Postawa konsumpcjonistyczna wyrażająca się w pazerności oraz chęci bogacenia się za wszelką cenę kosztem innych jest zjawiskiem naturalnym, nasilającym się wraz z postępem kapitalizmu. Ludzie stopniowo przywykali się do niej w ciągu co najmniej dwóch stuleci, a w naszym kraju - w ciągu ostatnich trzydziestu lat.
To tłumaczy, dlaczego w dzisiejszych czasach nie traktuje się jej jak czegoś kuriozalnego i toleruje się ją, aczkolwiek niechętnie, jak wszelki rodzaj wyzysku. A i trudno ją zwalczać, bo mniej zamożni ludzie, poddani presji ideologii konsumpcjonizmu, chcą dorównać bogactwem ludziom bogatszym od siebie.
Wskutek tego, coraz mocniej nakręcają spiralę bogacenia się. Dlatego coraz częściej i na szerszą skalę postępują w sposób urągający obowiązującym regulacjom prawnym i normom moralnym, a często wbrew sumieniu, o ile jeszcze go mają.
Są jednak pewne granice tolerancji dla poczynań drapieżników społecznych, dla których trudno o przyzwolenie społeczne; chyba że wskutek upodobniania się do maszyn ludzie stali się do tego stopnia obojętni na wszystko, że brak im jakiejkolwiek empatii i nikogo im nie żal.
Najgorszymi drapieżnikami społecznymi są żerujący na jednostkach, które z racji swego wieku, choroby lub sytuacji życiowej są całkowicie bezbronni, bezradni i zdani na łaskę innych. Nazwa „drapieżnik” jest zbyt łagodna i nie oddaje istoty rzeczy. W istocie są to stwory podobne do padlinożernych sępów, hien, albo szakali, a w każdym razie niegodni miana człowieka – ordynarni łupieżcy, wszak człowiek, to brzmi dumnie. Coraz częściej z własnego doświadczenia i środków przekazu masowego dowiadujemy się o niegodziwościach, aferach i złych uczynkach, których są oni sprawcami.
• Dowiadujemy się o agresywnym oferowaniu przez ajentów - łupieżców i wyłudzaczy ludziom starym, często mało sprawnym umysłowo i nie znającym się na funkcjonowaniu banków lub parabanków oraz na żargonie finansistów, korzystnych, a faktycznie wysokooprocentowanych kredytów, również pod zastaw hipoteczny. Efektem tego jest zagarnięcie dorobku życiowego tych ludzi przez łupieżców.
• Nagminne jest namawianie klientów różnych banków na niby intratne lokaty lub karty kredytowe, które w rzeczywistości przysparzają zyski bankom, a jeżeli nawet klientom, to w znikomej mierze, nieporównywalnej z zyskiem banku.
• W programie telewizyjnym „Sprawa dla reportera” przedstawiane są przykłady znieczulicy ludzi bogatych będących u władzy, albo mających jakąkolwiek przewagę nad innymi na kłopoty tych, którzy znaleźli się z różnych przyczyn w trudnych sytuacjach życiowych niekiedy z własnej winy. Za wielkie osiągnięcie uznaje się sporadyczne przypadki pomocy i wybrnięcie po długotrwałych zabiegach ludzi dobrej woli (tacy też się zdarzają) z kłopotów; a przecież to powinno być zjawiskiem normalnym.
• Od czasu do czasu dowiadujemy się o wyjątkowo bohaterskich czynach, nagradzanych pieniędzmi, medalami albo dyplomami, za które uznaje się to, co należy do obowiązków pracowniczych lub zwykłych powinności ludzkich. Tak oto bohaterem ogłoszonym wszem i wobec jest strażak, który uratował staruszkę z płonącego domu, albo policjant, który kogoś reanimował. A niby co mieli robić – gapić się, jak giną ludzie?
• Ostatnio dowiedzieliśmy się, że jakiś szpital nie zainstalował telewizorów zakupionych przez darczyńców z inicjatywy rodziców w salach dla dzieci oddziału onkologicznego. W zamian oferuje płatną telewizję za 10 zł dziennie.
Kto temu winien: czy Minister Zdrowia, czy dyrektor szpitala - bezduszny i pozbawiony sumienia urzędniczyna, który nie uświadamia sobie, ile krzywdy wyrządził ciężko chorym dzieciom, ich rodzicom i darczyńcom?
A w ogóle, skąd się wziął zwyczaj pobierania opłat (przeciętnie 2 zł za godzinę) od pacjentów szpitali i dlaczego dyrektorzy szpitali zatrudniają jakieś firmy świadczące takie usługi, czyżby na mocy jakichś koneksji albo zmowy? Można ewentualnie obciążyć pacjenta kosztami zużycia energii elektrycznej, ale są one znikome.
• Inną bulwersującą sprawą jest handel na terenie szpitali. Ceny towarów w kioskach, sklepikach i barach są tam o wiele wyższe aniżeli w innych miejscach. Wiadomo dlaczego, bo chory musi się tam zaopatrywać, nie ma wyboru i chcąc nie chcąc, staje się ofiarą bezlitosnych sprzedawców-łupieżców bogacących się na krzywdzie ludzkiej.
• Powszechne jest zjawisko namawiania przez aptekarzy ludzi chorych do zakupu drogich leków (rzekomo skuteczniejszych), albo pseudoleków, nazywanych dla zmylenia suplementami diety, których skuteczność jest podobna do „maści św. Tekli”, albo wody święconej, jeżeli nie działają jak leki pro psyche.
Producenci farmaceutyków wypuszczają na rynek pod różnymi nowymi nazwami te same leki, ale albo z domieszkami różnych substancji bez znaczenia, albo z większą ilością składników leczniczych, co jest pozbawione sensu, bo organizm i tak przyjmuje tyle, ile jest w stanie, a resztę po prostu wydala. (Przed czterdziestu laty opowiadał mi prof. Julian Aleksandrowicz, jak przed wojną niektórzy lekarze oszukiwali pacjentów. Otóż do składu lekarstwa dopisywali np. cukier, albo substancję barwiącą na niebiesko - wtedy nie było lekarstw w tym kolorze - które nie miały właściwości leczniczych. Dzięki temu zyskiwali uznanie pacjentów, ponieważ zapisywali leki niecodzienne i przysparzali zyski aptekarzom). Zresztą, kto sprawdza rzetelnie ich skład? Nawet, gdyby bardzo chciał, to brakuje pieniędzy dla instytucji powołanych do wykonywania ekspertyz tak dużej liczby produktów.
A do tego dochodzi jeszcze sieć powiązań korupcyjnych. (Nb. na nic wyostrzone normy jakościowe dla artykułów spożywczych, kiedy Sanepid nie ma odpowiednich mocy przerobowych, ani pieniędzy na ich sprawdzanie).
Na kpinę zakrawa ustawiczne przypominanie w reklamach TV, by w sprawie szkodliwych działań leków konsultować się w aptekach, skoro o działaniu leku wiedzą tyle, ile przeczytają w Google. Z równie dobrym skutkiem można by kupować lekarstwa w automatach ustawionych w aptekach.
I pomyśleć, że to wszystko dzieje się w kraju w 90% katolickim, jeżeli wierzyć danym kościelnym, gdzie ludzie afiszują się swoim przywiązaniem do wiary. Może byłoby lepiej, gdyby zamiast tego bardziej przestrzegali przykazań boskich i kościelnych oraz nakazów papieskich, a przede wszystkim postępowali zgodnie z zasadą miłości bliźniego – każdego, nawet tego bezradnego, biednego i chorego - na co dzień i piętnowali swoich współwyznawców - łupieżców bezbronnych ofiar.
Wiesław Sztumski
Łupieżcy bezradnych i chorych
- Autor: Wiesław Sztumski
- Odsłon: 1408