijnego, niewierzący – laickiego. Sumienie nie ma charakteru statycznego,
tzn. nie jest dane w gotowej postaci, lecz jest dynamiczne, czyli rozwijane w ciągu
życia pod wpływem różnych czynników w procesach edukacji i socjalizacji.
W szczególności kształtuje je superego.

Fundamentalne dla sumienia odróżnianie dobra od zła wynika z ich absolutyzacji i

hipostazowania oraz z myślenia binarnego. W praktyce dobro i zło jest stopniowane –
na przykład dobro może być lepsze, a zło – gorsze. Poza tym dobro i zło są relatywne –
ze względu na coś lub kogoś.
Ale o tym albo się nie wie, albo zapomina.

Odwoływanie się do sumienia ludzi wierzących nie wynika bynajmniej z
pobudek religijnych, lecz pragmatycznych i ma charakter instrumentalny
.
Podobnie operowanie kategorią „osoby” funkcjonującą w antropologii katolickiej.
W jednym i drugim przypadku chodzi z jednej strony o wymuszenie bałwochwalczego

posłuszeństwa  kościołowi we wszystkich sprawach, jego absolutystycznemu 

panowaniu i podporządkowania się mu bez względu na negatywne konsekwencje, a z
drugiej strony o manifestację nieposłuszeństwa wobec świeckiego ładu (moralnego,
prawnego itd.), lekceważenia go i nieprzestrzegania.

Inaczej mówiąc, chodzi o to, by nie podlegać całkowicie władzy świeckiej
(zwanej „doczesną”, jakby władza kościoła była ponadczasowa, a nie stanowiona
przez papieży i hierarchów). Twierdzi się, jakoby istniały takie sfery osoby ludzkiej,
których władza świecka (ziemska, cesarska, ludzka, polityczna, ekonomiczna) nigdy
nie ma prawa naruszać.

Dla celów pragmatycznych, by zapewnić kościołowi prymat nad państwem,
„rząd dusz” oraz dominację katolików nad nie-katolikami
(w myśl zasady cuius

religio, eius regio) wymyślono pseudoprawniczy dziwoląg w postaci „klauzuli

sumienia”, który ma zastępować normy prawa państwowego (świeckiego, stanowionego

przez ludzi), rozterki superego (sumienia) i rozstrzygać wszelkie kwestie sporne,
jakie pojawiają się na styku prawa i etyki.



Pierwsze ofiary



Najpierw przypuszczono atak na pracowników służby zdrowia – lekarzy i

pielęgniarki, aby chronić „życie poczęte”, zapobiegać  sztucznej antykoncepcji
i przeciwstawiać się aborcji.
I to w czasach gwałtownie przeludniającego się świata
(„bomby demograficznej”) i kryzysów gospodarczych.
Nieważne, czy urodzi się dziecko zdegenerowane, nieuleczalnie chore, kalekie przez
całe życie, niechciane i niekochane, czy będzie miało gdzie mieszkać, co jeść i w co
się ubrać, czy będzie miało obiektywne warunki przeżycia.
Liczy się tylko ślepa wiara w dogmaty i zadośćuczynienie hierarchom kościoła, którzy

(z wyjątkiem tych, którzy posiadają dzieci nieślubne) tyle mają doświadczenia i wiedzy
o dzieciach, ile przysłowiowy baran o astronomii. Ale mimo to, uchodzą oni w opinii
fanatyków wiary za nieomylnych i znających się na wszystkim z racji kapłaństwa i
funkcji pełnionych w kościele.
Tę opinię usiłują podtrzymywać ze wszech miar, grzesząc nawet pychą, bo ona
zapewnia im dominację w społeczeństwie, realizację stale rosnących roszczeń,
niepodleganie krytyce, nietykalność i bezkarne postępowanie.

Część sygnatariuszy klauzuli sumienia jest głęboko wierzących, część chce się
przypodobać kościołowi, a inni okazują swą antypatię w stosunku do rządu; ci ostatni
kierują się bardziej sumieniem politycznym niż religijnym wbrew zasadzie, że klauzula
sumienia nie powinna być wykorzystywana do wojny ideologicznej.



Nadużycie


Klauzula sumienia została ustanowiona na podstawie art. 9 „Konwencji o Ochronie
Praw Człowieka i Podstawowych Wolności” (4.11.50): "Każdy ma prawo do wolności

myśli, sumienia i wyznania; prawo to obejmuje wolność zmiany wyznania lub
przekonań oraz wolność uzewnętrzniania indywidualnie lub wspólnie z innymi,

publicznie lub prywatnie, swego wyznania lub przekonań przez uprawianie kultu,

nauczanie, praktykowanie i czynności rytualne” oraz art. 18 , pkt 1
„Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych” (19.12.66):
„Każdy ma prawo do wolności myśli, sumienia i wyznania.

Prawo to obejmuje wolność posiadania lub przyjmowania wyznania lub przekonań

według własnego wyboru oraz do uzewnętrzniania indywidualnie czy wspólnie z innymi,

publicznie lub prywatnie, swej religii lub przekonań przez uprawianie kultu,

uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie” (Dz. U. z dn. 29.12.77).


W obu artykułach mowa jest o „wolności uprawiania kultu, praktykowaniu i nauczaniu”,
ale słowo „praktykowanie” odnosi się do „czynności religijnych”, czyli do praktyk

religijnych, a nie do praktyk pozareligijnych, na przykład wiążących się z

wykonywaniem zawodu. Tak samo słowo „nauczanie” odnosi się wyłącznie do

nauczania o wierze (religii). Wynika to z kontekstu treści tych artykułów.

Tymczasem funkcjonariusze kościoła i prawnicy będący na jego usługach

dokonali typowo jezuickiej – przebiegłej i obłudnej - interpretacji

wymienionych artykułów za pomocą ordynarnego oszustwa językowego.

Polega ono na nierespektowaniu zasady referencji, która nakazuje
przestrzeganie adekwatnego związku słów z tym, co one oznaczają,
albo z tym, co się wypowiada.

Zamiast jej zastosowali zasadę relatywizmu znaczeniowego, w myśl
której znaczenia słów zależą od czynników społecznych, między innymi od ideologii i
wierzeń. (Zob. W. Sztumski, Język narzędziem kłamstwa,
Sprawy Nauki”, Nr 6-7, 2009).


W taki sposób wmówili ludziom, że „praktykowanie” obnosi się również do czynności

wynikających z wykonywania pracy zawodowej, a „nauczanie” – do nauczania
wszystkich przedmiotów szkolnych, a nawet od całokształtu edukacji – nauczania i

wychowania.
Jeśli tak, to teraz nic nie stoi na przeszkodzie mnożenia „klauzul sumienia”

dla wszystkich grup zawodowych i na drodze do pełzającej transformacji

państwa świeckiego w państwo wyznaniowe.

I o to właśnie chodzi kościołowi i politykom, którzy wykorzystują go do zapewnienia,

sobie władzy. Nawet, gdy ta władza jest podporządkowana klerowi – lepsza taka

niż żadna.

Niewolnikami sumienia, a ściślej klauzuli sumienia, są zarówno ci, którzy kierują się

nakazami religijnymi oraz własnym sumieniem religijnym, jak i ci, którzy z różnych

przyczyn zależni są od nich i z konieczności muszą korzystać z ich usług, a więc

na przykład lekarze i pacjenci, nauczyciele i uczniowie, dziennikarze i odbiorcy ich

informacji itd.

Lekarzowi, który zatrudnił się dobrowolnie w organizacji publicznej służby zdrowia,

nie wolno kierować się interesem własnym, między innymi swoim sumieniem

religijnym ani troską o zbawienie swojej duszy, tylko interesem publicznym i dobrem

ogółu pacjentów. O tym stanowi obowiązujące aktualnie „Przyrzeczenie lekarskie”,

gdzie zapisano:
w art. 1, pkt 1. - „Zasady etyki lekarskiej wynikają z ogólnych norm etycznych”.

(A więc nie z religijnych);
w art. 2, pkt 2 - „Najwyższym nakazem etycznym lekarza jest dobro chorego -

salus aegroti suprema lex esto.

Mechanizmy rynkowe, naciski społeczne i wymagania administracyjne nie zwalniają

lekarza z przestrzegania tej zasady. (W pojęciu nacisków społecznych mieszczą się

również kościelne czy religijne);

w art. 4 - „Dla wypełnienia swoich zadań lekarz powinien zachować
swobodę działań zawodowych, zgodnie ze swoim sumieniem i współczesną wiedzą
medyczną”. (Nie napisano, że z sumieniem religijnym; a zatem z sumieniem
wynikającym z ogólnych norm społecznych, o czym mowa w art. 1, pkt 1.)

Te zapisy zawarte zostały w „Części ogólnej” i dlatego są one z
konieczności nadrzędne w stosunku do zapisów zawartych w „Części szczegółowej”.
Niemoralne i naganne jest odmawianie przez lekarza  wykształconego na
koszt 
państwa praktyk medycznych wchodzących w skład jego obowiązków 

wynikających z tytułu umowy o pracę w placówkach służby zdrowia
opłacanych 
przez państwo tylko dlatego, że są one niezgodne z jego

wiarą religijną.

A w ogóle lekarzy uznających wyższość klauzuli sumienia religijnego nad
przepisami prawa stanowionego nie powinno się zatrudniać w publicznej
służbie zdrowia.
Niech pracują w swoich gabinetach prywatnych, jak im się podoba.
Ale oni wolą pracować w placówkach publicznych i doić budżet państwa, a
jednocześnie pracować według swojego widzimisię - na to pozwala im ich sumienie
religijne - i mieć gwarancję, że nie zostaną zwolnieni z pracy za odmowę
wykonywania czynności wchodzących w zakres ich pracy zawodowej.

 

Szatański plan

 

Okazuje się, że nie tylko dla pracowników służby zdrowia
wymyślono, albo narzucono im przez Kościół katolicki klauzulę
sumienia
. Inne grupy zawodowe, przede wszystkim te, które najbardziej wpływają na

świadomość społeczną i postawy ludzi też są poddawane tej praktyce.

W ubiegłym roku ogłoszono „Projekt deklaracji wiary nauczycieli
katolickich i studentów pedagogiki w przedmiocie nauczania i wychowania młodego

pokolenia”.

(http://www.oswiata.abc.com.pl/czytaj/-/artykul/deklaracja-wiary-nauczycieli nauczam-prawdy-ale-zgodnej-z-pogladami-kosciola-katolickiego).


Jego korzenie można znaleźć jeszcze w tekście kardynała Adama
Sapiehy z 16 lipca 1945: „Obowiązkiem naszym, jako Polaków i katolików,
jest stanowczo żądać, by młodzież nasza była kształcona i wychowywania
w zasadach katolickich, by nauka wiary w szkołach należne i
pierwszorzędne stanowisko zachowała. Wszelkie niezgodne z tym zamiary musimy

bezwzględnie odpierać. („Kard. Sapieha Książę Niezłomny –
Patronem Deklaracji Wiary”, w „Polityka”, 25.07.2014).

Teraźniejsza deklaracja wiary nakazuje nauczycielom między
innymi
:

1) Wierzyć w jednego Boga, który jest Stworzycielem i Panem
Wszechświata, Syna, który jest Najlepszym Nauczycielem, Mistrzem i
Mędrcem oraz Ducha Świętego, który oświeca serca i umysły ludzkie oraz inspiruje i motywuje do każdego dobra.

 

2) Prezentować sobą wzór osobowości prawej i szlachetnej, wrażliwej i
odpowiedzialnej  oraz postawę otwartą na drugiego człowieka, w którym
będę widzieć samego Chrystusa.

 

3) Uznawać pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim - aktualną
potrzebę przeciwstawiania się antypedagogicznym ideologiom oraz
wszelkiej indoktrynacji we współczesnej „cywilizacji laickiej”.

 

4) Potwierdzać, że podstawą godności i wolności nauczyciela katolika jest
wyłącznie jego sumienie, oświecone Duchem Świętym i nauką Kościoła.

 

5) Wykonywać czynności zawodowe zgodnie z poleceniami Magisterium
Świętego Rzymskiego Kościoła Katolickiego.

Nic dodać, nic ująć – każdy wie, o co chodzi.

Tak wygląda implementacja encykliki Fides et ratio, uznającej rzekomo równoważność
wiary i rozumu. Niektórzy sądzą, że ta Deklaracja nie istnieje w rzeczywistości,
lecz jest wyłącznie tworem medialnym. Trudno to zweryfikować. Jednak, jeśli nawet

tak jest, to można ją traktować jak sondę medialną, za pomocą której Kościół chce

sprawdzić, jak do takiego wirtualnego – na razie – projektu ustosunkują się

obywatele naszego państwa. Chyba ktoś nie bez powodu, lecz w określonym celu

puścił ten „twór medialny” w obieg internetowy. Bo i po co miałby to robić? Jest
szalenie mało prawdopodobne, żeby to robił z czystej fantazji i próżności, albo dla

zabawy.

Także dziennikarstwo w mediach publicznych ma już swoją w pewnym sensie

deklarację wiary i sumienia. Zawiera ją art. 21, ust. 2, pkt. 6 (zwany potocznie

„misją”) Ustawy o radiofonii i telewizji z 29.12.92:
„Programy i inne usługi publicznej radiofonii i telewizji powinny: respektować

chrześcijański system wartości, za podstawę przyjmując uniwersalne zasady etyki”.

Że chrześcijański system, to jasne, ale jak on się ma do uniwersalnych zasad etyki -

nie wiadomo. Chyba, że uniwersalne znaczy katolickie, co jest nadużyciem

semantycznym. Ale w takim razie, po co stosować dwie nazwy na to samo – dla

zmylenia czytelnika? Po co trwać w iluzji państwa świeckiego i rozdziału państwa od

kościoła, jeśli robi się je coraz bardziej wyznaniowym na bazie „jedynie słusznego

wyznania” – katolicyzmu.

Klauzulę sumienia zawiera również Deklaracja Ideowa Katolickiego

Stowarzyszenia Dziennikarzy z 7.9.91. Wskazuje się w niej na potrzebę tworzenia

nowych struktur odwołujących się do dwu kryteriów – jednego, zawodowego,

związanego z pracą dziennikarską i drugiego, wyznaniowego opierającego się na

katolickiej nauce i formacji religijnej. 

Nietrudno się domyślić, które z nich jest ważniejsze.

Również prawnicy, którzy wzorują się na środowisku lekarskim, upominają się
- jak podaje Katolicka Agencja Informacyjna - „o możliwość odwołania się do

sumienia i Boga w swoim życiu zawodowym".
Z pewnością nie wszyscy i nie sami z siebie, lecz niektórzy i raczej z inspiracji kościoła.

Jest wielce prawdopodobne, że przy sprzyjających kościołowi rządach i

odpowiednim układzie sił politycznych w państwie, deklaracjami wiary lub

klauzulami sumienia zostaną objęte inne zawody od polityków po prostytutki.

Nie ma bowiem racjonalnego powodu, dla którego takimi klauzulami należy

obdarowywać tylko wybrane grup zawodowe.

Pal diabli, jeśli klauzulami tylko jednego wyznania. Przecież w państwie
demokratycznym – a wszyscy u nas mają pełne gęby demokracji – wyznawcy innych

religii też mogą tworzyć swoje deklaracje wiary.
Mamy około stu dwudziestu zarejestrowanych związków wyznaniowych.
Gdyby to się ziściło, to byłby dopiero galimatias w kraju, w którym trudno wyobrazić
sobie życie. Wtedy niech dzieje się, co chce.
Z pewnością wszyscy będą zadowoleni i nad wyraz moralni i szczęśliwi.
To jest jednak mało prawdopodobne, gdyż kościół katolicki nie pozwoli sobie odebrać

monopolu na rządzenie duszami – ciałami zresztą też.
Wobec tego może dojść do tego, że wszelkie prawa stanowione zostaną zastąpione
jednym prawem „naturalnym”, spisanym na tablicach kamiennych umieszczonych na

Jasnej Górze, tak jak deklaracja wiary lekarzy.

Oto do czego może doprowadzić podporządkowanie się z pozoru
nieszkodliwemu stylowi myślenia linearnego i binarnego w naszych czasach –

do likwidacji praw stanowionych przez człowieka, zniewolenia wyznaniowego,

cenzury religijnej i totalitarnej władzy jednego kościoła.

Mając w pamięci to, co miało miejsce w przeszłości, w szczególności w czasach

świętej inkwizycji, należałoby westchnąć nabożnie: „Boże chroń nas przed tym!”

Ale lepiej, brońmy się sami, ponieważ Bóg jest wprawdzie sprawiedliwy, ale nie
rychliwy, jak mówi znane przysłowie.

Wiesław Sztumski, 7 listopada 2015

Wszystkie wytłuszczenia oraz śródtytuły pochodzą od Redakcji