W ciągu ostatnich lat pojawia się coraz więcej problemów zdrowotnych społeczeństwa - przede wszystkim wskutek wzrostu uprzemysłowienia, urbanizacji, degradacji środowiska oraz nieodpowiedniego trybu życia. Doświadczenie życiowe potwierdza hipotezę, że środowisko życia staje się coraz bardziej patogenne, proporcjonalnie do postępu cywilizacji zachodniej. A postęp techniki, farmacji i medycyny przyczynia się nie tylko do coraz lepszych efektów terapii, ale równocześnie do gwałtownego wzrostu liczby ludzi chorych oraz niepełnosprawnych z różnych względów.
Trudno udzielić jednoznacznej i obiektywnej odpowiedzi na pytanie, czy skutki korzystne tego postępu dla zdrowia ludzi bilansują się ze szkodliwymi. Jednak, jeśli uwzględni się znaczny przyrost ludzi chorych (nie tylko w wyniku postępów w diagnostyce) oraz niesprawnych, jak i gwałtowny wzrost spożycia leków oraz parafarmaceutyków w ostatnich dziesięcioleciach, to z wysokim prawdopodobieństwem można opowiedzieć się za przewagą skutków szkodliwych.
Postęp techniki, uzależnianie się od urządzeń technicznych i wzrost komfortu życia czynią z ludzi kaleki pod względem cielesnym, mentalnym i duchowym. Kolejne pokolenia są coraz słabsze fizycznie, mniej sprawne umysłowo i niedorozwinięte duchowo. Nie może być inaczej, jeśli:
- Naturalną siłę mięśni i wysiłek człowieka zastępują urządzenia techniczne o coraz większej mocy i wydajności;
-
Ludzie coraz częściej poruszają się różnymi środkami lokomocji zamiast chodzić pieszo;
- Komputeryzacja wciąż zmniejsza wysiłek umysłowy;
- Człowiek jest redukowany do przedmiotu;
- Stosunki międzyludzkie są odczłowieczane;
- Sfera emocji jest redukowana do fizjologii;
- Sfera duchowości jest coraz bardziej ograniczana i sprowadzana do cielesności.
Choroba z definicji
Światowa Organizacja Zdrowia przyjęła następującą definicję zdrowia: „Zdrowie jest stanem pełnego komfortu dobrego samopoczucia fizycznego, psychicznego i społecznego, a nie tylko brakiem choroby lub kalectwa”. Jest ona zawarta w Preambule do Konstytucji tej organizacji.
Bardzo mocno podkreśla się w niej związek zdrowia z życiem wewnętrznym i społecznym człowieka oraz jego osobistą troskę o kondycję fizyczną. W związku z tym ważna rola powinna przypadać prewencji – należy bardziej dbać o profilaktykę aniżeli o zwalczanie chorób. W tym celu zaleca się prowadzić odpowiedni (zdrowy) tryb życia, właściwie odżywiać się, ruszać się, myśleć kategoriami ekologii oraz radzić sobie z emocjami i stresami.
To wszystko zostało pięknie powiedziane. Gorzej jest z realizacją tych powinności. Niemniej jednak ta definicja zdrowia jest za szeroka – odwołuje się do subiektywnego odczuwania przez jednostkę pełnego komfortu czy dobrostanu, przy czym oba te pojęcia nie zostały dostatecznie jasno określone. W związku z tym, każdy może je interpretować na swój sposób i mimo, że nic mu właściwie nie dolega, może czuć się z różnych powodów niekomfortowo, ergo - być chorym. Na dobrą sprawę, chyba nikt nie jest w pełni zadowolony z tego co ma, a w związku z tym wszyscy są, mogą i mają prawo czuć się chorzy.
Inaczej mówiąc, społeczeństwo jest chore na mocy obowiązującej definicji zdrowia, skoro brak zdrowia oznacza chorobę. Społeczeństwo jest chore również z innych przyczyn.
Z definicji zdrowia wynikają wymienione wcześniej zalecenia dla każdego; od ich realizacji zależy jego zdrowie. Zdrowie jednostek leży w ich rękach. To wynika z filozofii i ideologii indywidualizmu („każdy człowiek jest kowalem swego losu”), na których wspiera się filozofia i kultura amerykańska i – w konsekwencji – cywilizacja Zachodu.
Kowale naszego losu
Nie ulega wątpliwości, że każdy powinien dbać o siebie i swoje zdrowie. Ale to tylko jedna strona medalu. Drugą stronę stanowią czynniki zewnętrzne, obiektywne czy środowiskowe, na które jednostka praktycznie nie ma żadnego wpływu, nawet w wysoko rozwiniętych demokracjach. Najwygodniej zrzucić odpowiedzialność za stan zdrowia społeczeństwa na jednostki, a nie na organizacje, rząd, państwo i ustrój. A przecież degradacji środowiska, chemizacji żywności, spożywania produktów genetycznie modyfikowanych itp., nie są winne jednostki, tylko państwa, rządy, korporacje i elity finansowe, a nade wszystko system ekonomiczny, który odciska piętno na polityce, sposobie myślenia, zachowaniach i działaniach ludzi.
Prawdziwą profilaktykę należałoby więc rozpocząć od zmiany systemu politycznego i gospodarczego, tj. od rewolucji społecznej, a tego elity, które teraz rządzą i konserwatyści różnych opcji boją się jak diabeł wody święconej; dlatego robią wszystko, żeby nie dopuścić do tego.
Pojęcie zdrowia jest szerokie. W jego zakres wchodzą różne rodzaje zdrowia:
- Fizyczne (prawidłowe funkcjonowanie organizmu, jego układów i narządów)
- Psychiczne
- Emocjonalne (zdolność do rozpoznawania emocji, wyrażania ich w odpowiedni sposób, umiejętność radzenia sobie ze stresem, napięciem, lękiem, depresją i agresją)
- Umysłowe (zdolność do logicznego myślenia)
- Społeczne (zdolność do nawiązywania, podtrzymywania i rozwijania prawidłowych relacji z innymi ludźmi)
- Duchowe (u jednych ludzi związane z wierzeniami i praktykami religijnymi, u innych – z osobistym zbiorem zasad, zachowań i sposobów osiągania wewnętrznego spokoju i równowagi duchowej)
Jeśli przyjrzeć się społeczeństwu współczesnemu, to łatwo można dojść do wniosku, że nie jest ono zdrowe w ani jednym z wymienionych tu rodzajów zdrowia, czyli jest totalnie chore.
Ani ciało, ani duch
Pod względem fizycznym (również sprawności fizycznej) kolejne pokolenia począwszy od kilku ostatnich dziesięcioleci, mimo że dobrze odżywiane i szpikowane witaminami, odżywkami oraz produktami wzmacniającymi organizm - energizerami (energy drinks), są coraz słabsze i niezwykle podatne na infekcje bakteryjne i wirusowe oraz alergeny. Nęka je również chorobliwa otyłość z wszystkimi jej pochodnymi.
Stan zdrowia fizycznego pogarsza się z biegiem lat, mimo spożywania nadmiernych ilości leków. Świadczą o tym statystyki zachorowań. Przyczyny upatruje się głównie w akceleracji tempa pracy i życia oraz w niewłaściwym i nieregularnym odżywianiu, zwłaszcza produktami przetworzonymi, przesłodzonymi i fast foodami.
Wciąż więcej notuje się, zwłaszcza wśród młodocianych, zaburzeń emocjonalnych, brak odporności na stresy i umiejętności radzenia sobie w sytuacjach stresowych, których coraz więcej generuje stresogenne środowisko społeczne. Znaczne rośnie liczba zaburzeń psychicznych wywołanych napięciem, lękiem, depresją, agresją i przerostem ambicji oraz pogonią za bogactwem.
Coraz więcej do życzenia pozostawia sprawność umysłowa ludzi, a zdolność do logicznego myślenia spada drastycznie, proporcjonalnie do ogłupiania społeczeństwa przez elity władzy i środki masowego przekazu, raczej „masowego ogłupiania”. Nie dość, że znajdują się w rękach ludzi (partii) sprawujących władzę i służą ich interesom, wcale niekształcącym intelekt mas, to przeważają w nich ogłupiające reklamy, które są źródłem ich finansowania.
Znamienne jest, że żadna reforma szkolnictwa od czasów transformacji ustrojowej - a było ich kilka - nie wprowadziła obowiązkowego nauczania logiki w szkołach średnich ani wyższych. Nauczyciele i wykładowcy uczelni wyższych zgodnie potwierdzają permanentny spadek umiejętności myślenia logicznego u uczniów i studentów, którego skutkiem jest niechęć do nauki. Trudności w myśleniu skutkują trudnościami w uczeniu się i w konsekwencji awersją do nauki oraz niedostosowaniem do wymogów szkoły. Stąd bierze się wzrost liczby uczniów nieporadnych i wymagających specjalnej troski.
Ani szkoły, w większości realizujące z różnych przyczyn programy nauczania na poziomie minimum, ani twórczość artystyczna podporządkowywana coraz bardziej kulturze masowej (antykulturze) w wyniku komercjalizacji (żądzy zysku twórców), ani mass media nie sprzyjają rozwojowi intelektualnemu i kulturalnemu społeczeństwa.
Chorzy społecznie
Na przekór idei społeczeństwa wiedzy postępuje dwuwymiarowa polaryzacja społeczeństwa.
W wymiarze poziomym - na nieznaczną i kurczącą się grupę prawdziwych intelektualistów, ludzi kultury i „fachidiotów” (ludzi o horyzontach myślowych zawężonych tylko do wyuczonej specjalności) oraz całą resztę, co najwyżej ćwierćinteligentów, tj. ludzi „chorych intelektualnie”.
W wymiarze pionowym - na elity intelektualne prezentujące coraz wyższy poziom intelektualny i masy prezentujące coraz niższy poziom.
W społeczeństwie konsumpcyjnym wzrasta liczba ludzi „chorych społecznie”, do których zalicza się jednostki zmarginalizowane, wykluczone i „sieroty społeczne”. Nie są to chorzy na własne życzenie, ze swojej winy albo niepełnosprawni, chronicznie chorzy i cierpiący na zburzenia psychiczne, czyli z przyczyn subiektywnych (tacy zawsze byli, są i będą, a ich procent w danej populacji w zasadzie nie zmienia się), lecz z przyczyn obiektywnych, niezależnych od nich, na które nie mają wpływu.
Do tych przyczyn należy ubóstwo, brak odpowiedniego wykształcenia, nieumiejętność posługiwania się nowoczesnymi technologiami, niska pozycja społeczna, walka konkurencyjna, itd.
Ci ludzie nie potrafią dostosować się do średnich i stale podwyższanych standardów społecznych narzuconych przez tempo pracy i życia, do wzrastających wymagań i oczekiwań, do wzrostu wydajności pracy, do powszechnej pogoni za zyskiem, do szybko zmieniającego się środowiska życia oraz do obwiązujących norm współżycia z innymi. Oni po prostu nie nadążają za innymi, zostają w tyle, żyją na poboczu drogi wytyczonej przez postęp cywilizacji.
I chorzy na duchu…
Współczesna cywilizacja przyczynia się do patologii sfery duchowej - czyni ludzi „chorymi na duchu”. To nie to samo, co chorymi psychicznie. Zazwyczaj duchowość redukuje się do wymiaru religijnego. Jednak duchowością obdarzeni są też ludzie niereligijni, jako że duchowość, cecha gatunkowa homo sapiens, jest atrybutem każdego człowieka, także niewierzącego w bóstwa. Duchowość obejmuje tak pogłębione życie religijne, jak i kompetencje intelektualne do rozumienia siebie i świata oraz do świadomie kształtowanych zasad moralnych. W jej ramach poszukuje się między innymi odpowiedzi na pytanie o sens i cel życia.
Rozwój duchowości człowieka zależy od stopnia jego wolności, zdolności do dokonywania wyborów na podstawie wyższych wartości, jego rozwoju moralnego, wrażliwości sumienia (niekoniecznie w sensie religijnym) i subtelności estetycznej (artystycznej). Tymczasem we współczesnym świecie, głównie za sprawą neoliberalizmu, konsumpcjonizmu i relatywizmu etycznego, te warunki rozwoju duchowości spełniają się w coraz mniejszym stopniu. Wbrew ideologii liberalizmu wolność jest coraz bardziej ograniczana; postępuje neoniewolnictwo.
Wyższe wartości znajdują się fazie zanikania; postępuje globalne zdziczenie obyczajów. Moralność pozostawia wiele do życzenia; postępuje zacieranie się granicy między dobrem a złem. O wrażliwości sumienia można sobie tylko powspominać - upowszechnia się bowiem znieczulica i terroryzm grubiaństwa oraz wulgarności. Sumienie znajduje się w stanie atroficznym, zastąpione zostało przez wyrachowanie. Subtelność artystyczna i estetyczna zagłuszona została wrzaskiem i szokowaniem.
Duchowość religijna sprowadzona została do religijności na pokaz i od święta, nie tylko w wyniku laicyzacji czy ateizacji; coraz bardziej zamazuje się granica między sacrum a profanum. Życie wielu ludzi traci sens, głównie z braku możliwości samorealizacji oraz wykluczenia społecznego; potwierdza to wzrost liczby samobójstw, nawet wśród młodocianych. Postępuje redukcja duchowego wymiaru celu życia do wymiaru materialnego; bardziej chodzi o to, by „mieć” a nie „być”. Dużą rolę w degradacji duchowości odgrywa postęp techniki, w którego wyniku ludzie stają się podobni do maszyn – bez czucia i wrażliwości.
Współczesne społeczeństwo jest chore pod wieloma względami i w wymiarze masowym, globalnym. To jest przerażające, Nigdy wcześniej tak nie było, mimo niskiego poziomu rozwoju medycyny, niewielkiej liczby lekarzy oraz aptek i niedostatecznej opieki zdrowotnej. Wysiłki służby zdrowia nie dają zadowalających rezultatów.
O wiele więcej ludzi choruje niż można ich wyleczyć. Nie pomaga ogromna podaż leków i suplementów diety, na które coraz mniej ludzi stać. Praktycznie nic nie dają reformy służby zdrowia, które przypominają leczenie za pomocą naklejania plastra na chory narząd, podczas gdy potrzebne są radykalne środki i zabiegi.
W związku z tym czarno rysuje się przyszłość ludzkości. Jeśli elity władz i światowi decydenci polityczni dobrowolnie nie dokonają fundamentalnych zmian ustroju i ideologii, mając na celu dobro wspólne, jakim jest zdrowie społeczeństwa, albo jeśli masy społeczne nie wyręczą ich w tym i nie zrobią rewolucji, to choroby będą gnębić nas i przyszłe pokolenia aż do kompletnego wyniszczenia ludzkości. A może się mylę? Oby tak było!
Wiesław Sztumski